Słowa nie są na zawsze
Skąd w ludziach bierze się tak wielka wiara w słowa?
Powiesz takiej, że ją kochasz, powiesz, że będziecie do końca życia i nigdy przenigdy nie będzie w twoim życiu innej kobiety. Dodasz jeszcze parę słów o przeznaczeniu, dwóch połówkach jabłek i tym podobnych bzdurach, a ta gotowa jest we wszystko uwierzyć.
I gdy przychodzi taki moment, że pojawia się inna, lepsza kobieta, a ty jak każdy szanujący się człowiek, odchodzisz do tej fajniejszej, to ta gorsza zaczyna ci robić wyrzuty.
– Mówiłeś, że mnie kochasz! Mieliśmy wielkie plany! Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
SŁOWA
Porzucani nie są w stanie zrozumieć, że słowa są najczęściej wyrazem chwilowych emocji. Mówimy „kocham”, mając powód. Bo kochamy. Za coś, za cokolwiek i nie – jak twierdzą ubodzy intelektualnie – pomimo czegoś. No czasami mówi się „kocham” wtedy, gdy ta druga osoba się tego domaga.
Ludzie przecież oczekują od swoich ukochanych słownych deklaracji miłości.
To nie jest tak, że te słowa nie mają znaczenia. Owszem, mają. Są potrzebne i pomijając już, że wymawiane są jak modlitwy (z pamięci i bez zastanowienia) to jednak dają wyraz naszych uczuć. Dlaczego w takim razie wielu nie potrafi zrozumieć, że miłość ma prawo się skończyć i razem z nią kończy się gwarancja na „kocham cię?”. Może bierze się to z romantycznego spojrzenia na miłość? Że niby jest wieczna, że niby wszystko przetrzyma, że nigdy się nie kończy.
Miłość nie bierze się z niczego. Związki zawsze powstają wtedy, gdy ta druga strona posiada cechy, jakich oczekujemy i gdy my mamy w sobie to, czego ta druga strona wymaga. To proste.
Rzecz w tym, że ludzie się zmieniają, a wraz z nimi zmieniają się oczekiwania wobec partnerów, a tym samym dawniej wypowiedziane słowa przestają mieć znaczenie.
Czasami, gdy partner odchodzi bez słowa, mamy o to do niego pretensje, ale może robi nam przysługę nie mówiąc prawdy, która utkwi w naszej głowie do końca życia?
Najtrudniej jest powiedzieć o wadach partnerom, z którymi rozstajemy się w zgodzie.
No bo jak powiedzieć dziewczynie, z którą byliśmy dwa lata, że ta nowa jest ładniejsza?
Jak powiedzieć jej, że ta nowa ma fajniejsze nogi?
Jak powiedzieć jemu, że ten nowy ma dłuższego?
Jak mu powiedzieć, że jedyne, co potrafi jego język to smakowanie potraw?
Często jak o wyborze nowego partnera decydują błahostki, często nie potrafimy starym partnerom o tych błahostkach powiedzieć, żeby nie wyjść na prostaków. Jest to bardzo mądre myślenie, bo jeśli powiemy naszemu stającemu_się_byłym partnerem, że ten nowy ma fajnie wyrzeźbione ciało, to ten stary, który wciąż nas tak mocno kocha, pomyśli sobie: ty draniu, wszystko sprowadzasz do seksu? To moje wnętrze się nie liczy?!?
Cóż, ten nowy też ma jakieś wnętrze i na dodatek na zewnątrz wygląda lepiej.
A człowiek powinien zawsze dążyć do ideału.
Głupi porzucani ludzi czują się oszukani, gdy są zostawiani dla innych. Oszukani, bo przecież on kiedyś mówił, że kocha.
Skąd u ludzi bierze się w takich chwilach przekonanie, że to „kiedyś” powinno oznaczać „zawsze”?
Skąd u takich przekonanie, że możemy zmieniać zdanie na temat przyjaciół (stają się naszymi wrogami), rodziny (unikamy kontaktu), sąsiadów (sikamy im na wycieraczki), ale nie można zmieniać obiektów miłości?
To tak, jakby się chcieli, by kwiaty, które kwitną wiosną, nie marniały na jesień.
A NIECH ZDYCHA!
Często ci, którzy nie mogą się pogodzić z odejściem, zatruwają życie byłym już partnerom. Ja niestety nie trafiłem jeszcze na taką osobę. Całe swoje poplute życie miałem nieprzyjemność obcowania z kobietami, które umierały stojąc.
Bo żadna, teraz to myślę – a to wredne suki – nie pokazała po sobie, jak dostała ode mnie po dupie. A przecież ze 300 poważnych związków stworzyłem.
No to klepię do jednej takiej na GG i pytam:
– Lusia, czemu ty nigdy nie chciałaś zatruć mi życia? Nie wybiłaś mi szyb, nie nasikałaś na wycieraczkę, nie puściłaś w sieć moich nagich fotek, nie założyłaś bloga pt. „Byłam dupą Kominka”. Nawet do słuchawki mi nie płakałaś!
– A czy ty mi coś obiecywałeś? Ślub, dzieci?
– Nie.
– Czy ten związek miał kiedykolwiek przyszłość?
– No co ty?
– No to o co miałam walczyć? Za czym miałam tęsknić? Wbrew temu, co myślisz, impotencja nie jest twoją zaletą.
– Rozumiem.
Do innych nie zagadałem. Powiedziałyby to samo.
Ale nie trzeba być pechowcem, aby trafić na toksyczną osobę. Tak już bywa, że na naszej drodze pojawiają się ludzie, którzy za nic w świecie nie chcą z tej drogi zejść i pozostają na drugim etapie porzucania.
Grożą swoim byłym, szantażują ich, mszczą się, a najbardziej zdesperowani krzyczą „ja się zabiję jeśli odejdziesz!”.
Najśmieszniejsze jest, że takich osób jest od groma, tę notkę w milczeniu przeczyta co najmniej kilkaset żałosnych przypadków i może nawet napiszą komentarz, w którym wyśmieją podobnych sobie.
Nie ma litości dla słabych. Należy ich eliminować z naszego życia. Wszelkie pasożyty, upierdliwe jak czyrak na dupie winny zdychać w bólu tęsknoty. A niech się rzucają z mostu, niech wpadają pod pociągi, strzelają sobie w łeb i podcinają żyły. Ich życie, ich decyzje.
Problem w tym, że wielu z was w takich sytuacjach po prostu boi się odejść. Nie porzucacie swoich niekochanych, bo nie chcecie ich skrzywdzić. I trwają w beznadziejnych związkach, marnując swoje życie budzeniem się u boku całkowicie uzależnionych od was ścier.
Nie bójcie się odchodzić, zwłaszcza jeśli ktoś grozi wam, że odbierze sobie życie.
Nie wasza wina, jeśli bliska wam osoba zrobi sobie krzywdę. Producent noży nie odpowiada za skaleczenia, producent pistoletów nie odpowiada za niewinne ofiary. Oni dają tylko narzędzie, które można wykorzystać w dowolny sposób.
Odchodząc, dajecie narzędzie w postaci wolnej woli. Nie wy pociągacie za spust i nawet jeśli swoim odejście czynicie komuś krzywdę, to pamiętajcie, że macie tylko jedno krótkie życie i jeszcze krótszą młodość, którą należy przeżyć jak najlepiej.
I to najlepiej z dala od kogoś, kto przeszkadza wam w życiu. Oni przecież nie chcą twojego szczęścia, bo ty już wiesz, że szczęście jest tam, gdzie ich nie ma. Oni kochają wyłącznie samych siebie i swoją egoistyczną potrzebę posiadania ciebie na własność.
W poszukiwaniu własnego szczęścia trzeba być po prostu trochę egoistą. I nie decydować się na półśrodki.
Szkodą, że nie byłam mądrzejsza o tę wiedzę kilka lat temu, gdy przez pół roku mój chłopak nie dawał się rzucić, biorąc mnie na litość wieloma sposobami.
A dlaczego go nie ignorowałaś?
ja nie ignorowałam, bo kochałam gościa, ale zerwałam bo wiedziałam, ze zadna przyszłośc mnie z nim nie czeka (wyzywanie, bicie itp). Ale mimo to kochałam go, więc zerwac – zerwałam, ale ignorowac nie umiałam.
Masz bardzo dziwną definicję miłości.
Kochać kogoś, z kim nie chce się być.
To w sumie całkiem upokarzające. Dla obu stron.
Powiem tak, byłam z gościem 3 lata, stopniowo był coraz gorszy, ale go kochałam. W końcu ratując siebie zerwałam z nim, udało mi się, ale jeszcze długo nie umiałam go ignorować. Wiem, ze mam słabą psychikę, nawet poszłam do psychologa, żeby mi w tym pomógł. Może to i dziwna definicja, mało osób rozumie, ze można kogoś bardzo kochać i nie chcec z nim byc. Dla mnie to był sukces w walce z uzależnieniem.
Bo to nie jest definicja miłości tylko współuzależnienia. To o czym piszesz w tekście jest prawdziwe ale też powszechne i zdarza sie coraz częściej. W dzisiejszym chorym świecie i społeczeństwie stworzenie zdrowego związku graniczy z cudem. Niewielu potrafi.
Przeterminowany, ale zawsze komentarz.
Napiszcie raz a dobrze, że jakiekolwiek nie byłyby uczucia, ważne, by o nich szczerze mówić. Bo naprawdę nie ma nic bardziej upokarzającego niż wiedza, że ostatnie X m-cy całe wielkie uczucia i troska były oszustwem, a był ze mną z litości i z braku jaj. Już bym wolała, żeby mi wygarnął, co mu we mnie nie pasuje, niż czuć się tak jak teraz przez mięczaka, który nie miał odwagi powiedzieć – nie chcę już z Tobą być.
Pozdrawiam autora bloga, po raz kolejny niestety okazuje się, że wybrałam źle.
trafiłyśmy zupełnie tak samo. też po wyzywaniu i biciu zostawiłam, a nie mogę powiedzieć, że nic do niego nie czuję. i nie mówię tu o niechęci czy nienawiści, najbliżej temu wciąż do miłości. ale wierzę, że z czasem o nim zapomnę. chociaż on nie pozwala.
Bo byłam młoda i gdy ja mówiłam – koniec, to on przynosił kwiaty… przez tydzień było ok, a później od nowa to samo. To spojrzenie zbitego spaniela, że jestem złą kobietą i go krzywdzę, ona nie tak strasznie kooooocha. I tak miesiącami.
tez przez to przechodzilam. ale znacznie krócej, bo jakieś dwa, trzy tygodnie. a potem.. potem mi się znudziło 🙂
Mam odwagę (choć trochę wstyd) przyznać, że kiedy zakończył się mój 5 letni związek pojawiało się to o czym napisałeś (oczywiście wykluczając groźby o samobójstwie, nigdy bym o tym nie pomyślała nawet i wykluczając zatruwanie życia mojemu byłego). Czułam się oszukana, myślałam, że naprawdę się kochamy, ale to chyba dlatego, że wydawało mi się, że ja kocham jego w momencie kiedy się rozstaliśmy.
Na szczęście Szok po rozstaniu skończył się dość szybko 🙂
Wysokie poczucie własnej wartości pomaga. Przestałam go kochać tak szybko jak zorientowałam się, że był na tyle słaby, że przez jakiś czas (nie mam pojęcia jaki) był ze mną w związku tylko dlatego, że nie umiał się rozstać ze strachu przed moją reakcją.
A teraz jestem wolna, szczęśliwa i szukam kogoś lepszego od niego 😉
Cholera, szkoda, że nie jestem lepszy!
Ostatnio od mojego faceta usłyszałam „zestarzej się ze mną” Powiedział to po raz pierwszy, a jesteśmy ze sobą już kilka lat. Czy to nie są słowa z gatunku tych „na zawsze”?
Tak, jak cię rzuci masz pełne prawo zapytać go czy te słowa dla niego nic nie znaczyły, a gdy nie zechce do ciebie wrócić, stań się koszmarem jego życia.
Hahahah:)) dobre!!
Ale to przecież oznaczało, żebyś była z nim do trzydziestych urodzin:)
To istnieją ludzie którzy mszczą się na swoich byłych? łojezu. Po rozstaniu normalny kontakt ew. kompletny brak relacji.
Moje dzieciństwo dziś się zakończyło 🙁
Kominek mi to z głowy wyciąga. Nie raz miałem takie myśli, aby zabić się przez miłość. Nawet było to rok temu, z moich wniosków trzeba być debilem aby zabić się dla kobiety. Tym bardziej należy wtedy pomyśleć sobie, chłopie jest tyle lasek na świecie, że nie raz przejdziesz to samo co z obecną.
Kiedy słyszę, że ktoś chciał się zabić przez miłość to wyobrażam sobie nabuzowanych hormonami gimnazjalistów, którzy wzdychają do niezauważającej ich koleżanki i jedynym co robią w kierunku rozwijania tej relacji jest myślenie o samobójstwie z miłości.
Akurat tu się zgodzę 🙂
a dla mnie to bardziej współczesny „bohater romantyczny” 😉
Do niedawna ograniczałem się do macania babek.
