Trzy sekundy do szczęścia
Przed kilkoma minutami minęła mnie kobieta o niesamowitym, magnetyzującym uroku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wydawało mi się, że dostrzegam lekki uśmiech w kąciku jej ust.
Miałem dwie, trzy sekundy, by zdecydować, czy chcę ją poznać zanim odejdzie, zanim zapomni o moim istnieniu.
Dwie, może trzy sekundy, które mogły określić mi najbliższą przyszłość.
Przez dwie lub trzy sekundy zdążyłem pomyśleć o tym jaka jest piękna, jaką ma w sobie klasę, jak bardzo chciałem, by spojrzała na mnie jeszcze raz. Zdążyłem też pomyśleć o tym, że przecież to nie takie proste, nie wiem kim jest, kogo kocha, nie wiem czy spodobałbym się jej. Przecież to głupio tak podejść i zagadać. Ale na jaki temat? Nie, tylko się ośmieszę. Albo wyjdę na taniego ulicznego zalotnika.
Ona pewnie takich już wielu spotkała.
Przez dwie lub trzy sekundy pomyślałem o tym wszystkim i jak zwykle zapomniałem w porę uświadomić sobie, że z tych wszystkich durnych przeszkód i trudności, najtrudniej – bo graniczące z niemożliwością – będzie spotkać ją jeszcze raz.
W czwartej sekundzie już jej nie było.
Tuż obok przeszła inna kobieta. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wydawało mi się, że dostrzegam lekki uśmiech w kąciku jej ust.