TUŻ PRZED MATURĄ KWITŁY KASZTANY…
…a piło się tak jak we śnie. Legendarny tekst, publikowany raz do roku przed maturą. Lektura obowiązkowa każdego maturzysty, bo jak głosi legenda – kto go przeczyta, ten na pewno zda maturę.
Nie wyobrażaliśmy sobie życia po maturze.
Przesiąknięci stresem i oczekiwaniem na najważniejszy egzamin naszego marnego żywota, egzystowaliśmy z dnia na dzień, a im bliżej było egzaminu tym bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że oto dobiega końca beztroskie dzieciństwo.
– A co będzie, jeśli jakimś cudem zdamy? – zapytał kolega Andrzej w noc poprzedzającą pisemny z polskiego.
Obaj leżeliśmy na plaży i gapiliśmy się w dogasające gwiazdy. Było zimno jak diabli, ale grzało nas wino marki wino o smaku nadającym się wyłącznie do szybkiego przełknięcia.
– Jeśli zdamy, to pewnie będziemy musieli pójść na studia – odparłem.
– Rany boskie…
– Nie martw się Andrzej. Cokolwiek się nie stanie, nie zostawię cię samego.
Tamtej nocy to była tylko jedna z obietnic, których nigdy nie dotrzymałem.
NIC NIE UMIEM!
Oglądam dobranockę. Dzwonek do drzwi. To Andrzej.
– Idziesz z nami?
– To ciebie jest więcej?
Rozwinął banknot 50-złotowy.
– Ze mną i panem Kazimierzem.
– Człowieku, za 13 godzin matura z polaka!
– No i?
– No i pamiętaj, że na godzinę przed egzaminem muszę być w chacie i przebrać się w garnitur.
– Na wszelki wypadek weź kasę na ksero. Noc będzie długa.
„Kasa na ksero” to nic innego jak kieszonkowe, których nigdy nie dostawałem. Gdy brakowało mi pieniędzy na kolę i czekoladki, mówiłem rodzicom, że potrzebuję kasy, bo muszę skserować notatki. Nigdy nie odmówili synowi tak pilnie uczącemu się do matury….
Ktoś mądry powiedział, że jeśli nie nauczyłeś się na dzień przed maturą wszystkiego, to już niczego nowego się nie nauczysz. Nie wiem, jak ta teoria ma się do kogoś, kto się… niczego nie nauczył, ale ufałem intuicji. I Andrzejowi.
– Na maturze zawsze jeden temat jest albo o wojnie albo o żydach. Po co uczyć się reszty? – pouczał.
– Jak nam dadzą jakiegoś Mickiewicza albo innego noblistę, to leżymy.
Nie dbając o „potęgi klucz” ruszyliśmy do parku.
Musiałem uważać, aby trzymać się tylko prawej strony Andrzeja. Antyperspirantu starczyło mu na jedną pachę.
POCZĄTEK GREEN PEACE
Tamtej nocy założyliśmy lokalny oddział Green Peace.
Było nas czterech w zarządzie – ja, Andrzej, Krzysiu oraz Kubuś, o którym opowiadałem wam niedawno w tekście Życie. Szkoła, Studia… Spotkaliśmy ich na ławeczce przy dworcu. I tylu nas wystarczyło, aby dobre 3 kilometry nadmorskiego parku oczyścić z kwitnących traw, kwiatów, gałęzi. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Z tego co wiem już nigdy nikt nie powtórzył tego dzieła. Drąc się wniebogłosy rzucaliśmy w siebie kwiatami wyrwanymi z korzeniami. Akcje powtarzaliśmy do końca maja. Raz czy dwa złapała nas policja, ale nawet oni nie mieli odwagi nam podskoczyć i szybko puszczali wolno.
Cóż to znaczy być w Green Peace. Szacun, bracie, szacun!
TOMCIO, PAMIĘTAJ
Trafiliśmy na koleżankę, kurde, imienia jej nie pamiętam. Z podstawówki jeszcze ją znaliśmy. To była bardzo bliska koleżanka.
– Tomcio, jak matura?
– Właśnie powtarzamy materiał – odparłem wcinając czwartego hot-doga. Kiedyś to robili hot dogi. Buła, parówa i keczup. I nikt nie narzekał!
Ona też miała jutro egzamin. Znała regułę – wojna albo żydzi.
Chodziła razem z koleżanką po plaży, licząc, że widok morza ją odstresuje.
