Continue Reading"/>
meksyk

SIEDEM SMACZNYCH KOLB KUKURYDZY

Część 1.

 

GDZIE JEST ANDRZEJ?

Zawsze byłem dobry w dedukcji.
1 stycznia 2009 r. spałem nieco ponad 2 godziny. Zbudzony przez ptaki, które na tarasie dopijały Pepsi, zostawioną przeze mnie wczoraj po kąpieli. Andrzeja nie było, ale wiedziałem jak go znaleźć.
Po wnikliwej analizie zawartości jego osobistych przedmiotów stwierdziłem, że brakowało szczoteczki, papieru toaletowego, tamponów, dwóch puszek wody mineralnej bez gazu i ręcznika.
Czyli poszedł chlać.

Przemierzyłem wszystkie restauracje, bary, snack-bary, toalety, krzaczki, zajrzałem do biura rzeczy znalezionych, pod choinkę i do sauny. Nigdzie nie było Andrzeja. Zrezygnowany wszedłem do knajpy, jedynej, którą znaliśmy obaj.
– Andrzeja widziałeś? – spytałem barmana.
– Z kobietą był – odparł i pokiwał głową w lewo i prawo.
– Tak, mnie też zdziwiłby tak traumatyczny widok, ale może wiesz, dokąd się wybrali? Do miasta?
– Barman nie mówi.
– To niech barman mi narysuje.
– Pojechali daleko. Na mapie rysowali trasę.
– Dokąd?
– Barman nie mówi.
– Barman, ty nie wiesz z czym igrasz. Pamiętasz Wilmę?
Barman otworzył szeroko oczy.
– Pamiętasz. A pamiętasz Katrinę?
– Tu każdy pamięta cierpienie.
– No to wiedz, że jak mi nie powiesz, gdzie jest Andrzej i w porę go nie wezmę na smycz to te dwa huragany będą niczym w porównaniu z tym, co on może zrobić.
Barman uśmiechnął się.
– Barman nie mówi, barman ci narysuje.
I narysował. 7 penisów.
– Domyślam się, że to nie jest to, co myślę.
– To 7 Smacznych Kolb Kukurydzy.
Dopiero teraz ujrzałem na jego koszuli plakietkę z napisem „Armando”.
– Wy chyba wszyscy nie jesteście stworzeni do rozmów.
– Dowiesz się co to jest 7 Smacznych Kolb Kukurydzy i znajdziesz kolegę.
– W dobie internetu to nie powinien być problem. Pozdrów koleżankę. Rozpowiadała wczoraj historie o tobie.
– Którą?
– Jak znajdę te kukurydze, to ci powiem. Cmok.

Przeliczyłem się. W dobie internetu nie było w internecie żadnej wzmianki o 7 smacznych kolbach kukurydzy, ale być może coś źle przetłumaczyłem i wy sobie poradzicie z tym lepiej.
W każdym razie drogę do Andrzeja znalazłem w inny sposób. Taksówkarz hotelowy, który ich odwoził na dworzec autobusowy był bardziej rozmowny.
– Oni mówili, że jadą na koniec świata. Do Valladolid.
– Daleko to?
– 2 godziny.

Nie mogłem skontaktować się z Andrzejem, bo swój telefon zostawił w pokoju w sejfie. I tak nie miałem nic do roboty, a wizja kolorowych tekstów na bloga skutecznie zachęciła mnie do ruszenia w pogoń za kochankami. Chciałem też wiedzieć, dlaczego nie zabrał mnie ze sobą, dlaczego nawet się nie pożegnał. Nic nie powiedział. To nie było podobne do niego. I jeszcze tak kobieta. Co sprawiło, że tak szybko odechciało mu się luksusów w hotelu i ruszył śmierdzącym autokarem w długą podróż?
Dziś już to wszystko wiem i go rozumiem. No prawie wszystko, bo jego kobieta wciąż pozostaje zagadką, ale to osobna historia.
Najpierw odnajdźmy Andrzeja, a łatwe to nie będzie, bo miejsce, do którego się udało było bardzo daleko od miejsca, do którego jechałem. Bardzo daleko i odległościowo i cywilizacyjnie, o czym niebawem sami się przekonacie na własne gały.

VALLADOLID

Droga do Valladolid była prosta i przyjemna. Czas szybko mi zleciał, zwłaszcza, że przez większość drogi słuchałem najnowszej płyty Kasi Cerekwickiej.

Niestety przybyłem zbyt późno. Andrzeja już nie było, ale zostawił po sobie śmierć, cierpienie i zniszczenia, jakich nie widziano tutaj od czasów Corteza.

Na hasło „Andrzej” ludzie lamentowali…


Dzieci, które straciły rodziców, zamykały oczy, by jak najdalej uciec od widoku wspomnień…

Martwe zwierzęta zalegały ulice…

… i one także nie mogły mi już pomóc…

…starsi odwracali się plecami. Jeszcze wczoraj na tych ławeczko-fotelach przesiadywały całe rodziny…

– Te, amigos. 20 pesos za noc z twoją matką i 50 pesos za informację, gdzie jest Andrzej…
Facet wziął kasę i jeszcze mi podziękował.

