Continue Reading"/>

RÓŻA OBOJĘTNOŚCI

Gdyby ta mała zasuszona róża mogła mówić, z pewnością nazwałaby mnie tchórzem i złodziejem.

 
UŚMIECH RÓŻY

Na wszelki wypadek od kilkunastu lat trzymam ją zamkniętą między stronami książki i nie pozwalam, aby zbyt często przypominała mi o swoim istnieniu. Ale ona i tak to robi.
Początkowo nie miala żadnego imienia, bo to głupie nazywać coś, co już ma nazwę, ale z biegiem lat zacząłem ją określać Różą Obojętności.
Nie tylko dlatego, że byłem obojętny kobiecie, której ją ukradłem, ale przede wszystkim dlatego, że jedno spojrzenie na nią i moment zamyślenia zawsze wystarczał mi, aby nabrać pewności, że wciąż nie jest obojętna mi jej poprzednia właścicielka. Wymyśliłem sobie, że dopóki nie poznam kobiety swojego życia, róża będzie ze mną, a wyrzucę ja do kosza dopiero wtedy, kiedy z czystym sumieniem będę mógł jej powiedzieć: teraz i ty jesteś mi obojętna.
Gdyby ta mała zasuszona róża mogła się uśmiechać, z pewnością właśnie poczęstowałaby mnie uśmiechem. Politowania.


TYLKO NA CHWILĘ

Jest taka okrutna myśl, która powracała do mnie czasami, gdy coś otrzymywałem od kobiet. Gdy przynosiły do domu coś, co miało już w nim na zawsze zostać. Miało zostać dla nas.
Pamiętam, kiedy miałem tę myśl pierwszy raz. Wiele lat temu, kiedy byłem w swoim pierwszym, no nazwijmy to umownie, poważnym związku. Takim, kiedy o przyszłości mówisz „my”, kiedy już kłócicie się o to, jakie imię dacie dziecku, jakiego psa kupicie i jak wielką budę przed domem mu postawicie.
Na urodziny dostalem od niej książkę. Kiedy mi ją wręczała, patrzyłem jej w oczy i myślałem: mogę cię dotknąć, pocałować, poczuć każdą część twojego ciała, karmić się twoimi słowami, zapachem, myślami, gestami. Tu i teraz jesteśmy tylko my i wszystko, co dobre i złe dzielimy na dwoje.
Pragnę Twojej obecności, bo nienawidzę dni bez Ciebie.

Ale wiem, że pewnego dnia ta książka będzie wszystkim, co mi po Tobie zostanie.
Ta myśl towarzyszyła mi często, stawiała do pionu, kiedy pozwalałem sobie myśleć, że może już spotkałem tę jedną jedyną.
Gdyby mała Róża Obojętności znała przyszłość, szepnęłaby mi wtedy: pewnego dnia zapomnicie o waszej przyszlości. Miną lata i pokocha kogoś innego, a o jej ślubie dowiesz się przypadkiem o waszych wspólnych znajomych. Za kilka lat miniecie się na ulicy i tylko do siebie uśmiechniecie. Tyle wam zostanie.
Wszystko, co was teraz łączy, musi przestać istnieć, bo każdą miłość w końcu zabija obojętność. Macie siebie tylko na chwilę.


SCHEMATY UCZUĆ

I nigdy nie wiemy, jak długa będzie to chwila, ale lubimy oszukiwać siebie, że tym razem będzie inaczej. Budzimy się obok kolejnych partnerów, pragniemy ich uczuć i dajemy im własne, jesteśmy z nimi szczęśliwi, bo oni są szczęśliwi z nami, ale też poddajemy się złym, powracającym myślom, że to przecież już wszystko było. Myśmy to już przeżywali. Z innymi, z tymi, którzy teraz są nam obojętni. Wszystkie słowa, gesty i myśli już dawniej wyrażaliśmy komuś innemu, to czymże są teraz? Marną kopią minionych uczuć?
Czy nie jest dla nas samych upodlające, że chcemy i potrafimy być z osobami, które darzymy mniejszymi uczuciami niż tych, z którymi byliśmy dawniej? Przecież nie ma tak, że kolejnego partnera uwielbiamy lub kochamy bardziej niż poprzedniego. A jednak brniemy w takie związki i jest nam w nich dobrze. Im bardziej zakochujemy się w kimś nowym, tym słabiej pamiętamy, jakimi uczuciami darzyliśmy poprzednich partnerów. Tracimy zdolność oceniania, na ile to, co jest teraz, jest prawdziwym, silnym uczuciem, a na ile tylko potrzebą chwili, uniesieniem, które zamydla nam rzeczywistość?


