Dedykacje są na zawsze
Kilka dni temu świat obiegła informacja, że rozwiązano tajemnicę Stonehenge. Wiecie, tych kilku kamieni stojących na polu. Naukowcy odkryli, że budowla powstała, jako symbol pokoju między żyjącymi wówczas plemionami, miała cementować pokój, przypominając o braterstwie krwi. To, co dawniej budowano w pocie czoła, co było czymś ważnym dla tamtych ludzi, dziś jest 5-minutową atrakcją dla ich potomków. Jest zbiorem kamieni, ani pięknych, ani godnych podziwu.
Dwa tygodnie temu odwiedziła mnie znajoma, posiedzieliśmy chwilę, zjedliśmy obiad i przed wyjściem o czymś sobie przypomniała.
– Alchemika masz?
– Tego…
– Tego.
– A gdzieś mam.
– To pożycz.
– A to sobie poszukaj. O ile jeszcze jest, bo dawno go nie widziałem.
Szukając książki zapytała:
– Czytałeś go?
– Tak, chyba jeszcze w liceum albo podstawówce. Nie pamiętam kiedy to było. Fajne, takie na raz, na dwa wieczory. Warto znać.
– Mam. Najciemniej pod latarnią. Leżał na środkowej półce na wprost mojej twarzy.
– O, nie wiedziałem, że dostał się na tak honorowe miejsce.
Wczoraj odwiedziła mnie ponownie i przyniosła książkę. Trzymając ją w ręku zapytała:
– Kiedy czytałeś Alchemika?
– Nie pamiętam. Niech będzie, że 10 lat temu.
Jak nie wiem kiedy coś się wydarzyło, to zawsze mówię, że 10 lat temu. W kilku tekstach na pewno to zauważyliście.
– Skąd go masz?
– Kobieto ty, czy ja mam pamiętać skąd mam te wszystkie książki? Albo kupiłem albo zabrałem rodzicom z biblioteczki. Albo komuś nie oddałem. Tak, bardzo możliwe, że Alchemik nie jest mój, dlatego pytasz, tak?
– Jest twój.
– Good. Dawaj puentę, bo widzę, że do niej zmierzasz.
– No zobacz na drugiej stronie. Dedykację.
– Kim była K.?
– Nie wiem.
Czyli jedną z tych osób, które określamy Tylko Jednym Zdaniem ?
A potem sobie wszystko przypomniałem. K. była bardzo fajną dziewczyną, niezłą nauczycielką anatomii kobiecego ciała. Spotykaliśmy się krótko, kilka, może kilkanaście razy. Nieźle się całowała. Jak na prawiczka przystało, chyba nic więcej wtedy z nią nie robiłem. To ja zerwałem z nią kontakt. Nie pamiętam dlaczego. Tak po prostu coś się skończyło.
Dała mi tę książkę wtedy, kiedy byliśmy ze sobą blisko i wtedy chyba nie rozumiałem, że ktoś, z kim jesteś, nie zostawia ci niczego na pamiątkę. Pamiątki daje się tym, z którymi nasze losy się rozchodzą i ona pewnie przewidziała, że to, co jest między nami, musi się skończyć. Niegłupie dziewczę to było, w takim razie.
Mój Alchemik jest jak Stonehenge. Przez całe lata stał na półce, w bardzo widocznym miejscu, a kiedy znajoma zapytała mnie, skąd go mam i kiedy czytałem – nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. On był tam zawsze, a jego początek musiałem na nowo odkryć. Źle świadczy o mnie, że o tym zapomniałem, ale tak to jest z przedmiotami – symbolami, które zostają nam po bliskich osobach.
Tracą swoją moc, swoją symbolikę, stają się niezauważalną częścią naszego życia. Wszystkim i niczym co nam pozostaje po niektórych osobach.
Mimo to znajdują sposób, by przypomnieć nam o sobie. Czasami poprzez kogoś, kto przypadkowo chce pożyczyć od nas symbol. To pocieszające.
Niestety jesteśmy ostatnim pokoleniem, które będzie pamiętało, że kiedyś na zdjęciach i książkach pisało się dedykacje. Nieedytowalne, niezmazywalne. Coś o wiele trwalszego od tagowania i lajków.
fizjoloficznie napisane
Czy ja wiem czy „fizjoloficznie”. W kilku słowach określił to co dzieje się ze społeczeństwem.W dobie kwejków, demotywatorów czy głupich filmików, ludzie zaczynają się cofać w rozwoju.Był taki film o przyszłości, w której świat opierał się na głupocie. Niestety tak zaczyna się dziać na prawdę. Rzeczy, które mają dla nas największe znaczenie odsuwamy na dalszy plan względem internetowych uzależnień. Czy wielu innych rzeczy, które po prostu pochłaniają nasz czas nie dając nic w zamian. Zapominamy o chwilach , które nas stworzyły takimi jakimi jesteśmy. Bo nie potrzebujemy ich przywoływać.