Z piasku. I ciągnięcia za warkocze.
Ten tekst powinie być lekturą szkolną.
Zamiast „Cierpień młodego Wertera”. Goethe powinien nazwać to cudeńko „Poradnik dla początkującego emocjonalnego szantażysty”.
Jeśli się od kogoś odchodzi to zasadniczo wiadomo jaka może być reakcja rzucanej osoby. Chociaż ja kiedyś trafiłam na takiego kolesia (sic!), któremu była zatruwała życie, nie umiała pogodzić się z tym, że razem nie są, ich związek zakończył się 7 lat temu, a on do tej pory nie ma nikogo, w sumie się nie dziwię, skoro żadna obecna nie wytrzyma telefonów byłeś w środku nocy, bo „ups, wybacz, że cię budzę, ale jestem właśnie kilometr od swojego domu i nie mam jak do niego wrócić, mógłbyś mnie podrzucić?”. Do porzygu.
Ja po zerwaniu z chłopakiem tylko raz przeżywałam i myślałam, że to koniec świata, ale miałam wtedy 11 lat.
i podrzucał?
Z tekstu wynika, że odbiorcą jest osoba, która rzuca. Ciekaw jestem, co myslisz na temat tego, jak powinien zachowywac się człowiek porzucany. Czy powinien być w pełni świadomy, że jest tym gorszym. Czy zawsze jest się gorszym, a nie po prostu innym, nie pasującym do danej osoby?
Zwykle jest się tym gorszym, ale można sobie wmawiać brak dopasowania. To pomaga uciec od depresji.
O przepraszam, widząc obecną żonę mojego ex, ani trochę nie czuję się tą gorszą (nie chodzi tutaj tylko o wygląd). I to nie jest tylko moja subiektywna opinia. Z perspektywy czasu cieszę się, że zostałam wymieniona na inny model.
„tym gorszym” z punktu widzenia osoby, która porzuca.
Nigdy jednak nie wiadomo czy osoba porzucająca nie wyświadcza tej porzucanej życiowej przysługi.
To skoro jestem gorszy, to dlaczego teraz mam lepszą kobietę niż poprzednią?
Bo byłeś kimś gorszym dla tamtej. Każdy ma inne wymagania.
Zwykle jest się w czymś gorszym, a w czymś lepszym, za to wbrew temu co „porzucany” i „nowy” sobie wyobrażają zazwyczaj obaj są doskonale przeciętni a całe zdarzenie to w dużej mierze efekt przypadku, odpowiedniego miejsca i czasu.
Ja zignorowałam ‚groźby’ swojego byłego, że jak do niego nie wrócę, to się powiesi i po kilku miesiącach dostałam od niego sms z informacją, że ma dziewczynę i niedługo będzie szczęśliwym tatusiem. Kłamał, ale już inaczej śpiewał. Nie ma co się dawać nabierać takim manipulantom, zazwyczaj są za słabi nawet na zrealizowanie swoich dramatycznych obietnic.
Prawda! Trzeba mieć niezłe „jaja” aby zrobić sobie krzywdę.
Ludzie, którzy na serio chcą sie zabić, nie ogłaszają tego wcześniej.
Tekst mi się podoba, ma sens. i jakieś takie współmierne z moim patrzenie na związki, ale…”Nie ma litości dla słabych. Należy ich eliminować z naszego życia. Wszelkie pasożyty, upierdliwe jak czyrak na dupie winny zdychać w bólu tęsknoty. A niech się rzucają z mostu, niech wpadają pod pociągi, strzelają sobie w łeb i podcinają żyły. Ich życie, ich decyzje.” piszesz o ludziach, słabych psychicznie, współuzależnionych, ale LUDZIACH..możesz to przemyśleć.
A jeśli ci ludzie nie mają poszanowania dla swoich aktualnych notabene miłości?
Nie czułbym się dobrze ze świadomością, że kobieta, którą kiedyś kochałem zabiła się ze względu, jak sama mówiła, na mnie.
I choć miałbym świadomość, że to jej decyzja to nadal uważałbym to za największe skurwysyństwo jakiego można dopuścić się zza grobu.
Co złego jest w eliminowaniu czynników stwarzających problemy? Z własnego życia, nie ze społeczeństwa.
,,Ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej”
Pierwsze skojarzenie do tego przepięknego tekstu. Jedno z niewielu zdań, które podobało mi się w pewnej głupiej książce o miłości.
Czytajac ostatni tekst „serce czy rozum: kto nam lepiej zrobi dobre?” tak myslałam jaka jest odpowiedź na to pytanie tytułowe.. Po tym tekście też myślę,myślę i nadal nie wiem. I sercem i rozumem?:)
Wydaje mi się, że nie można kierować się jednym. Czasem fajnie dać ponieść się emocją, ale zawsze trzeba zachować zdrowy rozsądek. Znaleźć złoty środek i słuchać zarówno serca jak i rozumu 🙂
„Skąd u ludzi bierze się w takich chwilach przekonanie, że to „kiedyś” powinno oznaczać „zawsze”?”
O tak. Wciąż ja nie znaju. Od czasów premiery tekstu stale z latarką szukam odpowiedzi.
„Lusia, czemu (…) nie puściłaś w sieć moich nagich fotek”
Lusiu, mam nadzieję, że Cię tu nie ma. Ostrzału zawiedzionych fanek byś nie przeżyła.
Kurczę, przecie pierwowzór tekstu to mam nawet wydrukowany. Gdzieś tam leży. Będąc jeszcze małą, głupią i kopaną, na rekolekcjach kominkowych w ramach wzbogacania intelektualnego uczyłam się go na pamięć.
….mam nadzieję, że żartujesz. Lubię czytać Kominka, ale do jego tekstów podchodzę z dystansem i przerażają mnie tutejsi komentatorzy, którzy piszą „taka właśnie jestem Kominku”, „uffff, nie odnajduję siebie w tym tekście!”, tak jakby Kominek miałby być jakąś wyrocznią czy też specjalistą od relacji damsko-męskich (sic!).
Ludzie, włączajcie czasem własne myślenie, to nie boli.
Tak, nie znam się na żartach.
Tak, brak mi poczucia humoru.
Tak, brak mi dystansu do tego, co czytam.
Tak, Kominek jest wyrocznią.
Tak, Kominek jest specjalistą od relacji damsko-męskich.
Tak, włączę własne myślenie. Skoro to nie boli…
Skoro nie boli, to ja też spróbuję.
Kominek prawdę Ci powie…
A mnie po przeczytaniu tekstu od razu przyszedł na myśl Ciechowski i jego „Nigdy nie mów zawsze”.
na zawsze jesteś tylko ty
dopóki świat nie umrze razem z tobą
do końca nie zostanie nikt
naprawdę nie ma takich słów
naprawdę nie ma takich sformułowań
no chyba że się zdarzy cud
na zawsze będzie tylko ta
dla której nie są ważne żadne słowa
gdy spotkasz ją to powiesz tak:
naprawdę nie wiem czy to długo potrwa
naprawdę nie wiem czy to „to”
bo takich słów nie mieści żadna głowa
http://www.youtube.com/watch?v=C67esXCSBbc
Mój były był takim „Zatruwaczem mojego życia”. Byłam z nim 2 lata. Zostawiłam dla lepszego (męża mego aktualnego;)) A ten burak ex jeszcze długo po moim ślubie nie dawał mi żyć… Zamiast zacząć życie na nowo, po swojemu, zajmował się moim jak psychiczny maniak… Nie poddałam się i w końcu mam święty spokój:)
„Nie wy pociągacie za spust i nawet jeśli swoim odejście czynicie komuś krzywdę, to pamiętajcie, że macie tylko jedno krótkie życie i jeszcze krótszą młodość, którą należy przeżyć jak najlepiej.”
No więc czemu jako osoba porzucona dla innej mam sobie nie odbić swojego smutku i nie wyrzucić z siebie tych ścier, szmat i innych cudownych określeń jakimi cudownie operujesz.
A może wyrzucenie z siebie złości, wybicie tej przysłowiowej szyby oznacza tyle co „goń się frajerze”, wyładowałam się.
Kij ma dwa końce. Człowiek nie jest przedmiotem i jak przedmiot traktowany być nie powinien. Jak kupujesz psa to tez go nie wywalasz na zbity pysk, bo kupiłeś ładniejszego. W tej całej pogoni za umilaniem sobie życia, warto pozostać człowiekiem.
Chcesz zmian, to na klatę przyjmij zmianę drugiej osoby. Jestem przekonana, że eleganckie załatwienie sprawy, ma elegancki ciąg dalszy.
Zaprzeczasz sama sobie.
To w końcu czego chcesz? Wyładować się na kimś czy załatwić sprawę elegancko?
„… na klatę przyjmij zmianę drugiej osoby. Jestem przekonana, że eleganckie załatwienie sprawy”
Na klatę mam przyjąć eleganckie wybijanie mi szyb w samochodzie? To ja się tylko cieszę, że nie mam samochodu.. jak nic, nie miałby szyb.
Czyli co, chcesz powiedzieć, że porzucanie jest nieeleganckie?
nie, porzucanie jest porzucaniem i może przybierać różne formy.
Jak dla mnie to nie jest wyładowanie siebie, ale próba zwrócenia na siebie uwagi. Kupujesz psa – masz psa. Chcesz kota – masz kota. Proste. Dominika, zakładasz, że ludzie się nie zmieniają. Kiedyś byłaś gówniarą i podobał Ci się gość który miał więcej pokemonów (w trochę poźniejszym wieku lasek). Dziś może kręci Cię w facecie stoicki spokój i inteligencja. Wtedy kochałaś jednego, a teraz kochasz drugiego.
Nie ma porzucania. Zresztą robienie z siebie żebraka z wypisanym na czole „proszę pokochaj mnie!” jest żałosne. Może warto zacząć od siebie? Obaj kochankowie, ten „stary” i ten „nowy” są tak samo wartościowi. Żaden nie jest lepszy. No.. może bardziej życiowy, ale dalej jest to ta sama miłość którą wytwarzasz w sobie.
Myślę, że kluczem jest zrozumienie tego, że miłość przemija. Nie możesz kochać kogoś w przyszłości. Kochasz teraz. Nawet wyobraźnie które tworzysz w głowie (zaręczyny, ślub, dzieci) pochodzą z akutalnego momentu. Nie wiesz czy będziesz kogoś kochała za kilka lat. Posiadanie oczekiwań do drugiej osoby to zbrodnia.
Hahaha. Wybijanie szyby? Poniżyłaś tym sama siebie. Ja też wiele głupich rzeczy w życiu zrobiłem, ale otwarcie przyznaję, że były głupie. Ty szukasz usprawiedliwienia dla swojego postępowania. Jakby mi moja kobieta powiedziała, że tak zrobiła byłemu to bym zaczął się zastanawiać czy związek ma przyszłość. Oczywiście, można zmądrzeć, ale to rzadkie – biorąc pod uwagę, że na ogół takie głupoty sprawcy usprawiedliwiają emocjami i „on mnie rzucił!”
A co jest poniżającego w wybijaniu szyb? Może jakiś dziwny jestem, ale dla mnie poniżające jest to, że ktoś (porzucający?) do tego doprowadził. Ludzie, z którymi się rozchodzisz elegancko szyb nie wybijają. Jeżeli potraktowałaś/eś kogoś jak ostatnią szmatę rzucając bez wyjaśnienia jak, co, gdzie i kiedy, to się nie dziw że lecą szyby. To nie jest tak, że pewnego dnia wstajesz i jest zonk, bo już kogoś nie kochasz. Jak coś się pierdoli, to przewlekle raczej. A jeżeli tamujesz to w sobie, nie mówisz 2 osobie aż do ‚zerwania’ o problemach, to jest to zwykłe hodowanie bomby w ogródku.
A ludzie różnie reagują na emocje, jeden będzie płakał w kącie, drugi wyjebi kilka szyb, trzeci się zapierdoli, a czwarty oleje.
kocham cie za to co napisałes bez wzgledu na wszystko,,,To jest cały sens tego porzucania w cudzysłowie bo to nie porzucanie tylko chamstwo….
„Kocham cię teraz
Jestem z tobą teraz
W każdym momencie będę robił wszystko, żeby cię nie stracić.
Teraz.
Tylko tyle. Nic więcej. Nie każ mi kłamać.”
Kominek ukazuje brak sensu w zapewnieniach typu „na zawsze” niemalże jak Sarah Kane 🙂
Jestem taką osobą, przyznaję się bez bicia. Ale co z tego, że to wiem? Miałem wspaniały związek, ale się rozpadł bo „ludzie się zmieniają” i w pewnym momencie mieliśmy więcej rozczarowań niż pozytywnych chwil. Potem dalej się spotykaliśmy jako przyjaciele przez jakiś rok, ona miała kilka przygód z innymi facetami, ja nie. Nie wiem czy moje uczucie do niej wróciło, ale nie potrafię bez niej żyć. Nie możemy też do siebie wrócić bo to za duże ryzyko, że znowu któremuś się „odwidzi”. Za dużo mamy do stracenia. A najgorsze jest to, że to ja odszedłem, ona(jak sama mówi) nie przeżyłaby drugiego porzucenia, a ja nie zagwarantuję jej, że będę z nią na zawsze.