Dlatego dobrze jest mieć swoją Różę Obojętności.

Małą rzecz, wolną od złudnego piękna uczuć, jakimi darzymy aktualnych partnerów i pamiętającą uczucia, jakimi darzyliśmy osobę, do której należała. Jeszcze lepiej jest mieć wiele takich róż, ale umieć odróżniać je od przedmiotów, które po prostu darzymy sentymentem.
Moja róża należała do dziewczyny, która nigdy nie dowiedziała się, co do niej czułem, bo byłem tchórzem i bałem się odrzucenia i dziś nawet gdyby tę różę zobaczyła, nie pamiętałaby, że kiedyś była jej. Prawdopodobnie nawet nie pamiętałaby mnie. A już na pewno nie pokochałaby, bo z tego co wiem, wiedzie szczęśliwe życie u boku innego mężczyzny.
Ale w swoim czasie, a było to jeszcze w czasach, kiedy dopiero zaczynałem dumnie określać się „nastolatkiem” ona swoim wyglądem i zachowaniem wyznaczyła mi mój gust. Nawet jeśli mój gust się trochę zmienił, a swój ideał (też nieosiągalny) poznałem wiele lat później, to Róża Obojętności przypominała mi zawsze o tym, co było pierwsze, o tym, jakimi kryteriami kierowałem się zanim jeszcze nie zepsułem siebie doświadczeniami z innymi kobietami.

Róża przez lata nie zmieniła się, ale ja się zmieniłem. Gdy byłem młodszy, myślałem o tym, by spotkać kobietę, która podstawi mi kosz na śmieci, do którego wrzucę różę. Idealną, wyśnioną, taką, w której bez pamięci się zakocham, pozwolę myć zęby moją szczoteczką, rano przyniosę śniadanie do łóżka nie tylko dla siebie, a kiedy będzie chciałą wyjść, zapytam czy nie mogłaby jeszcze ze mną zostać? Tak przynajmniej na zawsze albo nawet dłużej.
Dziś, kiedy trzymałem różę, uśmiechnąłem się do niej, ona chyba też odwzajemniła uśmiech, czując, że wciąż nie jest mi obojętna. Pomyślałem „poczekam jeszcze trochę” i odłożyłem ją na miejsce.

Komentarze

  1. Pamparam 09.08.2011 23:05

    Róży obojętności nigdy nie miałam, nie mam i mieć nie będę. Wymyślę sobie coś mojego, mojszego od Twojej róży. Czytam Cię od jakiegoś czasu i zdarzy Ci się zarzucić tekstem, przy którym aż głowa mnie boli. Ale nie z nudy, tylko od potakiwania. W tym właśnie fragmencie ubrałeś w słowa 3/4 moich myśli.

