Związek na odległość
Poznałam w sieci fantastycznego Faceta. Z każdym dniem stajemy się sobie bliżsi. Czuję się w nim zakochana, On twierdzi to samo. Nawet już takie wyznania padły. Problem leży w tym, że jest setki kilometrów ode mnie. Pokonujemy tę odległość „sieciowo” poprzez Skype, Facebook, telefon. Rozmawiamy kilka godzin dziennie. Widzieliśmy się na kamerkach oraz zdjęciach. Jest przystojny, w moim guście. Jeśli po spotkaniu na żywo uczucie rozpali się jeszcze bardziej, któreś z Nas będzie musiało zrezygnować ze wszystkiego. Ja nie mam z tym oporów. Gdy On teraz jest w pracy a Ja siedzę w domu Tęsknię za Nim, za Jego głosem, widokiem.To chyba nic złego prawda? Wiem brzmi to głupio. Paraliżuje mnie strach, ale ciekawość, chęć kochania jest mocniejsza. Co myślisz na temat takich znajomości? Śmieszą Cię? Uważasz je za realne? Przeżyłeś taką więź z osobą, której nigdy nie przytuliłeś, nie pocałowałeś ? – pyta mnie Eliza Zamiejska
Wiele związków na odległość rodzi się na gruncie trudnej do wytrzymania samotności.
Z różnych względów nie potrafimy znaleźć sobie kogoś na miejscu. A to sąsiad jest gruby i brzydki, a to ojciec woli matkę niż ciebie, a to listonosz już nie puka, a to praca ciągle praca i nie mamy czasu na nic.
Siłą takich związków jest potrzeba posiadania kogoś bliskiego. Gdziekolwiek. Byleby tylko był ktoś, kto będzie nas potrzebował. Odległość nie pozwala tej sile osłabnąć i zostawia w nas niedosyt uczuć.
I w końcu nadchodzi dzień, w którym trzeba podjąć męską decyzję. Nie da się w nieskończoność ciągnąć czegoś, co jeszcze niedawno było piękne, a teraz cuchnie toksycznością.
Wyjścia zwykle są dwa. Albo zamieszkać w jednym mieście albo ze łzami w oczach, w ostatnim namiętnym pocałunku, po ostatniej, wydawać by się mogło, najpiękniejszej nocy – rozstać się.
Jako wyznawca teorii 100 dni na miłość jestem gorącym zwolennikiem związków na odległość. Bywałem w takich i wydaje mi się, że były to najlepsze związki w moim życiu. Nawet teraz, gdy sobie myślę, jaką chciałbym poznać kobietę, jestem prawie pewien, że wolałbym, by nie mieszkała w Warszawie.
Odległość sprzyja idealizowaniu partnera, wzmaga tęsknotę i potrzebę spędzania z tą osobą każdej chwili, a kiedy dochodzi do spotkań, cieszysz się każdą godziną, bo wiesz, że za dzień lud dwa znowu będziecie musieli się rozstać.
Mają rację ci, którzy twierdzą, że wadą takich relacji jest konieczność podjęcia decyzji. Albo ty się przeprowadzisz, albo ja. Ale przed takim wyborem staje się w każdym związku, a zmiana miejsca zamieszkania nie jest jakimś wielkim problemem. Większość z nas (czytelników tego bloga) jeszcze nie ma ani rodziny, ani dzieci, ani nawet stałej pracy. Życie dopiero przed nami, więc nie przejmujmy się dylematami osób starych, dzieciatych i schorowanych. Większość związków na odległość rozpada się, ale i większość „normalnych” związków też nie ma szans na przetrwanie. Czy jest zatem sens od razu skazywać je na niepowodzenie?
Pamiętacie, co pisałem w styczniu w „Nie mów mi o konsekwencjach„?
Ciągle pytamy o konsekwencje. To głupie.
Tylko głupi wierzą, że jeśli coś nie ma przyszłości, to nie ma w ogóle sensu. Wartością związków nie jest ich trwanie samo w sobie, ale to, czego w nich doświadczamy.(…) Dajcie mi taką, która spojrzy na mnie, zamknie oczy i powie „niech to się po prostu dzieje”.
Ci, którzy kochają życie i emocje, nie boją się tego cierpienia, nawet jeśli jego siła będzie zależna od siły uczuć, dają zgodę na późniejszą samotność, bo wiedzą, że wraz z nią pozostaną wspomnienia, jakich nie zapomną nigdy.
Nosimy w sobie wspomnienia po takich związkach. Nosimy wspomnienia po związkach, które kończyły się cierpieniem, ale im więcej czasu od nich upływa, zapominamy o tym, co było złe, a pamiętamy, jak intensywne były to uczucia. Ponownie chcemy je przeżyć. Ponownie zaryzykować cierpienie. Jedni nazwą to masochizmem, inni pełnią życia.
Więc ja jestem masochistką…
Ja też.
Znaczy się – ja chcę być masochistą.
A ja żyję pełnią życia 😉
kiedyś byłam w związku na odległość. Ok 1000km. To było przed epoką netu i wysyłaliśmy sobie listy…. Kurcze, właśnie, zapomniałam mu odpisać. Ale poza tym te związki na odległość są fajne. Jak coś, to przecież można romantycznie wsiąść w pociąg, samochód i w kilka godzin dostępować nirwany. Ja jednak miałabym problem, bo takiemu facetowi nie powiem na wychodne „weź śmieci”. 🙂 A poza tym: no pewnie, trzeba być masochistą, żeby żyć pełnią życia 🙂
Znalazlam swoja druga polowe na forum o kotach jakims..nawet nie pamietam juz dokladnie.. 4 lata temu 🙂 I dzis kocham Go bardziej niz wczoraj,na odleglosc zylismy prawie 2 lata,nie skonczylo sie zanim zaczelo i jestesmy,trwamy w sobie do dzis. Czasem warto otworzyc oczy i spojrzec glebiej,chocby przez kable 😉
Kominku fajny z Ciebie gość
Kominku, a jakie doświadczenia można wymienić jako wartościowe i nie są jedynie trwaniem przy partnerze? Szara rzeczywistość wydaje się być tylko trwaniem, wyrywaniem kartek w kalendarzu i omawianiem problemów. Czy to doświadczanie, czy tylko dryfowanie po morzu? Jeśli już wolałabym jezioro – blisko ląd i woda słodka….
