Continue Reading"/>

TRZY STOPNIE BEZRADNOŚCI

Jesteś w pomieszczeniu z zamkniętymi drzwiami bez klamek. Nie da się ich otworzyć od wewnątrz. Ktoś bardzo zły za pomocą jakiegoś paralizatora (to bez znaczenia) naparza w Ciebie prądem. Możesz unikać prądu, ale niestety Twoją ewentualną ucieczkę ograniczają ściany z każdej strony. Nagle otwierają się drzwi. Co zrobisz?

 

Raz.
Dwa.
Trzy.
Skończ kombinować i analizować każde słowo w tekście. Tu nie ma haczyków. Po prostu udziel tej cholernej odpowiedzi!
Co zrobisz?

Już?

Na pewno?

To idziemy da lej. Czytać mi to uważnie 🙂

STRACH PRZED UCIECZKĄ


Powyższa zagadka jest moja i wymyśliłem ją na potrzeby tekstu, a dlaczego to przekonacie się w dalszej części. Teraz pokrótce wspomnę o inspiracji – prawdziwym eksperymencie, o którym usłyszałem przed laty (jak kto kojarzy autora eksperymentu, to śmiało niech poda w komentarzach, bo ja już nie pamiętam)

Otóż pewien naukowiec postanowił popieścić trzy kotki prądem.
Ekhm, oto kominkowa wizualizacja eksperymentu 🙂

Teraz poważniej…
Pierwszy kotek został umieszczony w klatce bez wyjścia i dostał prądem po cyckach. Dostawał prądem całkiem długo…

Drugi kotek także został umieszczony w klatce, ale zostawił otwarte drzwiczki, aby umożliwić mu ucieczkę od prądu. Bo ten też dostał prądem po cyckach. Też całkiem długo dzielnie przyjmował volty na klatę.

Trzeci kotek to był kozak. On po prostu siedział w swojej klatce i nabijał się z tych dwóch frajerów, którzy mieli mniej szczęścia od niego. Jemu nic nie zrobiono. Całkiem długo mu nic nie zrobiono, bo dopiero

następnego dnia…

Koty, rzecz jasna, przeżyły, a że naukowiec był urodzonym sadystą, zrobił kolejny eksperyment.
Wszystkie trzy koty włożył z powrotem do klatek.
Wszystkim trzem kotkom zostawił uchylone drzwiczki.
I wszystkie trzy pizgnął prądem po cyckach.
Walił w nie całkiem długo, aż…

Ten kotek, który poprzedniego dnia miał uchylone drzwiczki, ponownie z nich skorzystał.
Ten kotek, który poprzedniego dnia nabijał się z kolegów… również skorzystał z ucieczki.
Natomiast ten, który poprzedniego dnia miał zamkniętą klatkę i nie miał gdzie uciec, z pokorą żarł prąd aż zdechł.

Dlaczego ten kot nie uciekł? Miał taką samą szansę. Poprzedniego dnia jego kolega umiał uciec, dziś – drugi kolega, który wczoraj nie dostał prądem też od razu pojął do czego służą drzwiczki.

Odpowiedź była prosta: nauczył się, że w sytuacji, kiedy jest wkładany do klatki i traktowany prądem… nic nie może zrobić. Może tylko czekać aż ból ustanie. Nie potrafił zrozumieć, że choć znalazł się w niemalże identycznych okolicznościach, tym razem dano mu szansę przeżycia.
Głupi to był kot.
Ale ludzie są tacy sami.
Ej, czy uciekliście z tego pomieszczenia, kiedy otworzyły się drzwi?

BEZRADNOŚĆ


Na pomysł napisania tego tekstu wpadłem dziś podsłuchując rozmowę w tramwaju. Jedna pani drugiej pani skarżyła się, że ona boi się znowu zaangażować…że już raz dostała po dupie…właściwie to nie raz…a co, jeśli ten nowy okaże się dupkiem…jak zaufać….itd….
Mniejsza o to.
Słuchając ich, wymyśliłem sobie teorię III stopni bezradności uczuciowej, jakie człowiek przechodzi w swoim życiu.