I co robić?
Mądralom od „nie wchodzenia do tej samej rzeki”, od przyzwyczajenia i ogólnie od wracania do byłych partnerów dziękuję. Ja to wszystko wiem, ale nic nie pomaga.
Ani razem, ani osobno. Przez resztę życia.
Mam dla ciebie dwa wyjścia.
Znajdź sobie inną, bo najwyraźniej nie jesteś chętny do szukania lepszej albo pokaż nam jej zdjęcie. My już ci wybijemy ją z głowy.
” ona miała kilka przygód z innymi facetami, ja nie”
Ten fragment jest moim zdaniem kluczowy. Postaraj się sobie przypomnieć, czy nie zapałałeś do niej „uczuciem” na nowo (lub nawrót tego uczucia nie stał się bardziej intensywny) w momencie kiedy dowiedziałeś się o jej nowym/nowych „znajomych.
Na moje oko nie kochasz jej naprawdę (w końcu to Tobie coś nie pasowało na tyle, że odszedłeś) tylko męczy Cię świadomość, że jej ciało należy do kogoś innego i była ona w stanie przełknąć wasze rozstanie na tyle, że nie widziała problemu w pójściu do łóżka z innym facetem.
Nie tak to sobie pewnie wyobrażałeś odchodząc.
Rada? Znaleźć sobie kobietę, choćby (jakkolwiek „źle” by to nie brzmiało) przejściową.
To jeszcze ładnie napisz swoją definicję ‚kochać’ i mamy pozamiatane.
Słowo kocham wyraża chwilowe emocje i nie oznacza, ze będzie aktualne jeszcze za miesiąc. Ale trzeba być ciężkim idiotą by deklarować „zawsze będę Cię kochać”, bo jak można obiecywać coś, na co nie ma się wpływu? Od biedy można deklarować „nigdy Cię nie zdradzę” o ile przez zdradę rozumie się seks, a nie na przykład zauroczenie, na jakie się nie ma wpływu. Ale jak już się tę gwarancję braku zdrady obiecało to trzeba mieć jaja i słowa dotrzymać. Albo nie obiecywać bez sensu.
Ja natomiast, miałam przyjemność bycia porzuconą przez człowieka którego bardzo kochałam.Człowiek ten obiecywał wiele, nie liczył się ze słowami.Zerwałam kontakt całkowicie, chociaż przez jakiś widywaliśmy się z „musu”. Moja duma zwyciężyła nad miłością, mam do siebie za duży szacunek, żeby błagać o litość, bo inaczej tego nazwać nie można.
„Kocham Cię” jest zaklęciem, takim magicznym „Abracadabra” z dobranocek. Nie wierzymy mu do końca, ale lubimy być nim czarowani i nim czarować, bo kto z nas nie lubi magii?
Myślę, że najtrudniej wydusić z siebie słowa pożegnania, kiedy wiemy, że żegnamy się z kimś ważnym naprawdę. I nieważne jest wtedy to, czy to my odchodzimy, czy ktoś nas opuszcza.
Śliczne podsumowanie.
od 3 lat nie mogę zapomnieć o byłym, czuje do niego żal że nam nie wyszło,płacze po nocach, czuje się ofiarą niesprawiedliwego losu, przecież jestem taka zajebista. Myślę o nim – drań, ma serce z kamienia. Spotykam się z innymi i po chwili ich rzucam, bo mi się nudzą , nie podobają aż tak. Nie mysle o tym co oni czują, jestem taka sama jak mój eks dziwne to wszystko
@Kominek
Nie chcę innej. A zdjęcia pokazać nie mogę, zresztą to nic nie da. 🙂
Ja nie mogę żyć bez niej, ona beze mnie. Ale boimy się do siebie wrócić bo kolejne rozstanie(do którego pewnie by doszło) skończyłoby się tragicznie.
Chyba pozostaje tylko czekać. Ale ja głupi jestem.
Jeśli do siebie nie wrócicie to będziecie się ciągle zastanawiać co by było gdyby. Jeśli spróbujecie jeszcze raz to macie dwie możliwości: albo wam wyjdzie, albo nie, bo przekonacie się, że to zdecydowanie nie to. Wcale nie skończy się tragicznie, bo prawdopodobnie po prostu zrozumiecie, że nie jesteście dla siebie. Albo będziecie razem szczęśliwi. To nad czym się tu zastanawiać? Co właściwie macie do stracenia?
Nie rozumiesz.
To nie jest tak, że nam nie wyjdzie to podamy sobie ręce i rozejdziemy się do domu. Pamiętam ten dzień kiedy się rozstaliśmy, płakała jak bóbr. Nigdy tak nikogo nie skrzywdziłem. Nazwij mnie pipą, ale nie wytrzymam tego widoku drugi raz. Ale dzięki za odpowiedź.
Pewnie płakała nad traconymi wtedy marzeniami o waszej wspólnej przyszłości. Przy drugim rozstaniu nie będzie takiego płaczu, bo będzie jasne, że nie możecie być razem szczęśliwi. Zresztą od płaczu nikt nie umarł, to naprawdę nie jest jakaś wielka krzywda. Ja wyznaję zasadę, która powinna zostać dopisana do listy zdań typu „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, a zasada brzmi: lepiej żałować, że się spróbowało, niż żałować, że się nie miało odwagi.
„Płacz” to skrót myślowy. Zamiast „płacz” wstaw autentyczną rozpacz, zawalenie studiów, niemożność wstania rano z łóżka, obawa przed kolejnymi związkami i ogólnie kilka miesięcy wycięte z życia.
– „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”
– „lepiej żałować, że się spróbowało, niż żałować, że się nie miało odwagi”
Skomentowałbym to, ale i tak to ja tu jestem najgłupszy, więc nie wypada żebym się wymądrzał.
Na swoją obronę dodam, że nigdy nie obiecywaliśmy sobie wiecznej miłości, wiedzieliśmy jak jest. Jedno rozczarowanie mniej…
podejrzewam że za wszystkim jest coś jeszcze. jakiś czas też byłam w takim związku ale wszystko to miało drugie dno i zrozumieć mogły to tylko osoby które przechodziły to samo.
Głupio spytam ale czy nie masz czasem żony lub ona męża?
Pudło. 🙂
Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać, każde wybieganie myślami w przyszłość powoduje u mnie nagły atak epilepsji i stan przedzawałowy jednocześnie.
Uważam, że załatwienie sprawy elegancko nie pociąga za sobą konsekwencji jakimi jest upierdliwość osoby porzuconej.
Niestety mam na koncie parę rozstań i z większością byłych partnerów mam całkiem przyjazne relacje, bo to normalni LUDZIE byli. Wiem jednak, że związek jest oparty na odpowiedzialności i lojalności. Jeśli ktos temu podołać nie może, to świadczy TO własnie o jego słabym charakterze. Poza mówieniu sobie KOCHAM, istnieje cała masa rzeczy nie nadających sie na przerwanie tekstem „nie kocham, pa”
Są i tacy co zatruwają życie nim padną deklaracje. Od takich trzeba uciekać JUŻ, TERAZ, nawet jak jesteście w samych majtkach. Ajajjaj. Na pewno zakończenie związku, które nie odbywa się za obustronnym porozumieniem, jest krzywdzące, ale żeby się tak zaraz uwieszać i zasmucać na całej linii? E. Chociaż ja podobno nie mam serca.
bardzo ciekawy tekst-uderza prosto w moją sytuację. rzuciłam męża który przez 2 lata traktował mnie jak przedmiot, jak się niedawno okazało, wiele razy okłamywał. a on już od 2 miesięcy nie może się pogodzić z tym że to koniec. zerwałam kontakt-on nadal pisze i dzwoni gdzie sie da. i co z takim zrobić? nie dociera do niego nic…
Mi się trafiło dwa razy, że panna mnie rzuciła. Byłem tym gorszym. Przyjąłem to do wiadomości i tyle. Koniec.
Po jakimś czasie zaczęła się jazda i wielkie żale, że o nią nie walczę. Wyszło na to, że musiałem „rzucać” tą, która mnie już rzuciła. Kretyństwo.
Hahaha nie mogę przestać się śmiać 🙂 Wyobraźnia ma jest wielka. Już widzę te miny ofochanej księżniczki. :)))
Zapewne w jej przekonaniu nie odegrałeś własnej roli do końca! No weź! Obraza majestatu :]
A wiesz, że dość podobną sytuację miałem niedługo po ślubie.
– to ja się wyprowadzam
– a proszę, droga wolna
Tyle, że ja w momencie próby demonstracyjnego wyjścia z domu chwyciłem ją za rękę pytając: „a Ty dokąd?”
Do dziś się z tego śmiejemy, a zwłaszcza ze stwierdzenia: „jak Ty mogłeś mi tak powiedzieć i w ogóle nie próbować o mnie walczyć!?”
Kobiety…
Na tego typu szantaże emocjonalne jest jedna odpowiedź: droga wolna.
Albo gramy uczciwie, albo to nie ma sensu.
Paradoks, księżniczek- idiotek nie brak;-)
Z jednej strony będąc „rzucającym” odpowiada nam-gdzieś z tyłu głowy- poczucie bycia niezbędnym do funkcjonowania kogoś innego- takie połechtanie próżności, która w końcu jest w każdym. Z drugiej jest litość- czyli jedno z najgorszych uczuć jakimi można kogoś obdarzyć…Wielu stawia znak równości między litością właśnie a miłością. Zgadzam się- słowa nie są na zawsze i ludzie się zmieniają. Prawdziwa miłość polega właśnie na tym, że wraz ze zmianami zachodzącymi w ludziach,uczuciami- chęć bycia przy kimś jest czymś stałym i wystarczająco silnym, by umieć zakochiwać się ciągle od nowa w jednym ale nie tym samym człowieku co kiedyś i co ważne otrzymać z drugiej strony akceptację własnych zmian.
Prawdziwa miłość, że co? Nie narzucaj mi swojej definicji. Nie róbmy z odkochujących się słabeuszy, to wciąż jest śpiewka porzucanych. Czy nie można uznać, że jesteśmy za słabi według czyichś kryteriów ale równocześnie wciąż jesteśmy wartościowi wg własnych i wielu innych osób i w żaden sposób nie wartościować porzucającego? Do tego trzeba mieć siłę, a nie żeby zakochiwać się cały czas od nowa.
Od takich mocnych słów powinno się trzymać z daleka, lepiej wyrazić je niewerbalnie i przy rozstaniu nikt do nikogo nie będzie miał pretensji za okazywane uczucia, które się zdeaktualizowały. A mylenie wyznania miłości z jej obietnicą to złudzenie fundowane samemu sobie i doprawdy trzeba mieć tupet, żeby reklamację własnej głupoty składać partnerowi.
Za to miłość jest na zawsze,
trwa ciągle, tylko obiekty (miłości) się zmieniają 😉
Dios Mio! Jak wczesniej ktoś wspomniał, toż to lektura być powinna! Kiedy rzucił mmnie pierwszy ‚ten jedyny i do końca’, rozpaczałam. A co! Później trafiłam na drugiego ‚tego jedynego i do końca’. Początek jak z bajki: buziaczki w sms’ach, wycieczka do Hiszpanii, róże, maki, stokrotki, prezenciki, pluszaki, karpie, sandacze i inne kurzo-zbieracze. Po ponad 3 miesiącach (czyżby 100 Dni Na Miłość?!) pojawiły się pierwsze większe wady drugiego ‚tego jedynego i do końca’. No i jeszcze sporo pił. Menda jedna! Kiedy wady zaczęły przysłaniać zalety i dobry seks, zerwałam/rzuciłam/pozbyłam się/podziękowałam/zrezygnowałam (niepotrzebne skreslić). Bez skrupułów i żadnego ‚ale’. Dlaczego przyszło mi to tak łatwo? Autopsja! Nie, nie zwłoki! Zdałam sobie sprawę, że pierwszy ‚ten ejdyny i do końca’ postąpił słusznie. Rozpaczałam, bo byłam głupia. Zmądrzałam i doszłam… do wniosku, że kompletnym debilizmem jest marnowanie się przy kimś, kto nam nie pasuje. Ja nie pasowałam pierwszemu (palant!), drugi nie pasował mi. Proste.
Zasadniczo masz rację, zwłaszcza podoba mi się końcówka:
„Zmądrzałam i doszłam… do wniosku, że kompletnym debilizmem jest marnowanie się przy kimś, kto nam nie pasuje. Ja nie pasowałam pierwszemu (palant!), drugi nie pasował mi. Proste.”
Jasne, że proste. Po co się męczyć? Problem pojawia się kiedy emocje przesłaniają Ci logiczne myślenie.
A po to człowiek ma mózg, żeby się uczyć oswajac emocje. A te mocne były, po tym pierwszym. Rozpaczałam, obgryzałam paznokcie, nie karmiłam psa, nie gotowałam, wybierałam rodzynki z makowca – a przecież tak je lubię! Szybko nauczyłam się patrzeć trzeźwym okiem (z wyjątkiem Sylwestra i imienin cioci Krysi.