Pozdrawiam i wielkie dzięki za męski punkt widzenia powiedziany prostolinijnie i szczerze.
Przykro mi, ale chęć bycia masochistą jest w tym przypadku to za mało ;P masochistą po prostu się jest, a chęć przeżywania czegoś BARDZIEJ, MOCNIEJ jest większa niż u przeciętnego kowalskiego, chociaż i takie porównanie jest stosunkowo względne (:
Pięknie powiedziane.
Czemu z każdego tekstu odczytuję brak wiary w wieczne związki?
Bo wieczne związki są dla starych.
Niee, to tylko młodzi w nie wierzą, z wiekiem ludzie robią się cyniczni i zaczynają mysleć logicznie.
i przestają udawać, że nie są egoistami ..
A może ten wpis nie jest przypadkowy…I Ty Kominku kogoś poznałeś spoza Warszawy?
Niestety nie kroi mi się żaden związek, bo żadna mnie nie chce, więc jednak przypadkowy. A konkretnie – z powodu jednego z listów od czytelniczki.
ja mogę cię chcieć i nie jestem z Warszawy 🙂 w sumie prawie 500 km na północ, więc możesz mnie kochać ;)))
No a ja? No zaraz jak tak mozna… ja tu wlosy zaczelam juz zapuszczac nawet, a jelonek mnie wzrusza o kazdej porze… 😉
hmm Kominku ja Ciebie chcę!!!:)))
Oferty matrymonialne wraz z CV i foto i listem motywacyjnym przyjmuję na priv.
o.k. pisać zaczynam i lada moment wysyłam
hahahaha….leci duży uśmiech w TWOJĄ stronę……
„Rzuć okiem w prawą stronę. Wyżej w prawo. I wróć do czytania.”
Genialne. Inaczej nigdy bym tego nie przeczytała.
Jestem z moją kobietą już 2,5 roku, dzieli nas ponad 50km, przez co widujemy się tylko w weekendy, ale to nam nie przeszkadza (choć wiadomo, że wolelibyśmy częściej) i jest wspaniale.
380 km i widywanie się raz na kilka tygodni już nie .
około 1700 km i raz na miesiąc.
kto da więcej 😀
Nie wiem o ile oddalona jest Francja , Hiszpania , Portugalia ale właśnie tyle km przez 2 miesiące xD
5832 km.i raz – dwa razy na rok. od 5 lat. w tym roku przeprowadzka !
Dobre sobie 50km. Ja z moją druga połową 2 lata jesteśmy od siebie oddaleni o 283km. Widujemy się raz na miesiąc, a spotkanie nie trwa dłużej niż tydzień. Całe szczęście że przyszedł 4 miesiące czas na męską decyzję i przenoszę się do niej 😉
320 km i widzimy się w każdy weekend, święta razem itp – jak ktoś chce to potrafi. A co do długości związku to 5 miesięcy.
prawda prawda, całkiem to przyjemne, te związki na odległość, tylko takie no… mało realne w gruncie rzeczy. ale miłe, nie ma co ściemniać. dopóki ma się dystans do siebie i do partnera, to zawsze -niezależnie od odległości- jest miło, a nawet jak przestaje być, to na pierwszym planie wspomnienia są świetne. a i spokój ‚singlostwa’ jest stanem nieraz błogosławionym głęboko.
Pokonywanie odległości przez portale społecznościowe jest dobre dla mięczaków. Prawdziwi twardziele biorą paszport w zęby, plecak na ramię i ruszają przez granice, używając kilku środków transportu i paru łapówek, żeby dotrzeć na czas i spędzić gorącą noc razem. Intensywność przeżyć i uczuć gwarantowana.
sama prawda! 🙂
Dziekuje za komplement.
oj, było się młodym, to dymało się 200 km żeby tylko kwiatek dać i, jak były warunki, bzyknąć dziewoję. To znaczy zbliżyć się emocjonalnie.
Teraz już jestem po trzydziestce i zmądrzałem. Same przyjeżdżają.
😉
200 km co to jest. To nawet człowiek się nie zdąży w podróży zastanowić na jaką pozycję ma ochotę i jakie prezerwatywy kupić. Ale żeby jechać do faceta po 30? Po co, żeby jego kota pogłaskać?:)
Rowerem, kobieto, rowerem.
I uważaj, nie każda może dostąpić zaszczytu głaskania mojego Skurwiela.
to bardziej skomplikowane niż wygląda, nie znając dobrze tej osoby nie wie się czy nie umawia z paroma osobami w tygodniu… mnie zawsze nachodziły takie myśli. i zerwałam znajomość internetową bo nawet po spotkaniu się kilkakrotnym nie mogłam mu zaufać…
Ale bredzisz.
To jakby ktoś był w jednym mieście to już nie byłoby ryzyka, że umawia się z innymi?
Pilnowałabyś go? Śledziła?
gheezus
Bo to są dwie różne rzeczy. Związek na odległość może być z kimś kogo bardzo dobrze znasz. Ale może to być też „związek” z kimś, bo fajnie na fotkach wygląda. Ale to drugie to takie sam „związek” jak podstawówkowe: powiedział mi cześć, wiec chyba chodzimy ze sobą.