I STOPIEŃ BEZRADNOŚCI
Bywa najpiękniejszy i najprzyjemniejszy, ale niestety większość z was ma go za sobą. Ja go zaliczyłem w wieku 3 lat. Miała na imię Dominika i chodziła ze mną do przedszkola.
Występuje wtedy, kiedy pierwszy raz w kimś się zakochujemy, kiedy pierwszy raz – nawet jeśli jeszcze nie pojmujemy czym to uczucie jest (i do jakich nieszczęść prowadzi) – ktoś nam się podoba.
Jesteśmy cudownie bezradni i poddajemy się temu uczuciu, przeżywając swoją pierwszą dziecięcą miłość.
Jak ten kotek, któremu się nic nie działo.

II STOPIEŃ BEZRADNOŚCI
Jak sobie z nim radzić opisałem pół roku temu w „Kiedy powiesz sobie dość”

Bywa najcięższy i najgorszy w skutkach. Wtedy, kiedy jesteśmy w związku bez przyszłości, ale uwiązani zainwestowanymi uczuciami, obietnicami, których spełnienia wciąż pragniemy oraz strachem przed samotnością. Ta bezradność powoduje, że cierpimy, trwamy w uczuciowej pustce, ale nie tracimy nadziei. Łudzimy się, że jest jest jeszcze wyjście. Czasami tym wyjściem jest naprawa tego, co zepsuliśmy, a czasami dojrzenie do bolesnej decyzji zakończenia związku.
Jak ten kotek, któremu uchylono drzwiczki.

III STOPIEŃ BEZRADNOŚCI
Praktycznie zawsze jest następstwem II stopnia i powoduje albo emocjonalną blokadę albo sprawia, że nauczeni gorzkimi doświadczeniami nie potrafimy budować zdrowych relacji opartych na nieskrępowanym zaufaniu i tego, co zwykle nazywamy miłością.
Tylko wam się wydaje, że III stopień dotyczy mniejszości. Jeśli spojrzycie na siebie krytycznie lub rozejrzycie się wokół siebie, dostrzeżecie, jak wielu waszych znajomych trwa w takiej bezradności.
Jak ten kotek, któremu podczas pierwszego eksperymentu nie dano szansy ucieczki i nauczony, że nic nie może zrobić, kolejnego dnia poddał się.
Tak i ludzie nierzadko tracą wszelką potrzebę zakochiwania się i wchodzenia w nowe związki, bo „każdy facet jest taki sam” i „wszystkie kobiety to szmaty”. Co, mało jest takich osób?
Mało wokół was tych, którzy potencjalnych partnerów oceniają nie zastanawiając się „jak bardzo go pokocham” lecz „czy on także mnie skrzywdzi?”.
Nie „to będzie wspaniała miłość” lecz „pewnie znowu się nie uda”. Nie „wiem, że ją pokocham” lecz „boję się tego uczucia”.
Dlaczego nie pamiętamy, że każdy jest inny i każdemu można dać czystą kartę?
Bo sami się nie zmieniamy?

W dzisiejszym tekście nie chodzi, bym się wymądrzał i dawał cudowne rady, serwował skuteczne metody na uniknięcie II i III stopnia bezradności. To byłoby na nic, bo w paru ogólnikowych zdaniach nie zdefiniuję waszych uczuć i nie określę akurat Twojej sytuacji. Jesteśmy podobni, ale cechujemy się różną odpornością. Mnie bardzo pomogła w życiu znajomość eksperymentu z kotkami i wiele razy łapałem się na tym, że w kryzysowych sytuacjach przypominałem sobie o nim, myśląc: o nie! Nie wpadnę w tę pułapkę. Raz dostałem po dupie. W porządku. Ale tym razem powalczę. Dostanę kolejny raz? Znowu powalczę. Najwyżej padnę.
Pomyślałem, że komuś z was też się to przyda.

