Tylko słabi walczą o czyjeś uczucia
Słów kilka o związkach opartych na kompromisach. Inspirowane ulotką, jaką otrzymałem jakiś czas temu na dworcu.
Powiększcie sobie plusami dowolne miejsce albo przełączcie na pełny ekran.
Pamiętacie tekst „Tylko matka kochać umie„? Tak sobie myślę, że tych co rozdają takie ulotki powinni stawiać przy mieszkaniach patologicznych rodzin, pijaków, ćpunów, rudych i pedofilów.
Na szczęście już nam wymiera powoli bo powoli, ale nieuchronnie pokolenie katoli wierzących, że w cierpieniu także pięknie jest żyć.
Zresztą przeczytajcie tę ulotkę.
ZACZNIJMY WSZYSTKO OD NOWA
Ludzie mają tendencję do naprawiania wygasających związków. Mówią wtedy „zacznijmy jeszcze raz!”, „wyjedźmy gdzieś!”, „odpocznijmy od siebie na jakiś czas…”.
Zazwyczaj taką propozycję składa strona, która chce odejść, ale nie wie jak. Chce odejść, ale nie chce, by partner poszedł do innej. Chce odejść, ale gdzie znajdzie lepszego? Chce odejść, ale przecież on nie jest taki zły!
Dają sobie wtedy na wstrzymanie, czasami fundują przymusowy celibat, jeszcze częściej przestają się kłócić, ale jest dużo milczenia.
Ta bardziej przegrana strona stara się zmienić na lepsze. Jest milsza, kupuje prezenty, urządza kolacje przy świecach.
Trwa walka.
Walka o czyjeś uczucia.
Festiwal upodlenia przed własnym partnerem, bo w istocie tym zawsze jest walka o uczucia, o przekonanie do siebie.
Jeśli walka jest wygrana, to tylko dlatego, że ta druga strona nie miała wystarczająco dużo czasu, aby znaleźć kogoś innego lub wystarczająco dużo czasu, by zrozumieć, że nie lubi samotności.
Wracają do siebie, egzystując w naiwnym, głupim i hańbiącym przekonaniu, że raz wygaszone uczucia, da się ponownie rozpalić. Pragną, by było jak dawniej kiedy myśleli emocjami, działali spontanicznie, a świat zaczynał się i kończył tam, gdzie byli razem.
Nie, raz wygaszonego uczucia nie rozpalisz ponownie, a jeśli jakimś cudem uda ci się wzniecić ogień, to zawsze jest to związek oparty na kompromisach. Dajesz wtedy zgodę na to, że tym, co w tobie najintymniejsze, dzielisz się z kimś dalekim od marzeń, a bliskim rozsądkowi.
Świat pełen jest takich związków, może nawet w większości na nich jest zbudowany. Chciałbym raz kiedyś coś takiego przeżyć. Tylko po to, aby dowiedzieć, jak to jest patrzeć w lustro i widzieć szmatę.
Mam nadzieję, że nigdy nie będę w takiej sytuacji. Poza tym ja siebie znam, jak mnie ktoś zawiedzie lub zdradzi – ja nie umiem wybaczyć. Więc wiem, że coś takiego jest bez sensu. Grunt to umieć być samemu, niż z kimś, kto jest negatywnym barometrem twojego samopoczucia i samooceny.
A Ja, życzę Ci Kominku byś nigdy tego nie doświadczył:) Podbijaj świat, nie trać czasu na pierdoły słabych ludzi:)
Wydaje mi się, że większość związków właśnie na tym się opiera. Poza tym nawet, gdy uda się „jeszcze raz” to na 99% będzie to ostatni, krótki raz.
Wiem, że średnio w temacie, ale widziałeś już nowy film Koterskiego (Baby są jakieś inne)?
Świetny zlepek „prawdy” relacji damsko-męskich.
Stronię od takich filmów. Zazwyczaj są przesycone wulgaryzmami.
heh to się nie wstrzeliłam z moim pomysłem ;/
prawda w 100%, w każdym zdaniu.
„Pragną, by było jak dawniej kiedy myśleli emocjami, działali spontanicznie, a świat zaczynał się i kończył tam, gdzie byli razem.”
Jakie to piekne zdanie. Ludzie uwielbiają tarzac sie we wspomnienach pieknych chwil, latwiej jest zyc zludzeniem niz przyznac ze zycie nie jest bajka
A czy ta teoria o walce o czyjeś uczucia odnosi się tylko do ludzi w związkach?
Co z tymi, którzy walczą o czyjeś uczucie po raz pierwszy?
Czy to znaczy, że ten ktoś jest słaby?
To oczywiście dotyczy wyłącznie do ludzi, którzy już byli w związku z osobą, o której uczucia walczą.
Jest mi przykro. Bo piszesz o wielu z nas, także o mnie…tyle lat w związku i mam to poczucie, że kolejne powroty to tylko ucieczka od samotności. I wiem, wiem – mam teraz stąd wyjść bo Kominek nie chce takich u siebie. Ale tak mi tu przy Kominku dobrze…
Im więcej takich wpisów tym bardziej przekonuje się, że Kominek nie powinien pisać o sprawach poważnych, zwłaszcza o poważnych związkach.
Im więcej takich komentarzy, tym bardziej przekonuję się, że jeszcze wielu nieudaczników muszę nawrócić.
no tak, niesc oswiaty kaganiec – kiedys narod Ci podziekuje i pomnik postawi 😉
Im więcej takich dyskusji tym bardziej przekonuję się jak Kominek nie potrafi przyjmować krytyki.
Generalnie ludzie nie lubią prawdy, wolą żyć złudzeniami. Walcząc o coś co nie istnieje, czują się ważni, wmawiają sobie,że walczą o miłość, że potrafią kochać , wybaczać i takie tam. Wszystko jest proste: albo coś jest albo tego nie ma. Albo jest uczucie albo go nie ma. A walkę o czyjeś uczucia połączyłabym z szantażem emocjonalnym W obu przypadkach dotyczy to ludzi slabych, często zakompleksionych . Reanimacja umierających związkow jest ucieczką przed samotnością. Niczym więcej. Nic mnie tak nie irytuję niż szantaż pod podszewką miłości i ludzie, ktorzy nie potrafią spojrzeć prawdzie w oczy i przynac się, że ten zwiazek nie istnieje. A że boli? Poboli i przestanie.
Generalnie się zgadzam. Ciekawi mnie kwestia tego co Kominek sądzi na temat popełnianiu błędów i otrzymywania drugiej szansy od bliskiej osoby?
Przez 7 lat desperacko walczyłam o związek. W pewnym momencie wyszłam po bułki i nie wróciłam. Moj eks nawet nie zadzwonil do mnie 🙂 Wtedy zrozumiałam jak bardzo tego chciał zebym nie wracała.
człowieku, najpierw kup sobie mózg a potem wypowiadaj sie na co bardziej złożone tematy. Bo tak pustego, powierzchownego, dennego podejścia do tematu nie spotkałem już naprawde długo.
Ona i tak do ciebie nie wróci.
Właśnie za takie teksty Cię lubię.
Sama sobie nie poradzisz, Zabierasz dzieciom ojca, To jest Twój mąż i wiele takich innych popieprzonych oklepanych formułek ludzi zamkniętych w jakiś schematach można usłyszeć.
Ja zawsze słuchałam siebie i swoich potrzeb. Dlatego dziś jestem szczęśliwa.
A rozdarte uczuciowo dzieci są w chorych związkach gdzie ich rodzice udają sami przed sobą że są szczęśliwi. Człowiek nie szanujący samego siebie, nie potrafi szanować innych!
Ach to bezcenne uczucie kiedy patrzysz w lustro i w końcu nie widzisz szmaty 🙂
cenniejszym jest obudzić się pewnego dnia rano w swoim łóżku i w końcu nie zobaczyć obok siebie tej szmaty 🙂
Czyli jednym zdaniem pisząc, według ciebie wracanie do byłych nie powinno mieć miejsca?
