lip16

Tags

Related Posts

MEDINA

Fotorelacja z wyprawy na najwiekszy, najbrudniejszy, najdziwniejszy i najstraszniejszy bazar w Sousse.

 

 

Czy ja moge prosic o chwile powagi?
Dotychczas mielismy wiele okazji by sie posmiac i pozartowac, ale przyznacie, ze w tym wszystkim brakowalo notki, ktora przedstawilaby te gorsza, wykleta czesc Tunezji. Swiat zwyczajnych ludzi. Ich zycie, ich ryje.
Chcialbym, abyscie po dzisiejszej relacji poczuli sie bogatsi o wiedze, ktorej nie przeczytacie w folderach biur turystycznych.
Pelna powaga!




Nie jestesmy idiotami. Nie wybralibysmy sie do mediny bez zasiegniecia opinii o tym miejscu.

– Musicie tam uwazac na swoje rzeczy. Pelno zlodziei. Jesli wchodzicie do sklepu, mowcie, ze tylko ogladacie, jesli zaczynacie sie targowac – MUSICIE kupic, bo w przeciwnym razie sprzedawca bedzie was opluwal, bluzgal i gonil wkurwiony przez caly targ. I najwazniejsze – oni sie tam boja policji, boja sie aparatow. Postarajcie sie nie robic im zdjec, a jesli juz to wczesniej zaplaccie dinara. Pamietajcie – proscie o pozwolenie i placcie, bo inaczej mozecie wpasc w klopoty.
…powiedziala nam pani zajmujaca sie w hotelu kontaktami z turystami.

– Kominek, co robimy? – spytal Andrzej nie majac pomyslu na wyprawe.
– Jak to, kurwa, co? Zrobimy w medinie fotograficzny konkurs na Miss i Mistera Polonia! I nie damy brudasom ani grosza.

10 kilometrow od hotelu do mediny pokonalismy w taksowce. Cieciu chcial 10 dinarow, utargowalismy na 5, zaplacilem mu papierowe 10 i wydal mi 4 dinary reszty. Uczciwosc to mocna strona arabow.
Wysadzil nas dwa kilometry od mediny wciskajac kit, ze juz jestesmy w medinie. Trase na targ pokonalismy pieszo, a tuz przed dotarciem poznalismy kogos, kogo tez musicie poznac i zapamietac, bo w tej notce przewidzialem dla niego wazna role drugoplanowa.
Panie i panowie – Terek.

– Ale on ma fajne nogi – rzekl Andrzej. – Komin, wez mu powiedz, ze jak zatanczy nam rumbe to dostanie dinarka.
Terek wzbudzil we mnie szacunek. Mialem niejasne wrazenie, ze jest w nim jakas tajemnica, ze nie powinnismy z niego zartowac…
Dalem mlodziencowi dinara, zrobilem fotke i odszedlem zaniepokojony. Moje obawy znalazly swoje potwierdzenie pozniej, gdy dowiedzielismy sie prawdy o (bacznosc) Panu Tereku (spocznij).

PRZED MURAMI MEDINY

Bazar jest otoczony murem. Cholera wie dlaczego, ale ten mur zbudowano dawno temu. Pewnie po to, aby odgrodzic wszystkie szumowiny od cywilizacji. Niedaleko wejscia bylo kino.
– Komin, chodz zobaczymy co graja. Moze sie wybierzemy na cos?
– Do wybory byly dwa filmy. Najnowsza amerykanska produkcja z Christoferem Lambertem i lokalny romans. Polecam powiekszenie tej drugiej fotki, swietne ryje aktorow:)

Poczulismy sie glodni. Ja zjadlem pizze, Andrzej wypil jogurcik. Tunezja to raj dla palaczy. Mozesz palic wszedzie. Mozesz palic nawet wtedy, gdy Kominek wpierdala swoja pizze, a ty dmuchasz mu dymem prosto w w talerz z jedzeniem.

MISTER MEDINA!
Pomysl na zrobienie konkursu wzial sie z czystej przekory. Szybko przekonalismy sie, ze nasza infomatorka nie mylila sie. Cykalem jak glupi fotki stojac raz dalej, a raz prosto przed ryjem tych zakapiorow i widzialem ich twarze pelne nienawisci.
Zreszta sami mozecie sobie wyobrazic, jakbyscie sie czuli, gdyby ktos przerywal wam wypoczynek, stawal przed wami i napierdalal aparatem po twarzy.
Oto parszywa dwunastka i najprzystojniejszych tunezyjczykow. Andrzej upiera sie, ze wsrod nich sa dwie kobiety. Ja nie bylbym tego taki pewien.
Moim ulubionym modelem byl pan trzeci od lewej w najwyzszym rzedzie. Po zrobieniu fotki zerwal sie, zeby nas dogonic, ale po przebiegnieciu dwoch metrow oparl sie o latarnie i zaniemogl.






