Continue Reading"/>
3a7107e2f24786c1a28c3fa6bdd65bd0

Pierwszy dzień w dziwnym kraju

Andrzeju, któryś zawsze wpędzał nas w wielkie kłopoty i któryś zawsze nas z nich wyciągał. Szkoda, że cię tu nie ma. Byłbyś ze mnie dumny.

 

Jeszcze kilka godzin temu wszyscy, od recepcjonisty po sprzątaczkę mieli mnie dość. Teraz kochają jak brata, bo pomogłem im rozwiązać problem, z którym tutejsza społeczność borykała się od zeszłego roku.

Ale weźmy to wszystko po kolei.

JAK SIĘ TU ZNALAZŁEM?

Nie tylko wy się tego nie spodziewaliście. Wprawdzie wypad planowałem od kilku tygodni, to traciłem nadzieję, że to się uda, bo z kasą było średnio, a i kolejna wyprawa bez Andrzeja mi się nie uśmiechała. Niestety z Andrzejem nie mam żadnego kontaktu od naszego ostatniego spotkania w listopadzie. Nie mam pojęcia gdzie jest, ale nie ma go kraju.
Jednak byłem już tak zmęczony zimnym latem i paroma innymi sprawami, że postawiłem wszystko na jedną kartę, wydałem całą kasę jaką miałem i zarezerowałem sobie wycieczkę. Jak już wiecie – zostało mi w kieszeni kilkadziesiąt dolców. Dziś już tylko 33 dolary.
Jak nie znajdzie się jakiś sponsor wycieczki, to chyba pójdę tu do pracy. Z tego co wiem jest duże zapotrzebowanie na złodziei i płatnych morderców. Prostytucja niestety jest już obstawiona.

W DRODZE NA LOTNISKO

Powiem wam, za co kocham Polaków, bo od samego rana miałem przyjemność na każdym kroku doceniać naszą mentalność.
Lot był z samego rana. Spałem półtorej godziny.
Wsiadam do taksówki. I na dzień dobry najgłupsze pytanie, jakie kierowca mógł zadać: którą trasą chcę jechać na Okęcie?
– Najkrótszą. Nawet jeśli wiedzie przez Amsterdam.
Jakiej odpowiedzi spodziewałeś się, baranie głupi ty?


OKĘCIE

Okienko biura podróży.
– Ja po bilet.
– Umowę pan ma?
– Nie,ale jestem szczepiony. Umowę mam na mailu od was.
– Trzeba wydrukować.
– A nie mogę pani wyrecytować? Po co druk, skoro mogę okazać dokument tożsamości?
– Pan wydrukuje. Trzeba.
Biegnę jak głupi do Mariotta i tam – niech mu dzieci rosną zdrowo – recepcjonista pozwolił mi za darmo druknąć kartkę papieru.
Pokazuję pani z biura. Dziękuję. Proszę.

Odprawa. Miały być dwa punkty odprawy otwarte, ale jak tylko przy jednym pojawiła się kobita, to plebs z drugiego jak ta trzoda stanął w w kolejce obok. Oczywiście połowa bezczelnie weszła sobie w miejsce innych czekających i prawie doszło do zamieszek.
Zostałem ja i 15 osób. Na nasze szczęście pani z tamtego punktu tylko sobie coś tam włączyła i usiadła przy naszym. Trzoda wali z powrotem. Dwukrotnie liczniejsza, bo teraz dołączyła do nich trzoda od początku stojąca przy drugim okienku.
Koniec końców – jestem gdzieś w połowie kolejki i czuję na zwieraczach, że ktoś mi wchodzi w tyłek.
Patrzę – jakaś starsza kobita. Wymowne spojrzenie „przestań na mnie wchodzić!” nie pomaga. Ilekroć posuwam się do przodu – kobita posuwa się także i zawsze no po prostu zawsze zatrzymuje się na moim tyłku. Zresztą w tych okolicach czuję jej cycki. Starsza babcia, rozumicie.

ODPRAWA

Plebejska rodzina stojącą przede mną przez całe pół godziny zamartwiała się czy dostaną miejsce przy oknie. Cała czwórka. Podeszli do odprawy jak na skazanie. Trwoga w oczach, wymuszony uśmiech, uprzejmość taka, że mogliby zagrać w reklamie wazeliny. Odbierają bilet i z przerażeniem facet – ojciec – pyta.
– Czy mamy miejsca przy oknie?
– Nie – usłyszeli odpowiedź – Ale chyba jedno jest.
Odeszli prawie płacząc.
Kominek podchodzi. Wita mnie uśmiech. Będzie dobrze.
– Kawaler tak sam?
– Całe życie. Poproszę miejsce przy oknie.
– Z przodu czy z tyłu?
– Na skrzydle, żebym mógł rozłożyć nogi.
– Proszę. Życzę miłej podróży.
Dlaczego przeciętny Polak nie wie, że jeśli chce się miejsce przy oknie, to wystarczy o nie poprosić?

LOT

Nie wierzcie w te bzdury o konieczności wyłączania komórek. Jeszcze jak lataliśmy z Andrzejem to nigdy nie traciliśmy na to czasu. Nie chcieliśmy zabierać pomysłów na tytuły dziennikarzom, którzy po katastrofach zawsze piszą „wśród rozkawałkowanych ciał wciąż dzwoniły telefony od rodziny…”.
Na wszelki wypadek nie wyłączyłem wifi w netbooku. „Po Kominku zostało tylko kwałek jelita i trzy paznokcie, ale… wciąż dochodziły do niego wiadomości na GG”.