Jak zwykle zakończenie najmocniejszą stroną tego tekstu. W sumie to tak powinno chyba być, czyż nie ? 😉
Ja się podpinam pod pytanie Kamila Timoszuka. Wiara w miłość od pierwszego wejrzenia jest tak samo naiwna, co dziecinna.. Czy warto próbować pokazać drugiej osobie swoje uczucia ryzykując odrzucenie i rozczarowanie? Czy to nie ośmieszanie siebie w oczach tej drugiej osoby, a jeszcze bardziej w swoich własnych oczach? Czy może warto walczyć o uczucie, które BYĆ MOŻE się pojawi..?
A wracając do tematu, jest jeszcze coś, co trzyma dwoje kompletnie niedobranych ludzi razem – brak odwagi i lenistwo. Nie dość, że zerwanie to jakiś KONIEC (O zgrozo! Końce są złe i niedobre, bo.. bo tak!), to jeszcze – i to jest jeszcze gorsze – jest to nowy POCZĄTEK. I pojawiają się pytania: Co dalej? Co ja będę teraz robić? Muszę sobie układać życie na nowo, poznawać kogoś, szukać, starać się.. Wygodniej jest trwać w marazmie, to już jest znane, a znane równa się lepsze. Nieznane i nowe jest straszne i złe.
To trochę tak, jak ludzie tkwią w patologii. Bo nie widzą innej alternatywy albo boją się podjąć zmian.
Nie życz sobie Kominku tak źle!
tekst jest świetny ale nie których komentarzy nie da się czytać. o zgrozo!
Trudno wymagać od nieudaczników walczących o czyjeś uczucia aby zgadzali się ze mną.
E tam, ja się zgadzam, chociaż słabizna ze mnie przekonana, że nikt ze mną na dłuższa metę nie wytrzyma;)
ależ zapachniało lizusostwem – bardzo przykro czyta się takie komentarze.
Oczywiście, bo jak wiadomo za lizusowskie komentarze można dostać szósteczkę w kominkowym indeksie i to bardzo opłacalna sprawa. A przy okazji odsyłam do słowniczka emotikonów, może pozwoli Ci to rozszyfrować znaczek kończący moją wypowiedź.
Wygląda to tak, jakby część komentujących przyszła tu prosto z tego nieszczęsnego kozaczka.
Wracanie do siebie dziala tylko na krotka mete, zazwyczaj odwleka to co nieuniknione, jeszcze wieksza porazke. Wielu ludzi meczy sie latami ze wzgledu na dzieci, polaczenia finansowe, rodziny, „a co ludzie powiedza”, po to tylko zeby kilka lat pozniej kompletnie odbila szajba.
NIC NA SILE.
Ludzie lubią się łudzić,lubią wierzyć że tym razem będzie lepiej i często są ze sobą tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia,które śmią nazywać miłością.A jak wiemy,przyzwyczajenie to nasza druga natura.
Przesada. I w ulotce i w tekście. Są takie związki, o które warto walczyć. Na początku widzi się tylko zalety drugiej osoby, ale co kiedy zaczyna się dostrzegać też i wady? Powinno się od razu uciekać z krzykiem? Może lepiej dać sobie trochę czasu aby stwierdzić, czy wady rzeczywiście przesłaniają zalety i czy na pewno są to rzeczy, których nie da się zmienić. W przeciwnym razie można wpaść w niekończący się bieg o nazwie: „szukam ideału”, który w moim przekonaniu szczęścia nie daje. Oczywiście nie mówię tu o toksycznych związkach, z których trzeba rzeczywiście uciekać, a im wcześniej tym lepiej.
Idealy istnieja. Chociazby dlatego, ze idealami nie sa osoby doskonale. A jezeli nam cos przeszkadza to nam przeszkadza na tyle istotnie, ze tego nie ignorujemy i robi sie problem, a jezeli robi sie problem i juz go dostrzezemy to chyba wlasnie doszlo do sytuacji, gdzie wady przeslonily zalety.
mi się wydaje, że piszesz o czymś zupełnie innym. Zdrowa jednostka doskonale wie, że każdy ma swoje wady i potrafi je zaakceptować u partnera o ile nie dotyczą spraw najważniejszych (poczucie własnej wartości > stosunek do świata etc). Mądrość polega tutaj na jak najbardziej zbliżonym do obiektywnego spojrzeniu na rzeczywistość. osoba która szanuje sama siebie, nie będzie próbować zmieniać siebie albo/i drugiej osoby. Ona nie wejdzie z taką osobą w związek, z którego potem musiałaby uciekać.
Są natomiast pewne wady, nad którymi pracować można i trzeba wg mnie: bałaganiarstwo, spóźnianie etc. TAkie rzeczy uprzykrzają życie i z reguły pojawiają się kiedy nastąpi coś co nazywam „uślizgnięciem”.
Jestem w szoku, że aż tyle jest komentarzy negatywnych. Że się w tych głowach nie mieści, że już sama konieczność „walki” stawia na z góry przegranej pozycji.
Wychodzę z założenia, że starać się w związku wypada, ale wtedy, gdy (oraz dlatego, że) układa się dobrze, a nie kiedy zauważymy, że przecież już od dawna jest źle.
Walczyłam raz, nie udało się, ale to wcale nie oznacza, że żałuję, bo w tej walce o uczucia przekonałam się na własnej skórze, gdzie są granice, jakich nie przekroczę. Jak człowiek jest młody to i głupi i po prostu siebie i swoich potrzeb jeszcze dobrze nie zna. A słowo kompromis to zdecydowanie najgorsze słowo na K jakie znam. A na P – poświęcenie. Dwie rzeczy, ktore mogą zabić związek.
A ja się zgadzam z Kominkiem w 100%, bo byłam w takiej sytuacji. Rozeszliśmy się bo było do dupy, a facet po paru tygodniach stwierdził że jednak mu na mnie zależy i bardzo chce spróbować jeszcze raz. Z braku innych rozrywek zgodziłam się spróbować ponownie. I co? Nie szanowałam go już kompletnie, bo zachowywał się jak szmata, która zgodzi się na wszystko, byle tylko móc być ze mną. I ostatecznie odeszłam i tak, po paru męczących miesiącach, bo nie potrafiłam wzbudzić w sobie żadnych uczuć poza litością.
Dzięki temu wiem że sama nigdy nie będę skomleć o miłość.
Bo lepiej odejść i pozwolić nowej iskrze na rozpalenie… pożaru namiętności. 🙂
więc przez kilka miesięcy byłaś z facetem, do którego nie miałaś wcale szacunku i czułaś jedynie litość? ciekawe jak to świadczy o tobie, hm.
Usuwanie krytycznych komentarzy, Kominku, wcale ci nie pomoże. Może usuń zatem komentowany wpis? Kontrolujesz poziom komentarzy, może kontroluj też bardziej rygorystycznie własne wpisy.
Jak nie chcesz to nie czytaj. Wolność słowa na tym blogu, jak najbardziej. Ale w zgodzie z regulaminem!
Oni są zawsze tacy sami i zawsze walą te same teksty.
NIeszczęście.
Co za burak pisał te ulotkę. Wkurwiłam się
Wiesz kto pisał te ulotkę? Jakiś zbór czyli protestanci, Jehowi… czyli tacy co lubią mieszać ludziom w głowie. Normalny ksiądz katolicki nie wymyśliłby takiej ulotki. 😉
masz rację
Masz tam na ulotce, informacje w linku kto rozprowadza te ulotki. Wybacz bo jak widac nie sa to ani Świadkowie, ani protestanci 😛
popatrz lepiej co jest napisane z tylu ulotki ” Nabozenstwa w kazda niedziele”!!!! Jehowi nie maja nabozenstw tylko „zebrania” protestanci… czort ich wie poza tym jesli byliby to Jehowi to w wersecie biblijnym nie byloby „pan Bog” tylko „Jehowa”…
A kimze jest NORMALNY KSIADZ ze nie napisalby takiej ulotki? Jedyne co potrafia to siac klamstwa i oblude i mydlic ludziom oczy i umysly… off „nie wymyslilby”… akurat…
„wymiera powoli bo powoli”
Stanowczo zbyt powoi.
