Rzecz o przeznaczeniu
Jednym z pytań, które lubimy sobie od czasu do czasu zadawać myśląc o naszych dawnych partnerach to: a co by było, gdybyśmy ze sobą nie zerwali?
Patrząc na kilka moich byłych, mogę sobie tylko pozazdrościć, że w porę usunąłem się z ich życia, bo połowa już dzieciata, druga połowa mężata, trzecia i czwarta połowa już za gruba, za stara i za brzydka.
Dziś jednak miałem niezwykłe spotkanie z kobietą, znajomą sprzed wielu lat. Tylko znajomą. Nigdy między nami nic nie było.
Wpadliśmy na siebie w galerii i właściwie to powinno się skończyć na wymianie pozdrowień i klasycznym „no to się zdzwonimy”, czyli „mam kompletnie w zadzie czy jeszcze kiedykolwiek cię spotkam”.
Ale nie skończyło się.
Usiedliśmy na szybką kawę w Coffee Heaven.
Dawno temu widywaliśmy się na imprezach. Zwykle zamienialiśmy kilka słów, czasami wychodziło się „przewietrzyć”, ale nigdy do niczego nie doszło. Jakoś nie było nam po drodze.
Później kontakt mieliśmy sporadyczny aż w końcu się urwał. W sumie to zapomniałem nawet o jej istnieniu, ona z kolei także zapomniała o moim.
Jeśli istnieje coś takiego jak przeznaczenie, to ono nie zapomniało o nas, bo okazało się, że w ciągu ostatnich lat przeznaczenie robiło wszystko, aby nas połączyć.
Już na początku zwróciliśmy uwagę, że oboje mieszkaliśmy w trzech tych samych miastach – Kołobrzegu, Poznaniu i obecnie Warszawie. Nic w tym niezwykłego, ale zapytała o mój związek z naszą wspólną znajomą Monią (mieliście już okazję ją poznać). Okazało się, że ja rozstałem się z Monią dokładnie w tym samym miesiącu, w którym ona rozstała się ze swoim partnerem.
Coś nas tknęło w tym momencie i tak pół żartem pół serio zaczęliśmy porównywać inne daty. I przestało być śmiesznie, a zrobiło się dziwnie.
Przede wszystkim poznaliśmy się o rok za późno, bo rok wcześniej, czyli 10 lat temu ona nie dotarła na osiemnastkę naszego wspólnego znajomego, na którą była zaproszona.
Ciekawostką jest, że wtedy zaczynałem chodzić z Anitką. Poznaliście ją w Nowym Orleanie i sami wiecie jak to się skończyło.
Ona przeprowadziła się do Poznania dokładnie rok po mnie – w sierpniu i pamiętam, że w tamtym czasie panicznie szukałem współlokatora, bo nie stać mnie było na opłacanie całej chaty. Mieliśmy się w Poznaniu nawet spotkać, ale zaspałem, co mi zresztą dziś wypomniała.
W Poznaniu chodziliśmy regularnie na squasha i saunę do nieistniejącego klubu Dynamix. Ale nigdy nie wpadliśmy tam na siebie.
Oboje jeździliśmy do Kołobrzegu nocnymi pociągami, bo było to wówczas najszybsze połączenie, ale także nigdy się w nim nie spotkaliśmy.
Do Warszawy przeprowadziliśmy się w tym samym roku, w tym samym miesiącu – ja na początku lipca, ona pod koniec.
Oboje mieszkaliśmy na tej samej dzielnicy w odległości czterech przecznic. Nigdy się nie spotkaliśmy.
Później było jeszcze ciekawiej – napisała do mnie maila w kwietniu 2004 r. Była tuż po zerwaniu z facetem i po prostu chciała z kimś pogadać, odreagować.
Ja tego maila otrzymałem w dniu, w którym pierwszy raz nocowała u mnie nowa kobieta. To nie była udana noc i zapowiadało się, że kolejne też nie będą udane, ale brnąłem w to, bo i tak nikogo innego na horyzoncie nie było.
Gdybym jej wtedy odpisał, może miałbym kilka traumatycznych wspomnień mniej.
Kolejnego maila napisała do mnie w maju 2005 r.
Z tego samego powodu – zerwała z facetem i uznała, że to dobry moment, aby odświeżyć znajomość ze mną.
To nie był dobry moment, bo jej maila otrzymałem w czasie, gdy byłem w związku z kobietą, która okazała się idiotką i to był całkiem chory związek, ale ta idiotka była tak bardzo we mnie zakochana, że nie miałem serca jej tak z dnia na dzień zostawić. I tym samym – nie miałem ochoty na żadne spotkania z innymi kobietami.
To był błąd. Gdybym jej wtedy odpisał, to może miałbym kilka traumatycznych wspomnień mniej.
Ostatnią próbę kontaktu nawiązałem ja. Rok temu jakoś podeszło mi jej profilove zdjęcie na Facebooku i napisałem do niej kilka zdań w rodzaju „hej, jak dawno się nie widzieliśmy”.
Nie odpisała. Mojego maila dostała w czasie, kiedy wahała się czy przyjąć oświadczyny od swojego faceta.
– Poza tym wyczułam, że tobie chodzi tylko o bzykanie, a bzykana to ja wtedy miałam tyle, że całe tygodnie chodziłam z opuchniętą cipką.