Zgadzam się z gola_pionierka, jak dla mnie w ogóle śmiesznie brzmi słowo ” kochać, czy zakochać się ” w osobie, którą tylko i wyłącznie zna się z kontaktów przez internet, rozmów tel. To zwykła, naiwna idealizacja. Przecież rozmawiając z kimś przez internet można ” wykreować” się na niewiadomo jak wspaniałą postać co nie musi mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nic nie zastąpi prawdziwego, żywego kontaktu z drugim człowiekiem, możliwości wtopienia się w oczy, przełamywania bariery bliskości,poczucia zapachu:)
Często właśnie mowa pozawerbalna mówi nam prawdę o człowieku, niestety net to odbiera, a kamerka no cóż….
zakładając, że każdy jest w naszym zyciu na chwilę, nawet związek na odległość ma sens. tak w ogóle jesli nie graniczać się terytorialnie do wąskiego grona osób z miasta i okolicy, to daje to ogromną szansę poznania fantastycznych osób, którym będziemy wdzięczni za cudowne wspomniania z niezapomnianych związków. lepszych facetów od tych poznanych „na odległość” nie miałam i najbardziej w takich związkach widzę swoją szansę. to, ze trzeba podjąć z czasem jakąś decyzję to już inna sprawa, ale to warto już na wstępie mieć na uwadze.
O, to o mnie i o moim mężczyźnie, dzieli nas 300 km (póki co) ale jest dobrze ;)) dla każdego co innego! jedno wolą tak, inni tak, to kwestia indywidualna i zależy od upodobań. Póki jesteśmy młodzi i nie mamy rodzin to po co bawić się w rodzinę, na to przyjdzie czas, na razie cieszymy się sobą nie rezygnując z innych zajęć. Polecam! Jedyny warunek jest taki, że dwie osoby muszą tego chcieć, bo jeśli jedna będzie cierpieć w milczeniu z powodu niewystarczająco częstych spotkań to będzie nieszczęście.
Rzeczywiście, przy 300 km to najczęściej jest dobrze, im bliżej i częściej tym gorzej się robi:)
Dla mnie osobiście związek na odległość to jak porno puszczane w radiu. Równie nasza poznana Ania może być Adamem 😉
mówimy o związku, nie cyberseksie
Do pewnego momentu taka mistyfikacja może udać się. Na pewno nie byłoby finału na żywo 😉
Portale internetowe mają to do siebie, że dzięki nim skupiamy się głównie na rozmowie. Poznajemy, zwierzamy się drugiej osobie – bo często jest tak łatwiej. I to sprawia, że powstaje więź. Myślimy, że nigdy z nikim tak dobrze nam się nie rozmawiało. Rozmowa jest podsycaniem tego co może być potem. Byłam w związku na odległość. Pomimo tego, że odległość nie była spora, czas nie pozwalał nam się spotykać często. I po jakimś czasie to zaczęło przeszkadzać. Dlatego związki na odległość maja szanse, dla ludzi którzy są albo bardzo zmotywowani do tego, aby jeździć do siebie/ odważni, aby porzucić wszystko i wyjechać do innego miasta, bądź też kraju/ albo którym wystarcza spędzanie ze sobą czasu raz na tydzień czy też dwa.
Świat należy do zuchwałych, a nie do młodych, zdrowych i bogatych
A co to ma wspólnego z moją wypowiedzią?
eliza zamiejska. matko boska. nigdy nie przestanie mnie to bawić 🙂
Zależy kto czego oczekuje. Jeśli chcemy mieć z kimś po prostu piękne chwile to taki związek jest najlepszym, co może się przytrafić. Same plusy – widzimy się stęsknieni, cieszymy każdym wspólnie spędzonym wieczorem czy dniem. Nie zdążymy się sobie znudzić, nie dochodzimy do etapu poznawania swoich wad. Nie ma problemu rozrzuconych skarpetek i brudnych naczyń. Tylko piękne chwile!
Jako osoba chyba niezdolna do trwałych, ciągłych relacji – nie wyobrażam już sobie mieszkania z facetem, nie chcę ślubu, dzieci, spędzania wspólnie całego czasu itp. itd. bardzo sobie cenię taką relację. Jest pięknie. I ciężko to popsuć 🙂
Mój związek z Brazylijczykiem był zawsze powodem prychnięć i pełnego dezaprobaty kręcenia czupryną. A on co? Wziął i przyjechał na inny kontynent. Było minęło, ale było pięknie i było warto! Nadal mamy ze sobą dobry kontakt. 🙂
eliza zamiejska. matko boska. nigdy nie przestanie mnie to bawić 🙂
PS. puk puk, ja nie jestem ze stolycy:)
A skąd, bo muszę wyliczyć kilometry ? 😉
Eliza Zamiejska 🙂
Jako osoba pokarana przez los 🙂 zwiazkiem na odleglosc uwazam, ze to nie dokonca powinno tak sie nazywac. Nazwalbym to bardzo bliska przyjaznia. Jesli ludzie bedacy w takim czyms zaczna odczuwac i postrzegac jako zwiazek to wlasnie nadszedl czas na podjecie decyzji o przeprowadzce, czestszych spotkaniach, innych rozwiazaniach. Jesli nie da sie lub strach zwycieza. Lepiej darowac sobie bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Chyba, ze nie traktujemy powaznie zwiazkow oraz nie obchodza nas cudze uczucia.
Odp. Warto ale trzeba byc ostroznym aby nie wdepnac w gowno.
Aha jakby co to ja juz w tym zwiazku (przyjazni) nie jestem od dawna. Wspomnienia mam jednak wysmienite. Do pewnego momentu. Lepiej szukac szczescia na miejscu. Po chwili namyslu.
Szczęścia można szukać wszędzie. Tylko później trzeba je zabrać na miejsce:)
A to tez. Niech ci bedzie racja przyznana. Jesli jest tym czego szukamy. Jak najbardziej.
Do Elizy
Bycie z wartościową Osobą, wynagradza każdą odległość. Trzymam kciuki. Mocno.
Bo trzeba żyć pełnią życia a wspomnienia są najpiękniejsze!