„pokolenie katoli wierzących, że w cierpieniu także pięknie jest żyć.”
Przychodzi kobiecina, pobita przez męża do księdza, mówi że odejdzie od niego.
Ksiądz: Musisz dźwigać swój krzyż córko. Musisz dźwigać swój krzyż.
„Chce odejść, ale przecież on nie jest taki zły!”
Bo jest średniakiem, i tylko średniaki zadowolą się średniakami. Takie już życie średniaka.
„pokolenie katoli wierzących, że w cierpieniu także pięknie jest żyć.”
„Przychodzi kobiecina, pobita przez męża do księdza, mówi że odejdzie od niego.
Ksiądz: Musisz dźwigać swój krzyż córko. Musisz dźwigać swój krzyż. ”
Proboszcz u mnie mówił w takich przypadkach: Widziały gały co brały!
to trochę bardziej skomplikowane jest. Zwłaszcza gdy do równania dochodzi dziecko. Właściwie te osoby, które dzieci mają dopiero rozumieją, że deklaracje o niewybaczaniu, o odchodzeniu kiedy wypali się coś to tak naprawdę luksus na , który nie mogą sobie często pozwolić. Nie piszę tutaj o skrajnościach gdy w domu jest przemoc, bo to inna bajka. Jak przestaje się kochac kogoś to nie przestaje się kochac dziecka, które ta drugą osobę dalej kocha i staje się przed wyborem.- Nie ma w moim życiu ognia i idę go szukać, i funduję pożar komuś kogo kocham najbardziej. Czy żyję sobie bez ognia , ale i bez pożarów w otoczeniu. Ogień do życia jest potrzebny , ale ludzie żyli kiedyśteż bez niego ….. jakoś:)
Dziecko dzieckiem.
Znam dziewczynę, która miała dość bycia ‚kurą domową’ z nudnym mężem i codziennym codniem wyglądającym tak samo. Zaczęła żyć, a ich dziecko teraz jest o wiele szczęśliwsze niż jak byli razem.
Tyle, że dziecko w pewnym wieku znakomicie dostrzega i rozumie, że miedzy rodzicami jest w najlepszym wypadku obojętność, a w gorszym skrywana wrogość. Młodsze dzieciaki tez to czują, chociaż nie potrafią nazwać. Więc tu chodzi o odpowiedzialność za dziecko ale innego rodzaju: trwając w takim związku nie pokazujesz mu, jak powinny wyglądać zdrowe relacje w związku, jak wygląda czułość, miłość, zaangażowanie. Lata w emocjonalnej chłodni są gorsze niż rozwód rodziców szczególnie, gdy oboje nadal chcą i potrafią angażować się w wychowanie dziecka.
Dziecko będzie szczęśliwe mając obok siebie szczęśliwych rodziców, a nie wiecznie zamyśloną i zatroskaną mamę lub zajętego i zmęczonego życiem tatę. Jesteśmy autorytetami i nauczycielami życia, dla naszych dzieci, więc żyjmy tak jakbyśmy chcieli aby żyły nasze dzieci. (bo Kochamy je nad i ponad wszystko) Nie poświęcajmy się dla dzieci, bo tak naprawdę robimy im krzywdę i poświęcamy ich szczęśliwe dzieciństwo. SYNKU UŚMIECHNIJ SIĘ – MAMO ALE TYLKO WTEDY GDY I TY SIĘ UŚMIECHNIESZ
Nigdy nie zrozumiem bycia razem w beznadziejnym związku dla dziecka…gdy biedne dziecko patrzy na to i myśli, że tak być powinno – życie obok siebie, bez uczucia, z osobnymi sypialniami, z cichymi dniami i poczuciem rodziców, że poświęcają się dla niego. Masakra.
Amen. Dosadne i prawdziwe ujęcie. Jak zwykle zresztą.
„Festiwal upodlenia”…chyba we wszystkich otaczających mnie związkach ale to ja jestem „biedna bo jestem sama”…
Ktoś myśli podobnie jak ja – jakie to pocieszające, może jednak nie jestem socjopatą 😀 Chyba tak słabi ludzie nazywają tych, którzy są pewni swojej wartości i nie boją się podążać własną drogą.
Jako soundtrack polecam Arcade Fire – „Ready to start” z moim fejsbukowym cytatem roku – „I would rather be alone than pretend I feel all right”
Kominku, pamiętam jak kiedyś pisałeś, że wracanie do starych związków jest ok, bo ludzie już się znają, wiedzą czego unikać i jak zrobić temu drugiemu dobrze. Muszą tylko wracać na zasadzie wyjaśnionych wątpliwości a nie zapomnianych krzywd.
Może ja jestem głupi i czegoś nie rozumiem, ale widzę sprzeczność między tym a tamtym tekstem.
A ja widzę, że nie potrafisz odróżnić powracania do siebie od jednostronnej walki o czyjeś uczucia.
Faktycznie – nie potrafię. Może dlatego, że nie wierzę w sytuację „ok, nagle oboje chcemy być znowu razem”. Zawsze spotykałem się z „no weź wróć do mnie” i „no ok, niech ci będzie”.
Z tymi powrotami to chyba coś zbyt dosłownie wziąłeś, bo raczej nie byłem nigdy tego gorącym zwolennikiem, ale nie jest wcale trudno wyobrazić sobie powrót. Jasne, że jedna strona zwykle chce bardziej, a decyzję podejmuje ta, która po jakimś czasie zrozumiała „błąd”, ale to nie wyklucza szczerości uczuć. Inna sprawa, że to zawsze będzie odgrzewany kotlet.
Jeśli można się wtrącić – to ja żadnych powrotów nigdy nie uznawałam. Odgrzewany kotlet powiadasz Kominku? Ja uważam, że kotlet rzucony na ziemię, zdeptany, opluty, wtórnie opanierowany, położony na talerz – i wtedy obie strony udają, że to nowy lepszy kotlet. A tak naprawdę wszystkiego wyjaśnić i ułożyć się nie da, z jakiegoś powodu to rozstanie było. Tylko, że człowiek potem stara się zapomnieć to co złe i stara się pamiętac tylko to co dobre. Ba nawet jest w stanie przypisać sobie wyłączną wine za rozpad związku i starać się dwa razy mocniej za drugim razem. A wina zawsze leży mniej więcej w połowie drogi. Cudów nie ma. Nie wiem po co wracać do starych zwiazków, jeszcze nie widziałam, żeby to się udało.
kominku, masz racje, ale tylko w wypadku kiedy mówimy o związku ludzi których nie łączą żadne zobowiązania. Chodzi mi o dziecko. Katolicki kościół uważa małżeństwo za sakrament świety, więc wiadomo jest że kościół walczy o to by ludzie, którzy zawierają przysięge przed bogiem dotrzymali danego słowa. Ulotka jest skierowana do osób prostych, nie wgłębiających się zbytnio we własną psychikę, a dla takich własnie osób jest filozofia kościoła – prosta i łatwa w odbiorze(oczywiscie ,nie obrażam tutaj samej religii, czepiam się jedynie kościoła). Tutaj, u ciebie na blogu spotykają się ludzie którzy są wykształceni, powiedzmy – mają zdrowy rozsądek, dystans do otoczenia i starają sie jak najbardziej patrzeć na siebie z dystansem, więc myśle, ze wiele osób doskonale wie o tym że to co tu napisałeś to coś bardzo oczywistego. Jednak powiem ci – że chociaż nigdy nie zdażyło mi sie walczyć o czyjeś uczucie (wiadomo, z powodu dumy i wszystkich powodów które ty także byś przytoczył, oraz także tego że nigdy tak naprawde nie kochałam) to jednak uważam, że gdy miłość jest prawdziwa i obustronna – trzeba walczyć. Nie wolno walczyć wtedy, gdy druga osoba juz nie kocha.
Na szczęście nie jest to jedyny sposób na robienie z siebie szmaty. Dla każdego się coś znajdzie. To akurat mały pikuś.
