Continue Reading"/>
praca jest do dupy

To nie praca jest do dupy, tylko twoje życie

W życiu blogera zdarzają się takie dni, że musi wstać w środku nocy, czyli tak między siódmą a ósmą nad ranem. Pod pewnymi względami bloger nie różni się od reszty śmiertelników i pierwszą czynnością po przebudzeniu jest wejście na fejsa. Każdego dnia rano można zobaczyć na ścianie wpisy ludzi narzekających, że oto zaczął się kolejny dzień w robocie. A to trzeba było wcześnie wstać. A to zimno, tłok w tramwaju, korki na drodze, do końca dnia jeszcze tyle godzin, a do weekendu jeszcze cały tydzień.

 
Każdego dnia miliony śmiertelników narzekają na swoją pracę. Szef głupi, roboty dużo, po godzinach trzeba zostać, ogólnie jest beznadziejnie, a jedynym światełkiem w tunelu jest wizja urlopu. Który nastąpi za 500 lat. Żyją sobie tacy ludzie od weekendu do weekendu, spędzając to życie na robieniu czegoś, co może i czasami sprawia im przyjemność, ale… gdyby tylko mogli zostać w domu, nie iść do pracy, nie zrywać się rano z łóżka, nie oglądać mordy szefa, a przy tym zarabiać tyle samo lub więcej, to z pewnością większość biurowców wiałaby pustkami.
Trochę rozumiem ich niedolę. Tego bloga zacząłem pisać, pracując od 8 do 16. Była to wprawdzie krótka praca, bo na umowę o dzieło i wiedziałem, że nie zostaną przykuty na resztę życia do fotela w ciasnym pomieszczeniu, a mimo to po kilku dniach miałem dość.
I oglądania codziennie tych samych mordek, i martwienia się, że spóźnię, że szef będzie zły, że tyle spraw do załatwienia, a ja chciałbym w spokoju sobie w coś pograć. I tego kompletnie niezrozumiałego dla mnie zwyczaju, że jeśli praca jest do 16:00, a szef widzi, kto wychodzi, to… nikt, absolutnie nikt, nie opuści firmy równo z wybiciem tej godziny. Kiedy ja punkt 16:00 wychodziłem, patrzono się na mnie jak na bohatera, podziwiano, choć nie do końca wiem, czy jeszcze za odwagę, czy już za głupotę. Bo szef też nie rozumiał, że można mieć czelność wrócić do domu wcześniej, a rano przyjść o czasie, a nie przed wszystkimi.
Nie kochałem tej pracy i gdyby w tamtych czasach istniał Facebook, też pewnie pisałbym rano bzdury w rodzaju „o raany, kolejny dzień w robocie”. Nie rozumiem, jak można sobie tak spieprzyć życie, aby narzekać na to, czemu poświęca się większą część dnia? Jak można nie lubić swojej roboty i godzić się na to? To prawie jak więzienie o złagodzonym rygorze. Dla większości osób, które już się na takie życie zdecydowały, jest za późno na zmiany, ale ponad połowa moich czytelników to osoby studiujące. Macie jeszcze czas, by nie skończyć jak tamci i nigdy w życiu nie napisać, że nie lubicie swojej pracy.

Komentarze

  1. Przemek 22.11.2012 11:46

    Są masochiści co lubią swoją robotę. Wstają rano i nie narzekają. Robią swoje. Nie kochają jej. Czy marnują życie? Takie sobie wybrali. Jednak przyznaje rację . Studenci – „walcie” etat idźcie na swoje.

    • Michal 22.11.2012 11:53

      Ale jeśli studenci pójdą ‚na swoje’ to kto będzie mi nalewał kawę? o_0

      • Ada 22.11.2012 16:18

        Nie trzeba skończyć studiów, żeby nalewać kawę, a nawet żeby odbierać telefony, pisać listy, przyjmować pocztę i archiwizować dokumenty. Więc gdyby studenci poszli na swoje, wszystko mogłoby wrócić na swoje miejsce 😉

        • asia 23.11.2012 15:37

          No nie wiem… Takie czasy, że sprzątaczka musi mieć maturę, żeby liście zamiatać…

          • Bu 23.11.2012 20:09

            To prawda, ostatnio widziałam ogłoszenie o pracę w kiosku (nawet nie użyli eufemizmu „salonik prasowy”; kiosk, jak w mordę strzelił) – szukali osoby, która ukończyła, bądź też jest na ostatnim roku zarządzania / finansów i rachunkowości…

    • Paweł Lipiec 22.11.2012 18:08

      Ja się nie znam, ale żeby „iść na swoje” to chyba trzeba mieć pomysł na to CO ROBIĆ (żeby jeszcze ktoś za to płacił). I widzicie takich studentów?

      • Bu 23.11.2012 20:15

        Większym problemem jest brak JAKIEJKOLWIEK gotówki na start – tak, można próbować rozkręcać firmę internetową, itd., ale nie każdy się na tym zna i akurat w coś takiego chciałby wejść. A z dotacjami nie jest wcale kolorowo, wiem, bo ostatnio się tym mocno interesowałam. Trzeba spełnić mnóstwo warunków, nie każdy łapie się do którejś z grup docelowych, już nie wspominając o tym, że większość projektów wyklucza studentów dziennych.
        Więc, na moim przykładzie, wygląda to mniej więcej tak: studiujesz dziennie i jednocześnie musisz się utrzymać -> idziesz do bylejakiej roboty, żeby mieć za co żyć, po pewnym czasie wsiąkasz i zostajesz trochę dłużej, niż się planowało, bo przecież dalej za coś trzeba żyć, Myślisz o czymś własnym, nie mając jednocześnie w nikim wsparcia od strony finansowej -> musisz skądś tę kasę wykombinować, a jednocześnie za coś żyć. Widzicie błędne koło?

        • Magda_M 02.01.2013 18:13

          Ja widzę, właśnie w nie wpadłam.

  2. Agnieszka Wyrzykowska 22.11.2012 11:54

    Rzadko mi się to zdarza, ale zgadzam się z Tobą co do słowa 🙂

  3. Monika Kamińska 22.11.2012 11:54

    True story. Dlatego właśnie siedzę w szlafroczku i poprawiam zdjęcia, a do pracy pójdę po 14 😀

  4. Andrzej 22.11.2012 11:56

    Stażowałem kiedyś w jednej firmie i miałem deadline, zadbanie o 40 pozycji w pewnej bazie ale max do godziny 14. Tak się złożyło, że pozycję 39 poskładałem o 13.40 a pozycję 40 równo z wybiciem 14. Musiałem ludziom z pokoju z pięć minut tłumaczyć, że nie, nie jestem aż takim leniem tylko po prostu daję radę organizować się w czasie :))

  5. Dorota Traczyk 22.11.2012 11:58

    Wszystko zaczyna się od tego, czy student wybrał sobie kierunek zgodny z jego zainteresowaniami, czy poszedł na studia dla samego bycia na studiach. Jeśli już na tym etapie zaczęło się robić wbrew sobie to życzę powodzenia w odnajdowaniu się w czymś, co kompletnie nam nie leży.
    Masz rację, a ja mam zamiar robić to, co po cichu zaczynam, a studia mi w tym tylko pomagają. 🙂

    • Natalia Stawujak 22.11.2012 12:08

      Ale jednocześnie pozostaje jeszcze nieśmiertelny cytat: „Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?”
      Dopiero po paru latach od matury zaczęło mi się krystalizować w głowie, jakiego życia chcę i co zamierzam robić (i i tak te pomysły ewoluują dzień za dniem).
      Aczkolwiek studia można zawsze rzucić i zacząć kolejne. Dokańczanie studiów, które kogoś nudzą „no bo skoro już zacząłem” to jest najczęściej równia pochyła do dożywotniej frustracji.

