Continue Reading"/>
P1040690

Stary człowiek i jego budka

Dziś. Turcja. Antalya. Ja na przystanku tramwajowym. Podchodzę do budki z biletami. Kupuję bilet. Sprzedający nie ma jak wydać mi z 5 dolarów. Mówię mu – nie ma problemu, reszta dla pana. Biegnę w stronę zbliżającego się tramwaju.
6 godzin później znajdę się w wielkiej dupie. Wyciągnie mnie z niej ten sam człowiek z budki.

 

 

Mój hotel znajduje się w swojsko brzmiącej miejscowości Belek. Jako że przez ostatnie dni nie wychylałem nosa poza sauny i basenu, postanowiłem zrobić sobie wycieczkę do miejscowości Antalya. Nie wiem, jak się ją odmienia, więc będę pisał ciągle w mianowniku. Do Antalya można się dostać busem. Busy krążą co godzinę. Przejazd kosztuje 3 dolary.
Powrót do Belek też jest możliwy busem, ale ostatni odjeżdża ok. 2o:00.
Po dojechaniu na miejsce kupiłem bilet na tramwaj i ruszyłem na miasto. Miasto jak miasto. Nic szczególnego. Kilka przecznic turystycznych, na każdym kroku kafejki i sklepy z oryginalnymi produktami Bossa, LV i D&G w cenach dyskontowych. Ja udałem się na poszukiwanie elektroniki, bo w busie zostawiłem słuchawki. Szanse na odzyskanie ich rysowały się marnie.

Punktualnie o 20:00 wracam na miejsce, skąd odjeżdżają busy. Jest już ciemno, pusto, ciemno i pusto. A zwłaszcza pusto. Rozglądam się i ani żywej duszy. Coś tu nie gra.
Podjeżdża jakiś bus. Pytam, czy zawiezie mnie do Belek. Kierowca odmawia i mówi, że do Belek to już sobie nie pojadę, bo ostatni bus odjechał wcześniej.
Myślę sobie – jak coś nie wykombinuję, to będę w dupie.
Busa nie ma. Na piechotę szedłbym całą noc. To może taksi? Zapłacę majątek. No ale czy mam wyjście?
Sprawdzam stan kasy. Stan kasy jest bardzo zły. Parę dolarów. Sprawdzam, gdzie mam kartę kredytową. No tak się składa, że kartę kredytową mam w sejfie. W hotelu.
Ha, to jednak jestem w dupie!

Antalya to miłe miasto, ale stojąc tam czułem się mniej więcej jak w okolicach Dworca Wschodniego w Warszawie. Zbyt długie przebywanie w jednym miejscu drastycznie zwiększa szansę na zgon. A przynajmniej na utratę dobytku. W plecaku aparat, iPad, w kieszeni iPhone. Noszę przy sobie roczne zarobki tego ciecia, co wciąż siedzi w budce.
Budkę ma już zamkniętą, ale światło się pali. Podchodzę i pukam. Otwiera. Zadaję mu proste pytanie, licząc, że w ogóle zrozumie mnie po japońsku.
– Potrzebuję pomocy. Muszę dostać się dziś do Belek, do mojego hotelu. Co powinienem zrobić?
– Tylko taxi.
– Brak finansów.
– Masz problem.
– Dzięki, dokładnie to chciałem usłyszeć, bo wyobraź sobie – sam na to nie wpadłem!
Odchodzę od ciecia, siadam na krawężniku i zastanawiam się: co zrobiłby Andrzej?
W przypływie dobrego humoru wysyłam mu smsa, nakreślając skrótowo swoje położenie. A nuż kolejny raz wyciągnie mnie z opresji?
Odpowiedź przychodzi błyskawicznie.
„Mosz przesrane tej”.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Andrzeja.