Egoizm porzucanych w rozpaczy jest rzeczowy i na miejscu, smutne tylko że świat który opisujesz jest chory. Załóżmy: porzucasz kobietę na rzecz bardziej atrakcyjnej-prawidłowo, następny krok ona porzuca Cię dla faceta z większymi jajami, a ty znajdujesz zamiennik też w niezłym stanie, dalej schemat się powtarza bo zawsze znajdzie się ktoś młodszy, lepszy…. ten świat jest płaski, tu nie ma głębszych wartości i podobnie jak Ci tzw. „porzucani” sam jesteś przykładem egoizmu.
No i jakie są wnioski? Że ktoś ma prawo wybijać szyby w aucie bo obiecał sobie, że nie zostanie porzucony?
Twój świat jest jeszcze bardziej chory, bo dla ciebie egoizm osoby, która porzuca jest równy temu, który wykazuje osoba stosująca brutalne metody zatrzymania kogoś przy sobie.
Oni zawsze sobie to tłumaczą tak, że porzucający jest albo słaby, albo głupi, albo niemoralny.
Ja mam problem z mówieniem słowa „kocham”. Jakaś wada genetyczna, albo nabyta. Nie wiem. Może to dlatego, że gdy przeglądam się w lustrze czy wszystko dobrze leży, patrzę na swoje nogi i marudzę „Boszzze co za kabanosy”.
Na co mąż ze zdziwieniem i skrzywioną miną, niepewnie mówi „Ale kabanosy są cienkie”. Eh 🙂
Mam nadzieję, że nie masz problemu, aby mu tę miłość w różny sposób okazywać. Swoją drogą, nie muszę codziennie słyszeć: „kocham Cię”. Nie muszę, ale naprawdę lubię 🙂
Czytając zarówno tekst jak i komentarze przypomniała mi się historia znajomej, która pod wpływem procentów wyjawiła mi dlaczego po każdej imprezie nocuje z innym kolegom. Dla niej powód był prosty. Rzucił ją chłopak, którego kochała i aby zapomnieć oddaje swą pupę każdemu chętnemu.
Jak dla mnie Wasze tłumaczenia dlaczego zatruwacie swoim byłym partnerom mają tyle samo sensu co ta historia. Zamiast ruszyć dupę i poszukać kogoś lepszego wolicie siedzieć i użalać się nad sobą, przy okazji męcząc swego ex. Nie macie za grosz dumy, honoru i szacunku do siebie.
bejbe, to już Twój drugi komentarz pod tym wpisem który widzę i mam dla Ciebie radę – potrenuj ortografię zanim znów zabierzesz głos.
z tym się zgadzam, że ludzi zawsze się kocha za coś, a nie bezwarunkowo, bo jakby było bezwarunkowo, to by się kochało każdego, nawet takich osobników jak Jarosław K. i jemu podobnych.
Wiesz dlaczego wierzymy?
Człowiek, niezależnie od wieku pragnie kochać i być kochanym. Kiedy słyszmy „kocham Cię” – chcemy, aby tak właśnie było.”Ludzie wierzą w to, czego pragną”.
PS. Ja tam odeszłam. I każdemu życzę siły, która nie pozwoli im wrócić.
I tak często jest, że kochamy gdy to mówimy. Po prostu nikt nie daje gwarancji że to się nie zmieni.
Och, cała prawda i tylko prawda – a rzadko kiedy zgadzam się w 100% z Kominkiem, często mam wypośrodkowane zdanie…
Gdybym przeczytała to dobrych parę lat temu, ominęłoby mnie poczucie winy i prawie-depresja spowodowana takim słabym, niepotrafiącym zrozumieć życia przypadkiem. A ja, słaba, wracałam, bo on taki dobry przecież, tak mnie kocha, nie może żyć beze mnie – i odchodziłam, bo przecież to nie to. Ech, te nastoletnie dylematy. A trzeba było tak od razu, w końcu z mostu pod pociąg się nie rzucił, jak mi groził, a teraz to może nawet szczęśliwy jest. Przynajmniej ja jestem – na razie, miejmy nadzieję, że na długo a może na zawsze – planowane dziecko już w drodze, teraz to już „wyższa szkoła jazdy”…
Wydaje mi się, że jesteś idiotą stary… powodzenia…
jak Was tak czytam, to mam wrażenie czasem, że macie po 15 lat, żyjecie teorią i na koncie kilka skomleń. Nic nie jest czarne albo białe w momencie zmian. Część z Was, jak nie większość jest jeszcze bardzo młodych i tak na poważnie to może powiedzieć tylko tyle, co im sie wydaje i co by pasowało „pod” Kominka. A w prawdziwym życiu to bywa bardzo różnie.
Nie ma recepty na „właściwe” zachowanie, jest tylko recepta na to jak pisać w necie o „postawce”
Z pewnością wielu żyje teorią, niektórym może uda się tylko teorii doświadczyć (zazdroszczę). Ale w tym poście akurat, Kominek ma całkowitą rację, może trochę za ostro na biednych porzuconych, ale właśnie tak nasuwa się, gdy ktoś nie potrafi odejść z godnością. Aż się zastanawiam, jakim cudem Kominek pisze tak dosadnie na ten temat bez doświadczenia czegoś podobnego.
Nic nie jest czarne lub białe, ale związek jest albo dobry albo zły, z różnych względów – dlatego każdy ma prawo do rozstania i zmiany uczuć, jeśli ciemne odcienie sytuacji przeważyły dla niego i tyle na ten temat – nikt nie ma prawa zatruwać życia, bo: „przecież to miłość, na zawsze” – nic nie ma na zawsze ( a jeśli, to obie strony muszą o to dbać i chcieć – jedna to zdecydowanie za mało). I o tym mówi ten tekst.
związek nie musi być zły, żeby ludzie poznali „kogoś lepszego”, związek nie musi być zły, żeby ludzie sie zdradzali, związek nie musi być zły, by brali rozwody, dokładnie tak samo jak jest cała masa związków istniejących dlatego, że nikt nie podjął decyzji o rozstaniu bo „coś tam”. Każdy ma swój rozum, każdy inaczej odczuwa, każdy inaczej przeżywa, każdy jest indywidualny i każdy ma na siebie sposób, nawet przy rozstaniu. Nie jestem w stanie zrozumieć opinii, że ktoś porzucony, komu być może mentalnie zawalił się świat jest żałosny, bo czuje się …w ogóle sie nie czuje, bo średnio myśli. Nie jestem za podcinaniem sobie żył, nie jestem za narzucaniem się, nie jestem za powrotami nawet, ale chwilowe problemy z emocjami są dla mnie jak najbardziej na miejscu i całkowicie zrozumiałe.
Czasem jak czytam ludzi, którym sie wydaje, ze wiedzą wszystko, ze posiedli wiedzę absolutną i tylko to co oni myślą jest właściwe, to jest mi zwyczajnie smutno. Bo w tych myślach brak miejsca dla innych ludzi.
Zgadzam się poniekąd z Tobą, ale zły związek dla jednej strony może być wspaniały dla drugiej – nie ma tu reguły. I to jest problem – że miłość (czy co tam innego jest, co tworzy związek) właściwie nigdy nie kończy się dla obu stron jednocześnie. I sęk w tym, że ta porzucona osoba (może zasłużenie, a może nie) będzie cierpieć jeśli uważała, że wszystko jest świetnie. Będzie rozpaczać – ale powinna wziąć się w garść i przeżyć to nie niszcząc życia byłemu czy byłej. To straszne, ale takie życie. Histeryczne zachowanie porzuconych może być usprawiedliwione, jednak groźby: „wróć, bo”, błagania: „nie mogę żyć bez ciebie”, są zdecydowanie nie do zniesienia i nie do zaakceptowania. Wtedy o takich ludziach zaczyna się myśleć źle – nawet, jeśli tego nie chcesz.
Dominika, to że związek jest dobry dla ciebie to nie znaczy, że dla tej drugiej jest dobry. Związek, którego nie chce przynajmniej jedna ze stron, jest zły.
Tłumaczenie „życie jest inne” pojawia się od zawsze, zadziwiające że zawsze tak tłumaczą ci słabi, którzy nie potrafią zmierzyć się z tym, że ktoś ich nie chciał.
Do Anonima;)
Czytam co piszesz i wiesz? przeceniasz się człowieku bardzo;)
Twoja Ex jeszcze poprostu nie miała okazji poznać kogoś bardzo dobrze i zakochać się, bo wciąż ty zawracasz jej dupę.
Ale jak już pozna , to ty pójdziesz całkiem w zapomnienie.
Kiedy byłam młodsza i głupsza ( dwa lata temu ) rozstałam się z chłopakiem który był w moim przekonaniu ”na zawsze”. Autentycznie ”na zawsze”, też płakałam jak idiotka gdy spotkaliśmy się osatni raz.
Całe szczęście nie musiałam go potem widywać, poznałam rewelacyjnego mężczyznę a tamten całkiem zaciera mi się w pamięci.
Tak to jest;)
@lesna_nimfa , nie daj się, to i tak do niczego nie prowadzi oprócz obrzydzenia nim i sobą. Byłam w sytuacji identycznej, tylko moje małżeństwo trwało lat 20.. On jojczył jeszcze kilka miesięcy, ale ponieważ zdania nie zmieniałam to….poszukał sobie innej. A ja jestem spokojna i nawet przez chwilę nie żałowałam. Więc nie pękaj, po prostu gościa ignoruj, w końcu mu się znudzi.
Agutek1, no właśnie psycha mi już siada. 2 lata małżeństwa, nagle wychodzi na jaw mnóstwo jego kłamstw, a on jak by nigdy nic.Widok płaczącego faceta-masakra. I jakieś chore jazdy że w sumie nie wiadomo o co mu chodzi. Po prostu jestem już wyczerpana.Ale jak miał czas walczyć o mnie, jak się wyprowadziłam, to nawet mu się przyjechać nie chciało zapytać co się stało.
Jestem wyczerpana. Może faktycznie tacy ludzie niech zdychają jeśli chcą…
Tym bardziej powinnaś zmykać, i to szybko.Będziesz zdrowsza. I nie licz na to, że on uzna swój błąd, czy winę, zwał jak zwał. Za chwilę zacznie Ci wyliczać czego Ty nie zrobiłaś dla niego. A potem znów płakać. Ale to nie jest żal i skrucha, ani tym bardziej miłość, to tylko chora ambicja porzuconego faceta, któremu nie mieści się w głowie że można go wreszcie mieć dość. Uciekaj i to szybko.
Pomijając nieliczne wyjątki są słowa, które powinny być na zawsze, niezależnie czy są wypowiadane przez kobietę czy mężczyznę: mam ochotę na seks.
Mnie nie pytaj 🙂
Jasne że źle sie myśli, bo źle robią. Nie kumam tylko czemu usprawiedliwia się złe zachowania tych co porzucają, wciskając ciemnotę, ze znalezienie kogoś z większymi cyckami i „też jakims” wnętrzem jest ok.
Złe zachowania rodza złe zachowania. Tyle że tylko widzimy je w tej drugiej osobie, bo po co doszukiwac się tego w nas samych, skoro tak wygodniej.
Bo znalezienie kogoś z lepszymi cyckami JEST OK.
mądruje sie tu dość poważnie, ale sama mam za sobą takie rozstanie. Mój narzeczony ze mna zerwał w miesiąc po tym jak po Jego usilnych prośbach i namowach zmieniłam miejsce zamieszkania (na inny kraj), zostałam chwilowo bez pracy, mieszkania, na szybko szukałam nowej szkoły dla dziecka, bo tez w tym uczestniczyło. Związek był wspaniały, żadnych kłótni, całkowite porozumienie, idealnie dobrane poczucie humoru i postrzeganie rzeczywistości. Po miesiącu sie zakochał w innej, najwidoczniej byłam „gorsza”.
Do dziś żałuję, że nie zdobyłam się na zabicie mu kota i wolałam udawać, że mnie to nie obeszło. A Jego opinia, że wyszłam z „twarzą” szczerze mnie wali.
Na przyszłość nauczkę mam taką, by ludzi traktować z takim samym poszanowaniem, jak traktują nas.
Nie, nie mam traumy jakby coś 🙂 jestem NORMALNA!
Cóż, to ja też się dołączę do urzekających historii.
Też zerwałam z kimś, kto obiecywał mi wiele, ale na słowach się kończyło. Ba, on twierdził nawet, że z kimś innym sobie życia nie wyobraża (tekst aka ‚jesteś dobrą kandydatką na żonę’).
Kominku, pisałeś o sytuacji, w której to kobieta mówi mężczyźnie, że jest dobrym kandydatem na męża, porównując to do kastracji.
Jeśli mężczyzna mówi coś takiego kobiecie, z własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, żeby też uciekała, bo on robi tak z egoistycznej potrzeby zatrzymania jej przy sobie, dlatego przy próbie zerwania próbuje brać ją na litość.
A jak już wszyscy wiedzą, w toksyczne związki oparte na jednostronnym uczuciu się zwyczajnie nie wchodzi.