      • Dorota Traczyk 22.11.2012 12:15

        Tak, zgadzam się. 🙂 To też prawda. Nie każdy w liceum wie, co będzie chciał w przyszłości, albo może nawet wie, ale nie do końca, a za chwile stwierdza, że wolałby coś zupełnie innego. Z jednej strony to kwestia zainteresowań, które się w liceum zmieniają (choć chyba te najmocniejsze jakoś w nas tkwią, mimo wszystko, hm? Przynajmniej u mnie tak jest ), a z drugiej strony warto zwrócić uwagę na to, że istnieją osoby, które niczym się nie interesują.

    • Justyna Treścińska 22.11.2012 13:29

      No właśnie. Dwa lata temu wybrałam kierunek, który mnie bardzo fascynował i interesował, i odnajdywałam się w tym do czasu, kiedy nie poznałam czegoś innego. W tym momencie moja praca ma zero wspólnego z moimi studiami, których zostało jeszcze 2,5 roku. Pracę uwielbiam, a gdy myślę o pójściu na uczelnię, to mam ochotę przespać te dwa dni.

  6. Bernadetta Wyszyńska 22.11.2012 11:59

    „Dla większości osób, które już się na takie życie zdecydowały, jest za późno na zmiany[…]”
    Nieprawda. Nigdy nie jest za późno na to, aby wziąć życie w swoje ręce, na to, aby zostać jego reżyserem i aktorem pierwszoplanowym. Nie jest za późno na to aby w końcu otrząsnąć się ze złudzeń, wziąć się w garść i robić to, co się kocha.

    • Grzegorz Nowak 22.11.2012 12:07

      W teorii oczywiście nigdy nie jest za późno. W praktyce mało która osoba zmienia diametralnie swoje życie, by „żyło się lepiej”, życie, które jest od lat ułożone w pewien schemat: znany, do którego się przyzwyczajonym, lubiany niekoniecznie.

      • Bernadetta Wyszyńska 22.11.2012 12:21

        Często nie chodzi o diametralne zmiany, czasami wystarczy po prostu otworzyć oczy, zmienić jedną rzecz, dwie, a czasami wg zasady małych kroków postępować.
        Aczkolwiek, zgadza się, mało jest ludzi, którzy zdecydują się na to, z jednej przyczyny – strachu.
        Tylko niech nie obwiniają całego świata o swój byt, o swoje porażki, o swoje życie…

      • acocidotego 26.11.2012 00:18

        apropos, moja mama (lat 47) na taką zmianę się zdecydowała. Po wielu latach pracy u kogoś, w zawodzie całkowicie niezwiązanym z jej wykształceniem w końcu się ocknęła i otworzyła swoją działalność:) Zrobiła studia, kilka niezbędnych kursów. Podziwiam ją za odwagę i bardzo jej kibicuję. Jak się chce, to można 🙂

  7. Madzienka89 22.11.2012 12:02

    To siedzi w człowieku. Ogromna masa studentów już jest na straconej pozycji. Niby studiują to co lubią, ale każdego dnia wysłuchuję, jak to ciężko na tą uczelnię przychodzić, na ćwiczenia, a jak się jakiś cham trafi, co każe na wykłady przychodzić, to już by studia rzucali bo to nie fair. A co tacy studenci robią, kiedy nie idą na uczelnię? NIC. Nikt nic nie kazał, to nic nie robią, oglądają tv i śledzą fejsa. Jeżeli ktoś jest nudnym burakiem i nie ma zainteresowań, to każda praca będzie dla niego zmorą.

  8. Magda N. 22.11.2012 12:02

    Czasem trudno uchronić się od etatu. Sama studiuję i wychodzę z założenia, że od czegoś trzeba zacząć. Praca na etat, której może nie kocham całym sercem, ale ją lubię daje mi jakiś start. Kasę na przyjemności i realizowanie swoich pasji po godzinach. Podziwiam tych, dla których praca jest hobbym,a hobby pracą. Może kiedyś to osiągnę 😉

  9. Bart 22.11.2012 12:04

    Od siebie mogę polecić filmik- http://www.youtube.com/watch?v=3Xj1sbZ4wGo&feature=share
    Który w pewnym sensie może niektórym pomóc.

  10. Natalia Stawujak 22.11.2012 12:04

    Pozostaje mieć nadzieję, że dla większości taka praca jest środkiem do celu, momentem w życiu, kiedy trzeba przeczekać i jednocześnie na spokojnie opracować sobie plan na lepszą przyszłość. Nie wyobrażam sobie całe życie pracować w korporacji, ale póki co zwyczajnie nie jestem gotowa na to, żeby tę pracę po prostu rzucić. (No i studiuję.)
    Ale jeśli chodzi o ludzi, którzy narzekają całe życie, całymi latami, jednocześnie niczego nie zmieniając – to jest naprawdę przerażające.
    No i nie mam ani trochę wyrzutów sumienia, jeśli skończę pracę o 13 i od razu wyjdę. 😉

  11. Martyna 22.11.2012 12:06

    Gdyby tacy ludzie zdawali sobie sprawę z tego, że sami są odpowiedzialni za to jak wygląda ich życie to może wzięli by się w garść i coś z nim zrobili. Ale po co. Lepiej zaakceptować to co się ma. Zmiany są złe, a narzekać trzeba bo jesteśmy polaczkami 🙂

  12. Monika Cisłak 22.11.2012 12:06

    Nie, nie, nie. Studenci, na etaty! Potrzebuję kogoś do brudnej roboty, podczas gdy ja będę pracować jednym palcem.

  13. Kazia 22.11.2012 12:08

    A ja myślę, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Zawsze można rzucić to nielubiane i zacząć robić to, co się naprawdę lubi:) Do tego oczywiście potrzeba odwagi, ale to już inna sprawa 🙂

  14. Patrycja K. 22.11.2012 12:09

    Jest prosty sposób, aby tego uniknąć: własny biznes. Ale są też ludzie, którzy wolą wygodę i boją się zaryzykować i są tym samym skazani na życie przeciętniaka.

    • Asia 22.11.2012 12:31

      Nie do końca się z tym zgadzam 🙂 nie każdy nadaje się do prowadzenia własnej firmy, tak samo jak nie każdy nadaje się do pracy na etacie. Wszystko zależy od tego, do czego dana osoba dąży i co jej bardziej odpowiada.
      Są osoby, które nie sprawdziłyby się przy własnej działalności, ale są świetnymi managerami u kogoś, w pełni się realizują, zarabiają fajne pieniądze i są zadowolone i na pewno nie są to przeciętniacy.