– Wstawaj – odzywa się ktoś za mną i pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to że ktoś chce mi zrobić krzywdę. Przynajmniej umrę na stojąco.
A to stoi dziadek z budki. Każe mi iść za nim. No to idę, co tam będę sam siedział. Dochodzimy do jakiegoś dworca albo czegoś, co dworzec imituje. Stoją tam różne busy. Dziadek każe mi wsiąść do jednego z nich.
– Helou, my friend – wita mnie kierowca i wyciąga rękę. A w niej moje słuchawki – Chyba coś zostawiłeś.
Już wiem, że ta historia skończy się dobrze.
Dziadek mówi mi, że ten człowiek zawiezie mnie do Belek, mimo że już nie kursuje. Zapłacę mu jutro o umówionej porze. Spóźniłem się o godzinę. Pokazuję mu godzinę. Dziadek śmieje się i mówi, że jest już godzina później. Teraz sobie przypominam, że patrzyłem na zegarek i nie przestawiłem w zegarku godziny do przodu. Od przylotu nie nosiłem w hotelu zegarka, bo i po co.
Mamy 15 minut do wyjazdu. Pytam dziadka, dlaczego mi pomógł.
– A dlaczego ty zostawiłeś mi 5 dolarów, zamiast rozmienić w sklepie?
– Nie wiem. Nie wydaję tu na nic kasy, bo wszystko mam w hotelu. Tak po prostu.
– No to ja tak po prostu ci pomogłem.
– Od jak dawna pan sprzedaje bilety? – zapytałem z ciekawości.
– Całe życie.
– W tej jednej budce?
– A nie nie. Raz tu się robiło, raz tam. Kiedyś sprzedawałem gazety.
– Dzień w dzień siedzisz w jednej małej budce?
– Pomijając dni wolne, tak. Mój ojciec też sprzedawał bilety. Mój brat sprzedaje bilety. U nas to rodzinne. Dwa pokolenia.
– W jednej małej budce. Nigdy nie myślałeś, aby robić coś innego?
– A co miałbym innego robić?
– Cokolwiek, byle nie spędzać całego życia na dwóch metrach.
– Gdzie pracujesz?
– Nigdzie. Piszę.
– Więc pracujesz w biurze?
– W domu.
– Ile masz tam przestrzeni?
– Dwa całkiem duże pokoje i duża kuchnia.
– Ale siedzisz przed komputerem. Twoja praca to siedzenie i pisanie, tak? Nie spacerujesz po domu i samo się nie napisze?
– No tak. Ale mam więcej przestrzeni.
– I możesz odpocząć spacerując po tych dwóch pokojach?
– No powiedzmy…
– Kto z nas ma więcej przestrzeni, gdy chce wstać i zrobić sobie przerwę w pracy? Ty ze swoimi dwoma pokojami czy ja z całym terenem wokół budki?

Dziadek trochę zbił mnie z tropu sprytnie porównując swoją przestrzeń do mojej. Nie zdążyłem mu wytłumaczyć, że nie do końca o to mi chodziło, bo kierowca dał znać, że czas jechać.
Szukając fotek do tekstu, zauważyłem, że udało mi się sfotografować w dzień jego budkę, bo mam nawyk fotografowania miejsc „zbiórek”, aby w razie zgubienia się, wiedzieć, gdzie wrócić.

W drodze powrotnej, tuż przed dojazdem do hotelu, w zasuwanej kieszeni spodni znalazłem banknot 50 dolarów. Pamiętam, że go miałem, ale nie wiedziałem, że nosiłem ciągle przy sobie…
Zapewne już nigdy nie spotkam człowieka z budki, ale jeśli będziecie w Antalya i spotkacie starszego pana sprzedającego bilety, uśmiechnijcie się i zostawcie mu resztę.

 

 

Komentarze

  1. Natalia Chodań 07.11.2011 22:32

    fajna, optymistyczna historia 😉

  2. Dawid Szwajca 07.11.2011 22:32

    Niech Bóg mi da możliwość kupna kiedyś w życiu biletu z tej budki. I aby mnie stać było na zostawienie sprzedawcy reszty.

  3. london07 07.11.2011 22:33

    ten świat nie jest taki zły jak go kreujemy, odrobina dobrej woli, uśmiechu i można liczyć na drugiego człowieka… jak widać całkiem niespodziewanie… myślę, że te 50$, które wydałbyś na taxi możesz zainwestować w masaż 😉

  4. Martyna Rydel 07.11.2011 22:34

    skubany. usmiech ode mnie ma jak w banku!

  5. Paweł Szymczak 07.11.2011 22:34

    Kominku, czemu ja nie mam takich przygód. Zazdroszczę i to bardzo, bo moje życie jest zbyt przyziemne i nie ma szans znaleźć kogoś kto by mądrze gadał.

  6. Krzysztof Rojek 07.11.2011 22:35

    „bo mam nawet fotografowania miejsc „zbiórek”, aby w razie zgubienia się w mieści, wiedzieć, gdzie się kierować.” – lekki błąd.
    A tak to historia super. Jestem na tak.

    • Kalashnikov 07.11.2011 23:11

      Wiem, że czekasz niecierpliwie na to pytanie, więc sprawię Ci przyjemność i je zadam – dlaczego to błąd?

    • manti 08.11.2011 00:31

      Kominka się nie poprawia!
      wstydź się!