Pomimo to wszystko słowa zapisane przez najbliższych przypomniane przez kogokolwiek dają nam na twarz uśmiech, którego nie da się zachować w sobie. „Tego” nie znajdziesz w internecie.
Z jednej strony można powiedzieć, że taka jest kolej rzeczy, „internety” Kiedyś to samo można było powiedzieć o ludziach, którzy w pewnym stopniu zaniechali wieczorne opowieści a zaczęli czytać książki, potem oglądać filmy, czy zamiast grać muzykę na żywo, zaczęli(śmy) słuchać częściej muzyki odtwarzanej. Ale tak jak powiedziałeś, powroty takie czy inne do chwil „zapomnianych” zawsze przywołują ten paskudny(w dobrym tego słowa znaczeniu) uśmieszek na twarzy. O to w tym chyba zasadniczo chodzi.
Dokładnie ! Mam 20 lat nie mogę powiedzieć, że wiele przeżyłem pomimo młodego wieku mam swoje ulubione wspomnienia chwile, których nie sposób zapomnieć. Lubie przeżywać i pomimo mojej pasji jaką jest grafika koncepcyjna. Nie potrafię usiedzieć przed komputerem. To chwile przeżyte budują naszą osobowość. Lubię adrenalinę i chwile którymi nie każdy może się pochwalić. I na pewno nie lubię tracić czas przed facebookiem czy kwejkami itd. Ludzie poszukują tam … zrozumienia ? Bo ja nie rozumiem ciągłych wpisów o nieszczęśliwej miłości … Do takich ludzi można powiedzieć tylko „Wstańcie ruszcie dupska odejdźcie od kompa i zróbcie COŚ z TYM !” nic więcej nie wykminie.
Z dedykacjami jest trochę jak z pocztówkami, albo z analogowymi zdjęciami. Nie pamiętamy gdzie i z kim byliśmy, ale kiedy otworzymy na chwilę pudełko w którym leżą zakurzone, nagle nasza pamięć wchodzi w zupełnie inny wymiar….przeszłości dawno już zamkniętej w jednej ze spróchniałych szuflad naszego umysłu.
Przyjemnie się otwiera takie szuflady od czasu do czasu…
Pomijając już całe znaczenie Twojego tekstu, to pochwale się(?), że bardzo lubię dawać książki w prezencie. Wszystkie mają dedykacje. Czasem ludzie po latach się odzywają.: „Znalazłem książkę od Ciebie, przeczytałem dedykację, jeszcze raz dzięki. Co u Ciebie. Spotkamy się na piwo/kawę?” A kilka razy zdarzyło się tak, że znalazłem gdzieś książkę u załóżmy nowych znajomych, otwieram, patrzę a tam moja dedykacja. Po czym się okazuje, że ktoś kiedyś się pozbywał „śmieci”… Jak w ogóle można książkę nazwać śmieciem? Jakąkolwiek książkę? eh.
Ale to jest takie miłe, jak się odnajdzie coś z dawnych lat, o czym się zapomniało… Zawsze wtedy następuje ten moment, który wszystko przywołuje 🙂 Choć na chwilę!
I współczuję kolejnym pokoleniom, które już tego mieć nie będą…
Tyle co skończyłam pracę, wchodzę na fb a tam taki piękny obiadek. Właśnie robię w głowie rekonesans którym mężczyznom zostawiłam takowe pamiątki… no… było kilku – zawsze to były osoby warte uwagi, zaangażowania z jakiegoś powodu. Jak coś dostajesz od serca – a dedykacja nie skopiowana z netu/kiedyś pamiętnika taką jest – to musiałeś dużo znaczyć dla tej osoby. W drugą stronę – miło wiedzieć, że spotkało się na swojej drodze ludzi którzy o coś cie wzbogacili, pozwolili stanąć na chwilę i się zadumać. A znaleźć takie perełki w domu po latach to frajda, aż zaglądnę zaraz do mojego „pudełka wspomnień”.