    • goła pionierka 22.11.2012 13:35

      Skąd to dziwaczne przekonanie, że własny biznes oznacza nieustanną euforię związaną z pracą? Jakoś trudno mi uwierzyć, ze właścicielka spożywczaka, w którym kupuję o 5 budzi się i myśli: Jak cudownie, za godzinę przyjmę kolejną dostawę a już za półtorej godziny zobaczę moich kochanych klientów, życie jest piękne!

      • kuzu 22.11.2012 18:20

        Zgadzam się. Ci co myślą, że mając własny biznes od początku leży się pępkiem do góry na Teneryfie nigdy nie mieli styczności z biznesem.

        • Patrycja K. 23.11.2012 07:39

          Oczywiście, że są osoby, które się do tego nie nadają i własny biznes to nie fiołki. Nie napisałam nigdzie, że to gwarancja dozgonnego szczęścia. Miałam na myśli osoby, które są za mało odważne aby zaryzykować i podjąć ryzyko, które czują potrzebę zrobienia czegoś nowego, a się boją. I to oni będą siedzieć z tą rzeszą przeciętniaków 8-16sta.

      • Kama 23.11.2012 08:54

        Wcale nie jest trudno się cieszyć ze sklepu spożywczego, niby codziennie to samo, ale każdy dzień w tygodniu czym innym się charakteryzuje. Ze wszystkimi można się dogadać zarówno z klientami, dostawcami i ph. Dostawca nabiału zawsze musi poświntuszyć trochę (taka jego natura), z jednym ph możemy robić zamówienie przez godzinę (czyli długo za długo) i gadać o muzyce. Klienci też potrafią być sympatyczni nawet pan przyjemniaczek z czerwonym nosem, który przyszedł po drugą już setkę, ale powie ci ze przypominasz mu Barbarę Streisand. Mamy bardzo duży asortyment, więc, zrobienie zbiorczego zamówienia zajmuje cały dzień. Lubię wyszukiwać promocje i jak okaże się, że taki pojedynczy sklepik jak mój może wyśrubować cenę tańszą od hipermarketu to odczuwam satysfakcję. Uwielbiam też jak mówią „Ale fajnie, że dostałam u was TO, bo w miejscowości X nigdzie tego nie ma”, albo „Jak nie będzie tego u was to na pewno nigdzie w X tego nie kupię”. Lubię dogadzać moim klientom… Ale nie jestem dyskontem, więc siłą rzeczy nie dam rady mieć wszystkiego tanio i obserwuję jak z dnia na dzień coraz więcej klientów zdradza mnie z Ladybird, bo nie mają kasy, bo oszczędzają, bo tam taniej itd.. No i prysła radość z prowadzenia własnego biznesu.

  15. Żorż Ponimirski 22.11.2012 12:09

    Wstaję rano, robię przedziałek i mam fajrant. I tego się trzymam. 😉
    p.s. Czemu po wpisaniu komenta wyskakuje, że wysyłam zbyt szybko? I to za pierwszym razem? 🙂

  16. CECYLIA 22.11.2012 12:10

    O bogowie!!!!
    Mądrze gadasz!! 🙂 W końcu ktoś nazwał moje myśli, kiedy w każdy poniedziałek nasłucham się jakie to życie ciężkie…
    Każdy odpowiedzialny jest za swój los:)

  17. ola 22.11.2012 12:10

    Piąty rok pracuje na dwie zmiany, na hali produkcyjnej, pod okiem kamery szefa. Odbijam kartę, przed i po wyjściu z pracy i mam wydzielone przerwy na jedzenie. Także prowadzę bloga, który małymi kroczkami odnosi jakieś tam sukcesy, daję sobie jeszcze max 2 lata, aby zwolnić się z tej produkcji i żyć jak człowiek, korzystający swobodnie z życia, mam nadzieję, że mój blog pomoże mi tego dokonać, bo widzę, że jak Tobie się udało, dlaczego nie miało by mi się udać?

    • Aleks 22.11.2012 12:52

      Bardzo bym chciala poczytac Twojego bloga.

  18. Joan 22.11.2012 12:13

    Jest to przekład moich postulatów na monitor mojego kompa, a tylko dlatego nie w moim wykonaniu, że mam robotę. Ale lubię ją.

  19. Grzeczny Chłopiec 22.11.2012 12:14

    Pisałem na podobny temat wczoraj. Ludzie w każdym obszarze swojego życia dokonują wyboru: spełnianie marzeń albo stabilizacja. To pierwsze łączy się z ryzykiem i niepewną przyszłością, to drugie z pewną, stałą sytuacją, która zapewne nie zmieni się już do końca ich życia. Większość ludzi to tchórze, dlatego wybierają to drugie.

    • Kama 23.11.2012 09:23

      Nie zgadzam się, że stabilizacja to tchórzostwo. Nie zgadzam się też z tym, ze wartość człowieka definiuje wielkość marzenia (czy czegoś tam, co się u niektórych osobników zowie ego, a u innych jeszcze inaczej :)) Czasem musisz zostać na tym drzewie (z którego pochodzisz) i cierpliwie poczekać na swoją nagrodę. Po prostu chłodna kalkulacja, i spontaniczne zeskakiwanie z drzewa z okrzykiem „CHUMBAWAMBA!!” moim zdaniem ma taką samą szansę powodzenia. Odrzucam też segregację rzeczywistości do TYLKO dwóch worków.

  20. Aneta 22.11.2012 12:21

    Ja tam lubię swoje studia i to że siedzę w labie od 9 do 16, czasami narzekam ze zmęczenia, ale jestem kobietą więc mi wolno! Lubię śmierdzieć chemią, lubie jak śmierdzący ludzie odsuwają się ode mnie w środkach transportu miejskiego gdy wracam po całym dniu spędzonym przy syntezie i ładnie pachnę:) Tak, ot właśnie lubię to co robię:)

    • kuzu 22.11.2012 18:27

      Jak śmierdzisz chemią to masz niesprawne dygestoria i nie jest to normalne. Podtruwasz się niepotrzebnie. Btw, dopóki studiujesz jest fajnie 🙂

  21. Paulina 22.11.2012 12:22

    Rzadko się z Tobą nie zgadzam, teraz też się zgadzam.