Jednak to, o czym piszesz Kominku (walka o uczucia, niechęć do samotności, wiara w możliwość reanimowania wygasłych uczuć), jest zupełnie czymś innym niż to, do czego prowadzi wiara w ten bełkot z ulotki. W zasadzie nie odnajduję zbyt wielu punktów stycznych między ulotką a Twoim tekstem. Ale rozumiem, że brak Ci doświadczenia w takich poważniejszych życiowych kwestiach, jak tragedie rodzinne, rozwody czy ich brak, toksyczne związki, domy samotnej matki itd.
Zapewniam, że walka o rozniecenie wygasłych uczuć to trywialne pierdnięcie w porównaniu z tym, co dzieje się z człowiekiem, jeśli stosuje te wzniosłe prawdy skupione w tej ulotce.
Ale nie będę się _rozwodzić_ na ten temat, bo zbyt obszerna polemika i tak nie ma tu większego sensu.
Pozdrawiam 🙂
Dlatego napisałem, że tekst był ulotką inspirowany.
Punkt styczny to walka o uczucia, których nie już nie ma.
Tylko że bardzo spłycasz 🙂 Oczywiście Twa wola osobista, o czym piszesz.
W sumie to moje rozgoryczenie wynikach chyba z tego, że się rozczarowałam, bo grafika i ulotka sugerowały, że będzie coś głębszego, o dramatach zamkniętych w codzienności.
A uczucia… Z nimi jak z wiarą. To prywatna sprawa każdego. Niektórzy potrzebują dać się przeczołgać, by się przekonać. Bo gdy się kocha, wielu rzeczy się nie widzi, serduszka na oczach każą opacznie czytać sygnały. Krzywo spojrzał? Oj, pewnie dlatego, że mu coś do oka wpadło. Nim się zostanie szmatą, zalicza się kilka etapów – chusteczkę do nosa, zwilżoną ściereczkę, zmywak do naczyń… 😉
Ojej, jaka nagła fala wielce oburzonych komentatorów Nas zalała. Zgadzam się z notką. Niestety w pełni. Z każdym punktem kulminacyjnym (przed-zerwaniowym), jedyne co zyskujemy to przestrzeń między sobą. Tak już jest. Owej przestrzeni nie można wciąż i wciąż zapełniać… bo to awykonalne (fajne słówko).
Co do komentatorów: Aż tak nisko upadliście, że odbieracie tekst tak osobiście?
Nie miałam nigdy takiego problemu. Uważam, że rozstać się należy kiedy jeszcze można to zrobić z klasą i pozostać we w miarę dobrych relacjach (coś mi nie brzmi ta końcówka zdania, ale nie wiem dlaczego). Dlatego z eksem a także z tymi co byli tylko do łóżka nadal mam nie tyle dobry kontakt – bo raczej nie widzę sensu podtrzymywania takich relacji, ile nadal możemy przywitać się ze sobą na ulicy, zamienić kilka nie znaczących słów i pożegnać – nigdy nie doprowadziłam się do takiej sytuacji, żeby tego kogoś znienawidzić albo, żeby on znienawidził mnie. Jak ktoś mi mówi, że widział jakiegoś eksa a on/ona udawał, że nie widzi, albo zwiewał na jego/jej widok nie mogłam wyjść ze zdumienia jak można do takiej sytuacji doprowadzić. Było się ze sobą, sypiało się ze sobą, rozmawiało się ze sobą, razem się jadło, oglądało filmy, spało w tym samym łóżku a teraz ignorowanie, uciekanie…. Nie rozumiem, ale i nie czuję potrzeby rozumienia.
jestem bardzo słabym człowiekiem, ale kominku, czy aby parę lat temu nie napisałeś, że warto szarpać się do samego końca, cierpieć, zgrzytać zębami, bo to, aby się przekonać, że nie ma do czego wracać? żeby nie było już żadnego ‚gdyby’?
Zgadzam się 100 % z każdym zdaniem tego wpisu, wszyscy którzy się wielce oburzyli to Ci, którzy albo nie mają odwagi skończyć swoich związków albo ktoś nie ma odwagi skończyć związku z nimi.
It’s not you, it”s me…. I don’t like you anymore” – hasło z filmu „To tylko seks” jakoś tak mi się kojarzy po tym wpisie 😉
kompletnie nie mogę się z tym zgodzić, opierając się na swoim przykładzie.
to co teraz napisałeś, to czyste generalizowanie, wrzucanie ludzi do jednego worka.
zerwałem ze swoją dziewczyną dwa razy, więc rozumiane samo przez się, były 3 powroty – i mam nadzieję więcej ich nie będzie. zrozumiałem swój błąd, który wynikał z głupoty młodości i czystej ciekawości do innych dziewczyn. zastanawia mnie tylko, jak mogła przyjąć z powrotem takie nieudacznika jak ja, ale na moje szczęście, zrobiła to.
też mnie to dziwi, ja bym nie przyjęła, mam swoją godność
nie było tak, że ona przyjęła mnie po błaganiach. nie było nic takiego, za każdym razem wracaliśmy do siebie z czystego przypadku, niespodziewanego spotkania i znów uczucia zapłonęły.
a przez swoją godność strzelam, że jesteś samotnikiem, gdy my cieszymy się sobą w szczęśliwym związku, w końcu 🙂
strzał jak kulą w płot…. ale czego się mogłam spodziewać
metafora do „fallusem po klacie”?
głodnemu chleb na myśli 🙂
no właśnie, głodnemu chleb na myśli, więc mi tu nie uprawiaj projekcji własnych zachcianek i niespełnionych seksualnych fantazji
to nie jest ulotka z kościoła katolickiego tylko z jakiegoś zboru… weźcie to pod uwagę pisząc o „katolach”…
right.
Kominku, może to pora aby przywrócić napis „to nie jest miejsce dla ciebie jeśli twoje życie składa się ze złudzeń”
Najpierw słowo co do rozwodów: wiadomo, nie można generalizować, że wszystkie rozwody (oprócz spowodowanych „nierządem ;)) są złe, ani że rozwód zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Bo czasami kryzysy warto przetrwać. Nie ma zapewne wśród czytelników bloga dużo ludzi z wieloletnim stażem w małżeństwie, ale większość z nas może zaobserwować wokół siebie takie przypadki: małżeństwo, które jest ze sobą wiele lat, nie są w sobie zakochani jak w pierwszym okresie związku, ale są małżeństwem bardzo dobrym, w znaczeniu tym, że są parą wspierających się, lubiących się, kłócących się, nie mogących bez siebie żyć ludzi…
A końcówka tekstu: „związek oparty na kompromisach”, „świat jest pełen takich związków”… No proszę… każdy związek taki jest, na tym to polega. Na kompromisach. Nie wierzę w związki idealne, w których partnerzy zgadzają się we wszystkim, w każdym związku są kompromisy. Początkowo przychodzi to łatwo, bo jest się zaślepionym, później trudniej, ale i wtedy jest to możliwe. Wtedy właśnie trzeba walczyć. Nawet jak się kocha kogoś kto jest partnerem wymarzonym, jedynym, kłopoty i kompromisy będą się pojawiać. Tylko trzeba zdać sobie sprawę czy warto walczyć, czy jednak nie. Ciężka sprawa, ale jak warto, to trzeba z siebie tą szmatę robić, bo życie nie polega na tym tylko, żeby przejść przez nie suchą nogą, ani żeby miło było i wygodnie.
Ty tak na poważnie? bo czytam i już brwi wyżej unieść nie mogę.
A ja się z tobą zgadzam. Bo to nie jest tak, że pan X mi nie pasuje, więc tego kwiatu jest pół światu to pójdę teraz do pana Y, a jak z nim nie wyjdzie to od nowa zacznę alfabet.
Czasem życie w związku wymaga od nas dużo pracy nad sobą, nad charakterem. Dla dobra tej drugiej osoby musimy się starać i nie tylko sprzątać ręcznik po sobie w łazience ale i zmieniać swoje zachowanie. Jeśli kogoś pokochasz, a tym bardziej jesteś już po ślubie warto byłoby pozbyć się egoizmu i patrzeć na to co robimy przez pryzmat „co on/ona o tym pomyśli”.