  7. starlit 07.11.2011 22:36

    Jaka miła przygoda 😉 A na puentę: „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.
    Andrzej… och ,

  8. Szymon Urbanek 07.11.2011 22:42

    Przeczytałem ten tekst i uśmiechnąłem się. Takie proste sprawy a jakże pouczające. Dzięki Kominek poprawiłeś mi humor.

  9. maladie 07.11.2011 22:43

    tak z czystej ciekawoscı: w jakim jezyku sie porozumiewaliscie? bo nie wierze, ze dziadek znal na tyle angielski, zeby swobodnie przeprowadzic taki dialog… niemiecki?
    pozdrowiania z Trabzon!

  10. TwoBoredMen 07.11.2011 22:43

    Tekst prawie jak reportaż. Kominek prawie jak reporter:)

  11. halynka 07.11.2011 22:45

    Uśmiechnęłam się nie raz, czytając ten tekst. Jak z resztą przy wszystkich notkach z wyjazdów, nie wiem one mają jakiś taki „magiczny” klimat, który jak najbardziej mi się podoba.

  12. malena 07.11.2011 22:45

    Masz to w sobie – to coś, co sprawia że spotykasz dobrych ludzi na swojej drodze.
    To fajny dar.
    I ja właśnie takie „przypadki” lubię w swoim życiu. Bo też tak mam.

  13. Agnieszka Ulfik 07.11.2011 22:46

    Odnalezienie słuchawek to cud.
    A sms Anszeja rzondzi :)))

  14. Agnieszka Ulfik 07.11.2011 22:48

    Teraz mamy sposób na wszystkie kłopoty: jeśli spotka cię jakiś kłopot, usiądź na krawężniku i zastanów się co zrobiłby Anszej

  15. gola_pionierka 07.11.2011 22:49

    5 dolarów, które odmieniło życie Kominka:)

  16. Koslonecz 07.11.2011 23:06

    Bo dobre uczynki robi się tak…po prostu…:)

  17. Aurinko 07.11.2011 23:16

    A dla mnie ten tekst to świetna zapowiedź jeszcze świetniejszej książki! Wykupię 1/3 nakładu!

  18. Karina Suprynowicz 07.11.2011 23:17

    Fajny lekki, refleksyjny tekst o odrobinie człowieczeństwa 🙂 Po prostu optymistycznie!

  19. Paweł Trzy 07.11.2011 23:28

    Czasami obcy człowiek w obcym mieście gdzieś w obcym kraju potrafi być milszy i pomóc w potrzebie bardziej niż ktoś znany choćby z widzenia w naszym codziennym otoczeniu.

  20. hysio 07.11.2011 23:33

    bardzo fajny mily tekst. Ktos wyzej napisal ze lubi Kominkowe tekst z wyjazdow. Zgadzam sie z tym. Te teksty naprawde sa jakies inne i czlowiek sie czuje jak by tam byl.

  21. Leokadia Litwinowicz 07.11.2011 23:34

    masz szczęście spotykać na swojej drodze uczynnych ludzi:-)

  22. ikbenmichael 07.11.2011 23:56

    „Kto z nas ma więcej przestrzeni, gdy chce wstać i zrobić sobie przerwę w pracy? Ty ze swoimi dwoma pokojami czy ja z całym terenem wokół budki?” – To ma sens.
    Czy tylko mi sie wydaje.?

    Zycze temu czlowiekowi jak najlepiej.

  23. manti 08.11.2011 00:13

    Wzruszyłam się! Tak szczerze i serdecznie uśmiechnęłam. A Pana z budki, pokochałam całym serduchem! Dobry z niego człowiek. Dzięki takim jak on, wciąż wierzę w ludzi.

  24. Michał Mło Opydo 08.11.2011 02:20

    Świetne. Najbardziej wzruszył mnie sms od Andrzeja, ale reszta też była całkiem okej :).

  25. Tanczaca_chmura 08.11.2011 08:12

    fajny tekst. I loch you kominek.

  26. elka 08.11.2011 09:24

    uwielbiam takie historie:)

  27. Łukasz Bąk 08.11.2011 09:32

    super tekst!

