lip16

Tags

Related Posts

WYPRAWA NA SAHARĘ

Dochodzi 3 nad ranem gdy pisze te slowa. Jestem gdzies przy granicy z Algieria, wokol mnie chodza podejrzliwi arabowie, ktorzy w kazdej chwili moga odkryc moj podstep. Nie ma juz ze mna Andrzeja, nie wiem gdzie i kiedy sie spotkamy, ale wiem, ze nie moge tutaj na niego czekac. Wyprawa na Sahare bedzie cudowna przygoda jesli dobrze sie skonczy, a w tej chwili nie mam pojecia gdzie i z kim bede za kilka godzin. Byle jak najdalej od tego cholernego piachu…

 

sory za bledy nie mam juz czasu poprawiacHELMUT

Patrzac na wszystko z perspektywy calego dnia i calej nocy usmiecham sie pod nosem. Jakze nieprzewidywalnie potoczyla sie ta wycieczka, kto by pomyslal, ze jeszcze kilka godzin temu bylem o krok od pewnej smierci.
Ale nie wyprzedzajmy faktow. Po kolei.
Wszystko zaczelo sie o 5 rano przed naszym hotelem.
– Same szwaby – powiedzial Andrzej wchodzac ze mna do autobusu. – I my mamy przejechac z nimi poltora tysiaca kilometrow?
Nie odpowiedzialem. Serce podskoczylo mi do gardla, gdy w jednym z pierwszych rzedow zobaczylem znajoma postac. Byla to ta glupia niemka, ktora zostawilismy kilka dni temu na kladach.
– Helou! – krzyknalem do niej usmiechajac sie szeroko, serdecznie i jakze falszywie.
Odwzajemnila usmiech. Miala zabandazowana noge, ale na pewno nie w gipsie.
– Sucz udawala tylko zlamanie. Kobiety to jednak potrafia dramatyzowac – stwierdzil Andrzej.
Usiedlismy za nia. Jeszcze zanim autobus ruszyl, postanowilismy, ze bedziemy ja nazywac Helmut. Bo kazdy Niemiec to Helmut.
Pierwsze godziny podrozy byly w miare nudne, pomine wam to w opisie, bo szkoda miejsca. Ucieszylismy sie, ze pilot kuma po angielsku. Przez godzine opowiadal nam o pustyni i niebezpieczenstwach czychajacych na smialkow.

SIKAJACY NIEMIEC

Zabawna historie mielismy na pierwszym przystanku, niedaleko jakiegos starozytnego koloseum. Niestety nie wiem, jakie to bylo miasto, podobnie jak nie bede znal nazw kolejnych miejsc, w ktorych sie zatrzymywalismy, poniewaz przewodnik ciagle gadal do palantow w jezyku Hitlera. Jesli ktos z was byl na takiej wycieczce, mam prosbe, aby w komentarzach podpowiedzial te nazwy, a ja je pozniej dostawie.
– Andrzej, obtarlem sobie jaja chyba.
– Ja tez.
Byla to przypadlosc, na ktora cierpilismy obaj na poczatku lata kazdego roku. Z niewiadomych przyczyn zawsze obcieralismy sobie krocze. Pieklo jak cholera. Kiedys musielismy cierpiec z tego powodu, ale pozniej ktos mi podpowiedzial, ze wystarczy zasypac to maka. ( czytaj: monkom). Ciezko bylo wytlumaczyc arabom, ze chcemy monki, totez znalezlismy apteke i kupilismy talk.
I na tym pierwszym przystanku poszlismy do kibla, odsunelismy spodnie i dyskretnie zaczelismy sobie wcierac ten talk. W pewnym momencie z kibla wyszedl szwab. Spojrzal sie na nas – trzymajacych swe rece w kroczu, przeklnal sline i czmychnal do swoich stojacych przy autokarze.
Przez szybe widzielismy jak cos do nich mowi, a tamci wybuchaja smiechem.
– Skurwiel…- skwitowal Andrzej. – Juz ja mu sie odplace. 11 zlotych bedzie mnie to kosztowac, ale gnoja skompromituje.
Tyle kosztuje minuta rozmowy z Polska. Zadzwonil do jakiegos kolegi spytac sie jak brzmi jakies zdanie po niemiecku.
Gdy wrocilismy do autobusu i wszyscy juz usadowili sie na swoich miejscach, Andrzej wstal i glosno powiedzial cos po germansku. Caly autobus zrobil wielkie „buuu, uuu, aaa”, niektorzy zaczeli sie smiac, a ten szwab z kibla zaczal wygrazac Andrzejowi. Na mordzie mial takiego buraka, ze gdyby mogl to by sie zapadl pod autobus.
– Co zes im powiedzial?
– W skrocie – powiedzialem im, ze koles zrobil wielka kupe zostawiajac ciemna draske na sedesie i nawet nie umyl po sobie rak. Dodalem jeszcze pare slow o tym jak podziwiam niemieckie poczucie czystosci i zadalem retoryczne pytanie, czy ktos poda teraz temu panu swoja dlon.
Usmiechnalem sie pod nosem i spojrzalem ponownie na szwaba. W ciagu niecalej minuty spocil sie jak swinia. Zemsta prosta i skuteczna. Tak se pomyslalem, ze z Andrzejem w generalskim mundurze nasi wygraliby II wojne swiatowa w kilka dni.