Rozwód czy rozstanie to pójście na łatwiznę.
Za to mówić o sobie jako o ludziach z jajami mogą ci, którzy do końca rękoma i nogami walczą o wspólną miłość.
Magdaleno i Nieves, podpisuję się pod tym, co napisałyście. I trochę mi żal, że tak dużo teraz tej „łatwizny”.
święta prawda. wiem to z własnego i najbliższych mi osób doświadczenia. to se ne da i koniec,a ci którzy mają takie złudzenia, szybko się ich wyzbędą. może troszkę poboli, ale na własne życzenie
tak se czytam te komenty i czytam i przypomniala mi sie taka sytuacja z czasow studenckich. Przysluchowalem sie jednej z rozmow dwoch przyjaciolek, w ktorej jedna radzila drugiej:
„nie mozesz odpuszczac, nie poddawaj sie. jak ci na nim zalezy, musisz o niego walczyc”
zdanie to dosc gleboko wrylo mi sie w musk i od od tamtej pory uwazam, ze samo stwiedzenie ‚walka o czyjes uczucia’ jest zaprzeczeniem samym w sobie, cos jak oksymoron. Prawdziwe uczucie jest dobrowolne, samoistne bez przymusu. Walka natomiast to robieniem czegos na sile, wbrew komus.
Nic prostszego, zafunduj sobie ze 300 dni na miłość.
Nie 300. A 100.
chyba mnie nie zrozumiałaś.
zrozumiałam 🙂
Walka walką. Jest bezsensu i faktycznie zgaszonych uczuć nie da się znów rozpalić.
Ale separacje i powroty do siebie czasem dobrze robią na związek 😉
Jeśli chodzi o walczenie o uczucia kogoś komu już na mnie nie zależy, jeszcze mi się nie zdarzyło. Więc nie wiem jak bym się zachowała w takiej sytuacji. Jednak jak siebie znam to pewnie uniosłabym się dumą, odwróciła na pięcie i nie poniżała się publicznie. Chociaż kto wie?
A tak z innej beczki, ulotka będąca inspiracją dzisiejszego tekstu wcale nie jest wydana przez Kościół katolicki, ale zielonoświątkowy.
Sama prawda… na własnej skórze przekonałam się, że nie da się wypalonego związku ponownie rozpalić. Z resztą niedawno znowu na to liczyłam,bo jeszcze nie wiedziałam, że dla kogoś wypalił się już dawno. Co żałośniejsze, zauważyłam, że z wiekiem zaczynam trącić większą desperacją niż za młodu, może to przez te wszystkie widziane (z punktu widzenia 3 osoby) mega szczęśliwe pary. Im więcej kompromisów tym trudniej kogoś zatrzymać na dłużej.
Ulotka jest wyśmienita. Gdy „Bóg mówi”, „Bóg nazywa”, „Bóg ostrzega”… brrr… dreszcz przebiega przez me ciało. Przeraża mnie myśl, że po ulicy chodzą ludzie, którzy identyfikują się z każdym napisanym tam słowem i trzęsą portkami. Nigdy nie pojmę, jak można żyć z brzemieniem obietnicy „póki śmierć nas nie rozłączy” złożonej komuś przed jakimś wyimaginowanym bytem… Jak można założyć sobie takie kajdanki. Jak można tak bardzo wierzyć w czyjeś słowa. Tak, Kom, wciąż pamiętam Twój tekst „Słowa”.
Ja kiedyś walczyłam o czyjeś uczucie. Nie, nie dlatego, że obawiałam się życia w samotności. Cząstkę samotności w sobie oswoiłam już dawno. Za bardzo kochałam. A zarazem za bardzo zależało mi na szczęściu drugiej strony. Więc gdy nagle stanęłam przed wyborem: darowanie tej osobie wolności dla jej dobra czy odgrzewanie „w ślepo” kotletów – bez wahania wybrałam to pierwsze. Cytując klasyka: „Nie ma nic głupszego i upodlającego niż walka o czyjąś miłość”. Polecam wszystkim.
Pan kominek i nauczyciel a to dobre – wysłannik guru , każdy może to robić tylko trzeba mieć w sobie chęci . Tak a cytryny były ty zawijane tylko w pościel . Latawiec zamiast latać to by jeździł i ogólnie w koło było by wesoło :):) . Nie można ze sobą przebywać przez 24h i 365w roku bo można oszaleć trzeba od siebie czasem odpocząć byle nie za długo 🙂
Uznajmy, że naprawianie uczuć nie ma sensu w związkach.
Ale w małżeństwie? Jak popatrzysz na matkę, która zostaje w takim związku, bo widzi ile bólu sprawiłby rozwód dzieciom?
A wiesz, ile bólu sprawia dzieciom patrzenie na fikcyjny związek rodziców? Albo na cierpienie matki?
Szlachetne. Tylko że głupie.
Szczęśliwe dzieci to dzieci szczęśliwych rodziców, a nie nierozwiedzionych.
No chyba, że ta matka ma siedem żyć, to sobie jedno może zmarnować.
Ja bym powiedział, że jest naiwna i brakuje jej odwagi do zrobienia tego, co konieczne – dla niej, dla jej dzieci.
Nie rozwodzenie się „ze względu na dzieci” to jeden z największych, pustych absurdów jakie słyszałem, bo w gruncie rzeczy opiera się na egoizmie, wybraniu najprostszej drogi.
Wyjście z toksycznego związku wymaga dużo siły, natomiast tkwić w nim można z wielu powodów – ‚bo dla dobra dzieci’, ‚bo łatwiej finansowo’, ‚bo zupa za słona’.
Tylko to trzeba sobie najpierw uświadomić. A jeśli ktoś uważa, że dzieci w patologicznym małżeństwie cierpią mniej niż by cierpiały w sytuacji po rozwodzie, to powinien usiąść i zastanowić się jeszcze raz nad życiem, najlepiej w towarzystwie psychoterapeuty.
Wstawiłeś to w idealnym czasie. Tzn. nie do końca dla mnie, ale w miniony weekend byłąm na ślubie. Najsmutniejszą osobą na nim była panna młoda. Ślub brała, moim zdaniem, bo stwierdziła, że nic lepszego już jej sie nie trafi, a zegar tyka. Smutne to, tym bardziej, że już mają za sobą jedno dłuższe rozstanie. A j tak od jakieś chwili myślę o tym w kontekscie również siebie, ale na szzcęście ja wyznaję zasade życia chwilą, bez ślubowań na całe życie.
Dałem iwonkom wolne, bo tak czułem, że dziś będę mógł samemu urządzić rzeźnię.
Poleciało trochę głów.
A ja za użycie przekleństwa przepraszam i Ciebie i Iwonki. Ale emocje wzięły górę 😉
I właśnie dlatego lubię swój celibat – przynajmniej nie mam tego typu problemów 😉
„Pamiętacie tekst „Tylko matka kochać umie„? Tak sobie myślę, że tych co rozdają takie ulotki powinni stawiać przy mieszkaniach patologicznych rodzin, pijaków, ćpunów, RUDYCH i pedofilów.”
Yyyyy….takie pytanko odnośnie tego zdania. Co maja do tego RUDZI LUDZIE.?
Miałem taką nieprzyjemność, ale byłem jeszcze zbyt małym szczylem żeby tak to pojmować.
na żywo wypadasz znacznie lepiej niż to wynika ze zdjęć.
za drugim razem nawet bardziej korzystnie. 😉
pozdrawiam.
coś jest w tym tekście
przeczytałam ulotkę. ciężko było mi momentami znaleźć sens danych powiązań wyrazów do tematu.
zapamiętałam z niej że nawet Bóg dopuszcza rozwód, gdy w „grę” wchodzi nierząd, czyli chyba po prostu zdrada? Nie patrzyłam nigdy na statystyki DLACZEGO ludzie się rozwodzą, ale pewnie właśnie zdrada jest głównym powodem (wnioskuję ze smutnej prawdy, że ludzie raczej ze sobą nie rozmawiają) zatem rozwód z powodu zdrady jest przez Boga „klepnięty”.
gdyby w moim związku było dziecko to bym zawalczyła o ten związek, bez względu na to z czyjej winy i jakiej przyczyny by się rozpadał.
