Opublikowane by kominek in Travels | 2 248 odsłon

Dokladnie miesiac temu napisalem na blogu notke zapowiadajaca nasz wyjazd do Tunezji. Ile sie wtedy nakasowalem komentarzy podwazajacych prawdziwosc wyjazdu, ile bylo narzekan, ze Tunezja to beznadziejne miejsce, a ile bylo watpiacych w to, ze da sie z tego wyjazdu napisac cos fajnego. Ha! Sam na poczatku przebakiwalem, ze napisze wam jedna(!) notke, w ktorej opowiem co sie dzialo przez dwa tygodnie.

 

A i do Andrzeja podchodziliscie z rezerwa. Pojawial sie na blogu od ponad roku w roznych opowiesciach, byly to swietne notki, ale badzmy szczerzy – Andrzej byl ale mogloby go i nie byc i tez byloby fajnie. Wprawdzie za trzy dni Andrzej przestanie pojawiac sie w kazdej notce, ale dzis bylo naprawde blisko, aby przestal pojawiac sie w ogole, bo z samego rana do naszego pokoju weszlo dwoch jegomosciow z zamiarem

ARESZTOWANIA ANDRZEJAza posiadanie narkotykow.
Punktualnie o 6 rano bez pytania i w brudnych butach wpakowaly sie do naszego domku dwa araby.
Rzucili sie na Andrzeja, zwalili go z lozka na podloge. Jeden z nich przygniotl go kolanem, a drugi wyjal z nocnego stolika szuflade i wysypal zawartosc. Wsrod niewykorzystanych prezerwatyw, gumowego wielblada, tabletek na przeczyszczenie znalazla sie takze paczuszka z bialym proszkiem.
– To nie moje! – krzyczal Andrzej lamiacym sie glosem.
– Idziesz do wiezienia polaczku! – warczal na niego arab. – Poznasz czym jest arabskie wiezienie. Zgnijesz w nim ty polska szmato!
– Komin! To nie moje! Czego oni chca! Zrob cos!
Siedzialem na lozku z otwarta geba i milczalem. Nie moglem z siebie wydusic slowa i oczami wyobrazni widzialem Andrzeja zdychajacego w tunezyjskim pierdlu, otoczonego przez czarnuchow-pedalow, karmionego pomyjami.
– Komin! Zadzwon do konsulatu! Ktos mnie wrabia! – wrzeszczal Andrzejek, a lzy naplywaly mu do oczu.
– Milcz polaczku! – krzyknal do niego arab i podniosl mojego kolege z podlogi.- Za posiadanie narkotykow dostaniesz 20 lat!
– To nie moje! Kominek, blagam, ratuj!
Przerwalem milczenie.
– Przykro mi, Andrzejku, dobrze wiesz, ze toleruje wszystko oprocz narkotykow. Zaslugujesz na kare.
– Co ty mowisz? Oszalales? Przeciez wiesz, ze to nie moje! Jestes z nimi w zmowie!
– Idziemy na tortury…- powiedzial arab, a ja wyobrazilem sobie jak jakis tlusty komendant przypala andrzejowe stopy.
– Zaplace wam! Zaplace wam za milczenie! Kominek, dawaj pieniadze, bo ja nie mam.
– Przykro mi, Andrzejku, na mnie nie licz – odparlem zimnym tonem.
– Damy ci szanse – powiedzial arab i dodal. – Puscimy cie wolno jesli powiesz nam, dlaczego kradles nasze blogoslawione dmuchane krokodyle!
– Co…?- wybelkotal oszolomiony Andrzej, spojrzal na mnie, spojrzal na arabow i wpadl w jeszcze wiekszy szok, gdy zobaczyl, ze cala nasza trojka wybucha gromkim smiechem.
Tego sie nie da opisac, to trzeba bylo zobaczyc, jak lecialy nam lzy ze smiechu, a rozdygotany Andrzej nie wiedzial czy ma uciekac czy smiac sie razem z nami.
– Co to kurwa jest? – spytal.
Podszedlem do mego przyjaciela simpatiko, objalem go i wskazalem na arabskich „policjantow” i mowiac po polsku wszystko mu wyjasnilem.
– Poznaj moich przyjaciol. Ten pan z lewej to chuj Hasan. Pamietasz? Wisial mi 5 euro za quady. Wlasnie splacil dlug. A ten drugi – mowiac te slowa zdjalem czapke i okulary arabowi – to jest…
– Szanowny Pan Tunezejczyk! – dopowiedzial Andrzej przypominajac sobie niemile spotkanie z pierwszego dnia, kiedy to zwrocil sie do kolesia per „jeb sie na ryj”. Uwazni czytelnicy z pewnoscia pamietaja obu panow z tamtych notek.
– On to zrobil za darmo, jeszcze podziekowal mi, ze go w to wciagnalem – zakomunikowalem.
– Jak mogles mi to zrobic?
– Gdy nastepnym razem pojedziemy na Sahare i rozdzielimy sie, nie wylaczaj zlosliwie telefonu zebym sie martwil. Obiecalem ci zemste? No to ja wlasnie otrzymales. A teraz idz wysmarkaj nosek i spadamy na sniadanie.
Obrazil sie i na sniadanie poszedl sam:)