Ludzie niepotrzebnie zastanawiają się nad konsekwencjami zamiast żyć po prostu i czerpać z życia jak najwięcej.
taaa, najlepsze moje związki to te na odległość 🙂
Ja sie zakochalam 500 km bez happy endu . POLECAM !
A ja w życiu, za żadne skarby i w imię żadnej miłości, nie chciałabym związku na odległość. Oczywiście, nie wiem jak naprawdę zachowałabym się w sytuacji:
1. Zakochujemy się
2. Któreś z Nas musi wyjechać, na dłużej
3. ????
Ale jest duże prawdopodobieństwo, że rzuciłabym go jak gorącego kartofla (tak trochę żartem pisząc). Ja po prostu znam siebie, wiem czego chcę i co mi potrzebne do szczęścia. Na samej górze listy, znajduje się bliskość, możliwość zasypiania razem, wspólnych posiłków. Odległość – bardzo proszę! Ale nie dłuższa niż długość jego penisa (puszcza oko)! .
Jak chcesz się ze mną przytulać, jak będzie nas dzielić pół metra ?
Ja jestem spoza Warszawy .A konkretnie z Lublina, więc… 😉
A poważnie rzecz biorąc- poznałam mojego chłopaka 2 lata temu, kiedy wprowadziłam się do mojego obecnego mieszkania. Okazał się pomocnym sąsiadem. Od półtora roku jesteśmy razem. Może jestem „staroświecka”, ale uważam, że wyszalałam się już w kwestii i dłuższych ,i krótszych związków, a także imprez, przygód i wszystkiego innego. ON jest moją stabilizacją i jest mi po prostu dobrze, mimo tego, że mieszka 2 piętra niżej. Mam natomiast koleżankę, której chłopak mieszka 400 km od niej. Widzą się rzadko, a jak już się zobaczą to na krótko i przychodzi czas powrotu.Gdy on wyjedzie ona jest załamana. Płacze, chodzi smutna, nie angażuje się w rozmowy, ciągle z telefonem, odlicza tygodnie do kolejnego przyjazdu. No i powstało zjawisko tzw. fejsbukowej miłości-rozmawiają właśnie tam, wstawiając sobie po 100 wpisów dziennie z piosenkami, filmikami, zdjęciami, okraszonymi podpisem ‚kocham , tęsknię’. Widziałam nawet sytuację, kiedy wstawiła mu post z treścią ‚zamontuj sobie wreszcie ten internet, bo tęsknię za tobą’.. To jakie to jest uczucie? Wirtualne? I czy to jest dobre? A ja jestem szczęśliwa, bo mimo tego, że znamy się dość długo nie mieszkamy razem. Owszem, bardzo blisko siebie, ale nie razem. Dlatego nie ma monotonii, rutyny, nudy ;-)Zawsze mogę mu nie otworzyć drzwi, prawda?:)
A najśmieszniejsze (najsmutniejsze?) w sytuacji tej koleżanki w sumie jest to, że nie jest zakochana w tym chłopaku, a tylko w wyobrażeniu które jej mózg podsuwa. O ile od początku to związek na odległość, ona nie zna jego wad, bo po prostu z nim nie przebywa. Jak się już spotkają raz na jakiś czas to wiadomo, że starają się oboje aby było jak najmilej i żeby jak najlepiej „wypaść”, a nie być naprawdę sobą, zupełnie jak na pierwszych randkach.
nas dzieli około 1000 km Dania i również jest wspaniale widujemy sie kiedy tylko to możliwe w sumie wychodzi ze co tydzień ;D i chyba nigdy czegoś takiego nie przeżyłam
Przerabiałem spotykanie się co dwa tygodnie, bo 300km, bo swoje sprawy na miejscu, znajomi, rodzina, uczelnia. Stała praca z obu stron, chęci na bycie razem również. Trwało 2 lata, skończyło się, ale nie mogę powiedzieć że żałuję.
Kominku, widzę, że poważny krok zrobiłeś, wchodzisz na dużo wyższy poziom jeśli chodzi o tematy i rozmyślania.
Ogólnie po przeczytaniu tego tekstu jedną myśl mam – whoooaa chcę Cię! I niech się dzieje co chce.
Związki na odległość – coś w tym jest, ale na dłuższą metę wiadomo, że przyszłości to nie ma. Rodzina na odległość to już kiepski pomysł…
Wiesz, endżel, niektóre rodziny, które mogą być ze sobą codziennie, są bardzo kiepskim pomysłem 😉
Czy jest w ogóle sens rozpatrywać na samym początku znajomości, czy to wyjdzie bo on/ona jest strasznie daleko? Po co sobie utrudniać życie? Jest jedno, krótkie. Wspomnienia będziemy nosić po związkach tych ‚normalnych’ czy tych na odległość. Co za różnica, czy ktoś jest 50km dalej, 2 klatki obok, czy w Afryce? Ważne, że ten ‚ktoś’ jest. Właśnie to powinno się doceniać. Moim, jakże skromnym, zdaniem;)
a jednak ten tekst wydaje się być bardzo osobisty. czemu nie wierzysz w związki jako takie w ogóle- w to, że związek może przetrwać dłużej niż machnięcie skrzydeł motyla?
Przecież Kominek żyje w celibacie…
Z racji zawodu mojego męża, mój związek jest także związkiem na odległość, a każdy powrót męża do domu jest świętem, także świętujemy dość często. Są minusy i plusy, ale gdybym miała zrobić rachunek, to plusów jest więcej.
Bardzo często łączy nas internet, więc doskonale rozumiem, co Kominek ma na myśli, nawet jeśli mój związek, to już małżeństwo.
Pomimo ogromnej tęsknoty i nie raz łez, nie zamieniłabym tego związku na taki „codzienny”.