CHATA Z PIACHU

Kolejny przystanek – jakas chata z piachu. Wiecie, taka niby z dala od cywilizacja, biedna rodzina, kazdy moze sobie wpierdolic chleb z oliwa i podziwiac jak niektorzy potrafia zyc bez filmow porno. Moja matka tez byla w tej chacie, zapewne kazdy kto byl na takiej wycieczce tez w niej sie znalazl.
– Ale oni w kulki leca – stwierdzil Andrzej – Niech mi te uosie kitu nie wciskaja, ze tutaj biednie zyja. Zobacz, trzy autobusy z turystami. A pewnie trzydziesci jeszcze zajedzie. I tak kazdego dnia. Jestem pewien, ze w dzien udaja biednych, a nocami licza diamenty.
Gdy pilot przemawial przed autobusem, my pobieglismy do owej chaty.
Na kamieniu lezal ichniejszy chleb, obok mala fiolka z oliwa.
– Andrzej, wiesz, ze w jedzeniu najwazniejszy jest zapach? Smak to zludzenie.
Wylalem oliwe, dolalem koli. Wycieczka przyszla, kazdy podniecony mozliwoscia skonsumowania tutejszego pieczywa. Maczali to gowno w koli i zachwycali sie smakiem. Debile!
Wyszlismy na zewnatrz. Moja uwage zwrocilo takie zasloniete wybrzuszenie, za ktorym byly jakies metalowe drzwiczki. Odsunalem kosz, mocnym kopnieciem otworzylem i moim oczom ukazala sie jakas rura.
– Patrz, Andrzejku, jak oni daleko od tej cywilizacji sa.
Nieopodal znalezlismy podobna skrzynie.

– Gnoje maja i prad i wode, a nie zdziwie sie jak i neostrade se zalozyli.
Mit biednej chaty, ktora nie poznala smaku cywilizacji zostal obalony. Cala wycieczka szwabow po wyjsciu z chaty najwiecej zdjec zrobila odkrytej przez nas skrzyni wysokiego napiecia.

ROZSTANIE Z ANDRZEJEM

Niestety przed odjazdem Andrzej polapal sie, ze zostawil w aptece swoja torbe, a w niej oszczednosci zycia (jakies 20 euro), komorke i wszystkie paczki prezerwatyw. Nie bylo innego wyjscia jak tam wrocic.
– Komin, jedz dalej ze szwabami, ja i tak mam ich dosyc. Wsiade tutaj do jednego z tych autobusow jadacych w przeciwna strone, zdobede kase i spotkamy sie dzis lub jutro w wyznaczonym punkcie.
– Przeciez cie, gnoju, nie zostawie.
– Zostawisz. Ja przezyje fajniejsza przygode niz w tym zapchlonym autobusie, a ty swoj plan na saharze zrealizujesz samemu, co takze bedzie wiekszym przezyciem niz gdybysmy razem to zrobili.
Mial racje. Poza tym – nawet przez moment nie zakladalem, ze bede sie cofal po jego zasrana torbe.
– Doux. Spotkamy sie w Doux. Tam czesto zjezdzaja wszystkie wycieczki na Sahare.- powiedzialem po konsultacji z pilotem wycieczki.
– Czekaj na moj sygnal do polnocy. Jesli nie dam znaku zycia, wracaj do hotelu beze mnie.
Do chwili, gdy pisze te slowa nie dostalem zadnego sygnalu od Andrzeja. W telefonie wlacza sie poczta glosowa, a smsy raportuja jako „oczekujace”. Nie mam zielonego pojecia gdzie jest i co sie z nim dzieje.
Andrzej, kurwa, nie wal w chuja!

NOC NA PUSTYNI

Kto nie byl na Saharze, pewnie teraz pomysli sobie, ze to zadna przygoda. Isc po piachu przed siebie.
Kto byl na Saharze i pamieta ten niespotykany nigdzie indziej specyficzny piach wchodzacy w oczy, nozdrza, uszy, ten piach uniemozliwiajacy stawianie normalnego kroku, ten strach przed skorpionami, wiejacy wiatr niosacy piasek lepiacy sie do galek ocznych…
Wierzcie mi lub nie, Sahara budzi respekt. Za dnia niebieskie niebo schodzace w bialy horyzont, w nocy kompletna ciemnosc a ty masz wrazenie, ze idziesz w kolko.

Jutro w kolejnej czesci opowiem wam jak to sie stalo, ze znalazlem sie w miejscu, z ktorego pisze do was te slowa. Zrozumiecie dlaczego wciaz sie boje mimo iz se siedze w najlepsze na sieci, ale juz dzis mozecie przekonac sie do jakiego stanu doprowadzily mnie wydarzenia sprzed paru godzin. Moze jestem debilem ze do tego doprowadzilem ale nie zaluje.
Martwi mnie tylko brak wiesci od Andrzeja…

Ponizej krotkie nagranie glosowe, prosto z Sahary. Bez cenzury, totalny spontan obrazujacy moj strach hehe.

posluchaj na stronie
http://saharakominek.patrz.pl