– Tomcio! – szepnęła.
– Co tam?
– A powiedz mi… obiecaj, że jak się spotkamy za kilka lat, postawisz mi piwo i… będziemy mogli gadać ze sobą tak jak teraz?
– Znasz mnie. Dziewczynę można mieć na jedną noc, przyjaciele zostają na całe życie.
– No tak. To pamiętaj o mnie.
Dopiero jakiś czas później od kogoś innego dowiedziałem się, że ona leciała na mnie odkąd powstałem z nocnika i zrozumiałem, że penis ma jeszcze kilka ciekawych funkcji.
Właśnie sobie przypomniałem imię – Kinga. Fajne imię dla kobiety.
Kingę ostatni raz widziałem na rozdaniu dyplomów. Nie wiem, co teraz się z nią dzieje.
JOLKA, JOLKA PAMIĘTASZ…
W końcu trafiliśmy na znajomych, którzy całkiem legalnie, choć niezgodnie z prawem palili na jednym z osiedli przedmaturalne ognisko. A w nim książki i zeszyty.
Gdy tylko Kubuś wziął gitarę, wszyscy zaczęli ostro chlać, bo choć jego śpiew na trzeźwo był całkiem do przyjęcia, to o wiele łatwiej trawiliśmy jego głos mając trochę krwi w alkoholu. Czy na odwrót.
Ale tamtej nocy, tej pamiętnej nocy przed maturą z polaka Kuba… dostał chrypki.
Pewnie dlatego, że za bardzo się wydzierał. Już zanosiliśmy się śmiechem, gdy zaczął śpiewać „Jolkę”.
I wyśpiewał ją tak, że gdyby obok stali ci z Budki Suflera to by im po nogawkach pociekło.
Słuchaliśmy jej i każdy czuł, że to jakiś symbol, że właśnie tej nocy mu się udało wreszcie nie spieprzyć piosenki.
– Nie zdaję matury – rzekł – To znak od Boga. Widzę was i rozumiem, że śpiew jest moim przeznaczeniem. Po co mi matura? Chcę śpiewać!
– Śpiewanie da ci chleb? – zapytałem „oryginalnie”.
– Da. Zobaczysz. Obiecaj, że jak za 4 lata będę sławny, a więcej mi nie trzeba, to na kolanach przyjdziesz do mnie po autograf.
– Luz.
– Trza mieć marzenia, nie?
– Trza mieć marzenia – powtórzyliśmy stukając się butelkami.
I znowu zaśpiewał tę samą melodię, a my w milczeniu obserwowaliśmy jak śpiewem tworzy sobie przyszłość.
To był nasz Kubuś.
Kubusia ponownie spotkaliśmy na jednej z warszawskich ulic pod koniec 2007 r., gdy razem z Andrzejem wracaliśmy z wizyty w sejmie. Marzł, ale uparcie grał swoją „Jolkę” i wciąż miał marzenia. Jego historię dokończę w swojej drugiej książce.
MIAŁEM BYĆ AKTOREM…
Gdzieś koło 4 nad ranem rozdzieliliśmy się. Mięczaki poszły do domu, a my z Andrzejem czekaliśmy do 6 aż otworzą pierwsze spożywczaki, coby kupić zestaw śniadaniowy – kruszonkę z jogurcikiem. Wypiliśmy wcześniej po butelce wina, jakiegoś Broka Samborka, tam kieliszeczek czegoś, ale generalnie byliśmy trzeźwi. Ot piliśmy, bo na lekkiej bombie fajniej jeździło się rowerami. I tak czuliśmy hardcore w tym, że jeszcze godzinę przed stawieniem się w szkole – karmiliśmy mewy słodkimi bułkami.
– Tomi – rzekł Krzysiu, który jako ostatni wytrwał z nami do końca – Jak już będziesz sławnym aktorem, to poznasz mnie z Julią Roberts?
– Krzysiu, nie tylko cię poznam, ale nawet bilet na rozdanie Oskarów załatwię. Tylko mi to przypomnij, bo po pijaku to ze mną można wszystko.
Los sprawił, że i tej obietnicy nigdy nie spełniłem. Zapomniałem o aktorstwie, czego do dziś bardzo żałuję, a kilka lat później nie kto inny jak Krzysiu sprzedał mnie i Andrzejowi za półdarmo bilety. Nie do Los Angeles, ale Tunezja wcale nie była gorsza.
