Nigdy im nie odpuściłem. Od pierwszej recenzji napisanej gdzieś w okolicach 2008 r. zawsze dosrywałem konsolowcom. W końcu nadszedł dzień, by poznać wroga. Chciałem przekonać się, czy ci gracze drugiej kategorii, o intelekcie taboretu, kompletnie nieczujący ironii, a w skrajnych przypadkach otępiali i bezdennie głupi faktycznie zasługują na powszechny ostracyzm.
Niełatwo było mi pozbyć się stereotypowego myślenia. Jestem klasycznym przykładem zadeklarowanego pecetowca. Moja wiedza o konsolach zatrzymała się na etapie Nintendo. Tego pierwszego. Rodzice nie pozwalali mi grać, bo miałem złe stopnie. Zmuszali do czytania książek i sami widzicie, co ze mnie wyrosło. Trauma pozostała do dziś i nawet zbliżając się do mieszkania mojego kolegi konsolowca, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że oto wchodzę na drogę, z której nie ma powrotu.

Mieszkanie przeciętnego konsolowca to typowe polskie osiedle z jedną huśtawką i zjeżdżalnią. Nie mając możliwości zabawy poza domem, większość czasu spędzają przed ekranami telwizorów.
Tradycyjnym napojem konsolowca jest mleko. Mama nie pozwala pić niczego innego, poza tym – powiedzmy sobie szczerze – konsolowca raczej nie stać na coca-colę. Mojego kolegę zastałem, gdy szesnasty raz przechodził Mario Bros.
Ja miałem dziś przyjemność grać na najnowszej konsoli xBox One. Poza xboksem, gracze mają do wyboru Playstation 3 i Gameboy. .Według różnych szacunków na wszystkie konsole napisano ponad 30 gier, ale przeciętny konsolowiec nie posiada więcej niż pięć, głównie dzięki temu, że od czasu do czasu gry są dołączane do magazynów dla gejów oraz sprzedawane po złotówkę w koszach Tesco.
Miałem szczęście. Mój kolega jest przy kasie (zresztą przy kasie też pracuje) i stać go było na telewizor LSD. Niestety na podobne szczęście konsolowcy nie moga liczyć i wielu z nich do dziś grywa na kineskopowych. Joystickiem.
Sesja gry zaczyna się od przeczytania ok. 15 różnych ostrzeżeń, w tym tak absurdalnych jak „podłącz telewizor”, „oddychaj”, „nie wkładaj pada do buzi”. Trzeba to czytać wszystko ZA KAŻDYM razem, najlepiej na głos. Po 10 minutach można przystąpić do grania.
Mój kolega przyznał mi nieoficjalnie, że tylko raz przeczytał instrukcję obsługi i gdy pojawia się ten ekran, przymyka oko.

Zobaczyłem trzy gry. Pierwsza to stary dobry tetris. Trzeba układać klocki jeden na drugim. Wielki hit. Sprzedało się 50 milionów egzemplarzy. Sukces tej gry leży w prostocie. Nie trzeba myśleć. Dla konsolowca to ogromny atut.
Wspólne granie z konsolowcem zawsze polega na tym, że on gra, a ty patrzysz. Konsolowce nie używają klawiatury. Ich zdolności manualne nie ogarniają kilkudziesięciu przycisków. Poza tym „klawiatura jest niewygodna i ciężka. Nie da się jej trzymać w dłoni”.
Kolejny wielki hit na konsolę. Przygody myszki miki. 89 milionów sprzedanych egzemplarzy. W jeden weekend. Z czego 20 milionów zwróciło grę jako wadliwy produkt. Nie mogli zebrać w jednej lokacji wszystkich gwiazdek, a nie wiedzieli, że za funkcję skoku odpowiadają aż dwa przyciski na padzie.
GTA V, czyli przygody farmera i jego krowy. Warto zwrócić uwagę na świetny antyaliasing. Przyjemna gierka, nie powiem, nawet wciąga, graficznie nie odstaje od czołowych produkcji na PC. Z 2005 roku.
Ostatnia gra, którą pokazał mi kolega przed pójściem na leżakowanie. Heavy Rain. Jest to jedna z ciekawszych produkcji, bo nic w niej nie musisz robić. Włączasz, gra się gra sama i tylko czasami musisz nacisnąć przycisk, aby bohater powiedział jedno zdanie. Konsolowcy bardzo doceniają takie ułatwienia. Przypuszczalnie w ciągu najbliższych dwóch lat modne staną się gry, które same się włączają, przechodzą i kasują.
Najważniejszym miejscem każdego konsolwca jest zakładka z trofeami. Dla konsolowca to substytut filmów porno. Każdy dzień zaczynają od przejrzenia swoich wyników.

Jedno z najwyższych odznaczeń to śmieciarz. Odpowiednik orderu virtuti militari. Co interesujące, bardzo wielu konsolowców może pochwalić się posiadaniem tego orderu, albowiem zwyczajowo pierwsze przejście danej gry odbywa się zawsze na kodach na nieśmiertelność i z poradnikiem w ręku. Dzięki temu potrafią znaleźć każdego gówno ukryte w każdym gównie.
Przyznaję, że nie miałem odwagi zapytać kolegi, dlaczego obok tego czegoś do grania trzyma coś do smarowania, ale podobno u konsolowców to normalne.
Miałem tylko godzinę, zatem dzisiejszy tekst należy traktować jako mój pierwszy raz i nic więcej. Tyle czasu wystarczyło, aby spowodowało to we mnie nieodwracalne zmiany. Zaraz po powrocie do domu założyłem konto na ask.fm ( http://ask.fm/intomek ), bo podobno to jest serwis, na którym musi być każdy szanujący się konsolowiec.
Na poważniejsze testy przyjdzie czas, albowiem przekonałem się, że powinienem mieć takie urządzenie w domu. Nawet jeśli miałoby służyć mi tylko jako ogrzewacz do stóp. Prędko to jednak nie nastąpi, bo zaraz zaczynam prace nad kolejną książką, ale jak się uda, to może wiosną zgłębię tajemniczy świat konsolowców. Wcześniej kupię sobie telewizor, bo tak planuję od roku, a ciągle jadę na karcie telewizyjnej.
Wiem, że wśród moich czytelników mam osoby grające na konsoli. Cieszę się, że nie macie odwagi tego przyznać. Mam nadzieję, że gdy dołączę do waszego grona, przyjmiecie mnie z rozwartymi nogami. Wprost nie mogę się doczekać. Tym pozytywnym tekstem wkupuję się w wasze łaski.