Dedytacje na zdjęciach poszły w niepamięć. Ale czy na książkach? Chyba jeszcze nie.
od 10 lat marze żeby ktoś mi wręczył właśnie książkę z dedykacją ! 🙂
Aneta moge spełnić Twoje marzenie 🙂
No ładnie, teraz dodatkowo jedną z rzeczy, które muszę w życiu zrobić, to podarowanie komuś czegoś z dedykacją ò.ó
Wlasnie dzis bylam na poczcie i wyslalam paczuszke wraz z dedykacja. Wracajac zastanawialam sie kiedy ostatni raz to robilam… Mysle, ze nadal beda ludzie, ktorzy komus wyjatkowemu napisza cos wlasnorecznie, zapakuja upominek, pojda na wlasnych nogach na poczte, odstoja w kolejce i wysla. Mnie wyreczal w tym w ostatnich latach amazon:) Jest duza roznica. Robiac to wszystko sama, dzis intensywnie mysle o osobie, do ktorej to wysylam, wspominam, ciesze sie z reakcji po otrzymaniu. Jak robi to wspomniana wyzej firma konczy sie na kliknieciu potwierdzenia zaplaty i sprawa ucieka w zapomnienie.
chyba nie jest jeszcze tak źle. na targach książki widziałam mnóstwo osób, które stały w kolejce do autorów dzieł po autograf i dedykację. tekst, który wypowiadały brzmiał mniej więcej tak: „czy mógłby pan napisać: dla kochanego Remigiusza z okazji urodzin?”. sama robię takie prezenty bliskim. potem sie wzruszają czytając dedykację od michała urbaniaka i ode mnie:)
Ja się ostatnio całkiem przypadkiem dowiedziałam, że jeden z moich bardzo byłych facetów nadal trzyma książkę ode mnie z bardzo gorącą dedykacją. Mam nadzieję, że zdjęć się jednak pozbył, bo za takie fotki to prokurator grozi, tak to dawno było!
Uwielbiam te przepełnione nostalgią zakończenia Twoich niektórych tekstów. Zawsze trafiają w sedno :).
Bardzo lubię dedykacje. Zostawiłam kilka w swoim życiu. Tak, jak listy. Mam całą skrzynkę listów. Moje pierwsze zauroczenie miało charakter epistolarny. Miałam wtedy naście lat. Nawet teraz z moim ukochanym pisujemy do siebie listy. Maile są tak mało romantyczne. 🙂
Dedykacje są cudowne. Przypominają zapomniane. I myślę, że tak szybko nie znikną, bo chociaż jestem w liceum, to z moimi przyjaciółkami obdarowujemy się książkami opatrzonymi dedykacjami.
Dedykacje są warte pisania.
To prawda. Zdarza się, że nawet te niededykowane przywołują piękne historie.
Świetny tekst. Ech, też dostałem kiedyś książkę z dedykacją. Płytę też. Mam je do dzisiaj, ale chyba straciły nieco na ważności. Niemniej jednak dobrze czasem na nie zerknąć i przypomnieć sobie kilka przyjemnych chwil. Chwile są ulotne, a zostają po nich jedynie wspomnienia i zapiski gdzieś na przedostatniej stronie…
Myślę, że nie jesteśmy do końca takim ostatnim pokoleniem, które zna dedykacje. Książki jeszcze nie zaczynają znikać z półek, a do każdego prezentu można dołączyć kartkę.
Każdy mimowolnie zbiera jakieś przedmioty po ważnych ludziach. Ja sama mam stos co ładniejszych kartek schowany gdzieś na dnie szuflady. Bywa, że do niego zerkam i wspomnienia ożywają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki…
Dobrze, że jest jeszcze trochę ludzi, którzy lubią bawić się w książki z dedykacjami, pocztówki i listy. Ponoć to takie nieprzydatne i passe. Szkoda, że ten tępy naród nie dostrzega w tym echa dawnych epok, szacunku dla obdarowanego i takiego „że mi się chciało” to zrobić właśnie dla tej osoby. Taki ukłon dla naszej znajomości, którą sobie szczególnie cenię.
mam dwa pudełka ze wspomnieniami, trzymam w nich kartki, kamienie, kapsle, bilety, papierki – jestem sentymentalnym śmieciarzem, ale gdy w deszzowe dni otwieram z nudy któreś z pudełek, przypominam sobie różne momenty mojego życia, które dawno wyleciały mi z głowy, a dalej wywołują uśmiech lub smutną zadumę. to jak z dedykacjami – warto czasem zostawić coś po sobie, bo nie spodziewamy się jak wielka kiedyś może mieć wartość.