  22. Asia 22.11.2012 12:24

    Całkowicie się z tym zgadzam. Dlatego zupełnie nie rozumiem, kiedy na stwierdzenie, że życie jest za krótkie na niewłaściwą pracę, i że skoro większość swego życia w niej spędzamy to warto poszukać i podjąć taką pracę, którą się naprawdę lubi, ktoś mi odpowiada, że jestem księżniczką, która miała dużo szczęścia, a obecna sytuacja na rynku pracy jest tak trudna, że przeciętny człowiek powinien cieszyć z tego, co ma i robić wszystko, co mu szef każe (sic!) …
    Do tego tekstu idealnie pasowałyby zdjęcia, z przeprowadzonej jakiś czas temu kampanii społecznej właśnie o tej tematyce -> http://www.creativeguerrillamarketing.com/guerrilla-marketing/lifes-short-wrong-job-marketing-campaign/

  23. venila 22.11.2012 12:32

    Większość ludzi na pytanie ‚Dlaczego pracujesz w miejscu, którego nienawidzisz, robisz coś, co cię frustruje i dajesz poniżać się jakiemuś pajacowi’ – odpowiada: ‚Bo muszę. Muszę za coś żyć, muszę zarabiać, muszę utrzymać rodzinę’. Problem w tym, że żyjemy w czasach, w których nie ma ani jednej rzeczy, którą MUSIMY robić, hej, to nie tutaj!
    Tłumaczenie, że muszę za coś opłacić mieszkanie/ szkołę, muszę coś jeść i dlatego „wypruwam sobie żyły w robocie, której nienawidzę, żeby kupować rzeczy, których nie potrzebuję” jest słabe. Roku temu rzuciłam stałą pracę w cholerę i założyłam własną działalność. I choć na początku nie było wcale łatwo, komfort decydowania o własnym życiu, wstawanie o dowolnej porze dnia i psychiczna niezależność rekompensowała braki w portfelu, a uczucie pakowania walizek w środku tygodnia i spędzanie poranków z własnym psem a nie z grupą sfrustrowanych ludzi, jest naprawdę bezcenna.

    Ach, dawno mnie tu nie było i jeszcze na dzień dobry wyskakuję z takim patetycznym tonem!

  24. Antares89 22.11.2012 12:34

    Nie wszystko jest takie łatwe, jak myślisz. Chętnie skończyłbym jakieś techniczne studia – robotykę, mechatronikę czy coś w tych klimatach, ale nie mogę. Jestem humanistą i po 90% kierunków studiów będę telemarketerem, pracownikiem McDonalda, agentem ubezpieczeniowym albo sprzedawcą w jakiejś dużej galerii handlowej. Tak więc, nie jest to moja wymarzona praca. Oczywiście zaraz ludzie zaczną pisać, że sam do głowy to sobie wkładam, no ale co innego mam myśleć? Pracowałem w jednej instytucji kulturalnej w moim mieście i dostawałem 30 zł za tzw dyżur których w miesiącu miałem 6-9. Przez 3 lata bawiłem się również w dziennikarstwo, potrafię montować dźwięk na programach używanych w dużych stacjach radiowych, mam doświadczenie przed mikrofonem i kamerą, no ale co mi z tego. Tak dużo ludzi jest w podobnej sytuacji jak ja, więc o wymarzonej pracy mogę zapomnieć. Teraz na święta będę pracował przy sprzedaży fajerwerków. 12 godzin dziennie, również w Wigilie, I i II dzień świąt oraz w Sylwestra. I wiesz co? Cieszę się, że będę miał parę groszy na opłacenie studiów, czy innych wydatków. A studia? W moim przypadku robię to tylko dla satysfakcji rodziców i odkładania w czasie tego o czym jest twój wpis, czyli o chodzeniu do znienawidzonej pracy, którą i tak ciężko będzie mi zdobyć. Bo im głupsza, mniej płatna praca tym większe wymagania na castingach, rozmowach kwalifikacyjnych, a później wygórowane targety, założenia sprzedażowe i inne kretyństwa, które nie pozwalają normalnie pracować. Więc pomimo młodego wieku chyba muszę stwierdzić że „skończę jak tamci i nigdy w życiu nie napiszę, że lubię swoją pracę.” A kierunek studiów wybrałem zgodnie z zainteresowaniami. Tylko co mi z tego…

    Zapomniałbym- nie jestem ani z Warszawy, ani z Krakowa, czy Wrocławia. Z pracą dobrze płatną, normalną jest u mnie ciężko.

    • goła pionierka 22.11.2012 13:38

      Jeżeli nie umiesz matematyki to nie znaczy jeszcze, że jesteś humanistą. Prawdopodobnie też nie żyjesz w mieście otoczonym drutem kolczystym i jeśli nie ma tam pracy to możesz pojechać tam, gdzie jest.

      • Antares89 22.11.2012 13:51

        Wiedziałem, że ktoś mi tak odpowie. Praca w teatrze, bycie dziennikarzem, pośrednie zaangażowanie w około-polityczne projekty zapewne czyni mnie kimś, kto świetnie radzi sobie z przedmiotami ścisłymi…
        Z drugiej strony pomyśl, na świecie mają być sami matematycy-fizycy-chemicy? Ale nudne by to było. Wybrałem taką drogę i muszę z tym żyć. Do Warszawy pojadę bankowo, wszyscy tam pojedziemy, tam będzie praca. Oczywiście wymarzona. Dobrze płatna.
        U mnie też jest KFC i McDonald.

        • goła pionierka 22.11.2012 13:58

          Piszesz: „Jestem humanistą i po 90% kierunków studiów będę telemarketerem, pracownikiem McDonalda, agentem ubezpieczeniowym albo sprzedawcą w jakiejś dużej galerii handlowej.” Gdybyś naprawdę był humanistą, w prawdziwym tego słowa znaczeniu to z pewnością problemów z pracą by nie było. Humanista nie studiowałby dla satysfakcji rodziców tylko dla zgłębiania wiedzy i rozwoju swojej pasji. Jeśli naprawdę masz wiedzę i umiejętności tak jak twierdzisz to bez problemy pracę możesz mieć. Tylko trzeba coś w tym kierunku robić. Chcesz być dziennikarze? To co stoi na przeszkodzie? Chyba, że tak naprawdę mimo rzekomego bycia dziennikarzem niewiele masz do powiedzenia.
          Aha, ja sama jestem humanistką. I problemów z pracą nigdy nie miałam.

          • Antares89 22.11.2012 15:26

            Cieszę się że Ci się udało. Pozdrawiam

        • Kama 23.11.2012 09:27

          Z chemikiem nigdy nie jest nudno!

    • MM 22.11.2012 13:50

      Szczerze współczuje. Ale wiesz co? Naprawdę nie żyjesz w getcie. Możesz zawsze zmienić swoje życie na lepsze, wyjechać czy cokolwiek innego co sprawi Ci radość.
      Tylko musisz sam w to uwierzyć.

      • Antares89 22.11.2012 13:57

        Zostałem chyba mylnie zrozumiany. Tak, wiem nie żyje w zamkniętym getcie i mogę z niego wyjechać, chodziło mi o to, że nawet gdy wyjadę do większego miasta to tam spotkam ludzi z takim samym problemem. Człowiek po humanistycznych studiach. Dziennikarze, politolodzy, socjolodzy są wszędzie w każdym mieście. To po co zmieniać miasto na droższe jak i tak nie ma się wymarzonej pracy. Nie jestem z tych co dumnie mówią wszystkim o tym, ze pracują w Warszawie czy Krakowie na psiej posadzie, ale mówią o tym tylko dlatego, że „stolica”, że wielkie miasto. Na swoje nie narzekam. Ładne jest.