Jak na złość nie dali nam ani żydów, ani wojny. Ale poradziłem sobie bez problemu. Miałem czas, by kumplowi pomóc w napisaniu tekstu. Dostał wyższą ocenę ode mnie.
5 maja zaczęły się najcięższe 3 tygodnie mego życia, bo ostatni egzamin – ustny z polaka mieliśmy dopiero 29. Działo się wtedy trochę, oj działo. Może opowiem wam o tym następnym razem, a może za rok.
W każdym razie – pamiętam jak przez 4 lata liceum straszono mnie maturą.
Nie zdasz to do wojska.
Nie zdasz – będziesz kopał rowy.
Nie zdasz – wykastrujemy cię.
No cóż. Mieli rację, bo nie zdać matury to fatalna sprawa. Rozumiem strach maturzystów. Tak samo jak teraz rozumiem, że strach miał wielkie oczy, bo same egzaminy nie były wcale takie trudne i dosłownie każdy byłem w stanie zdać bez uczenia się do niego. Wystarczyło trochę sprytu.
To, co zostaje po latach to wspomnienie ostatnich chwil z ludźmi, którzy tworzyli nasze życie przez ostatnie lata. Nawet w dobie internetu z wieloma już nigdy się nie zobaczyłem.
Każdy z nas składał mniej lub bardziej dosłownie jakieś obietnice, żył w wielkiej przyjaźni z ludźmi, których teraz ledwo rozpoznaje na zdjęciach.
Dlatego tegorocznym maturzystom nie życzę zdanych egzaminów.
Zdacie je na pewno. Przecież tego bloga nie czytają idioci, poza tym jak głosi legenda, a ręczę, że jest prawdziwa – każdy, kto przeczytał ten tekst, zdał maturę.
Życzę wam, byście byli świadomi, że ważny okres waszego życia się kończy i nie łudźcie się, że ci, których dziś nazywacie przyjaciółmi, nimi pozostaną. Z przyjaciółmi jest jak z kobietami. Zazwyczaj na całe życie pozostają tylko na pamiątkowych zdjęciach.
c.d.n.
Coś jeszcze w tym klimacie?
ciekawie napisane,
czytałam tylko kilka wpisow i ten najlepszy jak narazie
PS. „jeśli nie nauczyłeś się na dzień przed maturą wszystkiego, to już niczego nowego się nie nauczysz” – z doswiadczenia mowie nie
Pingback: ŁAWECZKA | Kominek IN
Pingback: Ściąganie na lekcjach, czyli za moich czasów… | Kominek IN
Pingback: Życie. Szkoła. Studia. Kredyty. Dom. Praca. Rodzina. Dzieci. Śmierć. | Kominek IN
Kominek pamietam jeszcze Twojego starego bloga. piszesz coraz lepiej, coraz ciekawiej. Powodzenia dalej.
Uwielbiam ten tekst. Niesamowicie mnie wzrusza. Jako, że niebawem sama będę zdawać maturę, mam do niego szczególny sentyment. Te ostatnie miesiące są najbardziej wyjątkowe. I choć wielu przeczuwa, że szkolne znajomości nie przetrwają próby czasu, wolą żyć naiwną, nastoletnią nadzieją, że wszystkie plany i marzenia kiedyś się spełnią, że spotkamy się, może „w przyszłym życiu”. No i ta świadomość zbliżającego się końca. Niby zaczynasz nowe życie, ale wiesz że kończy się pewien okres, że dzieciństwo już nigdy nie powróci. Przyjemnie jest marzyć, mniej przyjemnie jest z dużej wysokości spaść na ziemie i zderzyć się z rzeczywistością.
„Coś się kończy coś się zaczyna …”
oby legenda tego tekstu była prawdziwa. Mnie już część stresu zjada, powodzenia wszystkim zdającym !
To teraz mam pewność, że zdam. Dzięki Komin !
To mój pierwszy komentarz tutaj. Czytałam owy tekst już chwilę temu, jednakże dopiero teraz jego sens do mnie dotarł. Tak, jutro zdaję maturę. I właśnie poczułam się trochę bardziej podbudowana. Dzięki, Kominku 🙂
To był pierwszy teks który rok temu przeczytałem na tym blogu. Podesłała mi go znajoma na dzień przed maturą. Nie uczyłem się do niej w ogóle. Sesja się zbliża, a mnie się do niej uczyć też nie chce.
czytam ten tekst chyba 3 raz.
dzięki Kominku za otuchę. przez Ciebie odłożyłam streszczenie „Kordiana” i idę się opalać.