A nie prościej przyjąć, że ludzie czasem mówią coś, bo po prostu tak myślą i nie ma w tym drugiego dna?
Ludzie nie mówią wszystkiego bez powodu. 😉
Przecież to działa jak każda inna wiara – wymyśliliśmy sobie moc sprawczą wiary, stąd takie rozczarowanie kiedy okazuje się, że wiara to za mało.
Trafione, zatopione, od dziś jestem rozwódką po 14 latach. Jedno co usłyszałam, i jestem wdzięczna za te słowa „uszanuję Twoją wolę, choć mi to nie na rękę”
No! To teraz się nabzykasz.
dla poszukiwaczy na pewno. Tylko jakbym nim była, siedziałabym przytulna do jakiegoś afrykańskiego penisa, a nie mordowała sie z europejczykiem.
No ale kazdy ma inne powołanie, ja wykonuję prace biurową.
teraz celibat. Trzeba pobyć samą ze sobą, żeby zrozumieć, czego naprawdę chcę od życia. Na chwilę obecną gardzę płcią przeciwną. najpierw zrozumieć siebie, aby otworzyć się na innych. Regresja reinkarnacyjna, wnioski i zacznę żyć od początku. Alleluja
No dobrze, ale czy w życiu można mieć zawsze to co się chce i właśnie wtedy gdy się tego akurat zapragnie? Teoretycznie tak, ale czy zawsze i w każdym przypadku?
A co jeżeli jest nam w danym związku w miarę dobrze – nie twierdzę, że idealnie – czyli dobrze jest jak jest, choć poza sferą naszych marzeń? Jaką mamy pewność, że odchodząc od kogoś nie trafimy jeszcze gorzej? Wiadomo, teoretycznie zawsze może być lepiej, zawsze znajdzie się jakaś z ładniejszymi nogami, albo taki z dłuższym.
Czy warto zaprzepaszczać to co jest w miarę ok, choć nie jest idealne, na rzecz takich czy innych mrzonek? I jak to zrobić by samemu nie obudzić się wówczas z ręką w nocniku?
Po to wymyślono instytucję kochanka – sprawdzić jaki jest i dopiero potem odejść.
Moralniej jest odejść, ale jakie to trudne, prawda?
Sprowadzając wszystko wyłącznie do seksu instytucja kochanka ma jakiś tam sens. Często jednak mówiąc „kocham”, zwłaszcza gdy związek przechodzi w na przykład małżeństwo, mówimy to na ogół szczerze mając na myśli również i to, że akceptujemy także wady danej osoby.
Odchodząc ze związku, który jest w miarę dobry i w którym się nie męczymy czyniąc to z niskich pobudek (ten ma dłuższego, a tamten dłużej może – choć to akurat nie jest bez znaczenia) możemy w konsekwencji więcej stracić niż zyskać. Na początku zawsze wszystko wygląda pięknie, idealnie i to dokładnie miałem na myśli.
może po prostu istnieje taki podgatunek ludzi, dla których „w miarę okej” to za mało i nie boją się tego „zaprzepaścić”, bo wiedzą, że skoro przyszła myśl o zmianie, to widocznie „w miarę okej” nie równa się „wystarczająco dobrze”? niektórzy nie godzą się na półśrodki, a przysłowie „lepszy rydz niż nic” kwitują jedynie wiele mówiącym uniesieniem brwi.
Oby tylko „wystarczająco dobrze” nie zmieniło się w „ale syf” zamiast „w miarę ok”, bo coś się komuś wydawało, bo lalunia miała przecież dłuższe nogi.
Podgatunkom jednak takie rzeczy się nie przytrafiają, oni przecież nigdy się nie mylą. 😉
Przeczytałem pierwszą część i już widzę że jest moc, ale ja już mocy dziś nie mam na czytanie. Wrzucę do „to do” na rano i wrócę!
Po dwóch pierwszych zapewnieniach cytowanych przez Kominka wybuchnęłabym śmiechem. Gdybym wytrwała do końca, odczekałabym na chwilę nieuwagi i wyszła cicho, nawet kurtki bym pewnie nie wzięła. Zniknęła i wyparowała z życia kogoś, kto jest kłamcą i nawiedzonym fantastą składającym obietnice bez pokrycia. Ach, no i jeszcze pytanie o znaki zodiaku i ich dopasowanie… zadane przez mężczyznę niezmiernie wprowadza mnie w zdumienie. Ale to ja, nie bierzcie ze mnie przykładu.
Coś czuję, że przy następnym rankingu najlepszych tekstów, ten będzie w ścisłej czołówce 🙂
🙂 Akurat wczoraj dyskutowałam ze znajomym na ten temat. Łatwo jest zadeklarować, że zgadza się z powyższym przeczytanym tekstem. Szkoda tylko, że większość (gdy „kocha”) nie chce słyszeć prawdy prosto w „serce”.
Świetny tekst! Sprawa jest trochę inna kiedy porzucajaca osoba nie może się zdecydować przez pare miesięcy czy faktycznie porzuca. Moja była doszła do etapu „nie kocham Cię, nie chce z Tobą być, jest inny lepszy” a zaraz potem ” kocham Cię nie mogę bez Ciebie żyć, nie ma innego” po dwóch miesiącach wypowiedzialem moje 3 magiczne słowa ” fack of bitch”
fuck off bitch 🙂
Nie umiem palcem w małe przerwy miedzy słowami na ajpadzie.
To Stempel pisał
Oj oj, niewinne słówka mogą nagmatwać. Zakochana osoba nie potrafi myśleć „Teraz tak mówi, za pół roku mnie na ulicy nie pozna, olać to”. Zakochana osoba myśli „Tak, tak! TAAAAK!!! Będziemy wspólnie wychowywać gromadkę dzieci, będziemy mieli psa, kota i chomiczka, co roku będziemy wyjeżdżać na romantyczne wakacje, a umrzemy w wieku 100 lat przytuleni i zakochani jak teraz”. Zakochanie kompletnie odbiera rozum. Robi z nas naiwne istoty. Wierzymy we wszystko, co druga osoba powie. W razie zakończenia takiego związku bardzo pomocni są przyjaciele, którzy przywiążą do kaloryfera, abym nie pobiegła pod jego drzwi, zabiorą komputer i telefon, żebym się z nim nie próbowała jakkolwiek kontaktować a w razie potrzeby kopnęli w dupę, abym miała inne problemy niż tylko „on mnie nie kochaaaaa…”
Ale to tylko do około 18 r. ż. potem jakoś człowiek mądrzeje (przynajmniej większość). Jedni przestają obiecywać, drudzy przestają wierzyć. Uczucia ewoluują z wiekiem. Nad naiwnym młodym serduszkiem zaczyna dominować większy bądź mniejszy rozumek. Znaczy tak myślę. Tak było w moim przypadku.
Ja właśnie w wieku 18 lat myślałam rozsądnie, dojrzale, nie chciałam zapewnień i sama nie zapewniałam, że to na zawsze. Dopiero na starość mi odbiło:)
I tu się mylisz niestety rozumek nie dominuje w żadnym wieku ,nie ma na to siły emocje się przebiją …Ale sprzęt trzeba pozabierać to święta reguła . jeśli wołania pozostają bez echa to metoda na kontakt się znajdzie.. gorzej z przyjaciółmi…
A mnie kiedy się zakochuję zawsze wydaje się, że to będzie na zawsze. I mówię: „Kocham cię” i przez myśl mi nie przejdzie, że za kilka dni, miesięcy, lat coś się zmieni i się rozstaniemy. Jestem straszną romantyczką i nic na to nie poradzę. Chcę wierzyć w taką miłość z bajek. A kiedy następuje koniec to strasznie płaczę, przeklinam cały świat, mam głęboką depresję, która objawia się tym, że przez miesiąc potrafię nie wychodzić z domu. Ale nawet wtedy myślę sobie: „Jeszcze spotkam odpowiedniego mężczyznę i nasze słowa będą na zawsze. Na przekór wszystkiemu i wszystkim”.
Ja tam, jak odchodziłam, to albo do samej siebie, albo nie tłumaczyłam się do kogo i po co. To bez sensu. A już w ogóle nie rozumiem, gdy ktoś kogoś rzuca, a potem chwali się, „że już nie jesteśmy ze sobą, ale się przyjaźnimy”. Przyjaźń z byłym? Nie, dziękuję.
A ja z moja byla jestesmy nadal przyjaciolmi, nie mamy do siebie pretensji, bo rozstalismy sie jak dorosli, rozwazylismy wszystkie za i przeciw, szczerosc przy rozstaniu byla warta swojej ceny, nawet pomimo litrow obustronnie wylanych lez. Po dlugoletnim zwiazku nie mamy do siebie pretensji, nie potrafimy tez zapomniec o sobie na wzajem…
Czyli wychodzi na to że wszyscy jesteśmy egoistami, bo Ci rzucani próbując wrócić są i Ci rzucający nie zważając na rzekome próby samobujcze są… Achh życie:/
i dlatego nie nalezy się wiązać. Bo z tego jest wyłącznie gnój. Kazda jedna bedzie miała pretensje że inna jest ładniejsza mądrzejsza ma lepsze cycki, zawartość głowy lub lepiej sie bzyka. Każda jedna polska panna jest przekonana że jest idealną książniczką, tą „odpowiednią” i debeściakiem. Zatem jak może sie pogodzić z tym że ktoś jej nie chce? Takiej nie przetłumaczysz że jest np aseksualną, nieambitną prostaczką. Bedzie robić syf człowiekowi, że jej nie chciał 🙂 Dokładnie tak jak opisał Kominek. Jedno proste wyjście – nie wiązać sie – i spokój na całą wieczność i szczęście w pakiecie 🙂
To się robi tak:
1. Utrzymać przy życiu jak najdłużej.
2. Przekalkulować, ile można jeszcze wydoić dla siebie w czasie utrzymywania przy życiu.
3. Wydoić, ile można, aż zdechnie.
4. Odpuścić i kupić nowe meble.
😉
Były mojej kumpeli był właśnie taki, jak ci porzuceni w tekście: strasznie upierdliwy, wydzwaniał, nachodził, groził, że się zabije, wyzywał od szmat, a zaraz potem przepraszał i skamlał. Głąbami byli też nasi wspólni znajomi, którzy mówili „jak możesz, on teraz na depresję, nic nie je i nawet nie wstaje z łóżka, a może byście spróbowali jeszcze raz?” Porządek zrobił dopiero po pół roku jej obecny facet. Powiedział byłemu „albo przestaniesz nękać moją kobietę, albo wywiozę cię w bagażniku gołego na drugi koniec Polski i tam zostawię”. Pomogło.
Niezły tekst. A tak z innej beczki : Czemu kobiety po zakończeniu związku(nieważne kto zerwał z kim)chcą się z nami przyjaźnić?(nie zawsze , ale często). Z mojego punktu widzenia taka przyjaźń byłaby patologiczna.
bo może poza tym, że jesteś słaby z łóżku to miły z ciebie facet:)
ja miałam kiedyś taką sytuację, że koleś chciał się zabić. Po zerwaniu płakał, okaleczał się, groził, upozorował pobicie (sam siebie), twierdził że nachodzą go bandyci nadesłani przez chłopaka z którym zaczęłam się spotykać, wydzwaniał że go gonią i biją kijem, wbijają mu kosę, krążył pod moim blokiem, błagał, przychodził do mojej matki z kwiatami, próbował wzbudzić litość kłamiąc na wszelkie możliwe sposoby…nawet wmawiał mi że jest ciężko chory, że ma guza mózgu, mdlał na zawołanie nie tylko przy mnie (pojechałam z nim do szpitala żeby potwierdzić swoje podejrzenia i lekarz powiedział że jest zdrowy jak ryba). Na początku miałam jeszcze jakąś litość chociaż sama miałam ochotę go pobić a może i zabić bo widok płaczącego faceta, do tego 5 lat starszego ode mnie po prostu doprowadzał mnie do szału. I ciągle słyszałam „ale kiedyś mówiłaś, że mnie kochasz, kiedyś mi to napisałaś też w liście” aaaa i najlepsze było „kiedyś napisałaś mi że zawsze będziesz mnie kochać i żebym walczył o ciebie gdyby coś się stało- no to walczę!” albo „ja wiem że ty mnie kochasz, tylko teraz tak mówisz że nie”. W pewnym momencie pomyślałam „a weź się zabij to będę miałą święty spokój!”. tacy ludzie powinni się leczyć albo od razu zabijać, mniej psycholi by było na świecie. To był jakiś koszmar. Teraz jak sobie pomyślę o tym człowieku po kilku latach to mam odruch wymiotny…gińcie
Każdy z nas jest inny, co innego czuje i inaczej zachowuje sie w momencie rozstania, dlatego moglbym zgodzic sie z kazdym z Was i jednoczesnie przeciwstawic sie wszystkiemu co piszecie, zadna skrajnosc nie jest dobra, a przynajmniej nigdy dla obu stron, dlatego nic nie zastapi dlugiej, spokojnej rozmowy, bez wyzwisk i obelg, bez wrzaskow i egoistycznych popisow. Rozstania naleza do jednych z najtrudniejszych momentow w naszym zyciu, jestesmy na tyle glupi, ze czesto szybciej godzimy sie z wlasna choroba lub smiercia bliskiej osoby niz ze zlamanym sercem. Tak, to trudne usiasc we dwoje i przeanalizowac wspolny zwiazek, zwierzyc sie ze wszystkiego co bylo zle, obnazyc tajemnice, ktorych nigdy nie chcelismy zdradzic a przy tym zrozumiec partnera. Moj zwiazek zostal zakonczony po ludzku, ona okazala sie madrzejsza i wciaz nalegala by rozmawiac, tlumaczyc co sie stalo, opisywala jak moze wygladac nasza przyszlosc w niespelnionym zwiazku. Pomimo ogromnego uczucia, ktore laczylo nas na poczatku i pomimo setek wylanych lez, potrafilismy podac sobie rece na pozegnanie, czego i Wam zycze.