Trzeba znaleźć złoty środek między uczuciami a rozsądkiem. Jeśli związek opiera się tylko na uczuciu, to łatwiej się rozleci, ale rozumiem że na tym blogu to akurat najmniej ważne 🙂 Nie potępiam, ale sam szukam czegoś innego, nie będę pisał jak niektórzy że „piszesz gupoty” bo walka o miłość faktycznie jest upadlająca. Można się starać zadbać o związek ale nie na zasadzie przymilania. Romantyczny wyjazd powinien być w momencie gdy związek jest najsilniejszy, a nie gdy się rozpada.
Ja właśnie coś takiego przeżyłam…. było wielkie uczucie, motylki, wulkan emocji, miliony super chwil, ale w pewnym momencie u mnie czar prysnął, bo spostrzegłam u niego takie cechy, że stwierdziłam, że ja nie chce mieć takiego męża. Trwałam w tym czas jeszcze jakiś, powoli wkradała się rutyna i nuda, a ja nienawidzę się nudzić i robic wciąż tych samych rzeczy. On nie rozumiał co jest nie tak… chciał zamknąć mnie w klatce, ja się nie dałam. Robił mi jazdy o takie rzeczy, że… szkoda słów. Postanowiłam po raz kolejny, że odejdę, chociaż to bardzo trudne, kiedy jesteś z kimś długo, znasz go tak dobrze, tak wiele Cię z nim łączy chwil, orgazmów, dzikich nocy, dobrych wspomnień… Była to walka między rozumem, a sercem. Sercem, ktore po prostu chciało byc nadal kochane i kochać, bo to uzależnia. I na moje szczęście wygrał rozum. Postanowiłam wyjechać, by umocnić tę decyzję i żeby mnie seksem znów nie skusił, i odejść na zawsze, bo ja wcale nie chce z nim być, mimo że” nie jest przecież taki zły „. Nie jest, ale mogę mieć lepszego. Wokół mnie wiele jest takich związków, gdzie ludzie są ze sobą po 5 lat, nienawidzą sie praktycznie, ale przyzwyczaili do myśli że są ze sobą i ” się kochaja” i chociaż tak naprawdę, każde z nich chciałoby odejść, żadne nie ma odwagi. Rozstanie zawsze będzie okraszone cierpieniem, mniejszym czy większym, ale nie da się rozstać i nie czuć żalu….jeśli się oczywiście coś do kogoś czuło. Ja wiem, że dobrze zrobiłam i chociaż mam chwile mega słabości…. to wiem, że to jest decyzja, która zapewni mi lepszą przyszłość.
Raz w życiu byłem nieudacznikiem, raz w życiu walczyłem o uczucie kobiety która to uczucie do mnie straciła, muszę przyznać Kominku że w tym tekście jest w kilku zdaniach podana pełna prawda, to była słabość, brak szacunku do samego siebie, szkoda wspominać.
Jest w tym jednak dla mnie pozytyw, byłem wtedy młody i głupi, i jak to też było w przypadku księżniczek o których także pisałeś, jakaś prawda dotarła, może za późno, może lepiej gdybym nigdy nie popełnił tych kilku błędów ale… dziś już wiem co było głupotą, w późniejszych związkach nigdy tego błędu nie popełniłem ponownie i wyszedłem na tym całkiem dobrze.
Wiele osób wyjątkowo nie zgadza się z Kominkiem.
Są niektóre teksty, a ten , moim zdaniem do nich należy, gdzie należałoby poprzedzić ten wpis komentarzem – dotyczy tylko par bez zobowiązań.
Wielu komentatorów nie ma takich zobowiązań i jest skłonna przyjąć punkt widzenia Kominka.
Ale jest paru, którzy wskazują na to, że nie zawsze nie warto walczyć o uczucie, o związek.
Kiedy warto? Wtedy, kiedy są dzieci.
Jak długo? Jest to indywidualna sprawa. Jeden spróbuje raz, inny wiele razy. Czy się przy tym zeszmaci? Może i tak, ale jeśli odzyskają się, to warto. Jeśli nie, zostaje niesmak.
Ciekaw jestem, kiedy już będziecie mieć zobowiązania, czy podtrzymacie swoje zdanie?
najpierw miej jakieś dzieci, potem zobacz jak taki związek się na nich odbija, a potem wygłaszaj podobne opinie, jeśli myślisz, że dzieci nie widzą, że rodzice się nienawidzą i męczą ze sobą to się mylisz, widzą, wiedzą i NIE są szczęsliwe
mam
To twoim zdaniem przy pierwszym lepszym małżeńskim kryzysie trzeba się rozwodzić? Kiedy są dzieci warto spróbować ratować co się da. I nie oznacza to trwania w małżeństwie przez kilkanaście lat, tylko na próbie odbudowania dobrych relacji. Grunt to wiedzieć kiedy odpuścić i się rozstać.
Dobrze dobrane małżeństwo nie ma pierwszych poważnych kryzysów. W ogóle ich nie ma.
Słabi by nie walczyli o czyjeś uczucia.
Zmotywowani i uparci się starają, sprawdzają, czy aby na pewno to uczucie nie ma sensu.
Poza tym, powszechne jest to, że ludzie zabiegają o swoje uczucia, walczą o nie. Kwestia, by wiedzieć kiedy się wycofać.
Ej, a czy związek nie opiera się na kompromisach? Jasne, nie dajmy sie zeszmacić, miejmy jakieś granice, swoje zasady, ale dlaczego mamy nie spróbować powalczyć o drugą osobę? Spoko, nie będzie chciała/chciał to nie, jeden raz starczy, ale często bywa tak że odchodząca osoba w ten sposób mówi „weź się mną zainteresuj!”. To jeśli kochasz, spróbujesz. Można też machnąć ręką i dać se spokój. No można.
Jeśli ktoś woli odejść, bo w ten sposób chce dać do zrozumienia, że potrzebuje zainteresowania, to jest pojebany.
Na tym blogu nie są mile widziane toksyczne relacje, a każda relacja, która opiera się na domysłach, a nie rozmowie z partnerem, jest relacją chorą.
z tytułem się zgodzę. ja już nie walczę. Ona nadal choć raczej nazwałbym to szarpaniem się z życiem… natomiast życie plecie swoje drogi.. jest On czyli ja. .kocham dzieci bardziej niż Ona.. niestety między nami już nic nie ma.. Ona jest toksyczna. wniosek rozwodowy już był,. z mojej strony. co dzieci wtedy przeżyły a tym samym ja przez to co Ona robiła dzieciom przez jej głupotę to moje.. wróciłem – tylko dla dzieci..i gram…..
odpowiem prosto. jeśli mimo wszystko oboje rodziców gra jako tako to uważam że warto „grać”. ten to grał/gra w życiu zrozumie… kto stawia na proste reguły nie zrozumie, życie niestety takie nie jest.
a dzieci nie można karać swoim egoizmem tylko dlatego że było się młodym zakochanym i tak naprawdę głupim, a teraz raptem chce się żyć wolnością…
ps. tak wiem tekst pewnie nie po myśli.. ale tacy też Ciebie czytają.
Jak to było – „Ludzie mają tendencje do naprawiania wygasających związków?” Hmmm…Temat na głębszą dyskusje. Uproszczony do bólu i odrobine niesprawiedliwie przedstawiony – moim zdaniem 🙂 Zeby nie było…Twoje zdanie oczywiście szanuje, ale mam własne.