Też tak mam. Mnóstwo papierów i każdy o czymś przypomina, nawet jeśli jest to zwykły zapisany numer telefonu. Wiele chwil w których do śmiechu mi nie było, a jednak kiedy je wspominam to się uśmiecham, nie ważne co się wtedy działo, ważni byli ludzie którzy z nami wtedy byli, a często już ich nie ma. Żałuję też że nie mam tych pamiątek o wiele więcej, bo przez to parę rzeczy pójdzie w zapomnienie.
Bardzo, bardzo dawno temu też wpadł do mnie kolega i pożyczył sobie jakąś książkę z półki. Na spotkaniu po kilku dniach, wyjął ją i kazał obrócić przednią zakładkę okładki. Zobaczyłam tam dedykację od serca od pewnego „niedoszłego byłego”, o której przez wiele lat w ogóle pojęcia nie miałam. Nigdy żadnych wyznań nie było. Poznaliśmy się z dala od domu i podarował mi tę książkę przed rozstaniem, tak ot. Tylko się uśmiechnęłam. Kurczę, to dopiero było zaskoczenie i fajne wspomnienie, „co by było gdyby”:)
Ja mówię „przyszły, niedoszły” 🙂
To tak jak z listami papierowymi. Ostatnio wpadł mi w ręce list napisany do mnie przez ówczesną jakieś 20 lat temu dziewczynę. Wyleci ze starej książki, gdzie służył jako zakładka wścieknięta między kartki. Od razu wiem co wtedy czytałem, przypominają mi się tamte chwile i myśli związane z autorką listu. Szanse, że za 20 lat znajdę jakiegoś maila są bliskie zeru. Jedyna szansa, że ktoś wymyśli archiwum Facebooka, gdzie po wpisaniu daty wyskoczą nam stare interakcję z danego okresu 😉
Parę dedykacji przechowuję w książkach, na zdjęciach, pocztówkach z wakacji od…?? czasem trudno mi tak od razu przypomniec sobie miejsca, ludzi i wydarzenia im przypisane niemniej są dla mnie jak relikwie, tworzą kawałeczek historii mojego życia i poniekąd cząstkę historii ludzi, którzy ją współtworzyli.
Czytam ich dedykacje i wkraczam do innego świata, w którym obowiązują reguły przeszłości.
Na pamiątkę przechowuję też parę szkolnych klasówek, takich szczególnych, z dedykacjami od nauczycieli(nie wiem czemu nie mogli tak jakoś po prostu,obojętnie przejśc obok mojej wiedzy/niewiedzy tylko zawsze te komentarze zostawiali..:)
Moj wzrok powedrowal na polke z ksiazkami a tam ona. Pamiatka po kims. Wydarzenie sprzed lat. Cos w tym jest. Umysl znalazl sie w odleglej rzeczywistosc.
Moje pokolenie to już chyba kolejne pokolenie po Kominku, ale jeszcze chyba wie czym są dedykacje, kartki i drobiazgi ręcznie robione. Mam trochę takich w pokoju. Kartki z urodzin, pocztówki, jakieś pamiętniki z wpisami, jakaś książka z dedykacją, prezenty z różnych okazji. Często od ludzi, których już w sumie nie znam. Ale sentyment pozostał. I lubię tez zdjęcia w papierowej formie. Takie wywołane, najładniejsze/najważniejsze, w albumach. Mają swój urok te wszystkie rzeczy. I mam nadzieję, że ludzie którzy dostali ode mnie kiedykolwiek takie podarki też „od święta” sobie przypominają o mnie dzięki temu;)
Smutno mi tylko, że już nie pisze się listów. Od dawna marzę dostać list, na ładnej papeterii, najlepiej pocztą. Pisany odręcznie, nawet krótki, ale symboliczny.
Cieplo mi przy tym Kominku:). Chociaz do mojego dnia bardziej pasuje „Praca…” z esiatka.
Dedykacja świadczy, że ktoś o nas myślał w sposób wyjątkowy. Przeważnie dobrze, ciepło, życzliwie. Takie wspomnienia są zawsze miłe. Zanikanie tej tradycji (czyżby?) jest trochę smutnym znakiem powierzchowności naszych związków i znajomości. Sądzę, że tam, gdzie jest książka, gdzie jest przyjaźń, gdzie czas dla innych, chęć i zaufanie, takie formy sympatii trwają i, mam nadzieję, mają się dobrze.