  28. Izabela Rendaszka 08.11.2011 11:29

    wzruszyłam się, zwłaszcza smsem Anszeia, aż serce szybciej zabiło :>

  29. jona 08.11.2011 11:38

    przypomniał mi się Pan Ibrahim i jego kwiaty koranu, to jak Dziadek z budki… i jego budka:)

  30. Ksenia Necel 08.11.2011 11:55

    Czasami tak bywa , że wszystko się układa w stresowych sytuacjach jak wg odgórnego planu. Dziwnie wtedy czujemy przekaz. Nie wiem, czy dobrze to opiszę, ale chodzi mi o to, że w sytuacjach zagrożenia nawiązujemy niesamowitą ludzką więź z innymi ludźmi, czasami nawet czujemy wzruszenie i przypływ ciepła. Zwyczajne PROSZĘ nabiera innej mocy. Kiedy już wiemy, że podziałało, że uruchomiło ludzką wyrozumiałość i prawie braterskość, stajemy się szczęśliwi jak dzieci i nawet łza się kręci w oku.
    Wzruszająca historia 🙂

  31. natalia 08.11.2011 12:00

    Ja jak byłam w Turcji to miałam wrażenie, że oni nigdzie indziej nie pracują tylko w tych budkach. Co mnie jeszcze bardziej zdziwiło to to, że nie dość, że jeden sprzedaje bilety na jakimś malutkim przystaneczku, którego nie widać, inny kieruje autobusem, to są jeszcze ludzie, którzy te bilety sprawdzają! Widział kto kiedy żeby do PKSu jakiś koleś wsiadł i sprawdzał bilety? Mi się zdarzyło raz, ale wtedy jechałam przez całą Polskę od morza do gór. A tam kupujesz bilet, wsiadasz i zaraz ktoś do ciebie biegnie i prosi o bilet.

    • maladie 08.11.2011 21:25

      a mi tez sie zdarzylo raz w Polsce:) A tutejsze autobusy po prostu UWIEEEELBİAM!!!
      Trudno jest mi wyobrazic sobie, ze w Polsce kiedykolwiek za mojego zycia dostane w autobusie ciasteczko z herbatka na wejscie, do woli cieplych i zimnych napoi, telewizorek z filmami, muzyka i usb… HASS, Seni seviyorum!
      Moze kiedys oddadza nam zuzyte autobusy… Razem z obsluga;)

  32. Anna Wers 08.11.2011 18:36

    Lubię takie spotkania w Twoich relacjach z podróży 🙂

  33. Monika Drzewiecka 08.11.2011 21:01

    Uwielbiam takich ludzi. Uwielbiam ich historie. Zazwyczaj w najmniej spodziewanych momentach życia napotykałam najciekawsze jego historie.

  34. Kasia 09.11.2011 11:15

    jakie słodkie. Kominku, kocham Cię.

  35. mameja_na_etacie 09.11.2011 12:45

    Love pana z budki. Spryciula z niego.

  36. Dorota Stanisławczuk 09.11.2011 17:44

    Nie ma to jak mieć dobrego przyjaciela, z dobrą przyjacielską radą zawsze pod telefonem. To się ceni.

  37. eliza 11.11.2011 12:07

    Fajny tekst… naprawde. Nie śledze bloga na bieząco, marketingowy styl troche mnie zniechecił, ale duzy plus za ten wpis. Miły początek dnia.

  38. a 11.11.2011 13:24

    Jest to z lekka bezczelne i wścibskie pytanie, niemal zupełnie nie powiązane z tym akurat wpisem ( najwyżej stracę kilka minut z życia). Ale po kilkukrotnym czytaniu tego bloga męczy mój mózg jeszcze bardziej bezczelnie. Z czego ty bierzesz siły i chęć do życia. Jednak mam wyprany mózg przez kulturę wielkich ideologi i nie wyobrażam sobie że można to czerpać tylko z tego o czym piszesz.

  39. beatrixkiddo 12.11.2011 16:18

    Urocza historia… Podróże mają w sobie taką moc i magię, że zawsze zdarzają się tam cuda. Gdyby nie pomoc „miejscowych” już wiele razy byłabym w mega tarapatach. Na Bałkanach zdarzyło mi się np. dostać na 5 dni klucze do mieszkania albo ciepły obiad za darmo:)

  40. kesim 23.11.2011 17:15

    Podróżuj częściej Komin to przeżyjesz tego więcej i stwierdzisz, że nie ma sensu pisać o takich standardowych już elementach podróży jakimi jest po prostu życzliwość ludzka.

    • maladie 23.11.2011 21:13

      Zgadzam się absolutnie. Tym bardziej że w Turcji to tylko taka pokazówka dla obcokrajowców… Bo bardzo zależy im na zachowaniu dobrej twarzy wśród narodów – w życiu nie pozwolą sobie na pokazanie się w gorszym świetle poza granicami! A wystarczy tylko chwilę tu pomieszkać, żeby zakosztować ich prawdziwej `gościnności`… Maski spadają, panie i panowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>