Spotkałem kiedyś człowieka, który powiedział mi, że jego żona stwierdziła, iż ich ostatnia 10-ta rocznica ślubu powinna być ich 5-tą rocznicą. A to dlatego, że on pracuje jako kierowca TIR-a, i w domu spędza tyle samo czasu, ile poza nim.
Mimo to jednak wytrzymali z sobą 10 lat – wyglądał na szczęśliwego…;)
Wmawiałem sobie żeby nie wchodzić do tego idioty kominka na jego słitaśnego blogaska, ale wlazłem…
Miałem nie komentować, a komentuje ..
A dlatego że mnie i Dje stuknęło 9 marca, 4 latka jak jesteśmy razem, i dalej mamy do siebie 100 kilometrów w linii prostej.
A to słitaśnie, miejmy nadzieję że jakaś rwaca rzeka jakiegos mostu nie porwie, bo wtedy z lini prsotej 100 kilometrowej może się zrobic zawiła 200 kilometrowa 🙂
No dobra, ale jak można pokochać kogoś bez spotkania się z tą osobą? Czy to w ogóle jest możliwe? Czy my pokochamy wówczas tą osobę taką jaka ona jest naprawdę, czy jedynie nasze jakieś tam wyobrażenie o niej.
Wiem, że udawać można zawsze i wszędzie, nawet spotykając się z kimś od lat. Nigdy nie mamy pewności, że dana osoba jest taka jaka wydaje się nam być, dopóki nie nadejdzie „ten jeden moment”, „to jedno słowo”. Ja jednak nie o tym chciałem.
Był kiedyś taki program w tv (nie pamiętam jakiej, ani tytułu), coś o związkach z internetu. Zgodnie z ideą tego programu ludzie znali się tylko i wyłącznie z netu, przez telefon, itd. Dochodziło w końcu do spotkania. Cóż wówczas się okazywało? Otóż niejednokrotnie kończyło się to totalną klapą – a bo chemia nie taka, a to z buzi brzydko mu pachniało, itp., itd.
Co innego związek na odległość z osobą, którą naprawdę dobrze znamy, i z którą kradliśmy razem konie, a co innego z taką, której nigdy na oczy nie widzieliśmy. Nie twierdzę, że taki związek jest zły, albo niemożliwy. Sam coś podobnego kiedyś przeżyłem. Później jednak przemyślałem to i owo, i zadałem samemu sobie tylko jedno pytanie: „chcesz żyć fikcją i wyobrażeniami, czy rzeczywistością?”.
Każdy robi to co lubi, i lubi to co chce.
2 tysiące kilometrów przez cztery lata, w tym cztery spotkania. Dasie dasie, jeśli to przeznaczenie. Taka miłość na dobre i na złe. Jeśli tylko o seks by miało chodzic no to niedasie.
Kominku, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale właśnie doradziłeś rozpaczliwie pragnącej uczucia dziewczynie, żeby dalej bujała w obłokach i marnowała życie na kolesia widzianego tylko na zdjęciu (sic!).
Chyba trzeba oddzielić od siebie dwa przypadki: prawdziwy związek ludzi rozdzielonych przez tysiące kilometrów i z drugiej strony „piękny opalony pan” poznany na serwisie randkowym, o którym wiemy tylko to co sam o sobie pisze/mówi na skypie.
Dla mnie to zupełnie nieporozumienie.
E tam, jak jej pasuje „związek” i wzdychanie do zdjęć to widocznie jest na takim etapie. Może kiedyś z tego wyrośnie
Ale co złego jest w byciu zakochanym w wyobrażeniu? Oczywiście przy założeniu, że nie nastawiamy się na wspólne zakładanie rodziny itp. Wówczas kochanie ideału ma potężny urok. Mi to odpowiada, jestem w pełni świadoma, że człowiek, z którym się spotykam inaczej zachowuje się pewnie na co dzień.. Ze mną spędza czas miło i inspirująco, nakręcamy się intelektualnie i cieleśnie, nasycamy a potem wracamy do swoich spraw. Nie ma łez, dramatów. Same wisienki na torcie.
A co z przyjaznia przezinternet? Jest roniw silna. Martiwsz sie o ta osobe, myslisz o niej..
oj taak… związki na odległość są piękne :)właśnie to idealizowanie drugiej połowy… niedostrzeganie codziennych wad i ułomności… moja pierwsza prawdziwa miłość mieszkała 350 km ode mnie… było cudownie… drugi związek… trochę mniejsza odległość – 140km i tak 2,5 roku… Obecna miłość też z internetu.. ale bardzo szybko przestała być na odległość 🙂 i tak jest do dziś
pozdrawiam wszystkich których zaznali tego uczucia… oraz polecam wszystkim którzy szukają
5 miesiecy jest w domu a 7 na Bliskim Wschodzie. Ale co innego, gdy ktos wyjezdza juz w trakcie trwania malzenstwa.
Hmm, ciężka sprawa, polecam spróbować ale zachować dystans emocjonalny. U mnie było pięknie, 300km, i w moim wyobrażeniu zakochałam się tak bardzo, że późniejsze cierpienie ciężko było znieść. No bo przecież ideał, więcej zalet niż wad, no i nagle go tracę?
Cudownych wspomnień trochę mam, ale usychania z tęsknoty wciąż nie mogę wymazać z pamięci.
Prawda. Sama byłam w takim związku i mogłabym w nim być dalej ale on to zakończył.
Zupełnie nie nadaję się do związku na odległość. Ja potrzebuję bliskości, czułości na co dzień. Zasypiania w jednym łóżku, wspólnych śniadań, zakupów, gotowania. Jak mój facet wyjeżdża na tydzień czy dwa i mam szansę wtedy potęsknić, to nie wyobrażam sobie, że tak miałaby wyglądać moja codzienność.
„Nosimy wspomnienia po związkach, które kończyły się cierpieniem, ale im więcej czasu od nich upływa, zapominamy o tym, co było złe, a pamiętamy, jak intensywne były to uczucia. Ponownie chcemy je przeżyć. Ponownie zaryzykować cierpienie. Jedni nazwą to masochizmem, inni pełnią życia.”