Właśnie psycha mi już siada. 2 lata małżeństwa, nagle wychodzi na jaw mnóstwo jego kłamstw, a on jak by nigdy nic.Widok płaczącego faceta-masakra. I jakieś chore jazdy że w sumie nie wiadomo o co mu chodzi. Po prostu jestem już wyczerpana.Ale jak miał czas walczyć o mnie, jak się wyprowadziłam, to nawet mu się przyjechać nie chciało zapytać co się stało.
Jestem wyczerpana. Może faktycznie tacy ludzie niech zdychają jeśli chcą…
Jeszcze taka ciekawostka. Miesiąc po tym jak się wyprowadziłam od niego osobie z mojej rodziny do której się wprowadziłam w nocy ktoś wybił wszystkie okna w samochodzie. Następnej nocy ktoś podpalił samochód i całe auto spłonęło. Nigdy wcześniej ta osoba nie miała takich zdarzeń, a nie jest to żadna mafia. Wiele wskazuje na to że to mógł być on…
Proszę o komentarz eksperta (Kominka), do filmu który za 2 dni będzie na ustach całej Polski!
Jestem oburzona! On – jeszcze jak Cię mogę, ale ona?! Jak ona mogła założyć takie brzydkie klapki 🙂
hehe
Nie trzeba być ekspertem, aby to skomentować.To jest Polska właśnie.
Oto moment, w którym umysłowa patologia przystępuje do rozmnażania się… Obraz polskiego weselicha, polskiej zaściankowości i polskiego obciachu…
Ja jestem oburzony *2! Wódkę to z gwinta powinni a nie do kieliszków po szampanie! I gdzie do jasnej ciasnej są białe skarpetki + legendarne klapki Kubota!!!
O cholera, kochanek idealny!
Dlatego też jestem za tym, żeby lepiej w związku nie mówić „ZAWSZE będę cie kochać” czy „NIGDY cie nie opuszcze”. Może pod wpływem impulsu czasem korci, ale lepiej się zamknąć niż robić z buzi wycieraczkę. Słowa jednak są ważne, w życiu codziennym bywają najczęstszym poręczeniem… wszystkiego.
Mnie taki jeden rzucil dla innej, oczywiscie nie od razu przyznal sie do powodu a szkoda. Wygladalo to tak, że o 3 w nocy szlochałam mu przez tel. o 5 myśle kurde 4lata temu rzuciłaś faceta dla innego i nie było rzeczy, którą ten były mogłby zrobić żebyś wróciła. Nie wygrasz z komś nowym, ogarnij sie dziewczyno. O 12 zadzwonilam i spytałam sie o której moge przyjść i zabrać swoje rzeczy. Jego reakcja bezcenna. Dupe mi w nocy trujesz a teraz juz chcesz rzeczy zabierac, tak szybko? itd………. ale o co ci chodzi człowieku nie chcesz mnie to nie. Zabieram zabawki i spadam. Po tygodniu znalazłam sobie pocieszacza. Może go troche wykorzystałam bo był mi potrzebny tylko do tego żebym przypadkiem nie wymyśliła sobie jakiś powrotów, żeby nie było tak że były palcem kiwnie a ja już bedę (bo istniało takie prawdopodobieństwo). Także jak chcecie mieć wystarczająco dużo siły żeby nie wracać znajdzcie sobie zastępstwo. Działa w przypadku tych którzy rzucaja i tych którzy zostali porzuceni
Ceibat lepszy niż zastępstwa. Z reszta za dużo szacunku mam do siebie.
Stempel
„Jesteś odpowiedzialny za to co oswoisz”. Tyle.
Uzasadnij. To, że to mądrze brzmi i powszechnie uznaje się za mądre nie znaczy, że mądre jest i że trafne w każdej sytuacji.
Powiem ci coś trafniejszego – dojrzała miłość pozwala odejść obiektowi westchnień.
Jestem odpowiedzialny tylko za swoje myśli i uczucia.
Fuck, egoistyczny ze mnie zdzir.
Kocham kogoś kto w tej właśnie chwili drażni mnie niesamowicie i kocham tego kogoś pomimo tego ; )
A to ciekawe bo w moim przypadku to zawsze faceci szukali przyjaźni ze mną;) Co ciekawe, z jednym ex mam naprawde wspaniałe relacje przyjacielskie. Uważam że przyjaźń po rozstaniu ma racje bytu, pod warunkiem że obie strony rozstały się w sposób zdrowy i nie trzymają żadnych popapranych negatywnych emocji w sobie.
wybaczcie, to powyżej to odp. dla Maciejja;)
Jesteśmy odpowiedzialni tylko za swoje uczucia. Jeśli jesteśmy odpowiedzialni za cudze, to wszystkim kobietom z bloga wyznaję miłość. Domagam się w zamian seksu. Jeśli odmówicie, dotkliwie mnie zranicie i niechybnie zginę pod kołami tira. Nie pytajcie za co was kocham, bo „kocha się za nic” a tak w ogóle prawdziwa miłość „nie patrzy na wygląd”.
Ale idioci i tak znajdą tysiąc wyjątków dla których odpowiedzialności za cudze uczucia się nie bierze, jakby nie można przyjąć że w każdym przypadku nie bierze się odpowiedzialności.
Uwierzyłaś kłamcy? TY UWIERZYŁAŚ.
Zakochałaś się na zabój? TY ZAKOCHAŁAŚ SIĘ/
Rzuciłaś dlań pracę/męża/wyznanie?
TY TO ZROBIŁAŚ.
Ty, ty, ty, tylko ty!
Trudno się z tym pogodzić, gdy ma się już za sobą jakieś porażki, więc nie dziwię się nieudacznym, że przerzucają odpowiedzialność na kogoś innego.
Odpowiedzialność po prostu wielu przerasta. Nie jest łatwo przyznać przed samym sobą, że to od nas zależy to, jak wygląda nasze życie. Przecież łatwiej zwalać na cały świat. Zawsze współczuję takim ludziom. Im mniej odpowiedzialności bierzesz, tym mniej możesz.
To jest proste ( choć nie wszyscy mają to uświadomione) : dla jednych „kocham Cię” to podziękowanie za wspólnie spędzone, miłe chwile a dla drugich obietnica „opiekowania się” (?), pytanie czy obie strony tak samo to rozumieją. Jeśli chodzi o zrywanie- mało jest ludzi, którzy mają odwagę podjąć decyzję. Wszystkiego dobrego i wiary w ludzi(tu: kobiety) życzę!:)
nie zawsze jednak powodem rozstania jest „znalezienie lepszego modelu”, bo z tym wydaje mi się, że jednak lepiej jest się pogodzić. gorzej gdy takiego powodu nie znasz (albo znasz i jest on tak abstrakcyjny, że zastanawiasz się kto ma nie tak ze swoją banią). Gorzej gdy osobę porzucającą nie było stać na chwilę szczerej rozmowy, którą ja- osoba porzucona wolałaby jednak odbyć.
Uwierz mi, szczere „przytyłaś, gadasz dużo o dzieciach i w ogóle nudna się zrobiłaś” nie pomogłoby ci.
nie przytyłam, bo schudłam (wspólnie uprawialiśmy sporty, w tym wszędzie dojeżdżaliśmy rowerami i basen był codziennie). o dzieciach nie myślę, bo za wcześnie. a o nudzie w naszym życiu (jak i każdym z osobna) mówić nie można
W takim razie zostaje tylko : ‚Kiepsko się bzykasz’ albo ‚Tamta jest ładniejsza/młodsza itp.’
Nic co poprawiłoby ci samopoczucie. Naprawdę chcesz to usłyszeć?
Chcesz go zmusić do powiedzenia ci jeszcze czegoś miłego? To desperackie. Radzę ci zastosować metodę ostrego cięcia i ruszać do przodu. Może on jeszcze będzie cię chciała a może nie, w każdym razie ty masz swoje zycie do przeżycia i niech jego osoba nie zatrzymuje cię.
To też nie wchodzi w grę 🙂 Tak jak mówiłam, nie znalazł nowego modelu (ani młodszego, bo chyba musiałby wziąć kogoś z gimnazjum, w łóżku i poza nim było świetnie i to nie jest tak, że mi się wydaje;). Z tego co wiem jest sam i w dodatku bez znajomych, od których również się odciął. Prowadzi życie w pojedynkę i to dosłownie to rozumiejąc. Zbyt skomplikowany przykład na kominkowe wywody (nie, nie przesadzam), ale prawdą jest że powinnam go kopnąć w dupę
dawno mnie tu nie było…patrzę na komentarze i nie mogę uwierzyć że to to samo miejsce co parę miesięcy wcześniej…
A co było parę miesięcy wcześniej? Seks grupowy?
Jak mawiał mój były:
„Wszystko jest względne” i
jak mawiał mój „niedoszły były”:
„W miłości trzeba się stawiać na pierwszym miejscu”- tylko wtedy można stworzyć szczęśliwy związek
Po jakimś czasie stwierdzam, że zarówno jeden jak i drugi miał rację
najpiękniejsze jest to, czego nie widać.
muszę tutaj wspomnieć, że jestem atrakcyjna i mam powodzenie, bo częstokroć to zdanie, tylko w dość spłyconej formie, wypowiadają osoby, które CHCIAŁYBY żeby tak było, bo nie mają nic do zaoferowania swoim ciałem i wyglądem. mi zajęło 20 lat zrozumienie, że nie ma chyba bardziej prawdziwego banału, niż ten, że wygląd nie ma znaczenia (bez skrajności oczywiście, typu garbaty i bez nogi) i liczy się tylko to, co jest u człowieka w główce.
czasem ludzi dziwą się, że jestem z gościem, z którym jestem – żadna dziewczyna się za nim nie obejrzy, postury mizernej, mój chudzielec;-) ale piękna osoba, tam w środku. ktoś powie – znajdź kogoś takiego, jak Twój obecny, tylko w ładniejszym opakowaniu. każdy jest do zastąpienia, tak pisałeś. i czasami rzeczywiście mam takie myśli – może mój przystojny, inteligenty i zabawny kolega z roku będzie lepszym wyborem, przecież jest chemia, jest świetny kontakt?
ale potem sobie myślę, że przecież wchodząc w związek obiecałam sobie i komuś, że będziemy się starać coś zbudować. i bynajmniej nie była to obietnica słowna, ‚kocham Cię’, obecnie pusty nadużywany frazes (zresztą, mój obecny sam się śmieje, że mówie to tylko po fajnym bzykanku). sama decyzja wejścia z kimś w związek jest deklaracją, że będziemy próbować stworzyć coś wspólnie. myślę – przecież kocham tego faceta, tak szczerze, jak kochają bohaterki tanich romansów. to co, że mu żebra wystają, pokocham te żebra, chociaż fakt że obydwoje jesteśmy szczupli trochę przeszkadza w seksie (jak się lubi ostro, a lubi się), ale wszystko jest do dogrania! związek to praca, nigdy nie jest tak, że się kogoś spotka i jest wszystko rewelacyjnie – trzeba się dotrzeć, poznać się, poznać co kto lubi, a jak jest problem, to trzeba o nim pogadać, postarać się coś zmienić, a nie od razu powiedzieć „aha, to cześć”.
nigdy nie byłam rzucona, to fakt, ale niewyobrażam sobie sytuacji, w której po 3 latach związku słyszę „znalazłem sobie lepszy model”. dlatego sama też się tak nie zachowam – bo wszystko do nas wraca, nazwijmy to karmą, wszechświatem, jak chcemy. ale wiem, że jeśli bym tak podle postąpiła, to kiedyś w tej lub innej formie by się to na mnie zemściło.
w moim związku to akurat ja jestem tą rozrywkową, lubianą i ładną, ale nie mam najmniejszego zamiaru tego wykorzystać tak jak to robiłam wcześniej, w szkole średniej (teraz studiuję), kiedy moje niskie poczucie własnej wartości (biorące się z kompleksów związanych z wagą) sprawiało, że musiałam sobie udowadniać, że mogę mieć lepszego jak będę chcieć. całą szkołę średnią byłam z facetem, na wiodk którego silniły się wszystkie dziewuchy i był świetny w łóżku. zdradzałam go, on mnie pewnie też, generalnie syf, nie związek. po co? bo fajnie wyglądał? z perspektywy czasu się tylko śmieje, że układał włosy przed wyjściem z domu dłużej ode mnie.
nie o to chodzi, żeby coś ładnie wyglądało i nie zawsze jest tak, że liczysz się tylko Ty i twoje samopoczucie. bo żyjemy jednak w jakiejś wspólnocie ludzi, w rodzinach, związkach – musimy patrzeć na drugą osobę. kolejny piękny banał – zacznij zmieniać świat od siebie. nic prostszego – mniej egoizmu, więcej pokory, bo to cecha deficytowa w tych czasach. myślę, że warto by było wyposażyć Kominka w te cechy, bo jednak Twoja kreacja jest.. opiniotwórcza, powiedziałabym. a po co kreować kijowe wartości? przecież warto być dobrym człowiekiem.
każdy, kto powie, że teraz trzeba być skurwysynem, a ja jestem durną dziewuchą, idealistką która naczytała się bzdur z podręczników do socjologii, kiedyś zrozumie starą prawdę, że dobro zawsze zwycięża, w człowieku również, tylko mu trzeba trochę pomóc i zmienić swoją roszczeniową postawę.
patrzmy na innych, jeśli chcemy, żeby inni patrzyli na nas. wszystko do nas wraca 😉
krótkie dopowiedzenie: najpierw piszę, że jestem atrakcyjna, a potem, że miałam kompleksy związane z wagą – w średniej ważyłam 10kg więcej, a faceta miałam duuużo przystojniejszego (był kucharzem, obiadki podwójne to się przytyło, jak się z nim rozstałam, to schudłam) co potwierdza w sumie też to, o czym piszę, że wygląd o niczym nie świadczy
Poważne związki przed 30tka obecnie to idiotyzm. Kariera stała się najważniejsza dla wszystkich. Można się dobrze pobzykac bez związku. Powiesz ze bez miłości to nie o samo? Idąc z kimś do łóżka musisz coś w nim kochać czy to mięśnie czy intelekt.