KARTAGINE NALEZY ZNISZCZYC!

W czwartek miala byc wycieczka do Kartaginy.
– Kominek, a po co nam jakas Kartagina? Przeciez tam sa tylko gruzy.
– Zebys palancie poznal starozytna kulture.
– Ale ja znam starozytna kulture. W szkole sie uczylem.
– Czyzby?
– A czyzby!
– A poza tym uwazam, ze…
– Co?
– A poza tym uwazam, ze…
– O co ci chodzi?
Chodzilo o to, aby przekonac sie czy Andrzej uwazal na lekcjach. Ciekaw jestem, czy ktos z was bedzie potrafil dokonczyc to zdanie…

A tak na powaznie to chcialem tam pojechac i na jednym ze starozytnych murow sprajem zrobic wielki napis „Kominek tu byl. 146 p.n.e.” (data zaglady miasta:).
Niestety wycieczke odwolano, bo szwabom nie chcialo sie ruszac dupska z hotelu na dwa dni przed koncem wakacji.
Kartagina jeszcze musi na nas poczekac.

WSZYSTKIE ZLE UCZYNKI

Kilka dni temu Andrzej wyliczyl mi, ze w ciagu jednego dnia 28 razy za cos komus podziekowalem, 24 razy o cos poprosilem i 34 razy do kogos sie usmiechnalem. Reke podalem 13 osobom, z 9 arabami zamienilem co najmniej pare zdan.
– Pojebany jestes – podsumowal swoje wyliczenia – Ja nie wiem co z ciebie wyrosnie. Papiezem chcesz zostac?
Moze na papieza mi sie nie chce startowac, bo od 11 miesiecy jestem oficjalnym polskim Antypapiezem, co z pewnoscia starsi czytelnicy pamietaja, ale jadac do Tunezji postanowilem, ze najlepiej bedzie stworzyc kontrast do Andrzeja i kroczyc droga jasnej strony mocy.
W realu jestem milym, kulturanym czlowiekiem, ktory o wszystko ladnie prosi i za wszystko grzecznie dziekuje. Inteligentniejsza czesc czytelnikow nie powinna byc tym faktem zdziwiona.

W kazdym razie nie bez kozery nawiazalem do andrzejowych podliczen. Ostatni dzien w Tunezji postanowilem nie tylko dobrze wykorzystac czerpiac radosc z kazdej minuty, ale i pozostawic po sobie dobre wrazenie. Andrzej tez na to przystal, bo w gruncie rzeczy on ma w sobie troche z grzecznego chlopca. Z notek pewnie wynika, ze robilismy niezla trzode, ale zapewniam was – wszystko bylo z klasa i „szaconkiem”.
– Czyli naprawiamy wszystkie zle uczynki? – upewnil sie Andrzej.
– O ile sie da.
– O ja pierdole…