I tylko jeden szewczyk, choć też chwytał się za głowę, gdy pytałem o Andrzeja, odparł:

… że Andrzej jest tam, gdzie było 7 Smacznych Kolb Kukurydzy.
I wskazał na mapie to miejsce. W podziękowaniu nie wrzuciłem mu do kubeczka ani grosza, ale za to też nic mu nie zabrałem.
Już mnie nie dziwiło, że w naszym turystycznym mieście nikt nie miał pojęcia czym były te kukurydze, a w Valladolid wszyscy kumali to hasło. W każdym razie byłem na dobrej drodze. Andrzej na pewno tu był i stąd wyruszył w dalszą podróż.
Nic mnie tu już nie trzymało.

W DRODZE PRZEZ MĘKĘ…

Byłem już blisko. Coraz bliżej. Wręcz czułem zapach Andrzeja. Zwłaszcza, że chyba znowu podkradł mi moje perfumy. Trasa do miejsca jego pobytu była naznaczona nie tylko cierpieniem. Im bliżej byłem, tym więcej zniszczeń mijałem…

Wszędzie skały, ruiny….

…skały, ruiny, zniszczenia…

…skały, ruiny, zniszczenia…

…skały, ruiny, zniszczenia…

…skały, ruiny, zniszczenia…

…aż w końcu trafiłem do wejścia do jaskini. Wedle tubylców po jej drugiej stronie miałem wyjść nieopodal celu…
Czując się jak bohaterowie komiksu z podróży smokiem diplodokiem (pewnie nie wiecie o co chodzi…:), wszedłem więc do środka, spowiły mnie ciemności, ale zawsze dobrze wychodziło mi świecenie oczami, więc szybko przywykłem do ciemności…

Na samym końcu musiałem wdrapać się wysoko na skałę. Przydały się tu ćwiczenia ze skałki wspominaczkowej, na którą rodzice mnie posyłali zamiast do żłobka.

I STAŁA SIĘ JASNOŚĆ

Po wyjściu na powierzchnię przysiadłem na skale, po czym ruszyłem w dalszą drogę do wioski położonej nieopodal.

Trafiłem na tutejszego szamana, którego zapytałem o Andrzeja.
Ten podrapał się w głowę i odparł.
– A zajrzyj pan do tej indiańskiej chatki, co tu stoi. Może tam będą wiedzieli…

Niestety chatka była pusta.

I pewnie w tym miejscu urwałaby nam się historia, gdyby nie to, że tak naprawdę Armando powiedział mi, czym było 7 Smacznych Kolb Kukurydzy i nawet doskonale wiedział, dokąd udał się Andrzej i jego Felina (imię tymczasowe), ale mając do wyboru – pojechać prosto na miejsce, czy okrężną drogą, wybrałem to drugie.
Bo i przyjemniej i oni też tę trasę obrali. Udali się trasą, która najlepiej opisuje historię Majów.
Po spożyciu obiad składającego się z ryżu gotowanego i ryżu zapiekanego oraz ryżu niedogotowanego, udałem się na krótką wyprawę po mieście, gdzie znalazłem kafejkę i napisałem parę komentarzy na bloga.
Następnie złapałem stopa i pojechałem tam, gdzie nakręciłem filmik obecny w Kominotkach.

Wieczorem zaś dotarłem na miejsce, w którym urodziła się „kobieta” Andrzeja i żyła tam do czasu wyjazdu za pracą do miasta.
Tam pierwszy raz w życiu na własne oczy ujrzałem ludzi, których cywilizacja jeszcze nie wyniszczyła. Ludzi żyjących w szczęśliwiej biedzie, bez prądu, telewizorów, z dzikimi zwierzętami, a wieczorem odprawiających rytualne tańce wokół ognia. Udało mi się je po kryjomu sfotografować. Tam też stoczyłem morderczą walkę z wściekłą małpą. To z kolei zobaczycie na filmie. Spędziłem tam noc, której nie da się zapomnieć i zastąpić żadną nocą spędzoną w ciepłym łóżeczku.
To nie był świat, do którego chciałbym wrócić, ale to był świat, jakiego moje dzieci – którymi buk mnie kiedyś pewnie pokarze – już nie ujrzą. Dlatego tę i kolejną notkę im dedykuję. Niech wiedzą, co tatuś robił za młodu.

c.d.n…

 

 

W kolejnym odcinku:

 

  Szukając Andrzeja dotarłem do wioski Majów
Przed chatką podszedł do mnie wyglądający_na_Maja człowiek.
– Co cię do nas sprowadza?
– Andrzeja szukam.
– A któż to?
– Hm… przybył do was z kobietą. Kilka godzin temu. Znając jego możliwości, albo zjedliście go już na obiad, albo jest u waszego wodza i tłumaczy, kto tu teraz będzie trzymał władzę.

Ponadto – unikalne zdjęcie bloga Kominka sprzed 3 lat i początek „I loch you„, które do dziś istnieje w słowniku weteranów Kominka

Komentarze

  1. Pingback: Przylądek Kaczej Pupy | Kominek IN

  2. Kinia 18.07.2013 00:38

    uzależniasz… 😉 ale w tak bardzo pozytywny sposób :))

  3. kala 20.07.2013 15:52

    popłakałam się ze śmiechu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>