Może na początek spróbuj sie zakochać. Pomieszkaj z nią pare lat, postaraj sie o dwójke dzieci, potem o kredyt na mieszkanie. Naucz się żyć z jej wadami, upierdliwymi przyzwyczajeniami, doceniaj zalety..A jesli któregoś dnia obudzisz sie i stwierdzisz ze Twój związek chyba wygasa, bo nagle zabrakło adrenaliny, fantazji, bo szara codzienność, bo ona już nie przytula jak kiedyś, bo…. – spróbuj o to nie walczyć, niczego nie naprawiać, nie prosić, kopnąć ją w tyłek i odejść nie oglądając się za siebie. A potem usiądź i powiedz żę to najlepsza rzecz jaką zrobiłeś w życiu, że to takie cholernie proste..Bo jak to mówią – punkt wiedzenia zalezy od punktu siedzenia:)
Pozdrawiam:)
„(…) że raz wygaszone uczucia, da się ponownie rozpalić. ”
Wygaszonych się nie da. Ale chyba związek polega na tym, żeby to uczucie się nie wypaliło/wypalało, a jeśli ma się wypalić… to faktycznie, lepiej dać sobie tylko te 100 dni na miłość 😉
Ta, rozwody są super, a dzieci są bardzo szczęśliwe, kiedy dorastają tylko z jednym rodzicem, najlepiej zaborczą mamusią. Ci wszyscy ludzie, którzy potrafią uratować swoje małżeństwa/poważne związki to zwykłe żałosne szmaty. Przecież wiadomo, że fajnie i godnie to jest wymieniać partnerów, a jak się nie chce wymieniać mimo kłopotów to nie świadczy o tym, że się kocha tylko że się człowiek samotności boi. Rany, co za bzdety przechodzone…
6 letni związek się rozpadł. Dałem się nabrać cały czas , że mnie kocha, tak też wyglądało. Drugie wakacje wyjeżdżała z koleżankami za granice, te również, dostała niezły dyplom pracę i podziękowała. 6 lat kłamała, że jest dobrze. 2 tyg walczyłem o powrót. Dała powód, że swój czas wyczerpałem, mogłem się z nią ożenić itp, a teraz to już dziękuje.,Ale zgodnie z tematem, człowiek czuje się gorzej niż mop, który przeleciał metro na jednym płukaniu. Ciężko zapomnieć, odpuścić bo to ja jestem przegrany. Taki morał, że nie ma co odgrzewać kotleta, bo na dłuższą metę znowu się rozpadnie, choć ciężko to zaakceptować. Posłucham się autora, coś w tym jest.
to nie jest „grupa katolicka”… to tak na marginesie. grupa sygnująca się linkiem „kosciolbozy.org’ .
katolicy uznają zwierzchność kościoła. Ci natomiast, wierzą w Biblię i tyle. Ot taka ‚drobna różnica’ (katolicy nie są tak namolni, a przynajmniej większość nie jest. co innego wszelkie ‚katolickopodobne’ stowarzyszenia. jak np zielonoswiatkowcy…)
to nie ‚katole’… to zbór – protestanci ;]
Dzięki rozwodom, my prawnicy mamy pracę.. lajf is brutal.
Pamiętacie ostrzeżenie: „To nie jest miejsce dla Ciebie, jeżeli twoje życie składa się ze złudzeń”?
Odnieście je do pierwszego zdania pod tytułem wpisu. „Słów kilka o związkach opartych na kompromisach”.
Otóż, KAŻDY związek jest oparty na kompromisie, jeżeli ktoś uważa inaczej, nie dorósł jeszcze do tej prawdy. Nie można pozostać bezkompromisowym, bo związek wymaga poświęcenia lub rezygnacji z czegoś, kogoś dla bliskiej nam osoby.
Autor tego bloga chyba tego nie pojmuje a poklask znajduje u tych właśnie,
którzy żyją złudzeniami.
Są rzeczy, o które warto walczyć do końca. I tu należy dziękować bogom za dumę, bo tylko ona pozwala nam się trzymać parapetu rozsądku. Wyjąć walizkę spod łóżka. Spakować. Cicho zamknąć za sobą drzwi. Spalić kolejny most…
Lubię takie ulotki. A jeszcze bardziej lubię dyskutować z rozdającymi takie ulotki. To dostarcza niezwykłych emocji. Polecam na idealną randkę.
Oj tak, walczyłam o niego, chociaż dawał mi do zrozumienia że ma mnie gdzieś. Ale cóż, na młodzieńczą głupotę jest tylko jedno lekarstwo – porządny kopniak w dupę, po którym siniaki zostają na długo.
Błogosławieni ci, którzy chociaż kochali, potrafili odpuścić i nie walczyć desperacko o czyjeś względy. Zbawieni ci, którzy raz się zeszmacili ratując coś, co i tak nie miało przyszłości i nigdy więcej nie popełnili tego błędu. A ci którzy ciągle o kogoś walczą? To ich problem, że są głupi i niech męczą się dalej.
http://www.loveyoubut.com/ właśnie przypomniała mi się ta strona. tak do tematu.
zarzyna się ta zarzyna a znikąd litości, nikt nie chce dobić.
zarzyna się ta zarzyna i znikąd litości nikt nie dobije.
Heh – skąd ja to znam:)
Dla mnie problematyczne w tym co napisałeś jest brak zdefiniowania tego, co oznacza „walka o uczucia”. Dla mnie to dość poważna wada tego co napisałeś. Jeśli przez taką „walkę” rozumiemy próbę zrozumienia drugiej osoby i pracę nad sobą, to nie ma w tym nic złego, o ile mówimy o osobie z którą nie byliśmy w związku a chcielibyśmy. Oczywiście sprawa jest dość „tricky”. Powiedziałbym, że zdrowi ludzi (o ile tacy istnieją – ja się do nich na pewno nie zaliczam. Jeszcze) walczą o swoje własne uczucia – czyli uczą się akceptować i kochać samych siebie. Jeśli ktoś tego nie potrafi to każdy związek w jaki wejdzie będzie beznadziejny. Jest pewien trend w przypadku relacji między-ludzkich (nie tylko romantycznych) i powstaje sekwencja:
a/ spotykasz kogoś kto jest równie samotny
b/ poznajesz trochę lpiej
c/ zakochujesz się
d/ wchodzisz w związek
e/ po kilku miesiącach – pół roku – roku magia znika
f/ zaczynasz się męczyć
Następnie dochodzi do powtórzenia całej sekwencji.
Uważam, że osoba, która nie potrafi zaakceptować samej siebie i nie ma poczucia własnej wartości nigdy nie stworzy udanego związku. Nie dlatego, że „trafia” na nieodpowiednich partnerów ale dlatego, że ma nieodpowiedni stosunek do siebie i świata.
Kominku wielbię Cię za takie teksty
jest takie proste, stare, oklepane przysłowie:”punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, budują nas doświadczenia i chwile, chwile,… to co czytam to zwykłe pieprzenie o tym jak WYPADA się zachować i jaki każdy z nas zachowywać się chciałby, a tak naprawdę i tak wszystkim bez wyjątku lustereczko powie przecie kto jest największą szmatą na tym świecie….
Pingback: Kocham Cię, rozstańmy się | Kominek IN
„Wracanie do swoich byłych jest jak branie prysznica i zakładanie z powrotem brudnej bielizny”.
Jak dla mnie idealne podsumowanie, o !
„Wracanie do swoich byłych jest jak branie prysznica i zakładanie z powrotem brudnej bielizny”.
Jak dla mnie idealne podsumowanie, o!
Bo najlepiej jest wziąć, kogoś „nieskażonego gównem poprzedniego związku”!