W końcu oświadczyny przyjęła.
W podróż poślubną polecieli do…Tajlandii.
Dwa miesiące później złożyli papiery rozwodowe.
Ostatnią ciekawostką jest, że w tym roku w lipcu była w Turcji. W innym mieście niż ja, ale w tym samym czasie. Także sama i już wtedy chciało jej się bzykać. No mnie też. Ale ja nie wpadłem na to, by do niej napisać, a ona tym bardziej nie, bo właśnie w Turcji zaczęła romansować sobie z facetem, który mieszka w Anglii.
– Chce, żebym do niego się przeprowadziła – oznajmiła mi dziś.
Tak sobie siedzieliśmy i porównywaliśmy daty – od pierwszego niedoszłego spotkania, które mogło mnie uratować przed głupią Anitką, przez kilka kolejnych związków, wymienialiśmy miejsca, w których mieszkaliśmy, bywaliśmy i wychodziło nam, że przez te wszystkie lata pojawialiśmy się w swoim życiu dokładnie wtedy, kiedy podejmowaliśmy decyzje o być albo nie być w związkach z innymi osobami.
To jest tak, jakby przeznaczenie chciało nas połączyć, a my robiliśmy wszystko, aby temu zapobiec. Mieliśmy tych samych znajomych, chodziliśmy do tych samych miejsc, przeprowadzaliśmy się do tych samych miast i nawet dzielnic. Ona pisała do mnie akurat wtedy, kiedy mogłem i powinienem był powiedzieć „nie” innej kobiecie. Ja napisałem do niej raz – rok temu, kiedy powinna była powiedzieć „nie” swemu przyszłemu mężowi. Ale nawet gdy powiedziała mu „tak”, polecieli na wczasy do tego samego kraju, co ja, choć ja byłem na Phuket, a oni 1000 km wyżej w Bangkoku.
Nigdy razem nie będziemy. My chyba nie do końca jesteśmy w swoim typie, poza tym ten jej nowy facet wydaje się być bardzo dobrym wyborem, a ona jeszcze nie wie, że się do niego przeprowadzi, choć ja to już wiem.
Może nawet nigdy już się nie spotkamy i też jakoś bardzo żałować nie będę, bo po tylu latach jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
To, że los próbował nas połączyć w kilku momentach naszego życia to jeszcze nie powód, aby losowi się poddać, bo nigdy nie wiadomo, czy nasz związek nie byłby dla nas najgorszym życiowym doświadczeniem.
W drodze powrotnej do domu rozmyślałem co by było, gdybym do dziś był z niektórymi moimi kobietami. Gdybym w odpowiednim momencie się nie wycofał lub nie pozwolił im się wycofać (nie cierpię rzucać kobiet).
Stworzył z jedną z nich stały, wieloletni związek, może nawet rodzinę.
Bo wiecie, w życiu każdego przychodzi taki moment, że patrzy wstecz na swoje życie i myśli sobie, że te wszystkie przelotne znajomości były takie bezcelowe, że życie nabiera sensu, gdy ma się przy sobie kogoś, kogo można kochać, budzić się każdego ranka i zasypiać, kogoś, kto da ci rodzinne ciepło, poczucie stabilizacji, kogoś, kto będzie przy tobie na starość i w końcu kogoś – kto będzie przy tobie do twoich ostatnich chwil.
Zamyśliłem się nad tym i doszedłem do jednego słusznego wniosku – jak to cholera dobrze, że nigdy nie będę stary, a co za tym idzie – nie umrę w samotności, bo pierdolę całym swoim romantycznym sercem wielką miłość, rodzinne klimaty, dzieci, wspólne wakacje i cały ten rodzinny syf. Ja na to wszystko jestem jeszcze za młody, za głupi i jeszcze nie czas, bym do końca swojego życia gapił się wciąż na te same cycki.
Z początku powiało jakąś melancholią…
Ale z ostatnim akapitem zgadzam się już w 100 procentach.
Bardzo ciekawa historia z tą znajomą. Patrząc przez pryzmat obecnych seriali i filmów to zabrakło tu „happy endu”, ale życie to jest jest bajka więc zakończenie jest takie jakie powinno być – twardo stojące na ziemi(jak i zresztą każdy twój artykuł, co bardzo cenie).
Kurde, w końcu facet, który myśli normalnie. Czy tylko ja zawsze trafiam na facetów szukających zobowiązań, miłości wiecznej i szczęścia niebywałego?
Ja pieprze.
Nostalgia.
i wiadomo: na koncu to co najwazniejsze 😀 obawa z cyckami w roli glownej! too bad 😀 trza znalezc kobiete ktora na wiecej pozwala. moze i jestes Kominku mlody i glupi, ale doswiadczenia chyba Ci nie brakuje… a jeszcze nie rozwiazales zagadki stalych zwiazkow 😛
a co prawda to prawda: nie istnieje taki powod, ktory moglby nas sklonic do poddania sie losowi! najwazniejsze czego nam TERAZ brakuje do szczescia i jak to TERAZ zdobyc
dokladka!
a co myslisz o staromodnej juz dla wielu pewnie milosci od pierwszego wejrzenia?
I dokładnie tak jak w ostatnich zdaniach niedawno powiedział mi pewien chłop. Po czym dalej chce się spotykać, małpa. Ale co tam, przystojny jest!