Z samego rana podrzucilismy do recepcji klucz z basenu, potem odnalezlismy skorumpowanego ciecia hotelowego. Wreczylem mu 10 dinarow odszkodowania za straty moralne, uscisnelismy sobie dlonie i rozeszlismy w pokoju. Pani sprzataczka, ktora codziennie ladnie po nas sprzatala w pokoju, otrzymala 5 dinarow rekompensaty za urazy estetyczne (widok andrzejowych majtek zawinietych w mokry recznik z pewnoscia nie nalezal do najpiekniejszych). Barmanom oddalismy tuzin szklanek, kieliszkow i pokali, ktore Andrzej planowal pozyczyc na wieczne nieoddanie. Trojka naszych ulubionych kelnerow otrzymala po 3 dinary. W poludnie pobieglem do kafejki. Naziiiiiiiiiiir zrobil mi ostatnie pyszne capuccino, za ktore zaplacilem mu potrojnie. Pan kafejkowy tez otrzymal premie. Taksowka udalem sie do mediny, pozwolilem sie oszukac kierowcy na dwa dinary. Chcialem odnalezc Tereka i powiedziec mu, ze w Polsce o jego istnieniu dowiedzialo sie pare tysiecy ludzi i jest slawny. Wydawalo mi sie, ze taka mala bzdura choc troche go ucieszy. Niestety nigdzie go nie znalazlem.
Na sam koniec udalem sie do Mauro, mojego sziszowego mentora, czlowieka, dzieki ktoremu pokochalem palenie tytoniu jablkowego i spedzilem noc z Madame Tunisja.
Mauro ucieszyl sie na moj widok i od razu spytal, dlaczego od czasu spotkania z jego „prezentem” nie pojawialem sie. Nie wdalem sie w dyskusje, tylko krotko mu zakomunikowalem.
– Szanuje wasza kulture, wasze zwyczaje i dlatego stoje teraz dwa metry od ciebie i nie podejde blizej, ale wiedz, skurwielu, ze gdybysmy byli teraz w moim kraju, zrobilbym z ciebie kaleke.
I tak go zostawilem, odszedlem i nawet nie obrocilem sie, aby napawac sie widokiem jego zszokowanego ryja. Jesli wrzuce notke z Madame, zrozumiecie.

Wrocilem do pokoju. Andrzej lezal na lozku i bawil sie bilonami jednodinarowymi.
– Miales je oddac ludziom, ktorym zrobilismy cos zlego – powiedzialem na lekkim wkurwieniu, bo do domu wszedlem od razu po spotkaniu z Mauro.
– No wiem, ale ja chyba nie mam kogo przepraszac – odparl uradowany. – Mnie tu wszyscy lubia.
– Frajer od krokodyla tez?
– Z nim nie gadam! Dwa dni sie targowalem o moje malenstwo. Chuj nie zszedl z ceny.
– Ile chcial?
– 30 euro.
– Ile oferowales?
– 5 euro.
Rozbawil mnie tym:)
– Nooo to baaardzo kurwa dziwne, ze sie nie dogadaliscie! Na jakiej kwocie stanelo? – spytalem.
– 28 euro.
– Hehe! A Helmuta znalazles?
– Nie.
– To idz szukaj. A ten od spadochronow?
– Aaa jeszcze ten. Dobra, zara pojde.
Bylismy w czwartek na spadochronach. Zabawa polega na tym, ze cie doczepiaja do spadochronu i przez piec minut motorowka cie ciagnie, a ty w tym czasie latasz 20 metrow nad morzem. Na ziemie schodzisz naciagajac taki zielony sznurek, ktory troche tam zwija spadochron i pozwala ci opasc. Andrzej przedluzyl sobie lot do 20 minut, bo za nic w swiecie nie chcial naciagnac tego sznureczka, a trzech arabow nie dalo rady sciagnac go na ziemie, bo akurat wtedy niezle wialo.
– A ten od wozkow na bagaze?
– A co my tam takiego zlego zrobilismy?
W sumie nic. Zeszlej nocy zapierdolilismy spod recepcji cztery wozki na bagaze i jezdzilismy sobie na nich po calym hotelu. Dwa polamalismy. Swiadkiem byl przyjazny nam ciec hotelowy, ktory zapewnil, ze o niczym nikomu nie doniesie. Ustalilem, ze powinien dostac swoje 5 dinarow.
– I przepros Helmuta za quady i za to co zrobilismy w autobusie.
– Dlaczego ja zawsze dostaje do pokonania najwiekszych bossow?

Andrzej nie mylil sie. Najwiekszego bossa tak naprawde dopiero mial pokonac…
W tej chwili jest sobota rano, musze urwac notke.
Siedze wlasnie w hotelu przy komputerze i za pol godziny mamy odjazd. Nudze sie jak cholera, bo zdalem klucze, Andrzeja nie ma (lata na skrzydlach milosci) i nie mam co robic. Urywam notke, bo ciekawszy tekst bedzie jesli osobno opowiem wam o mojej ostatniej nocy i jego ostatniej nocy i pewnie cos fajnego wydarzy sie takze podczas dzisiejszej podrozy powrotnej.
Ciag dalszy nastapi w takim razie jutro.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Dodaj komentarz

Connect with Facebook