MODLITWA
A dla mnie to trochę tak jak „bicie kotka za pomocą młotka” (celowo tak napisane aby Iwonki nie miały czego kasować). Związki na odległość to kompletna bzdura. Tak naprawdę po jakimś czasie okazuje się, że nie kochamy danej osoby ale wyobrażenie o niej. Idealizujemy ją. Super, że możemy pogadać przez telefon, że możemy popisać maile, ale nijak to się ma do związku realnego. Bo realny związek to taki kiedy widzimy i obserwujemy. Kiedy podglądamy jak nasza połówka zachowuje się w danej sytuacji… I nie wystarczy do tego jeden weekend w miesiącu… Bo jest tak, że zatracamy się w tym. Owszem szykując się na takie spotkano weekendowe bardziej się staramy, lepiej się ubieramy, staramy się nie popełnić żadnych gaf… Ale tak naprawdę nie jesteśmy do końca sobą. I związki na odległość – ok, jak najbardziej, ale dla osób, które szukają namiastki a nie realnego związku.
Pisałam to ja – kiedyś w rocznym związku na odległość.
Czy żałuję? Nie, bo poznałam super fajnego kolesia. Ale bardziej kochałam jego wyidealizowane wyobrażenie o nim niż jego samego.
Większość ludzi, a szczególnie kobiety, idealizują partnera, gdziekolwiek on mieszka – czy w klatce obok, czy też 500 km dalej.
Rzecz w tym, że jesteśmy idealni i nie trzeba robić z tego wielkiego halo.
Myślę, że miałaś na myśli zauroczenie, a to faktycznie robi papkę z mózgu 🙂
Moim zdaniem nie można KOCHAĆ kogoś, z kim od samego początku widuje się dwa czy trzy razy w miesiącu. A jak ktoś kocha osobę z którą żyje na co dzień to zazwyczaj nie wyobraża sobie rozłąki z powodu na przykład pracy. Także zakochanie na odległość ok, ale prawdziwy związek, gdzie poza seksem jest MIŁOŚĆ nie udaje się zwykle.
można jeśli ma się inne hobby prócz „kochania”
Czy po spędzeniu długiego czasu w takim związku, gdy dwoje ludzi wreszcie zamieszka ze sobą, jest duża szansa, że po 2 miesiacach nie będzie mogło na siebie wzajemnie patrzeć?
Zawsze jest taka szansa, w każdym związku, a raczej w takim wypadku: „związku” 🙂
Prawie całe życie upawiałam związki na odległość i byłam z nich bardzo zadowolona. Weekendy pełne miłości i cały tydzień tylko dla mnie. Mogłam się realizować, robić karierę, nikt mi nie przeszkadzał ;-). I tak aż do czasu kiedy poznałam swojego obecnego chłopaka. Choć jesteśmy z różych krajów, nie rozstajemy się ani na chwilę. Nie decydowaliśmy „co dalej” a „gdzie dalej”. Oboje przewartościowaliśmy swoje wartości, opuściliśmy swoje kraje, rodziny, kariery by być razem. Nie żałuje wyboru, ale szkoda mi, że nie można było tego wszystkiego pogodzić.
Związek na odległość…….złudne chwile szczęścia…
Wiec jestem człowiekiem pełnego życia 🙂 . Przecież to jasne jak słońce ze jesli wybieramy swoją 2 połówkę to odrazu można wpaść na pomysł że do siebie pasujemy chociaż różnic zyciowych i poglądów także 🙂 , czegoś nowego się dowiedziałem o swojej osobie , fakt przyznam ze niektóre osoby mi tutaj dobrą radą służyli nawet o tym świadomie nie wiedzać . Ok idę do swojej połówki 🙂
Ech… Sęk w tym, że tych naszych połówek jest wiele, bo przecież nie jesteśmy monotematyczni :))
Ale jak dokonać rachunku? Które życie osobiste jest mniej warte/kto jest bardziej zaangażowany więc się przeprowadzi? Bo prędzej czy później ktoś zacznie ten temat. Moim zdaniem związki mogą się zaczynać na odległość, mogą przetrwać rozłąkę, ale w końcu nadchodzi chwila w której trzeba po prostu policzyć i zdecydować co jest ważniejsze. Chodzi o odwagę, a może też o beznadziejne życie osobiste na miejscu?
Związek na odległość, jak najbardziej ale tylko jeśli znamy się w realu, wirtualnie nigdy nie zajdzie daleko
uwielbiam zwiazki na odleglosc. Odpadaja problemy natury logistycznej i gimnastyka przy doborze miejsc spotkan. Ja jestem szczesliwy i ONE rowniez. Polecam jako dobre cwiczenie na pamiec.
😉
Plusik. Tak mi się spodobał ten koment, że aż powstrzymam się od uwagi, że jeśli ONE podzielają tę filozofię, to możesz regularnie odwiedzać BARDZO wiele jaskiń ze świeżymi pozostałościami bytności BARDZO wielu przedstawicieli Twojej płci.
Mi się wydaje, że takie związki na odległość są trochę przekłamane. Podtrzymuje je po prostu niedosyt fizyczności, bliskości z partnerem. Może to trwać i trwać, ale tak naprawdę prawdziwy związek zaczyna się po pokonaniu odległości, gdy któraś ze stron decyduje się na przeprowadzkę.
Ja bym tak nie mogła. Próbowałam i po dwóch miesiącach utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie dla mnie. Za młoda jestem, żeby tęsknić, zamartwiać się i siedzieć godzinami na Skype. A może seks wirtualny? A fe! To nie jest prawdziwe życie.
Związki na odległość mają sens tylko wtedy, gdy odległość, która nas dzieli jest mniejsza niż długość penisa.
Ja tam wieżę w szczęśliwe związki na odległość.