Zobaczyć w starej książce wypisany niezgrabnymi kulfonami tekst o wiecznej przyjaźni – bezcenne. To nic, że jej już nie ma. Ale była i jest tego świadectwo 😉
Czasami mozna kogos zostawic z brzuszkiem :/ wtedy taka pamiatka raczej sie nie przedawni… brrr
W życiu zostawiłam jedną dedykację w książce. Dla moje przyjaciólki z liceum. Mimo, że od tamtego czasu minęło parę łądnych lat wciąż jesteśmy dla siebie ważne. Nie przeszkodziła nam ani odległość ani to, że studiujemy kompletnie inne kierunki. Wiem, że zawsze jak otworzy tą książkę to będzie wiedziała, że gdzieś tam nawet na końcu świata jestem :]
I może właśnie dlatego, raz na jakiś czas, siadam na Albercie przed regałem, i wyciągam z niego książki, a z pudełek różne gadżety – przypominając sobie ich historię. WŁAŚNIE. Żeby nigdy jej nie zapomnieć. 🙂
ps. Nie trawię stwierdzenia „Najciemniej pod latarnią”. Wrzucam je do wora razem z „Czego Jaś się nie nauczył (…)”.
Wolę ludzi widzieć i odczuwać zmysłami w bezpośrednim kontakcie, niż odbierać ich emo-ikonki w bezosobowym piśmie. Takich zapisanych gdzieś wspomnieć/wpisów „na pamiątkę” mam mnóstwo, a dedykację daję zawsze (z wzajemnością). Na szczęście wśród moich znajomych nadal jest moda na własnoręcznie pisane życzenia. Zresztą sama pałam się wymyślaniem mniej lub bardziej złożonych form w tym temacie. Nawet z jedną kumpelą piszemy sobie listy, fakt, raz w roku, ale! Więc tych wspomnień u mnie można dużo znaleźć. Większość tych ludzi nadal jest w mojej teraźniejszości. Jedynie w przypadku eks wyznaję zasadę „żadnych sentymentów”, co mieli mi dać, dali. Zresztą nie byli też zapamiętania warci…
Teraz trzynastolatki wstawiają sobie zdjęcia z dzióbkiem i z dedykacją. Albo zdjęcia z podpisem „komu dedyk?”.
Każdy ma takie wspomnienia, jakie sobie tworzy. Ja lubię dedykacje, ale ja to w ogóle sentymentalna jestem i w domu rodziców trzymam pudło ze wszystkimi kartkami walentynkowymi, jakie dostałam kiedyś tam, jak się jeszcze dużo dostawało. 😉 I z listami miłosnymi, listami od wakacyjnych przyjaciółek… Czasami miło poczytać, jako że nigdy nie prowadziłam pamiętnika, to w taki sposób mogę w swoją dziecięcą głowę zajrzeć.
Ostatnio koleżanka wpisała mi dedykację w kodeksie i miałam frajdę przygotowując się do egzaminu. 🙂
Domorosły grafolog na temat K.: Dedykacja napisana drukiem, każda litera co najmniej dwukrotnie pogrubiona, czerwony wkład. chyba mocno przyciskała długopis. Myślę, że wiedziała, że o niej zapomnisz. Wszystkie powyższe szczegóły, jak i tresć tej dedykacji swiadczą o tym, jak bardzo chciała żeby stało się inaczej. Chciała ta dedykacją zmienić przyszłosć. Nie udało jej się.
Smutno mi tak jakoś. Ciekawa jestem co dziś robi K.
Zastanawialiscie się kiedyś jak wędruja książki? Mam fatalny zwyczaj nie zawsze oddawania pożyczonych książek. Z drugiej strony pozyczam książki innym i już w momencie gdy pożyczam, wiem, ze jedyne, co mogę zrobić, to pogłaskać moją książkę po grzbiecie i powiedzieć żegnaj książko. Moze mam takich samych beznadziejnych znajomych jak sama jestem, ale oni też nie oddają. Często pożyczają dalej, ja też zdarzyło się, pożyczyłam komuś nieswoją książkę. I tym sposobem ksiązki wędrują po świecie, jak te skarpety po pralkach…
Mam tak samo:) Najczęściej zaraz po pożyczeniu zapominam od kogo lub komu pożyczyłam. Zresztą, zawsze wychodziłam z założenia, że książki nie są po to, żeby leżeć na półce, tylko żeby je czytać, i bardzo chętnie wciskam wszystkim znajomym. Nawet te, które są dla mnie cenne, z pełną radością, że mogę się czymś takim podzielić, i z pełnym przekonaniem, że zapamiętam komu, bo przecież TA właśnie jest dla mnie ważna! Ale to niełatwe zapamiętać, a ja nie będę przecież zapisywać, bo przecież z a p a m i ę t a m.:)
Tak więc z góry rozgrzeszam wszystkich moich znajomych nie oddających książek. I siebie:) Na zdrowie.