Pingback: Maturzystom | Kominek IN
No spoko na pewno zdamy, „Przecież tego bloga nie czytają idioci”
Chętnie podeszłabym do matury z polskiego. Zero stresu, sama przyjemność – tak to wspominam. Powodzenia życzę maturzystom!
‚Wreszcie’ wzmianka o Andrzeju.
Jak miło, czytałam ten tekst przed maturą rok temu. 🙂 Legenda, oczywiście jak najbardziej autentyczna. 🙂
I stres maturalny tak jakby mniejszy? D Z I Ę K I 🙂
modlę się żeby dali coś o Żydach lub wojnie… dziękuje Kominku za słowa otuchy, czytałam tekst już w tamtym roku i nadal bardzo mi się podoba!
no, jutro matura : D
Matura.
Jaka ja już stara jestem !
czy ta legenda tyczy się matury z matmy? 🙁
Właśnie doszło do mnie ile lat temu zdawałam maturę, ech…
Powodzenia wszystkim maturzystom!
Jakiego powodzenia? Za dużo osób w tym kraju ma za wysokie wykształcenie;)
13 godzin. borzesztymoj. no nic. jak nie w tym roku, to w następnym 😉
Może ci ludzie odeszli, ponieważ ich nie zatrzymałeś? Może tak naprawdę nie spotkałeś jeszcze nigdy nikogo wartościowego – nigdy nie zależało Ci na kimś tak bardzo, aby starać się go zatrzymać? Może dałeś umrzeć tym relacjom i nie podtrzymywałeś kontaktu?
Napisałeś kiedyś, że zostają przy człowieku tylko ci powiązani węzami krwi – rodzina. Rodzinę pierwotną tworzą osoby, które nie są ze sobą powiązane, a jednak żyją ze sobą razem, dzień w dzień przez lata – chcą żyć. Gdyby nie chcieli to by się zostali. Osoby, które od nas odchodzą to znajomi i koledzy. Przyjaciel zostanie – problem w tym, że trzeba go spotkać. I mieć jaja, żeby go zatrzymać. Taka jest moja opinia. Ja jestem sama. I samotna. Staram się z tym żyć i nie tracić nadziei, że kiedyś spotkam kogoś kto nadaje na moich falach. Jak spotkam to będzie super. A jak nie to równie zajebiście. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Widziałam dziś kwitnące kasztany. Obok bzów, jabłonek i wiśni. Coś jest takiego w tym tekście, co rusza człowieka. Przemijanie. „Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”. Ukłony dla pani Wisławy i Kominka.
Maturzyści, spokojnie, za rok kasztany zakwitną ponownie 🙂
exactly „to se ne wrati” – nieważny niesamowity potencjał intelektualny nieporównywalny z jakimkolwiek innym etapem w życiu ale ta aura muszkieterów zdolnych ruszyć „bryłę z posad” i więzi, które jeśli pękły nie są odnawialne – bo jak wytłumaczyć amok obietnic młodzieńczych po latach ciszy i stagnacji…..
Tuż przed maturą lepiłem bałwana.
Co prawda na parapecie i bardziej przypominał, płód bałwana w 3 miesiącu. Ale dla mnie był to bałwan.
Po ukończeniu, doszedłem do wniosku, że odwołanie matury z związku z śnieżycą, jest bardzo prawdopodobne.
W nocy usłyszałem, dźwięk podobny do spadającego śniegu z dachu. Jednak ja wiedziałem, że to bałwan, popełnił samobójstwo, wolał skoczyć, niż przystąpić do matury. Nazajutrz miałem się przekonać, że błędem było nie pójście w ślady człowieka śniegu.
Rano.
Matka:-Ubierz, baranie kurtkę. Śnieg padał wczoraj i zimno.
Ja:-Nie, bo będą się ze mnie śmiać i bulgotać jak indyki.
Przed szkołą oczywiście tłum, pod drzwiami oczywiście, taki ścisk, że nie ma tlenu, ludzie umierają na stojąco. Ale są skłoni, ryzykować życiem w ciasnocie. Bowiem dla pierwszych pięciu osób, słownie 5, którzy jako pierwsi wejdą na teren szkoły, dostaną od razu dyplom maturalny, nawet nie będą musieli jej pisać. Po prostu wejdą odbiorą dyplom i idą do domu.