    • Kacper 23.11.2012 20:06

      czaisz, i właśnie takie podejście jest najgorsze. Ja również nie mama głowy do nauk ścisłych. Od rozpoczęcia studiów pracowałem od drugiej połowy 1 roku.Rozpoczynałem na promocjach w marketach..wiesz, stanie z barszczem i zapraszanie do degustacji. Studiując i pracując ciężko awansowałem dwa razy, obecnie prowadziłem cały dział jako koordynator organizacji akcji promocyjnych… za rok kończę studia, mam już 4 letnie doświadczanie w reklamie – była oferta do pracy przy eventach w innej firmie. Wysłałem CV, telefon po 2 dniach. Rzuciłem ze smutkiem obecną firmę bo nie chciało mi się pracować po 14h dziennie za marne 2000zł..jestem odważny, nie boję się zmian, nie boję się wyzwań. Trzeba mieć jaja w życiu a nie narzekać jak mi źle. Jak Twoim maxem jest praca w CH w sklepie to idź tam. Moja noga nigdy by tam nie stanęła. A wiesz dlaczego? Bo nigdy, przenigdy w życiu nie wyobrażam sobie tak pracować, a Ty bierzesz to pod uwagę – i to jest najgorsze stary!

      • Bu 23.11.2012 21:11

        Sorry, ale chyba sam sobie zaprzeczasz – nigdy byś nie poszedł do pracy w sklepie w CH a jednocześnie robiłeś za frajera w stroju pingwina w markecie? Nie łapię – chyba właśnie o to w życiu chodzi, żeby żadną pracą nie gardzić, nie kręcić nosem, jak nie masz co do garnka włożyć, ale jednocześnie mieć jakieś aspiracje, nie „zasiedzieć się”, ryzykować i coś nieustannie zmieniać w życiu i łapać dogodne okazje na te zmiany. A nie zakładać z góry „tam to nie pójdę, za dobry jestem”. Jak nie masz kasy, to i zamiatanie ulic jest dobre, odbijesz się kiedy indziej. Ale wiedzą o tym ci, którzy naprawdę jej od nikogo w życiu nie dostali…

  25. Pracownik 22.11.2012 12:43

    Pisanie takich postów w kraju, w którym bezrobocie wynosi 12,5%, a w wśród ludzi młodych zbliża się do 30% jest lekko oderwane od rzeczywistości. Sam pracuję na etacie, od 8 do 16 ale ja akurat nie narzekam. Nie kocham tej pracy ale też jej nie nienawidzę. Dzięki niej mam środki (i czas – nie przepracowuję się tutaj) na rozkręcanie swojej własnej firmy i myślę, że za 2 lata będę robił już tylko to co lubię. Szkoda tylko, że w Twoim tekście Kominku nie znalazła się ani jedna mała rada dla młodych ludzi którzy studiują kierunki kompletnie nie dostosowane do potrzeb rynku i po zakończeniu nauki czeka ich niemiłe zderzenie z rzeczywistością. Zostają im zazwyczaj trzy wyjścia. Wyjechać za granicę, iść do pracy do marketu albo (szczęściarze) do biura za 1800zł na rękę, albo założyć własną firmę (tylko skąd wziąć na to środki skoro 5 ostatnich lat poświęcili na studia?). Oczywiście najlepsi albo ci po najlepszych kierunkach będą szczęśliwi, ale co z tymi 30% o których wspomniałem w 1 zdaniu?

    • P. T. 23.11.2012 01:05

      Nauczą się zawodu 5 lat później niż powinni

  26. zakurzona 22.11.2012 12:58

    Stanowczo protestuję przeciwko opinii, że tylko 20-latkowie mogą jeszcze coś w tej materii zmienić. ZAWSZE można coś zmienić. Tyle że jak się ma więcej lat i zasiedziało się na jednym etacie brakuje już odwagi. Kilkakrotnie pracowałam z ludźmi, którzy całe dnie narzekali na robotę, a nawet nie próbowali szukać nowej. Że o zastanowieniu się co naprawdę by się chciało robić, nie wspomnę. I zawsze sądziłam, że to ja jestem nienormalna, bo gdy zaczynałam mieć dość po prostu składałam wypowiedzenie. Nawet gdy nie miałam 20-stu lat. Teraz sądzę, że to były dobre decyzje. Nawet jeśli chwilami bywało ciężko.

    • zakurzona 22.11.2012 13:12

      Dodam jeszcze tylko…
      Jasne, czasem jest taki etap w życiu, ze nie ma innego wyjścia jak pracować w beznadziejnym miejscu. Ale to powinny być etapy w czasie szukania jakiejś lepszej opcji. Wtedy zaciskamy zęby i robimy swoje przez konieczny czas. Jeśli ładujemy się w takie sytuacje na całe życie, to możemy winić tylko siebie.
      Owszem, są miejsca w kraju i sytuacje życiowe, które nie dają wielkiego wyboru, ale nie jest ich tak wiele jak można by przypuszczać. Sytuacje bez wyjścia to najwyżej kilka procent.
      Myślę, że najgłośniej narzekają nie ci, którzy nie mają alternatywy, ale ci, których cechuje stagnacja i chcieliby mieć w życiu dobrze, ale najlepiej by ktoś im to dobrze „zrobił”. Liczenie na mannę z nieba jest dość powszechne.

      • No Spinster 23.11.2012 11:48

        No właśnie. Te, kto naprawdę ma prawo i powody narzekać zaciska żeby i krok po kroku, z trudem, ale idzie do przodu. Najwięcej narzekają ci, którzy mogliby zmienić swoje życie w ciągu1 roku. Na lepsze. Ale nic nie zmienią, bo trzeba było by ruszyć tyłkiem. A żeby narzekać wcale nie trzeba niczym ruszać…

  27. Justyna 22.11.2012 13:15

    A ja kocham swoją pracę… Swój zawód, wiele bym dała aby rano wstać i robić to co kocham. Ale niestety w tym roku to niemożliwe, ale nie będę marudzić, wiem że będzie dobrze, choć ciężko w tej naszej Polsce, ale BĘDZIE DOBRZE!!!!!

  28. Ana 22.11.2012 13:18

    Kominku dziękuje za ten wpis. Jestem właśnie w fazie siedzenia na uczelni na biotechnologii i juz wiem że te studia rzuce w ciągu najblizszych dni. problem mam inny… Chce miec prace z której będe zadowolona i nie jestem pewna który z pomysłow mam realizowac. chce sie zdecudowac, postawic na jedną karte, ale na którą? Mam dwie wizje i ostatnie dni to walka mysli między tymi wizjami. Jakas wskazowka czym sie kierowac w wyborze?

    • Battyboy 22.11.2012 13:41

      Przeczytaj mój wpis poniżej.

  29. straniero 22.11.2012 13:20

    ja kocham swoja prace ! 🙂

  30. yossarian 22.11.2012 13:27

    Poproszę pod moim komentarzem o wpisy ludzi, którzy siedzą w korpo od 8 do 16, pracują tak od x lat i chcą aż do emerytury, i są z tego zadowoleni.