Dziś jadąc autobusem, usłyszałam pewnego pana, mówiącego do kogoś przez telefon: „Mogę żebrać o jedzenie, a papierosy, ale nie będę żebrał o uczucia”. Wydaje mi się, że to doskonale oddaje istotę sprawy. Za to sam rozwód nie jest dobry. W moim idealnym, wyobrażonym świecie ludzie się nie rozwodzą, ale tylko dlatego, że kochają się i są dla siebie stworzeni. Szkoda, że w rzeczywistości to zdarza się coraz rzadziej, eh…
jestem osobą, która przeżyła coś podobnego, co opisujesz. jedna strona chciala zrezygnowac ale nie wiedziala jak to poczynic, i przez pol roku robila wszystko by ta druga strona powiedziala basta. no, ale ta druga strona wtedy zaczela sie starac, chciala ratowac ten zwiazek, i im bardziej sie starała dostawała po dupie. az wkoncu sie skumulowalo, doszlo do rozmowy ‚od pol roku nie traktuje cie jak powinienem, i zaczelo mi to ciazyc jak zauwazylem ze coraz bardziej sie starasz’ – zwiazek mial swój finisz w tym dniu.
nie minelo 5 godzin, gdy wrocilismy do siebie. wtedy nie bylam pewna, czy bylo to dobre rozwiazanie. po swiadomosci tego co uslyszalam kilka godzin temu podchodzilam do tego z wielkim dystansem. tez myslalam, ze minie tydzien, dwa i po calej zabawie. tysiac razy sie pytalam czy jest pewien. ale mimo wszystko sprobowalam.ale dzis mija juz 7 miesiecy i jestesmy naprawde szczesliwsi. owszem na kompromisy tez czesto trzeba chodzic ale jezeli dwa uparciuchy potrafią dojsc do porozumienia to w tym wypadku wychodzi to na dobre w naszej relacji.
ale racja, to cale plaszczenie sie przed partnerem w takich sytuacjach by walczyc o uczucia i pokazywac sie z jaknajlepszej strony jest poje*ane. do dzis czuje na sobie odcisniete pietno tych dni ‚walki’.
pozdrawiam i bede zagladac czesciej, madrze piszesz.
Pingback: NIE MA TRUDNEJ MIŁOŚCI. Są tylko głupi ludzie | Kominek IN
Czytam ten wpis i płaczę…płaczę ponieważ walczę o tą drugą osobe, osobe ktora kocham i z ktora chce zyc… bylismy ze soba prawie 4 lata.. nagle sie poklocilismy, ja pierwsza powiedzialam mu pare przykrych slow i od tego sie zaczelo… przepraszalam powniewaz te slowa byly wypowiedziane w zlosci, chcialam to wszystko naprawic… ale bylo za pozno, powiedzial ze mnie nie kocha, ze nie chce mnie znac… Drogi kominku myslisz ze przez to to wszystko moglo sie zepsuc?? po tylu spedzonych cudownych chwilach… to byl pierwszy raz kiedy powiedzialam mu te rzeczy ;( nie odzywalismy sie do siebe przez miesiac. W koncu zadzwonilam i porozmawialismy tak jak kiedys… bylam strasznie ciekawa co u niego. Pozniej zadzwonialam i powiedzialam ze mam ochote na sex z nim… zgodził sie… za pare dni znow sie umowilismy… bylismy sam na sam… bylo tak cudownie… tylko teraz on sie nie odzywa… zastanawiam sie czy to byla tylko przyjemnosc dla niego czy cos wiecej?? strasznie to boli…
hyh i dlatego rozstałem się z zona.. w sumie dal kobiety która naprawdę jest wartościowa. na początku nawet jej nie doceniałem, i myślę ze własnie wtedy była całkowicie za mną.. teraz gdy jest całym moim światem niestety okazało się ze szuka we mnie zdrady na sile, lubi się kłócić . już nie jest tak za mną. czemu? czy dlatego ze ja jestem dobry. ze zostawiwszy złe życie i jestem spokojny dla niej?
może ona faktycznie już nie ma zaufania zmęczyła się i to jest na sile?
niby wszystko jest ok. ale musi fiskac wszystko. ma gdzieś czy ja kocham czy nie. ale każda kobieta to kochanka i wróg.. to już miłość czy może jednak po prostu che coś sobie już tylko udowodnić ze złapie nie na zdradzie i będzie po jej myśli.. bo tak czasami myślę. ze jest tylko po to by sobie udowodnić ze zdradzam… i bądź tu człowieku mądry.. nie chciałem się wiązać na stale a teraz ja chce to mam piekło w domu, i co tu zrobić….. jej rodzice nie przepadają za mną bo się dowiedzieli o zonie… no i cóż , rozumiem ze nie ma lekko , tylko czy jest sens ciągle stać bronic się ? to minie czy już zostanie tak do końca życia? nie chce tez by się męczyła prze zemnie .. ps wybaczcie za język ale ..
Wow ,ale czadowy temacik!!!Byle takich więcej!!!
Tak bardzo prawdziwe.
Kominku, dla wielu (małolat) jesteś osobą, która kształtuje ich światopogląd. Zdajesz sobie sprawę, że: „with great power comes great responsibility”
Zdaję sobie sprawę, że with great power comes great mam cię w dupie i won stąd jak ci się nie podoba, bo tu rządzi pan i jego Iwonki”.
Gdyby Kominek kształtował światopogląd młodych ludzi już za kilka lat świat byłby lepszy:)
Odpowiedzialność za co?
Jakie responsibility? Jesteś odpowiedzialny tylko za to, co sam czujesz, robisz i mówisz, nie za to, co robią, mówią i czują inni. Kominek nie jest hipnotyzerem, terapeutą, szamanem ani trenerem rozwoju osobistego, żeby brać odpowiedzialność. Na szczęście. 😉
Wszystkie dziewczynki mialy by na imie iwonka, chlopcow by sie podzielilo miedzy Tomaszow i Andrzejów, parowki by wskoczyly na pozycje bigosu a kawe by nam sprowadzali z Egiptu… do tego spoleczenstwo bylo by rezolutne, wojny by ustaly i zapanowałaby milosc 🙂 Piekne 🙂 Ja w to wchodze 🙂
Nie chcę mieć na imię Iwonka 😀
I z tymi wojnami to też nic pewnego. Wszak Kominek jest jak ten zamachowiec z wyspy.
To do mnie? Jako osoba inteligentna i zdolna nie muszę cały czas się uczyć, choć cenie sobie rozwój. Ale rozumiem, że dla ciebie życie to tylko zakuwanie – na pewnym etapie takie podejście jest powszechne. Wkrótce dorośniesz to może coś zrozumiesz. A Kominek nie będzie mój? Nie przypominam sobie, żebym mu tu składała jakieś propozycje matrymonialne lub choćby niezobowiązująco-erotyczne.
:D, mnie ukształtował i prawdopodobnie również dzięki temu nie walczę o niczyje uczucia, lowja Komin.
Znałem taką jedną… wielka oschła feministka, walcząca o prawa swoje, kobiet i małpek czaka-laka w Afryce – byle nie o uczucia i jakiekolwiek przywiązanie (przy okazji posiadasz kotka(ę)?:)) Powalczyła tak ostro do momenty gdy nie dowiedziała się co to jest prawdziwy seks… potem już tylko latała za sprawcą tejże rozkoszy, robiła śniadania i wysyłała pierdyliard smsów dziennie – znałem i ją i jego… żenująco to wyglądało w świetle tych jej wcześniejszych buńczucznych deklaracji o tym jacy to mężczyźni są be… więc udawaj dalej:)
gratuluję. świetna analiza, cudowna wręcz
Coś czuję, że pana najbardziej zabolało, że to nie on, a ktoś inny pokazał tej kobiecie prawdziwy seks i to nie do niego wysyłała smsy i nie jemu robiła śniadania. I jeszcze to używanie słowa „feministka” w charakterze epitetu. Eh, taki facet to ani do łóżka, ani do rozmowy się nie nadaje.
Doprawdy czekaj, a ja doprawdy poczekam na prawdziwy seks, albowiem czekać lepiej niż się upadlać:)
O boziu, ja się posikałam…
😀
aż takie masz problemy w tak młodym wieku … to może powinnaś udać się do jakiegoś specjalisty a zresztą to nie jest miejsce byś taką opinie wystawiała … zachowaj to dla siebie … ave
Zarzyna, skarbie, to nie jest miejsce byś TY mi mówił, co mam robić.
Cmok.
Ellie, skarbie, to jest miejsce, abyś mówiła innym co mają robić.
Eliie kochanie lepiej być szczery niż to tłamsić w sobie , bądźmy dorośli i znajmy dystans tez do siebie a myślę że pojętna z ciebie dziewczynka 🙂