To mówiłem ja – Stempel
a co przeszkadza w karierze związek? mi ani trochę. w realizowaniu swoich pasji także nie. ba, wręcz robimy to wspólnie.
jasne, mogę tak jak moje studenciary, dla których najważniejsze jest zadać egzamin, iść chlać, a potem nawet nie pamiętać kogo się bzyknęło. tylko po co? mnie to nie kręci.
i nie chodzi o to całe pieprzenie o miłości, mi nie musisz mówić jak fajny jest luźny seks, szczególnie, że tylu fajnych mężczyzn się kręci wkoło. chodzi o priorytety – moje są inne, myślę dużo o sobie, swojej przyszłości, zarabiam fajne pieniądze, chcę mieć kiedyś dzieciaka i do tego potrzebuje normalnego gościa, a nie tylko dobrego bzykanka. zresztą, można mieć oba 😉
Jak związek przeszkadza w karierze – dostajesz ofertę pracy w Warszawie a twoje kochanie ma ciepłą posadkę w Szczecinie. Związek czyni człowieka mniej mobilnym.
nie muszę się tym akurat martwić.
a ja uważam, że być z kimś i nie wierzyć, że to „na zawsze” jest smutne.
wiadomo, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co będzie dalej, ale jeśli już jestem z kimś w związku, to znaczy, że go kocham i nie wyobrażam sobie budzenia się obok innej osoby. właśnie miłość daje mi prawo do mówienia „chcę być z Tobą na zawsze” i nie chciałabym być z kimś kto powiedziałby do mnie „teraz jesteśmy razem, to fajnie, ale co będzie kiedyś nie wiem”. miłość to wiara w to, że się do usranej śmierci będzie razem.
A to nie tak jakby całe życie odmawiać sobie wszystkiego wzorujac się na dekalogu czekając w nadzieji na zbawienie tylko po to by po śmierci dowiedzieć się ze Boga nie ma?
brak powiązania
brak powiązania 😉
Powiązanie – całe życie nie chcesz nawet pomyśleć o kimś, że go rzucisz i liczysz na to samo, a on ci wyjedzie z „odchodzę”. Jak ktoś ma posrane podejscie typu „na zawsze” to w takiej chwili czuje się oszukany i się mści.
to lepiej podczas każdej wspólnej chwili myśleć sobie, że to może być ostatnia?
ja nie mówię o tym, że nigdy się tej osoby nie rzuci, nawet jeśli uczucie się wypali, ale dla mnie zakochanie i miłość polegają na tym, że wierzysz w to (szczerze) że Wam się uda.
Całe życie składa się jedynie z przykrych lub mniej przykrych incydentów , i bądz co bądz nawet 5 letni związek może okazac się jednym z naszych ”wybryków” . Co z tego , że obiecałes komus miłosc itd jak któregos dnia uprawiasz sex ze swoim partnerem i zdajesz sobie sprawę , że się męczysz?! Nie warto trwac w beznadziejnych związkach bez przyszłosci bo wtedy krzywdzimy samych siebie .
P.S od niedawna czytam blog Kominka i zaciekawił mnie ten człowiek bo lubie inteligentnych mężczyzn , a on swoją inteligencje pokazuje pisząc własnie takie teksty. 😉
Kominek, kocham Cię za ten tekst!
Właśnie jestem na etapie porzucania i tłumaczę mu, że moje odejście to szansa dla niego na inne niż ze mną życie.
Mówi, że jestem bezwzględna. Jestem! Dla niego, a przede wszystkim dla siebie.
Ucałuję Ciebie… Kiedyś…
JakTo, czy dostałoś bana na nicku Stempel?
Prawdopodobnie
Ja miałam lepiej. Chlopak ( moja pierwsza miłość) zostawił mnie nie mówiąc NIC! Zapłakana dzwoniłam do jego mamy, taty, ciotek, znajomych. Nic to nie dało. Nikt NIKT nie odbierał. Po czasie dowiedziałam się, że jest z dziewczyną z którą BYŁ każdy jego przyjaciel… Szczerze go kochałam ale po tej wiadomości zesztywniałam i zrozumiałam, że nie jest mnie wart. Po roku wzięli ślub, po 8 m-cach sie rozwiedli. Do dziś o nim myślę i nie dają mi o nim zapomnieć. Siostra zapytała ostatnio z kim jest/było mi lepiej- z tamtym czy z tym z którym jestem teraz, zastanowilam się …z tamtym …ale w głębi duszy wiem, że nigdy nie mogłabym wrócic do tamtego. Wiem, że to co mam teraz jest najpiękniejsze w świecie. Wiem, że nikt nie bedzie dla mnie tak ważny jak pierwszy …życie… do dziś pamiętam jak pierwszy raz usłyszałam słowo „kocham” i jak sama je wypowiedziałam…
i męcz się dalej z tym 😉
to takie dziwne znaleźć na czyimś blogu zdania które wypowiadało się wcześniej.
Bo Kominek to jest „znawca dusz”. 🙂
coś w tym jest 😉
Hmmm…łatwowierność to przykry rodzaj naiwności..
Ale z drugiej strony uważam, że niestety zanika w nas poczucie odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Słów jest pełno wszędzie: w radio, prasie, tv, Internecie – jesteśmy nimi bombardowani! I ile % z nich ma tak naprawdę znaczenie, 10% ?
Dlatego kwestią honorową powinno być branie odpowiedzialności za to, co mówimy. W krajach arabskich deklaracja słowna wystarczy do unieważnienia małżeństwa.A u nas? Można pannie obiecywać ślub, a potem nie dość, że go z nią nie wziąć to jeszcze wyśmiewać się z niej.
Chyba tęsknię do czasów, gdzie słowo miało wartość, nie było obietnicą bez pokrycia, wyrzucaną w przypływie emocji.
Tęsknisz do czasów, których nie było. Do czasów gdy ludzie byli sobie wierni, istniała miłość nie patrząca na wygląd i majętność, gdy dzieci były grzeczne i słuchały rodziców.
Bo kiedy było lepiej?
Za komuny? Za II RP? Za zaborów? Za Polski Szlacheckiej? W średniowieczu? Kiedy, pytam się ja, kiedy?
Dawniej małżeństwo miało z miłością jeszcze mniej wspólnego niż dzisiaj a ludzie oceniali się po wyglądzie (np. ubiór, karnacja) o wiele ostrzej niż dziś. Kłamali, zdradzali, paląc równocześnie na stosach niewiernych.
Gdzie są te czasy za którymi tak tęsknisz?
Może masz rację…Może tak mi się tylko wydaje, a te lepsze czasy to tylko idylla, utopia…?
To też nie wchodzi w grę 🙂 Tak jak mówiłam, nie znalazł nowego modelu (ani młodszego, bo chyba musiałby wziąć kogoś z gimnazjum, w łóżku i poza nim było świetnie i to nie jest tak, że mi się wydaje;). Z tego co wiem jest sam i w dodatku bez znajomych, od których również się odciął. Prowadzi życie w pojedynkę i to dosłownie to rozumiejąc. Zbyt skomplikowany przykład na kominkowe wywody (nie, nie przesadzam), ale prawdą jest że powinnam go kopnąć w dupę.
Słowa nie są na zawsze, ale są podstawą naszej wzajemnej komunikacji i dlatego są istotne. Chociaż w określonych sytuacjach, przy zachowaniu pewnych warunków, powinny mieć swoje pokrycie w rzeczywistości.
Jeśli para ślubuje sobie miłość, wierność i uczciwość, to nie znaczy, że on może ciągle puszczać bąki i przestać się kąpać, a ona ma zapuścić włosy na nogach i pod pachami, a będą i tak żyć długo i szczęśliwie.
Ale jeśli obydwoje się starają być dla siebie atrakcyjni, jeśli każdego dnia pracują nad związkiem, to jednak słowa powinny być obowiązujące. No bo inaczej po co mówić cokolwiek?
Nadal nie rozumiesz. Mam prawo przestać kogoś kochać nawet jeśli się stara. Nie możesz mnie zobowiązać do niczego, to że nakładasz na mnie jakieś obowiązki nic dla mnie nie znaczy.
Można się po prostu odkochać! Można poznać kogoś, kto bardziej nam odpowiada. Po co skazywać kogoś kto nas kocha, na związek z kimś, kto go już nie kocha? To świństwo.
Ale nie cierpmy wszyscy, bo kiedyś się coś powiedziało. Bo do tego się sprowadza slogan, że „słowa powinny obowiązywać”.
zdecydowanie najlepszy tekst! pomogl mi- juz nie mam wyrzutow, ze go zostawilam
dziekuje:)
Z jednym się nie zgadzam w tej dyskusji (dotyczy m.in. niektórych komentarzy). Słowa nie są na zawsze, zależnie jednak od obietnic i deklaracji, które za sobą niosą, mogą ranić. A czasami nawet niszczyć coś w drugiej osobie – cokolwiek by to nie było.
Zdarza się czasem, że taka czy inna znajoma mówi do mnie „cześć kochanie”, pomimo że nie mówi tego na poważnie i ja o tym wiem. Wiem bo ją znam, bo ma akurat taki luźny styl bycia i trudno by było mieć do niej o to jakiekolwiek pretensje w stylu: „no przecież powiedziałaś do mnie KOCHANIE!”. Gdy jednak ktoś wyznaje komuś miłość nie mając pewności czy ta osoba ze słowem KOCHAM nie kojarzy deklaracji na całe życie (a choćby i tej romantycznej, bo to przecież…) ponosi za swoje słowa odpowiedzialność.
Co innego jest kurde powiedzieć komuś: „myślę, że się w Tobie zakochałem/am”, a co innego wyznać miłość dozgonną, no!
Wyjaśnij teraz dlaczego twoje definicje i prawa ustanawiane przez ciebie maja obowiązywać innych. Bo tak chcesz? Bo tak chce wielu ludzi? Człowieku, więcej swobody dla innych, no!
Wyjaśnij teraz co zrobić w przypadku, gdy powiedziało się komuś „kocham” ale nie chce się już z tą osobą być. Wy wszyscy się na tym wykładacie, bo zalecacie trwanie w gównie.
„Kocham”, „zakochałem się”, „podobasz mi się”, „chcę spędzić z Tobą resztę życia”.
„Coś się zmienia”, „to już nie jest to, co było kiedyś”, „już Cię nie kocham”, „…i nigdy tak naprawdę Ciebie nie kochałem”.
Każdy, dosłownie każdy człowiek zrozumie pod powyższymi pojęciami coś innego. To co mówimy powinniśmy mówić ODPOWIEDZIALNIE, zwłaszcza gdy w grę wchodzą lub mogą wchodzić uczucia innych ludzi. Czy tego chcemy czy nie, ponosimy odpowiedzialność za to co mówimy, do kogo to mówimy i w jaki sposób i jeżeli nie mamy kogoś w dupie i nie chcemy sobie z tej osoby zwyczajnie zadrwić (zranić jej, skrzywdzić – nazewnictwo dowolne) to jest naszym zasranym obowiązkiem upewnić się czy ta osoba rozumie coś tak samo jak my (ktoś już o tym wspomniał wcześniej, i ja się pod tym podpisuję).