Ostatnio, będąc w gościnie, z trudem powstrzymywałam się od zrywania co rusz z fotela z okrzykiem: „To moja!”, gdy siostra przewalała swój księgozbiór czegoś szukając. Ech, co tam… na jej półce tak samo im dobrze…i wytrzymałam;).
Dobrze, że wędrują. Cza myśl szerzyć.
też mam „Alchemika”. też dostałam i też ma dedykację, a brzmi ona: „przeczytaj i stań się częścią mojego świata – M.”
Ja mam zwyczaj zawsze wpisywać dedykacje w książkach, którymi obdarowuję bliskich… I lubię dostawać takie egzemplarze, bo są niepowtarzalne i niosą ze sobą jakąś historię.
straszna sprawa, potem takiego otrzymanego coelho ciężko opchnąć na allegro.
:)))
Jeśli K. przeczyta ten wpis, t jest szansa, że osmarka chusteczkę.
Moje książki są zazwyczaj podpisane, więc czasem wracają, jeśli nie wracają, to lubię myśleć, ze nadal są czytane. Dedykacje zapisuję zawsze bardzo osobiste, to zostawia po nas ślad wśród ludzi, którzy w danym momencie są nam bliscy. Gdy dostaję książkę też proszę o wpis. Najoryginalniejszy mam z podręcznika „Żeglarz i sternik jachtowy” – mój ówczesny absztyfikant-instruktor żeglarstwa podarował mi tę książkę i napisał „dla marudy i nieuka, coby braku wiedzy i obycia zaradzić i na żeglarza wyprowadzić pozwoli..” i dedykacja chyba się sprawdziła, po facecie nie ma już śladu, a książka i żeglarstwo pozostało:)
Z takich dedykacji to pamiętam swój jeden wpis. Nie do książki wprawdzie, ale na ścianie pokoju jednego takiego mojego miłośnika. Miałam osiemnaście lat, byłam bardzo romantyczna, omujborze, jaka ja byłam wtedy romantyczna. napisałam mu na ścianie coś tam cos tam i na koniec „pamiętaj, ze jestem”
Mam nadzieję, że tego nie zamalował nigdy i nadal czyta sobie codziennie robiąc przysiady przed śniadaniem. I pamięta, że jestem hahahaha. OMG.
ładne..cieszę się że rzutem na taśmę załapałam się jeszcze do tego pokolenia 🙂
To dobrze widzieć, że sentymentalni są wśród nas. Pudełka z listami, kartkami, zdjęciami i innymi niepozornymi drobiazgami są ważną częścią życia. Wiele razy siadałam, mieszkając jeszcze w domu rodzinnym, otwierałam te pudła, szuflady, przeglądałam, przekładałam kartki, ale żadnej nie potrafiłam wyrzucić robiąc niby-porządki. Kończyło się na czytaniu, wzdychaniu, czasem uronieniu łezki, przekładaniu z miejsca w miejsce i tak za każdym razem :).
Pisanie, jako czynność, bez klepania w klawiaturę, co czasem też lubię, ma swój urok. Wolę pisać odręcznie, niż na komputerze, jeśli mogę. Nie wiem dlaczego, po prostu moja ręka domaga się czasem kontaktu z długopisem/piórem i kartką papieru.
Co do twierdzenia niektórych, że obecne pokolenia tego nie zaznają, nie do końca tak jest. W mojej rodzinie na przykład, wręczanie książek zawsze wiąże się z dedykacją. Nawet w przypadku maluchów, które dopiero za jakiś czas będą mogły przeczytać te słowa, a być może jeszcze później niektóre zrozumieć 😉
jesli jakas dziewczyna ma w domu cokolwiek od pana Coelho, to wiem ze nie ma najmniejszego sensu sie kims takim interesowac. wieczorami pewnie slucha Beaty Kozidrak.
Fajne, takie na raz, na dwa wieczory. Warto znać.
Warto znać. Alchemika. Warto znać. Oż fuck…
alchemik to filozofia dla ubogich, coehlo zrobil juz furore wsrod przesmiewcow na FB i w necie 🙂