    • P. T. 23.11.2012 01:05

      od 9 do 17 🙂

  31. Konno 22.11.2012 13:28

    Achh, ależ ty jesteś cudowny 🙂
    Audytorium też świetne. Wszyscy tacy lajfstajlowi i z awansu społecznego 🙂

    • PRACOWNIK 22.11.2012 13:45

      Taka już jest internetowa rzeczywistość. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia znajomych na FB. Wszyscy uśmiechnięci, uśmiechnięte małe dzieci, wakacje w ciepłych krajach, ładne domy, samochody, zdjęcia z imprez. Nikt nie pokazuje w internecie swoich problemów, nie narzeka. Każdy chce pokazać że jest szczęśliwy, że wszystko mu się udaje. Szkoda tylko, że rzeczywistość bardzo często bywa zupełnie inna. Problemy z pracą, w małżeństwie, choroby itp. Blogi takie jak ten to kolejne miejsce gdzie wypowiadają się głównie, „tacy lajfstajlowi i z awansu społecznego”, ewentualnie tacy , którzy takich udają. Inna sprawa że ci pozostali nie mają za bardzo czasu na takie blogi, bo najzwyczajniej w świecie „zapierdalają”.

      • zakurzona 22.11.2012 13:49

        jak pracowałam jak koń pociągowy i to w markecie, bo nic innego na szybko nie znalazłam, też pisałam bloga, więc nie wiem z czego wynikają Wasze opinie. na pewno nie z obiektywizmu.

      • No Spinster 23.11.2012 11:40

        Może niech przestaną „zapierdalać”, zatrzymają się na chwilę i pomyślą?

      • Natalia 21.12.2012 00:24

        Ale te blogowanie to też praca, tez trzeba zapindalać by coś osiągnąć. Tylko w pracy , którą się lubi , lubi się tez zapierdalać rzecz jasna.

    • goła pionierka 22.11.2012 18:15

      Z awansu społecznego to byli dziadkowie i rodzice, ja już nie. Niestety, nie każdemu jest dane być potomkiem arystokracji. Może przez moje nędzne pochodzenie nie rozumiem, co to znaczy „lajfstajlowi”. Że niby jesteśmy stylożyciowi? Życiostylowi?

  32. Eda 22.11.2012 13:31

    Ja uwielbiam swoją pracę! Mogłabym w niej siedzieć nawet do 22:00. 🙂

  33. Battyboy 22.11.2012 13:39

    Zgadzam się z Kominkiem w kwestii narzekania. Moja obecna praca nie jest moją wymarzoną. Póki co będę się jej trzymał, ponieważ nie jest najgorzej płatna. Ale broń mnie borze, żebym kiedyś zaczął na nią narzekać. Lecz nie zgodzę się, że tylko studenci mają jeszcze jakąś szansę wyboru właściwej drogi życiowej. „Przebudzić” się można w każdym wieku, ja na przykład mam 27 lat i od roku uczę się, można tak rzec, nowego zawodu, który będę wykonywać z przyjemnością za przyzwoite pieniądze.
    I tutaj mam małą wskazówkę. W dzień wolny od pracy, poświęć 8-9 godzin na coś, co wydaje ci się, że chciałbyś w życiu robić. Ja poświęciłem kilka weekendów zanim znalazłem zajęcie dla mnie.

    • Karolina 22.11.2012 15:06

      Zajebiste. Pozdrawiam serdecznie:)

  34. Bodeha 22.11.2012 13:56

    Pierwszy raz polubiłem cos na tym blogu:)
    6 lat temu doszedłem do tego samego wniosku i teraz robię to co kocham:)

  35. Szymon Urbanek 22.11.2012 14:27

    Jeżeli nie będę przymierza głodem, to nigdy nie będę pracował, w miejscu gdzie źle się czuję, a praca jest dla mnie przykrym obowiązkiem.

  36. manti 22.11.2012 16:02

    No i dlatego właśnie kończę drugi kierunek, w planach kolejny, tylko po to – by później zostać pełnoetatową: ŻONĄ 🙂

    • Konno 22.11.2012 18:02

      Manti, wrzuć jeszcze ze dwa zdjęcia, to powiem Ci, czy możesz zostać moją.

    • goła pionierka 22.11.2012 18:21

      Manti, wyjedź ze mną do Holandii to będzie ślub:) Bardzo potrzebuję pełnoetatowej żony.

      • kuzu 22.11.2012 18:34

        jakbyście chciały zaadoptować syna lub dzielić swe szczęście z innymi to wiecie gdzie mnie szukać 😉

  37. moniak. 22.11.2012 16:09

    Lubię swoją pracę. W zawodzie pracuję już 5 a zaraz 6 rok i jeszcze nigdy nie zdazyło mi się na nią narzekać. Nie rozumiem, jak można przebywać codziennie po 8 godz w miejscu i wśród ludzi, których się nie lubi. Masochizm XXI wieku.

    • ciocia dobra rada 24.11.2012 14:24

      Mam nadzieję, że nie pracujesz jako polonistka…
      zdaRZyło, a nie zdażyło…

  38. elka 22.11.2012 16:19

    Chyba mogłabym książkę o tym napisać:) temat rzeka..
    W swoim czasie podjęłam okrutnie ciężką pracę, tylko z mojego punktu widzenia była ona narzędziem do spełniania moich marzeń i zachcianek.Znam z tamtej pracy całe mnóstwo ludzi,którzy nadal pracują i narzekają.Nie zmieniają tego choć często mają szansę to uczynić.Dzieje się to z wygodnictwa,nieznajomości realiów,braku odwagi i ciągłego usprawiedliwiania się.Nigdy nie pojmę po co ktoś narzeka,skoro nic nie robi by to zmienić.Nie chodzi mi o zmianę pracy.Mam na myśli fakt traktowania przez pracodawcę.Jeśli ktoś zgadza się na to,że nie może wyjść np. na”siku”w pracy,jeśli nie idzie na zwolnienie,bo jest chory,jeśli ktoś nie określa swoich potrzeb,a do tego jest rzetelnym pracownikiem to sam krzywdzi siebie.Można zapierdzielać i mieć satysfakcję.Gorzej jeśli ktoś przyzwala na wykorzystywanie,a następnie „biedzi”,że go wszyscy rolują.Stanie z boczku ze spuszczona głową,powoduje,że inni będą „włazić takiej osobie na głowę”.I to co pisze Kominek o wychodzeniu z pracy punkt 16,napatrzyłam się na takich ogłupiałym wzrokiem.Ludzie boją się szefa,kiedy ten za drzwi,to „jazda” z wywieszonym językiem,żeby zdążyć na autobus.Dziwne,ale tak się ludzie zachowują.
    Kilka lat temu udało mi się namówić bliską osobę do zmiany pracy.Bała się.Z racji wieku,z nieznajomości języka itd.Podkręcałam ile się da.Po tylu latach,ta osoba radzi sobie zupełnie sama.Nie narzeka,nie martwi się o rachunki,spełnia krok po kroczku swoje marzenia.Lepiej,bo w tym roku tą samą osobę podziwiam,bo podziękowała partnerowi,a to znaczy,że jest silna,skoro po latach potrafi układać sobie wszystko od nowa.Ta osoba ma ponad 50 lat.Dla mnie to dowód na to,że wiek nie jest żadną barierą.