Zawsze podczas startu samolotu znajdzie się co najmniej jeden owieczek, który powie:
– Najwięcej wypadków jest podczas startów i lądowań.
Tak się złożyło, że tym razem wypowiedział je facet siedzący obok mnie. Pocieszyłem go:
– To prawda. Właśnie wtedy najczęściej rzygam.

A było blisko katastrofy, bo – wierzcie mi, bo nie kłamię – lądowaliśmy opadając szybciej niż chłopcy w Tupolewie. Aż się rozejrzałem by upewnić czy przypadkiem nie leci z nami prezydent.
Pilot na koniec wszystkich za to przepraszał tłumacząc się, że greccy pracownicy lotnisk strajkują i dostał rozkaz szybkiego uziemienia. Na moje nieszczęście nikt nie napisze o mnie w gazetach, bo tam, gdzie lądowaliśmy – nie było ani drzew, ani mgły. Większość pasażerów przeżyła.
I do dziś nie kumam o co chodziło pilotowi, bo o ile nie wsiadłem do złego samolotu, to na pewno nie jestem w Grecji.

WIZA

Macie kolejny przykład jak tłum podąża za liderem. Biegnę po wizę. Po drodze przetrącam jakieś dziecko. Umiera, ale to szczegół. Dochodzę do celu, patrzę, a tu kolejka jak cholera. Jak oni się tu tak szybko dostali, skoro ja wychodziłem jak jeden z pierwszych?
Stoję i myślę – ja w kilometrowej kolejce? O co to to nie!
Odruchowo okrążam ich zachodząc z drugiej strony. Dostrzegam siedzącego pana w czapce. Przed nim taki mały otwór w szybce. Żadnej kolejki do jego okna. Podchodzę i grzecznie proszę:
– Need viza now!
– No problem sir. Take off your czapeczka.
Dostaję wizę, odchodząc, patrzę na 200 baranów, którzy czekają po to samo. Z dobroci serca rzucam im:
– Tam dalej z drugiej strony jest drugie okienko…
Trzoda jak ruszyła tak prawie wyrwała kafelki z podłogi.


HOTEL

On miał jedną zaletę – bezprzewodową sieć za darmo, o którą zapytałem jescze zanim dostałem klucz.
– Oh, I am sorry my friend. WI FI not working.
Hotel właśnie stracił jedyną zaletę.
Okazało się, że sieć, owszem, działa i jest za darmo, ale nie działa na Windows 7, a taki system mam w netbooku. Sprawdziłem, czy nie kłamią, wchodząc na chama do pokoju menadżera hotelowego. Wykorzystałem chwilę nieuwagi recepcjonisty. Faktycznie nie kłamał – menadżera miał XP i sieć chodziła mu miodzio.
To w ogóle był jakiś megaproblem tutejszej społeczności, bo oni tak się tłumaczą od premiery win7 wszystkim turystom. I nie tylko oni – w hotelu obok też co jakiś czas dochodzi do samobójstw z powodu braku wi fi.
– A po ile płatny internet?
– Sex juro.
Czyli 10 dolarów za godzinę. Dziękuję, postoję. Bloga będę pisał telegrafem.

PIERWSZE WRAŻENIA

Przede wszystkim musisz wiedzieć, że na 80 proc. jesteś idiotą, bo taki procent ludzi nie potrafi czytać ze zrozumieniem i w poprzednim akapicie przeczytało „sex jutro”. Ale wracając do tematu – brak sieci – to była najgorsza wiadomość pierwszego wieczoru, co mi wyszło na dobre, bo uodporniło mnie już takie szczegóły jak piętro z widokiem na śmietnik i jakieś 10 metrów od megafonu, z którego co kilka godzin ktoś śpiewa wzywając do modlitwy (choć brzmi to tak jakby właśnie przyjmował coś bardzo grubego od tyłu).
W pokoju nie zamykały się drzwi na klucz. Ktoś rozwalił zamek. Łazienka była względnie czysta poza jednym – prysznicem. Wziąłem go do ręki i zaczął mi się lepić. Nie wiem od czego mógłby się lepić prysznic umiejscowiony na wysokości miednicy.
W telewizorze tylko TV POLONIA. Luz. W Egipcie był Polsat 2,a nie ma nic gorszego od Polsatu 2. Przynajmniej nadrobię „Plebanię”.
Wykupiłem sejf. 20 dolarów w plecy. Drugie tyle schowałem w środku. Żeby nie pytać samego siebie po jaką cholerę mi sejf, włożyłem tam też zapasową baterię do aparatu i klucze od chaty. Jak tylko znajdę paszport, to i on się tam znajdzie.

Rano wpadła sprzątaczka. Jeszcze spałem. Nie przejęła się moim nagim tyłkiem. Przetarła kurz, zabrała talerz i poszła w cholerę. No, przynajmniej wiem, dlaczego prysznic się lepi. Nikt im nie powiedział, że łazienki też się brudzą.
Poranna kola – dostałem ją w szklance, na spodzie której, była jeszcze resztka innego ciemnego płynu.
Nie wypiłem.
Tego było już dla mnie za wiele. Gdyby tylko był ze mną Andrzej. On wiedziałby co robić! Poczułem się samotny i opuszczony. Jak zwykle też niekochany.
Anszei, Anszei lema sabachthani?
Zebrałem się w sobie i zrozumiałem, że trzeba w tym hotelu zaprowadzić porządki. Poszło mi lepiej niż mogłem sobie wyobrazić, co wiecie już ze wstępu do tego tekstu i o czym opowiem następnym razem.

Buzi.

Komentarze

  1. Pingback: Teksty z Turcji | Kominek IN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>