Dość szybko spotykam dobrego znajomego.
Ja:-Słuchaj, ja idę kupić sobie red bull’a. Wczoraj w reklamie, mówili że pobudza ciało i umysł.
Jedyne co mi pobudził to pęcherz, ale o tym później.
W sali.
Umysł śpi, natomiast pęcherz jest pobudzony. Po powrocie, do sali czas na szybkie powtórzenie materiału.
Znajomy: -Ej jak to było z tym Edypem?
Ja: -Zabił matkę i dupczył ojca.
(Parę osób się śmieje)
Znajomy:-A to nie odwrotnie?
Ja: -Nie, ja czytałem wersję rozszerzoną.
Po arkusze poszedł znajomy z klasy, obiecał przed tym, wsiąść te łatwiejsze.
Po otwarciu, patrze na znajomego, który łapie się za głowę. Albo zaczyna boleć głowa, albo jest źle. Zaglądam do arkusza.
Jest źle.
No to tak wyglądało to u mnie, rok temu. Nic nie zmyśliłem. Maturę zdałem za pierwszym razem. Z owym znajomym, utrzymuje kontakt.
Tak w ogóle, to myślałem, że będzie ciąg dalszy. W tym śmiesznym radiu, podawałeś datę, kiedy się ukaże?
no Komin, już myślałam, że o nas zapomnisz 🙂
pamiętam, jak trzy lata temu nie napisałeś nic o egzaminie gimnazjalnym i było mi przykro, chyba wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że gimnazjaliści nie są Twoją docelową grupą czytelników 🙂
tak czy siak, miło po raz kolejny przeczytać, teraz już z górki!
ps nigdy nie lubiłam zdań wielokrotnie złożonych, bo albo gubiłam w nich przecinki, albo stawiałam w nadmiarze
Nie uczę się. Jeśli zdam, sam sobie zrobię karierę.
Matura zdana 2 lata temu z palcem w nosie.
Przeczytałem rok temu. Zdałem i dostałem się na to co chciałem.
Jestem po maturach, odrabiam zaległości w czytaniu twoich tekstow. zaluje, ze tego nie przeczytalam przed egzaminami. w ostatnich zdaniach tyle prawdy, choc naiwnie sadzilam ze bedzie inaczej, ale zdazyalam sie juz o tym przekonac w 2 tygodnie po zakonczeniu szkoly ;]
We wtorek pierwszy dzień matur, życzę wszystkim maturzystom, jak i sobie, yyy, albo nie przecie i tak zdamy.
Jest jeszcze jedna tradycja. Co roku sypiam z najlepszą maturzystką. Dziewczyny, wyniki matur na priv.
Ciekawa jestem, co zrobisz jak trafi Ci się z 10 maturzystek z maturą na 100%? I każda spełniałaby Twoje oczekiwania. Kolejka? Grupowo? 😀
Lubię rozmach.
Dlaczego nie pisałeś bloga, jak ja miałam z matury same 6?:)
Kominku trzymaj kciuki
sprawdzę czy trzymałeś
Zdałam te 2 lata temu po tym tekściku. Najlepszą maturzystką nie byłam, ale jestem teraz tu gdzie miałam właśnie być po 2 latach od matury. Dzięki, Komi. 🙂
Ten tekst działa! Matura 2009 zdana lepiej niż mogłabym się tego spodziewać.
Dziękuję Kominku!
Potwierdzam! 🙂
tekst pierwszy raz przeczytałam chyba 2 lata przed swoją maturą, w zeszłym roku ją napisałam i nie schodziłam poniżej 80%, najlepsze, że prawie w ogóle się nie uczyłam, tyle co do ustnej z polskiego 😀 zyłam myślą „kominek dał radę to dlaczego ja też nie” i udało się ! 😉
Ciekawe, kiedy zacznie się epoka maturalna: albo wojna, albo Żydzi, albo Kominek… ?
Pięknie się czyta z „Jolką” w tle…
Kominku,oby Twoje przepowiednie się spełnili, niech tym razem będą żydzi albo wojna. Czy będzie kiedyś ciag dalszy tego tekstu?