    • nogabriela 22.11.2012 16:59

      heh, też mam w pracy takich delikwentów, nie wychodzą o 16:00 nie dlatego, że mają tyle roboty tylko żeby pokazać, że niby ją mają. Czytają gazety coś tam kserują układają na biurku i inne bzdety. Zawsze się zastanawiam czy im nie szkoda życia na takie biurowe gierki.

  39. pethi 22.11.2012 17:32

    „właścicielka spożywczaka, w którym kupuję o 5 budzi się i myśli: Jak cudownie, za godzinę przyjmę kolejną dostawę a już za półtorej godziny zobaczę moich kochanych klientów, życie jest piękne!”
    Może przyjdzie do mnie nawet ta pionierka od kominka i kupi bułkę. Tak, bez dwóch zdań wygrałam w życie.

  40. goła pionierka 22.11.2012 18:18

    Z moją pracę żyję w bardzo trudnym związku. Kocham i nienawidzę. Czasami. Bo robię fajne rzeczy, a za jakiś czas będę robiła jeszcze fajniejsze, aż wreszcie spełnię moje wielkie marzenia. Ale jak muszę nieraz do tych fajnych rzeczy wstać o 4:30 to aż czasem zaklnę siarczyście ” o psia krew”!

  41. marian 22.11.2012 18:54

    Wśród Polaków się utarło, że wypada narzekać na swoją pracę i szefa debila. Tak jakby ludzie oczekiwali od innych litości, że oni tacy biedni. A można poszukać innej pracy, albo założyć własną działalność. Nie, narzekać jest lepiej. Debile. Taką sobie pracę wybrali to niech w niej siedzą.
    Ja lubię swoją pracę, chociaż moja pensja to śmiech na sali. Dobrze się czuję w tym co robię i mam fajnych inteligentnych szefów.

  42. Leinad 22.11.2012 19:30

    Kominek, to co piszesz jest fajne i jest prawdą. Niestety, jest także myśleniem osoby, której się udało, a takich jest jeden na milion. Wszystko spoko, ale to utopia.

    • P. T. 23.11.2012 01:11

      Czyli w Polsce jest tylko 38 osób którym się udało

      • No Spinster 23.11.2012 11:33

        Nie, 38 tych, którzy w ogóle próbowali 🙂

    • No Spinster 23.11.2012 11:33

      Utopia? Może warto pomyśleć, dlaczego Tobie się nie udało? Tak patrząc prawdzie w oczy, a nie okłamując się sytuacja w kraju i innymi bzdurami. Dlaczego nie udało się zdrowemu i niegłupiemu człowiekowi? Czy w ogóle próbowałeś/łaś?

  43. zarzyna 22.11.2012 19:33

    Ja tam uwielbiam swoją prace za co za wszystko i nie będe ci tu opisywał bo po prostu mi się nie chce tobie ułatwiać życia a że przepracowałeś pare dni i się zmęczyłeś to widać po Tobie – możesz być blogerem , możesz być bizmesmenem ale z pasji nie rób dziwki jakbyś był suterenem . Musisz okazać szacunek gdy wjeżdzasz na mój teren bo inaczej możesz wrócić z podwójną twarza . Nara !!!

  44. Waldemar 22.11.2012 21:47

    Mam wrażenie jak by to była odpowaiedź do mojego tekstu
    http://nieskrepowany.blogspot.com/2012/10/cos-o-studiowaniu-pracy-i-przyszosci.html

  45. Waldemar 22.11.2012 21:48

    Mam wrażenie jak by to była odpowiedź do mojego tekstu
    http://nieskrepowany.blogspot.com/2012/10/cos-o-studiowaniu-pracy-i-przyszosci.html

  46. tomek 23.11.2012 00:14

    a wg mnie glupoty piszesz…
    po co sie chodzi do pracy nie wiesz? by rodzine wykarmic. Czy sie praca podoba czy nie, jesc trzeba. A to ze 1% ludzi piszacych bloga ma z tego jakis grosz to nie znaczy ze kazdy moze miec. Zyjesz w innym swiecie, gratuluje farta badz zdolnosci i pozdrawiam.

    • Paweł 23.11.2012 10:23

      Nie sądzę, żeby podział „dowolna praca vs blogi” był sensowny i nie o to w tym wpisie chodzi. Ważne, żeby robić to, co się lubi i mieć z tego jakąś satysfakcję, a nie budzić się codziennie rano z przekleństwami na ustach, że dziś znów zmarnuje się x godzin w robocie, bo dzieciaki trzeba wykarmić. A potem wraca się do domu i pada przed telewizorem na resztę dnia, bo jest się już wykończonym psychicznie. Wybacz, ja nie godzę się na takie życie, dlatego zamierzam pracować tak, aby czerpać z tego jak największą przyjemność.
      A co do wyżywienia rodziny – jak wiesz, że nie jesteś w stanie jej utrzymać to po prostu jej nie zakładasz.

    • No Spinster 23.11.2012 11:28

      Kominek nie ma dzieci do wykarmienia. Może właśnie dlatego, że nie che mieć presji do robienia tego, co mu się nie do końca podoba. Na szczęście większość z nas może sobie wybierać przyjemności i obowiązki na własne życzenie. Nikt nikogo nie zmusza do płodzenia dzieci, kiedy nie ma czym je karmić.

  47. Nen 23.11.2012 07:57

    Ewentualnie spora część tych ludzi lubi swoją pracę, tylko jeszcze bardziej lubi narzekać. Poza tym, racjonalnie, jaki istnieje (poza spaniem, oczywiście) o siodmej rano inny tryb niż przeklinanie, że się musi wstać w DOWOLNYM celu?

  48. cogonieznajom 23.11.2012 09:50

    Racja. Zajmę się zawodowo tym co na studiach wychodzi mi najlepiej – założę punkt ksero:)
    A tak serio to zmiany leżą w zasięgu ręki, ale potwierdza się banalna prawda – najtrudniejszy pierwszy krok. Tym bardziej gdy rodzina ma średnie możliwości pomocy ci w wystartowaniu.

  49. cacko_z_dziurka 23.11.2012 10:34

    Marudy. Gadacie sobie o tych ambicjach, tralalala, a moim powołaniem nadal jest zmywak a anglii. W ogóle nie rozumiem waszych problemów…

    • goła pionierka 23.11.2012 17:12

      A nie chciałabyś najpierw wpaść do mnie na miesięczne praktyki? Gwarantuję pracę w młodym i dynamicznym zespole, różnorodność zadań (od zmywania filiżanek z delikatnej porcelany do szorowania garów), spotkania integracyjne oraz referencje.