SZTUKA TARGOWANIA
Musielismy sie ewakuowac z tamtej czesci mediny, bo najpierw jakas babcia zaczela nas pukac i zaslaniac aparat, a chwile po niej dwoch kolesi chcialo nam go skonfiskowac. Zagrozilem, ze wezwe policje i sobie poszli, ale spojrzenia pozostalych arabow nie pozostawialy nam innej mozliwosci, jak grzecznie sie oddalic.

Targowanie z arabami dla jednych jest udreka, dla innych ekstaza.
Kazdy chce na tobie zarobic, kazdy zrobi cie w chuja, kazdy dyktuje cene z kosmosu, bo liczy, ze jestes frajerem.
Dostrzeglismy jak jakis Polak wybiega z krzykiem ze sklepu, a za nim arab wymachuje lapami.
– Jestes z Polski? – spytalem turyste. – Co sie stalo?
– Ten pieprzony arab sprzedal mi szisze. Swietna cena, 55 euro, a na poczatku chcial 140 palant jeden! I jeszcze chcial mi sprzedac szkatulke. Za duzo chcial i powiedzialem, ze nie kupie. To sie wkurwil i mnie zaczal wyzywac. Nie cierpie arabow, ale przynajmniej na sziszy zrobilem interes.
– No to teraz kolejn na nas – stwierdzilem i udalismy sie do tego samego sklepu.

Nie bede wam sciemnial – wiedzialem jak nalezy gadac z nimi, aby procedura targowania odbyla sie zarowno z poszanowaniem dla zwyczajow arabskich jak i z korzyscia dla mnie.
Siedzielismy tam poltorej godziny. Poltorej godziny, zeby kupic jedna szisze. Szisze zreszta wybralem na samym poczatku, ale pozniej zmienil mi na inna. Pozostaly czas to byly negocjacje.
Zaczelo sie jak u tamtego polaczka. 140 euro. Krzycze na sprzedawce, ze ma mnie za idiote, ze znam ceny. Schodzi troche nizej. 100 euro. Mowie mu, ze sprzedaje mi szajs, ze znam sie na sziszach. Wybierami inne, wybrzydzam, krzycze na sprzedawce, on krzyczy na mnie. Spieramy sie, ale co kilka minut klepiemy po plecach. Pogarda i szacunek.
Po pol godzinie przychodzi drugi sprzedawca. Drzwi od sklepu zamyka na zasuwe. Nikt nie moze wejsc.
– Kominek, co jest kurwa?
Uspokoilem Andrzeja i ucieszylem sie, bo w tym momencie wiedzialem, ze trafilem w odpowiednie miejsce i bede mogl opisac wam jak wygladaja kupowanie w najbardziej tradycyjny sposob.
Podano nam po herbatce mietowej. Wygodnie rozsiedlismy sie na kanapie. Tlumacze sprzedawcy, ze 70 euro to zbyt duzo. W sklepach jest taniej i musi zejsc z ceny, bo wyjdziemy. Ten zaczyna lamntowac, ze ma rodzine na utrzymaniu, mowi kilka slow po Polsku, swietnie artykuluje „kurwa” i „warszawa”.
Patrze na zegarek. Ten reaguje agresja i krzyczy, ze u niego czas stoi w miejscu i mam zapomniec o innych obowiazkach. Ma racje, popelnilem faux pax. Przepraszam i prosze, aby pokazal mi profesjonalna szisze, bo zamierzam zainwestowac w dobry towar.
Sprzedawca chowa te, o ktora dotychczas walczylismy. Sciaga z wystawy inna i tlumaczy.
– Jestes moim przyjacielem, nie oszukam cie. Posluchaj, jak moglem cie nabrac. Wszyscy Polacy nie znaja sie na sziszach. Musisz kupowac takie o twardym szkle, zwracaj uwage na podstawke na samej gorze. Musi byc duza, poznasz takie po tym, ze nie sa zwykla metalowa blaszka. Te zwykle zmieniaja kolor po kilku uzyciach, a takich sprzedaje tutaj 90 proc.
Bez pytania rozpala wegielek od sziszy. Mowie mu, ze nie chce mi sie palic. Nie slucha mnie, powtarza, ze mam sie nie martwic i jak nie bede chcial kupic to nie kupie, ale on chce spalic ze mna szisze, bo jestem jego przyjacielem. Tam przyjacielem jest kazdy potencjalny klient.
Prosze o nowy ustnik, biore do ust i wdycham jablkowy dymek. Mijaja minuty, pijemy juz druga herbatke, rozmawiamy o zwyczajach mediny i co chwila wracamy do targowania. Po godzinie cena staje na 50 euro. To 5 euro taniej niz dostal ten Polak przed nami, ktory zreszta kupil rdzewiejacy szajs.
Andrzej sie niecierpliwi. Gdy sprzedawca znika na chwile na zapleczu, mowie koledze, aby za 15 minut zbieral sie do wyjscia i marudzil, ze musimy wracac do hotelu.
Mija kwadrans, podnosze sie z sofy. Jestem niezadowolony. Cena jest zbyt wygorowana. Wyciagam 20 euro. Mowie, ze tyle mu dam i wychodze. Zostaje wysmiany. Wiem, ze przegialem. Cena spada do 45 euro. Nakladam na ramie torbe i wyciagam reke w strone sprzedawcy dziekujac za goscine i przepraszajac, ze nie kupie u niego.
Zatrzymuje mnie silnym usciskiem, prosi o chwile cierpliwosci. Przeciez mozemy sie dogadac jak przyjaciele. Andrzej stoi juz na progu, odsuwa zamkniecie i otwiera drzwi. Pogania mnie.
Jeszcze przez dziesiec minut ni to wychodze, ni zostaje by sluchac narzekania sprzedawcy, ktory biadoli, ze go puszcze z torbami, ze jego dzieci nie maja na chleb, ze taniej nie moze. Gdy zdecydowanie zaczynam kierowac sie w strone drzwi pada ostateczna oferta – 40 euro.
– Dam ci 35 euro, ale kupie jeszcze 50 wegielkow i cala palete tytoniu o ile podasz mi za nie lepsza cene niz widzialem w sklepach.
Sprzedawca wyciaga dlon. Dobilismy targu. Ale i byla to moja porazka. Bo jesli ostateczna cene ustala klient to znaczy, ze sprzedajacy zgodzilby sie na jeszcze mniejsza. Nie dbam o to, pare euro to zadna strata, a jestem szczesliwy, ze bralem udzial w poltoragodzinnym przedstawieniu i mam fajne wspomnienia. W Polsce taka sytuacja nigdy nie mialaby miejsca.
A oto moja szisza:

SPACER PO MEDINIE

Dzwigajac w plecaku ciezka szisze udalismy sie w droge powrotna do cywilizacji. Duchota i klaustrofobiczne uliczki mediny wywolywaly w nas mdlosci. Nie tylko ludzie byli nam wrodzy, takze zwierzeta patrzyly na nas nieufnie…

Ten kot chcial nas zjesc…


a King Kong na nasz widok poczal wzywac posilki…

a jakis dziadek straszyl nas krwiozerczym jezem i zolwiami mutantami…



Po drodze spotkalismy pana, ktory wyszedl z tutejszego makdonalda. U nich bigmakiem sa takie cienkie placki wypelnione zgnilym miesem i ogorkami nakladanymi brudnymi lapami z czarnym obraczkami na paznokciach.

Zas po wyjsciu z mediny oczom naszym ukazalo sie kilka dziwnych znakow. Metoda skojarzen obaj zrozumielismy ich sens. Pamietacie Tereka?
To nie byl zwykly kaleki chlopiec o czym przekonacie sie powiekszajac fotke…

I to koniec naszej podrozy po medinie.
Drogie czytelniczki, jesli chcecie maile do panow na zdjeciach, dajcie znac.

Ciekaw jestem, co sadzicie o arabskim zwyczaju, ze o wszystko trzeba sie targowac. Chyba bedzie mi tego brakowalo w Polsce.

Wyprawa byla bardzo przyjemnym doswiadczeniem, kupilismy szisze, troche przypraw, jakies drobne prezenty dla rodzin, ale przede wszystkim wreszcie poczulismy prawdziwy arabski klimat. Trzy godziny wystarczylo nam jednak, by zatesknic za luksusem i wrocilismy do naszego hotelu. W jutrzejszej notce opowiem wam o kilku fajnych zdarzeniach z hotelu a takze – choc doslownie w paru zdaniach – powroci stary dobry wielki dmuchany krokodyl.