Z Teściową szczególnie 🙂
Elizo Zamiejska! Widzę,że jeszcze nikt nie wyszedł z taką propozycją, więc rzucam ją ja:
Zrób sobie listę. Wypisz sobie, co możesz robić, mieszkając i żyjąc w swoim mieście. Czy lubisz swoją pracę? Jak często widujesz koleżanki? Czy jesteś szczęśliwa, mając je koło siebie? Jaki jest Twój plan dnia – czy chodzisz na fitness, do ulubionej kawiarni, masz blisko kino?
Potem pomyśl, jak to będzie wyglądać, kiedy się do Niego przeprowadzisz. Czy dasz sobie radę, żeby być szczęśliwą? Jego plan tygodnia się nie zmieni, wciąż będzie miał wokół siebie przyjaciół. Jasne, będzie miał więcej czasu dla Ciebie, ale nadal różnica w Waszym położeniu jest ogromna.
Dla prawdziwego, kochającego Cię mężczyzny, po Twojej przeprowadzce,może pojawić się problem pt.dlaczego jesteś nieszczęśliwa? Bo będziesz tęsknić za poprzednim miejscem. Euforia ustąpi i zamienisz jedną tęsknotę na drugą.
Miłość to jednak miłość – dla niej zawsze warto zrobić wiele. Warto próbować – jeśli czujesz, że u Jego boku poradzisz sobie i zostaniesz tą samą, szczęśliwą dziewczyną,jaką poznał w sieci – działaj.
Elizo Zamiejska!
Kobieta bardzo szybko zakochuje się w słowach, które do niej docierają. Jednak nie zakładaj w tym momencie, że specjalnie dla niego zrezygnujesz ze wszystkiego, że zostawisz swoją rodzinę, przyjaciół, bo różnie to może być.
Spotkaj się z nim, spędź z nim więcej czasu i poznaj go w świecie realnym a nie tylko znasz go ze świata wirtualnego. Jeżeli nie różni się w realu od mężczyzny, którego poznałaś w sieci to gratuluję! Ale nie twórz sobie scenariuszy, w którym żyli długo i szczęśliwie, bo jeżeli coś nie wyjdzie będziesz tylko bardziej cierpiała później.
Jeżeli chodzi o odleglość to „dla chcącego, nic trudnego”. Nie ważne czy to jest 50 km czy 3000 km. Jeżeli między wami jest uczucie to zawsze znajdzie się sposób.
Mnie właśnie dzieli dystans 3000 km. Jedyne co teraz wiem, to fakt, że odliczam dni do kolejnego spotkania i z każdym dniem tęsknie. Ale wiem, że warto. Mimo, że nie wiem ile to będzie trwało i wiem, że prawdopodobnie poźniej będzie ciężko, gdy się wszystko skończy, ale nie chcę niczego żałować. Wiem, że będę miała z tym człowiekiem niesamowite wspomnienia, których nikt mi nie odbierze.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. A miłość do najłatwiejszych rzeczy nie należy.
Nas dzieli ponad 1000km. Połączyła nas czysta chemia. Od razu złapaliśmy świetny kontakt.
Już wtedy wiedziałam, że jego życie zawsze było związane z innym krajem, choć nie sądziłam, że
będziemy w ogóle mieli kiedyś okazję się poznać. Los sprawił, że nie minął nawet tydzień, kiedy
się spotkaliśmy. Podjęłam więc świadomą decyzję. Liczyłam się z tym, że będzie nas wiele dzielić.
Nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Ledwie 3 tygodnie po tym jak się poznaliśmy, on wyjechał.
3 tygodnie to bardzo mało, aby się poznać. Miałam szczęście, że trafiłam na odważnego faceta, który
nie boi się mówić co myśli (jedna z najbardziej pożądanych przeze mnie cech w mężczyznach, obok siły). Nawet jeżeli raz na ten miesiąc, dwa, widzieliśmy się przez tydzień,
nie obywało się bez dyskusji, krytyki, kłótni. To nieuniknione jak się nie znacie jak przysłowiowe
łyse konie, ale i to nie gwarantuje udanego związku, a mój partner miał już okazję zaliczyć podobne rozstanie
przez skype. Nie dziwiło mnie więc to, że cały czas mnie „sprawdza”, jakkolwiek miłe lub niemiłe by to było,
ani tym bardziej otwarte deklarowanie, że się od siebie bardzo różnimy. Ja bym powiedziała, że jesteśmy po
prostu inni. Taki niuans trochę jak w przypadku pojęć „tolerancja” i „akceptacja”.
Jestem realistką. Nie mam złudzeń co do tego, że mój partner będzie zapewne chciał
związać swoją przyszłość na stałe z obcym krajem. Nie mam absolutnie zamiaru go od tego odwodzić.
Nawet nie przeszkadza mi to, że to ja do niego jeżdżę, a on przyjeżdża tylko na święta. Ja mam wolny zawód
(Nie! To nie TEN wolny zawód:) Jestem po prostu od biedy tzw. artystą. Pracuję dorywczo), a on ma stałą pracę
od pon do piąt, 9-18. Z tego też wynikają różne spięcia, ale to już temat na inną historię. Mogę sobie jednak
pozwolić na tego typu poświęcenia. Wręcz cieszę się, że będę mogła się wreszcie do niego wyrwać ze swojego
ubogiego życia towarzyskiego. Było ubogie zanim go poznałam. Nie czuję się przywiązana do miejsca, w którym żyję.
Nie czułam się już zanim go poznałam.
Lubię wyzwania, a takim właśnie wyzwaniem jest dla mnie nasz związek na odległość. I choć wiem,
że życie nie serwuje happy endów, to wiem, że ten związek z pewnością jest inny niż wszystkie pozostałe. Oczywiście mam nadzieję, że nasz związek przetrwa, a jeżeli nie, to że staniemy na wysokości zadania i rozstaniemy się jak dorośli ludzie, pozostając w przyjaznych stosunkach.