  50. Alf666 23.11.2012 10:53

    „Jak można nie lubić swojej roboty i godzić się na to? To prawie jak więzienie o złagodzonym rygorze. Dla większości osób, które już się na takie życie zdecydowały, jest za późno na zmiany, ale ponad połowa moich czytelników to osoby studiujące. Macie jeszcze czas”

    To bardzo optymistyczne spojrzenie na społeczeństwo. Bo karty są tasowane od poczęcia, studia to już zaawansowany etap gry o status i dostęp do „szczęścia”… Jakoś nie mam przekonania czy Kominek napisał to całkiem serio – na prawdę wierzy, że połowa jego czytelników ma realną szanse wykonywać prace dającą satysfakcje?

    Bo jak rozumiem tekst – tu nie chodzi o pokore czy umiejętność by polubić co się ma i nie narzekać, ale o to by zdobyć to co się lubi. I spoko, słuszny postulat, tyle, ze statystycznie jeszcze raczej przez kilkaset lat będzie tak jak jest od czasów powstania pierwszych miast i zawsze większość będzie zazdrościła mniejszości. Ilu może być samowystarczalnych artystów, np. blogerów? zgadzam się że „każdy” – zupełnie tak samo jak każdy może złapać bardzo rzadką chorobę weneryczną albo wysoką pozycje w rządzie.

  51. No Spinster 23.11.2012 11:23

    Aj tam, bez przesady. W każdej robocie, tak samo jak w każdym Twoim projekcie, są rzeczy cudowne i takie „bardzo takie sobie”. Zresztą całe życie z tego się składa. Różnica polega na tym, że jedni koncentrują się na przyjemnościach, o nich myślą i mówią, a drudzy – na tym, co jest do kitu. I tylko to ich obchodzi.
    Przykro mi Kominku, że większość osób z którymi komunikujesz, należy do tych drugich 🙁

  52. aleatoria 23.11.2012 11:51

    Hehehe, racja, ale z jaką nienawiścią patrzą na ciebie ci wszyscy nieudacznicy, kiedy widza, że robisz to co lubisz i jeszcze dostajesz za to kasę…

  53. jk 23.11.2012 12:34

    http://wshtwp.pl/zoom/ZOOM_nr_8%288%29.pdf Polecam, jest i o Panu.

  54. fit-nesca 23.11.2012 13:14

    To, czy się lubi swoją pracę czy nie, to jedna kwestia. Inna to pytanie, czy każdy potrafi pracować na swoje konto.
    Wśród osób narzekających na pracę etatową wystarczyłoby przeprowadzić prosty eksperyment: wypuścić z firmy na miesiąc, dając im pole do popisu: „Masz kasę i działaj. Przebij się na rynku, zdobądź klientów, wypromuj markę. I zarób”. Ciekawe, ilu z sukcesem dotrwałoby do końca, a ilu wymiękło po kilku dniach…

    Praca na swoim to przede wszystkim samodyscyplina i umiejętność ponoszenia wyrzeczeń. Znam kilka osób, które nie do końca były tego świadome zakładając własny biznes.

    • goła pionierka 23.11.2012 17:10

      Jak tylko masz te pieniądze to rozdania to ja się takiemu eksperymentowi chętnie poddam:)

  55. Paweł 23.11.2012 16:57

    Ja to bym chciał gangsterem zostać. Legalne pieniądze zarabia się tak ciężko…

    ps. uważajcie na samochody!

  56. maja_de 23.11.2012 21:03

    To swieta prawda, co piszesz. Namiawiaj ich do poszukiwan i zmian. Tez tak robilam swego czasu, az mi moja ukochana praca splajtowala. I sie teraz tulam po takich roznych .Bez specjalnego zadowolenia czy spelnienia zawodowego ale przynajmniej dobrze mi placa. Na jakies wielkie zmiany jest za pozno, wiec zastanawiam sie powaznie nad wprowadzeniem w zycie zasad zawartych w pewnej ksiazce o sztuce nieprzemeczania sie w pracy.

  57. qulqa 24.11.2012 01:10

    Ludzie, jeżeli tak was to męczy, to po co kurwa tam pracujecie ?
    Rzućcie to w cholerę i zarabiajcie w tej dziedzinie, którą kochacie.
    Ja tak zrobiłam i jest dobrze 🙂

  58. Estera 24.11.2012 11:06

    Otóż to, skazujemy się na coś, co nijak nie jest szyte na naszą miarę. Uwiera nas to na co dzień, ale znosimy niewygodę. Mi póki co udało się wyrwać z zniewolenia i mam nadzieję, że osiągnę kiedyś kominkowy status: robić to co się chce, i jeszcze na tym zarabiać.

  59. pikob 24.11.2012 13:05

    Pracodawcy nie szanują pracowników i ich pracy, a pracownicy nie szanują pracy i pracodawców. Najgorzej na tym wychodzą ci, którzy szanują swoją pracę, a nie szanują ich pracodawcy.

  60. ahmed 25.11.2012 00:51

    Kiedyś gdy nie miałem kasy wciąż powtarzałem, że ich brak to największy problem w realizacji czegokolwiek. Dziś wiem, że NAJWAŻNIEJSZY jest pomysł i wiara w jego realizacje, dzień po dniu, ostro i cierpliwie do przodu. Nie twierdze aby postawiać wszystko na jedna kartę ale w życiu należy ryzykować.

  61. andzia90 26.11.2012 11:07

    też tak pracuję, poszukuję swojego miejsca, myślę, że je znalazłam, tylko musze je osiągnąć, chcę mieć pracę,w której jednocześnie będę mogła podróżować i pracować, bo podróże sprawiają mi najwięcej przyjemności, ale żeby taką pracę dostać tak o to trzeba mieć doświadczenie albo w danej firmie przepracować na jakims staowisku X lat. Wiem, co powiesz – blog. próbowałam, nie wyszło, a podobno nie wchodzi sie dwa razy do tej samej rzeki, c’ nie? 😉

  62. bestraga 27.11.2012 21:23

    narzekanie, niezadowolenie trudno czasami wytrzymać z sobą, z innymi, ale czasem optymistyczne wydarzenia się przydarzają, gdy się rozejrzymy. Jest duża grupa ludzi , którym się CHCE Naprawiać Wymiar Sprawiedliwości , zbierają się , chcą coś zrobic – http://forum-z.cba.pl/ , to fajne

  63. Sylwia 29.11.2012 18:39

    U mnie sytuacja ma się odwrotnie.

    Tak, pracuję w biurze, mam szefa (dokładnie szefową) iii po pierwsze: bardzo lubię swoją pracę, a co za tym idzie (po drugie) czasem dla własnej satysfakcji (czyli skończenie wszystkiego co sobie zaplanowałam na dany dzień), zostaję czasem dłużej w pracy,,,, i wtedy moi współpracownicy, patrzą na mnie z niedowierzaniem, wręcz litością….oni wychodzą o 16:00, a jeśli już zostają to mają płacone nadgodziny (ja nie… ekhem jeszcze nie).

    Ta bajka nie rozgrywa się w Polsce.

  64. STABILIZATOR 11.12.2012 10:45

    Nie lubię wstawać, nie lubię szefa, lubię swoją robotę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>