Tak, ja też czasami obrywam tym cholernym prądem. Jak te kotki.
Czy czekam aż ktoś otworzy mi drzwiczki?
Nie!
W tej mojej zagadce z początku tekstu wcale nie chodziło o to, aby uciec przez otwarte drzwi. Nie napisałem, kto was poraża prądem, więc jeśli oceniliście, że to musi być ktoś od was „silniejszy”, to… przemyślcie swoją bezradność. Jakie doświadczenie kazało wam właśnie tak pomyśleć? Bo to mogło być dziecko. Zwyczajne dziecko, do którego trzeba było podejść i zabrać mu zabawkę. A te drzwi, które się otworzyły, wcale nie miały pomóc wam w ucieczce, tylko w wywaleniu gówniarza na zbity pysk.
Tak już bywa z wieloma problemami. Komplikujemy sobie życie. Próbujemy znaleźć rozwiązanie, a wystarczy poznać przyczynę.

 

 

 

Komentarze

  1. Rocks 16.08.2011 23:17

    ccc

  2. iii 16.08.2011 23:25

    Chyba mam pomysł na rozwinięcie tej teorii które może komuś ułatwić odniesienie się do niej.

    Myślę że istnieje też rodzaj III stopnia bezradności nieukierunkowany na inne osoby mimo że też dotyczy związków. Nieukierunkowany tzn. nie zawierający w sobie elementu tłumaczenia swojej niechęci cechami przeciwnej płci, tylko właśnie własną osobą. Niskim poczuciem własnej zdolności do tworzenia jakichś sensownych relacji. Na przykład na skutek długotrwałej serii niepowodzeń spowodowanych głupim działaniem albo jego brakiem. Ze względu na bardziej samokrytyczny charakter może by się kwalifikował jako IV rodzaj, chociaż widzę też powiązanie z I rodzajem – pierwsze zakochanie może ze względu na złe podejście do niego wywołać coraz gorsze skutki później.

    Z drugiej strony, może to taki bardziej świadomy typ III, z dostrzeganiem własnych wad i problemów, ale brakiem chęci do ich rozwiązywania.

    Albo istnieje druga droga bezradności – zamiast II, III poprzez złe związki, I przekształca się w III poprzez brak związków.

  3. Wiktor Dolecki 19.08.2011 10:29

    Te eksperymenty, które przytaczasz w poście zostały przeprowadzone przez Martina Seligmana i potem rozbudowywane i uogólniane na ludzi (uprzedzając pytania – ludzi nie rażono prądem).

    Sam temat bezradności i pesymizmu jest poruszany w świetnej książce Seligmana „Optymizmu można się nauczyć”. Co więcej w książce są też przedstawione sposoby świadomej zmiany negatywnego i pesymistycznego myślenia, które rzeczywiście pomagają.

    Garść linków dla zainteresowanych:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Martin_Seligman
    http://en.wikipedia.org/wiki/Learned_helplessness
    http://www.empik.com/optymizmu-mozna-sie-nauczyc-martin-e-p-seligman,104882,ksiazka-p

  4. Pingback: Kominek rozmawia z Robertem Pieńkowskim | Kominek TV

  5. Pingback: Kominek felietonistą polskiej edycji Maxim | Kominek IN

  6. iii 29.10.2011 12:57

    Tak, i wtedy ludzie zaczynają nas nienawidzić za „wyuczony fałszywy optymizm”. 🙂

    http://www.google.pl/search?q=fałszywy+optymizm

  7. moskitoQ 10.01.2012 23:15

    Wow, ten tekst pozytywnie mnie zaskoczył 🙂 Mnie osobiście przyjemniej się czyta kominkowe notki na temat psychologii i socjologii w pojęciu ogólnym, niż teorie o relacjach typowo damsko-męskich 😉 Dziwię się, że są one tak rzadko uczęszczane, sądząc po ilości komentarzy.
    Zwłaszcza ciekawe są spekulacje na temat ludzkiej natury – nie tej widocznej, uzewnętrznionej, ale tej nie do końca od nas zależnej, podświadomej, kierującej w dużej mierze naszymi pobudkami i instynktami, których nie zawsze jesteśmy świadomi.

  8. Sandra 29.03.2012 07:07

    pomogło. dzięki 🙂

  9. Chris 04.03.2013 11:48

    Jestem na etapie szukania drzwi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>