No i przy okazji nauczę się kolejnego języka:) Wersja dla pragmatyków: niemieckiego, wersja dla romantyków:
wirtualnej miłości
Przepraszam Kominku za sposób sformatowania mojej zapierającej dech w piersi wypowiedzi. Notatnik rulez i brak refleksu. Chętnie bym się poprawiła, ale sierota ze mnie, i nie wiem jak.
podoba się
952km, 2-3 razy w roku, boże narodzenie to jakies 10 dni oraz wakacje z 6 tygodni… jeszcze 3 miesiace i bd sie widzieć. za rok już jade do pracy i zarabiam na mieszkanie i planuje już blisko jej… jest ciężko, nigdy nie wiadomo co robi czy ma innego? ale czeba sobie ufać… bo czym by była miłość bez tego. będzie dobrze, chodź ostatnio mamy lekki kryzys ;/ ale będzie dobrze.
Po pewnym czasie, za przeproszeniem, rzyga sie odlegloscia.
Związki na odległość są dobre jeśli chcesz się miziać z dwoma dziewczynami a nie chcesz by się dowiedziały, albo dla nastolatek które wierzą w miłość bez granic… jedno i drugie jest chore i głupie 🙂
Kiedyś byłam absolutną przeciwniczką związków na odległość. Uważałam, że taki twór nie ma racji bytu. Aż nadszedł dzień, kiedy Los sobie ze mnie zakpił- po 2 latach związku mój narzeczony (wówczas jeszcze chłopak) z pewnych przyczyn przeprowadził się za ocean. Przez kolejne 2,5 roku żyliśmy w rozłące, czekając na spotkania średnio co 4-6 miesięcy. I co? Uważam, że był to dla nas najlepszy okres- owszem, była tęsknota, czasami nie do wytrzymania, ale też chyba pojęliśmy, jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni, nie traciliśmy czasu na bezsensowne kłótnie o nic, a chwile, które mogliśmy spędzić razem wykorzystywaliśmy na 1000%…. Teraz uważam, że każdy związek, dla higieny psychicznej, powinien zaliczyć choć trochę rozłąki…
4 lata w związku na odległość….dzieci z tego nie będzie :). Tak jak piszesz, już od jakiegoś czasu stoję przed problemem ( a może raczej on niż ja ) kto się przeprowadza… i w sumie mam ochotę to nawet skończyć, ale jakoś mi to nie po drodze. Jako pracoholik nie mam szans na nic nowego, a pięknością też nie jestem więc…pozostaje to udziwnienie w jakim jestem.
W takim razie potwierdzam- większość z nas ma coś z masochisty 🙂
Związek na odległość? W dobie internetu jest jak najbardziej możliwy!
Skype, Facebook, Teamspeak itp. to są narzędzia współczesnej komunikacji, które potrafią istotnie pomóc w utrzymaniu związku.
Poznałam mojego partnera właśnie przez internet. W momencie gdy zaczeliśmy rozmawiać on czekał na operacje a ja chciałam jakoś pomóc drugiej osobie poprzez wysłuchanie jego obaw czy myśli. Tak się zaczęło. Myślałam że się nigdy nie spotkamy, więc opowiadałam mu wszystkie moje najskliśmy skrytsze myśli i marzenia, on jest typem silnego mężczyzny, który nad wszystko ceni sobie szczerość i odwzajemniał mi się tym samym. Jakie było moje zdziwienie kiedy zaczeliśmy czuć jakąś potrzebe by się spotkać i by sprawdzić że nasze uczucia, które zaczeło się tlić w naszych sercach do czegoś nas doprowadzi. Dzieliło nas 800 km inna kultura, religia, poglady, żyliśmy w dwóch różnych światach. Gdy się spotkaliśmy zrozumiałam że musze walczyć o to by być z Nim, Walczymy razem, rozmawiamy kilka godzin dziennie, pokonujemy kilkaset kilometrów i spotykamy się minimum ra na 3 tygodnie teraz no cóż… wyjeżdżam już za tydzień z Polski by być z ukochanym….
Nasz związek trwa już 8 miesięcy i mam nadzieję że nam się uda 🙂
Wiecie co ? Pogląd Kominka oraz większości ludzi pod tym wpisem sugeruje, że chyba powinniście się zastanowić nad fuck-friendem a nie partnerem. Jak można mówić o miłości na odległość w takim kontekście ? Takie pary to dla mnie fuck-friends. Romantycy nie daliby rady żyć w takim związku. Pewnie umarliby z tęsknoty i myślenia czy druga osoba nie zdradza pierwszej(chociaż w sumie tutaj są prawie sami przeciwnicy romantyzmu, ale cóż). Takie pary łączy ze sobą zrozumienie, chęć współżycia, rzekoma bliskość przez internet czy komórki. Jednak w końcu, któraś z tych osób zechce mieszkać razem. Co wtedy ? Przyzwyczajenie do wolności „w tygodniu”, poczucie niezobowiązania czasowego przez większość miesiąca itp ? Pewnie przynajmniej 50% związków się rozpada bo ludzie się duszą z powodu innych przyzwyczajeń.
Nie zgadzam się KOminku z poglądem „Tylko głupi wierzą, że jeśli coś nie ma przyszłości, to nie ma w ogóle sensu. Wartością związków nie jest ich trwanie samo w sobie, ale to, czego w nich doświadczamy”.
Uważam, że właśnie kalkulowanie świadczy o logicznym i zdrowym podejściu do życia. NIe ma sensu zaczynać czegoś co prawie na 100% się nie uda. Po co się angażować ? Dlaczego jest tak, że każdy tutaj jest przekonany o tym, że dałby radę nie myśleć w związku co robi druga osoba, czy nie zdradza itp. Każdy kto twierdzi, że nie bierze do głowy takich rzeczy kłamie.
Pozdrawiam