  2. Pingback: ŁAWECZKA II | Kominek IN

  3. Pingback: Portret Kochanka Idealnego | Kominek IN

  4. Monika 11.02.2012 21:49

    Nienawidzę Cię za tę notkę. Bardzo często myślę o tym, że się oszukuję. Ale nie chcę. Nigdy w życiu tak nie kochałam i nie byłam tak szczęśliwa. Pozwalam mu myć zęby moją szczoteczką do zębów, mimo, że mama nauczyła mnie, jak bardzo to obrzydliwe. Gdy śpi u mnie, robię mu śniadanie, pocałowawszy go wcześniej, mimo, że oboje mamy nieświeży oddech. Nie odrzuca mnie, gdy pierdzi do wody, w której się razem kąpiemy. Kłócimy się o imiona dla przyszłych dzieci i mamy nadzieje, że przejdzie mu alergia na sierść kotów, bo to tego futrzaka wolelibyśmy mieć. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, bo on jest jak ściany domu – jeśli okradną mnie ze wszystkiego w środku, dom będzie stał, ale jeśli rozwalą dom buldożerem, nie będzie już nic, tylko zgliszcza. Codziennie błagam czas i życie, żeby oszczędziło mi właśnie go. Bo choć chcę, żeby inne marzenia się mi spełniały – on jest marzeniem najważniejszym. Żeby był na zawsze. Żebym mnie kochał. I żebym ja go kochała. Żebyśmy w wieku 70 lat siedli w bujanych fotelach na werandzie i oglądali wschód słońca paląc po fajku. Żebym prała jego śmierdzące skarpetki, prasowała mu koszule i narzekała, że wszystkie naczynia zostawia tam, gdzie siedział. I to jest też jego marzenie. I on też pozwala mi na te wszystkie okropne rzeczy, mimo że ja wolę udawać, że nie mam bakterii jelitowych. Wychodzi z moim psem, bo ja jestem na to zbyt leniwa. Ale bardzo się boję. Bo choć jestem sporo młodsza od Ciebie, znam życie na tyle, żeby wiedzieć, że to co napisałeś jest prawdą. Czas. Płynie. Zmienia. Wszystko. Nie chcę. Nie mogę. To nie tak, że chcę się łudzić. Po prostu są ludzie, którym się udaje. Dlaczego akurat nam ma się nie udać? Nie mów, że wszystko mija. Widuję w autobusie starszą parę. Mają pewnie koło osiemdziesiątki.Patrzą na siebie, jakby znali się od wczoraj. On wysiada pierwszy i podaje jej rękę, ona wychodzi i z uśmiechem wtula się w jego ramię. W starczym tempie idą uważając na siebie nawzajem. I to jest obraz, który pozwala mi wierzyć. Mamy szansę. A jesteśmy sobie bardziej bliscy niż mogliśmy sobie wyobrażać, więc szansa wydaje się być wielka. I nie chcemy szczęścia z kimkolwiek. Chcemy szczęścia tylko ze sobą nawzajem. Przez chwilę odebrałeś mi wiarę. Rozpłakałam się jak dziecko i trzęsłam się jak w gorączce. Wszystko mija. Ale można wywalczyć jak najpóźniejszy koniec. Może by tak wraz ze śmiercią? Swoją, nie jego. I życzę Ci z całego serca, żebyś swoją różę kiedyś wyrzucił.

    • Piotr McGee 28.04.2012 17:22

      Jeśli uda się wam przeżyć do siedemdziesiątki nie rozstając się z rytuałem „po fajku”, to wasze charchotanie zepsuje cały balkonowy romantyzm. Ale idea mi się podoba. Niespełnione marzenia mają o wiele większy urok od tych które się spełniły.

  5. Pingback: 10 najlepszych tekstów 2012 roku | Kominek IN

  6. kamasz 01.01.2013 22:08

    omg, wzruszyłam się słowami Kominka…

  7. Anka 17.01.2013 18:16

    Też mam swoją „Różę Obojętności”. Faktycznie, głowa boli od potakiwania Tobie.

    „Moja róża należała do dziewczyny, która nigdy nie dowiedziała się, co do niej czułem, bo byłem tchórzem i bałem się odrzucenia..”
    Ja się odważyłam. Powiedziałam to swojemu najlepszemu Przyjacielowi i w najgorszych snach nie spodziewałam się odpowiedzi „Nigdy nic nie było, nie ma i nie będzie”. Kategorycznie. Krótko. Na temat. Jedno zdanie człowieka, za którego wtedy oddałabym życie.
    Zabolało wtedy, choć bardziej zabolało parę miesięcy później, gdy przewieziono mnie z OIOM-u na zwykłą salę. Gdy nie zadzwonił, nie odebrał telefonu, nie napisał. Zależało mu, żeby mi przestało zależeć. Świetna terapia, teraz z perspektywy czasu to widzę; tak na zimno, na chłodno. Wiem, że ma kogoś. Ale „Róży” jakoś nie potrafię wyrzucić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>