Pewnie jesteś z mojego rocznika, ja pisałam polski 5 maja. Pamiętam ten dzień. Zimno było jak cholera, deszcz padał i były moje urodziny:)
Co tam matura..właśnie wyczesałem Assassin’s Creed 3 z dodatkami na 100% synchronizacji.
coś w tym jest…
Właśnie siedzę napierniczony po dwóch sporych buletkach wudżitsu i zastanawiam się jak powiedzieć żonie, że albo zmienimy konretnie całe nasze życie, albo trzeba będzie tak częściej (dla tych co nie nadążyli – z tym wudżitsu częściej bo inaczej ciężka sprawa), aż tu nagle zamiast cukierkowego wpisu z esiątka spotykam ten wpis…
I tak jakbym odnalazł sam siebie. Zupełnie nie pamiętam szczegółów. Ale pamiętam ten szczególny klimat, pamiętam tę moc, która rozsadzała młode serce. Pamiętam, że wtedy mogłe wszytko. Chociaż „obiektywnie” tak mało mogłem.
Dziś jest inaczej. Dziś jest piętnaście lat po tej maturze. Życie zrobiło co chciało. Miejscami. Miejscami ja zmusiłem życie do teho żeby się poddało mojej racji stanu 🙂 Tak, wiem, że napisałem tego przez „h”. I czort z tym. Zrozumcie w końcu, że to tylko kawałek. Framgent Waszego życia. Drobnostka na dłuuuuuuuuuuuuugiej linijce tego, co jeszcze na as czeka. Im bardziej zdecydujecie się żyć po swojemu, tym bardziej wygracie. Nie ważne jaka spotka Was za to „kara”…
Wszystkim maturzystom pragnę powiedzieć: potwierdzam słowa Kominka – przeczytałem ten tekst przed swoją maturą i zdałem. Nawet egzamin zawodowy udało się zdać na najlepszy wynik spośród wszystkich czwartych klas.
No stress.
Bardzo mi sie podobało zakończenie. „Z przyjaciółmi jest jak z kobietami. Zazwyczaj na całe życie pozostają tylko na pamiątkowych zdjęciach.”Prawda! I jeszcze Kominka kolezance…”znasz mnie…” . Zapisze sobiue to gdzieś chyba 😉
Zdać, zdam. Gorzej, że powinienem jeszcze wybrać jakieś studia. W sytuacji, kiedy interesuje mnie po trochu wszystko, nie jest to wcale takie proste.
Kurde, niecałe 17 godzin do matury, a ja… w sumie czuję się lajtowo. Uczyłem się dużo (nawet za dużo) w ciągu roku i teraz jakoś się nie boję. Nie wiem może to dziwne. Ale ja też jestem inny, bo nie przeglądam pieprzonych demotów i kwejków, które pokazują błędne archetypy. Tymczasem ja chcę być sobą.
Jutro piszę maturę. Czytam ten tekst już trzeci raz, chyba ze stresu.
[…] jak głosi legenda – kto go przeczyta, ten na pewno zda maturę.
To ja może od razu się go na pamięc nauczę?
Mam zajebisty sentyment do tego tekstu, chociaż przeczytałem go pierwszy raz kilka lat po swojej maturze. Mi akurat po liceum zostali właśnie przyjaciele, ale to była wyjątkowa szkoła. Chyba miałem szczęście. Btw. mam nadzieję, że książka, która teraz powstaje, będzie utrzymana w konwencji takich tekstów jak „wszyscy odchodzą” czy „ławeczka”. Lubię wracać do dobrego słowa pisanego
Chciałabym wierzyć, że matura zapewni mi lepsze życie, ale nie potrafię. Nie przejmujcie się wynikami, one nic nie znaczą i o niczym nie świadczą. Szymborska podobno napisała maturę z j.polskiego, analizowała swój własny wiersz i… nie zdała. Cóż, nie trafiła w klucz. Paradoks? Ludzie kreatywni osiągają sukces. Szkoła zabija kreatywność, bo nie ma czasu na głupoty, trzeba zrealizować program, bo jeszcze przypadkiem ktoś przyjdzie z pretensjami, że dział o ptaszkach na biologii nie był zrealizowany. Choć nie ukrywam, że nie wyobrażam sobie zakonczyć swoją edukacje na liceum, więc wypada zdać maturę.
No a ja jutro przedstawiam pracę maturalną na temat m.in tego bloga xd
co roku czytam ten tekst i zawsze robi na mnie wrażenie.
Jako tegoroczna maturzystka czuję się niejako w obowiązku potwierdzić – legenda działa! .. matura zdana, nawet matematyka, a to już w moim przypadku kolosalny sukces. Także Kominku, dziękuję!