Wyjaśnij mi powód, dlaczego to obowiązek. Jeśli dasz komuś buziaka w policzek, po koleżeńsku, to jeśli on zrozumie to na opak to twoja wina czy tego kto źle zrozumiał? Sam to sobie wyjaśnij.
Mów sobie co chcesz – rządzisz jedynie sobą i próby karania kogoś za to, że źle coś zrozumiałeś rozpatruje sąd.
Bo po prostu są tacy, którzy liczą się z uczuciami innych ludzi, a są tacy którzy mają je w nosie. Zawsze można sobie sprawę wytłumaczyć: „to nie moja wina, że jej/jemu coś tam się ubzdurało”. No niby nie.
Może i ja jestem jakiś dziwny, ale osobiście wolę aby o mnie w razie czego mówiono: „no, ale chociaż był w porządku, niczego mi nie obiecywał”. Robimy coś co może dawać nadzieję drugiej osobie, nie możemy wówczas mówić ani myśleć: „no, ubzdurało się coś komuś”.
i dobrze! teraz mój znawco (kominku z krakowa) pomóz mi znaleźć siłę żeby nie cierpieć po toksycznej przyjaźni…bo boli jak cholera
Racjonalizacja?
Racjonalne wytłumaczenie samej sobie słabych stron tej przyjaźni?
Przekonanie samej siebie, że prawdziwy przyjaciel nie rani, a przynajmniej nie celowo, z premedytacją, perfidnie?
Przyjaciel to bratnia dusza, reszta to zwyczajni znajomi.
szybko please 😉
W słowa chyba nie do końca powinno się wierzyć.. bardziej wartościowe są czyny.. jak ktoś swoim zachowaniem pokazuje co czuje, myśli to nie musi już nic mówić..
Ja wierzę w słowa. Szczególnie wypowiadane przez ukochaną. Jeśli nie miałbym wierzyć jej, a ona mi to ciężko byłoby mi zbudować pozytywną relację 🙂
Hej!
Boję się. Ludzie nie rozumieją prostych słów. To jak ze stwierdzeniem „wygląd jest najważniejszy”. Wielu słyszy tu „tylko wygląd się liczy” a przecież nie napisałem tego.
To bardzo smutne. Powiesz komuś „kocham” (teraz) a on uzna, że „na zawsze” bo ma jakieś głupie poglądy, że „miłość może być tylko na zawsze, a co nie na zawsze to zakochanie”.
I potem rozbije ci szybę w aucie. I nawet po latach uzna, że słusznie. I mamy być wyrozumiali, bo przecież cierpi.
Na szczęście wy zawsze przegrywacie.
Zarówno tekst,jak i komentarze idealnie nadają się na powstanie książki,fantastyczne..gratuluje wyroczni i poddanym.
Mi jest żal, że Werterowi nie udało się zabić natychmiast, skutecznie. Przez to, że mu strzał w łeb nie wyszedł trochę go było jednak szkoda.
Dobra inaczej.
Co do miłości. Jest wiele elementów, z którymi się zgodzę, ale i nie.
Człowiek odbiera słowa „kocham cię” jako obietnice na całe życie między innymi z tych powodów:
– co wcześniej i jak mówił partner tzn. odnosił się do teraźniejszości czy mówił o wspólnych planach na życie…,
– jest to wpajane przez media, książki od bardzo dawna, że miłość trwa i się nie kończy.
Tu nie ma co czepiać się o to, że ktoś mógł poczuć się oszukany. Zapytajmy inaczej: dlaczego ta druga osoba to obiecywała? Przecież człowiek myślący i analizujący sytuację oraz jej skutki uważa na słowa. Nikt nie wie co będzie za 5 minut, a co tu mówić o całym życiu. Tak samo tyczy się partnera czy umie słuchać. Działa to w obie strony i to właśnie wyraża dojrzałość, mądrość, inteligencję takiej osoby. Człowiek w ten sposób wyraża szacunek do partnera. Jeżeli ktoś to mówi na „odwal się” to znaczy, że sam nie wie czego chce i nie rozumnie słów, które wypowiada. Później zaś powie: „przecież nie wiedziałem/am co będzie” więc po co mówił? Bo partner tego chciał? Próbował wymusić? Tzn trafił swój na swego. Jedno nie wie co mówi drugie nie potrafi zrozumieć, że ktoś może nie być do tego gotowy. Wywołana jest presja, która może doprowadzać do czegoś takiego.
Rozpisałam się.
Podsumowując. Jest mnóstwo sytuacji, odczuć, zachowań, które na coś takiego wpływają. Nie należy nazywać osoby, którą rzucił partner nieudacznikiem, bo nie umie się z tym pogodzić jeżeli tak naprawdę nie wiadomo jak to było.
Ludzie są różni a to czy potrafią się komunikować a nie wymieniać tylko „słowa” zależy od nich.
Cytuję „(…)Nie porzucacie swoich niekochanych, bo nie chcecie ich skrzywdzić. I trwają w beznadziejnych związkach, marnując swoje życie budzeniem się u boku całkowicie uzależnionych od was ścier.”
Ja ścierę wywaliłam. Zerwałam, męczyłam się, męczył mnie, wszystko mnie u niego męczyło. Tak – nie kochałam, ale być z kimś z litości, to kara dla nas samych jeśli nie kochamy. Czy byłam egoistką? Może i tak, ale uwolniłam go od złudnego wiecznego czekania na mnie. Nigdy nie bądźcie z kimś z litości, bo Wam szkoda, tracicie czas i młodość, a tracicie szanse na kolejnego ciekawego człowieka. Ja nie straciłam czasu, za chwilę „wpadłam” w Kochane przeze mnie ramiona nowego mężczyzny. Pozdr. 🙂
Czytam Twojego bloga ponad rok, jeszcze jak był pod starym adresem i zastanawiam się czemu na świecie jest tak mało ludzi myśląc podobnie. Świetny i mocny tekst .
Napisałeś, że miłość zaczyna się wtedy gdy dwoje ludzi wzajemnie spełnia swoje oczekiwania. Zaś kończy się wtedy gdy jedna osoba się zmienia, a także zmieniają się jej oczekiwania wobec partnera. Cholera to rzeczywiście proste, ale co z tą drugą osobą? Która wciąż jest taka sama, jak była na początku. Jej oczekiwania wobec partnera się nie zmieniły i nadal chce z nim być.
To by znaczyło, że będąc w związku stale trzeba szukać kogoś lepszego, bo w przeciwnym razie nasz partner zrobi to pierwszy? Okrutne.
Uporałam się z emocjami, a teraz to ładnie zakończę.Niech będzie szczęśliwy…dziękuję za świetny tekst i komentarze.Samo życie. Czas dorosnąć.
bardzo madre slowa 🙂 Nawet skopiowalam troche i wpisalam sobie do cytatow „do zapamietania” 🙂
kocham takie teksty Komin 🙂
Znam taki zwrot będący słowami „na zawsze”. To „carpe diem”. Cokolwiek robimy, w różnej skali. Czasem jest to uśmiech, a czasem K2. Wszystko w naszym życiu wykraczający poza podstawowy zakres życiowych czynności i zajęć, jest tymi słowami. Są tacy, co traktują je jak filozofię życia, wiadomo. Co jest piękne w tych słowach – ich odbiór. Ile ludzi, tyle możliwości. Zależy od temperamentu, potrzeb, fantazji, pomysłu i odwagi. Na zawsze. Nieważne czy właśnie jesteśmy z kimś i razem korzystamy z życia czy właśnie się z tą osobą rozstajemy. Te słowa są aktualne i zawsze mają sens bycia. Co do rozstań. Sama jestem wrażliwa na innych, więc nie ranię bądź nie staram się tego robić. Już na pewno nie robię tego pierwsza i nigdy nie jest to na zasadzie złośliwości „jak Ty mi, to ja Tobie”. Spotkałam w życiu ludzi, którzy się nie szanowali i dziwili się, że ja nie okazałam im szacunku. Można zakończyć temat nawet po zdradzie z klasą. Można uznać to nawet za sytuację in plus. To jak odbieramy innych, jak się wiążemy, przywiązujemy, uzależniamy bądź zakochujemy zależy od tego czy jesteśmy optymistami, racjonalistami czy pesymistami. Ale co ciekawe, można być mieszanką tych postaw. Jestem optymistką, ale nie lubię zakończeń romantycznych komedii. Wolę historię niespełnienia w miłości. Czy ten brak potrzeby słodkiego happy endu ma odzwierciedlenie w moim życiu? Czy podświadomie wybieram relacje z ludźmi, którzy nie dadzą mi takiej przyszłości? Bo boję się codzienności z jednym mężczyzną? Czy nie wierzę w takie szczęście?…Myślę, że chciałabym/mogę mieć pozytywną relację z mężczyzną. Mam w sobie sporą potrzebę nieskrępowanej zabawy, ale też nie bałabym sie tej codzienności. Jednak patrząc na innych wiem, że trzeba mieć w sobie dużo dojrzałości emocjonalnej, żeby stworzyć coś dobrego z kimś drugim. A rozstania też mogą wnieść dużo dobrego w nasze życie. Wszystko zależy od tego czy tą chwilową słabość przekujemy na coś twórczego, dobrego, co da nam siłę na nowa przygodę. Ale ten „fun” w relacji jest bardzo ważny, bez tego nie ma szans na udaną relację dla mnie.
Z tego tekstu dowiedziałam się, z tego tekstu jestem egoistką, bo nie pozwoliłam przyjaciółce(którą od zawsze traktowałam jak dziewczynę) odejść, kiedy chciała to zrobić.
Żeby było śmiesznie teraz dobrze się nam układa.
Pingback: 10 najlepszych tekstów 2012 roku | Kominek IN
Ysz… jestem ścierwem, a mój (już niedługo) facet to egoista .
Czarno-bialy swiat. Zazroszcze Panu tej prostoty myslenia. Zapewne czasem sie przydaje. Tekst ciekawy jak i kilka pozostalych, ktore przeczytalam. Nie mozna odmowic Panu pewnej blyskotliwosci i dowcipu, niemniej jednak w mojej ocenie swiat sklada sie z roznych odcieni szarosci i niegdy nie bywa czarno-bialy. Moze szkoda…
Hi Friends Nazywam się Laura John, jestem z USA, byłam w związku z Jana, i kochany i pielęgnowany się na dobre 4 lata i wszystko, co się dzieje na gładko, ale 05 października 2012 dzień mogę zadzwonić do miłośników dni oboje mieliśmy nieporozumienia bo odpowiedział na telefon od faceta prosząc mnie, że jest na randkę, ale odmówił, i powiedział mi, że związek się skończy i że on ma dość mnie i błagał go, bo go kocham odmówiłem więc wiele, ale byłem tak dół rzucam i czułem świat się skończy dla mnie, ale mój przyjaciel powiedział mi rzucającego zaklęcie informacje, które pomogły jej siostrę w uzyskanie jej pleców relację, dobrą pracę i proszę w żadnym jej starania, ale na początku byłam przerażona, ale muszę dać temu człowiekowi próby, bo kocham Bena bardzo i nie jestem gotów stracić go do każdej kobiety, więc zamówiłem mojego powrotu rzucającego czar miłości od tej wielkiej zaklęcia, które złożyły mnie szczęśliwa kobieta ponownie powiedzieć, że to wszystko moja ex wrócił do mnie z wielką miłością i serce troskliwy … Jestem świadczący o tym wielkim spell caster dr momodo, jesteś ruszt człowiek w tym świecie, a znaczy tak wiele mnie jesteś najlepszy rzucający czar jaki kiedykolwiek usłyszeć, że się w całej forum kontakt tego człowieka przez ten e-mail, jeśli naprawdę potrzebujesz, aby twoje problemy rozwiązać email:. [email protected]
Trzeba odchodzić jak pojawia się ta myśl- wiem sama po sobie. Przez pół roku zastanawiałam się czy nie odejść od faceta bo: był bardzo średni w łóżku, wiecznie narzekał, wiecznie „nie był przy kasie”, wbijał mnie w poczucie winy że jestem rozrzutną snobką a do tego podczas kłótni o pierdoły potrafił dostać takiego szału, że chciał skakać z balkonu raz, a ja bałam się że zaraz mi przywali (choć trzeba oddać, że nigdy tego nie zrobił). Nie potrafiłam jednak skończyć tego jednym cięciem, bo wiele poświęciłam, żeby móc z nim być, wierzyłam że jest miłością mojego życia, a on mówił mi że zestarzejemy się razem, a do tego tak bardzo nie chciałam go krzywdzić bo nie był mi obojętny. Bałam się, było mi żal i łudziłam się, że będzie lepiej z czasem, więc się trochę emocjonalnie wycofałam i postanowiłam przeczekać kryzys. Jakież było moje zdziwienie, gdy z dnia na dzień on zostawił mnie twierdząc, że ja tylko bym chciała żeby on się rozwijał, a on ma tego dość bo woli być sobą, nie życzy sobie żadnej krytyki, a w ogóle to kiedyś bardziej mu okazywałam, że go kocham, a teraz to bym chciała, żeby to on skarał koło mnie….Wbił mnie tym w ziemię, nie przypuszczałam że on kiedykolwiek mnie zostawi i doigrałam się.