ŁAWECZKA
Każdy ma swoją.
Tak naprawdę to nie była ławeczka, tylko próchniejące, przewrócone drzewo, które wybraliśmy z dwóch powodów: było na tyle daleko ścieżek nadmorskiego parku, że mogliśmy tam być sami, a także dlatego, że było to jedyne próchniejące, przewrócone drzewo, po którym nie chodziły te pieprzone robaczki.
I to drzewo nazwaliśmy ławeczką. Bo tak ładniej.
– Trochę tu mniej romantycznie niż na wydmach, ale przynajmniej piasek nie wchodzi mi w majtki – stwierdziłem odkrywczo.
– Mnie z tobą jest wszędzie dobrze – odpowiedziała – ale tu jest wyjątkowo. To będzie nasza ławeczka. Jeśli kiedyś będę chciała cię odnaleźć, szukanie zacznę od tego miejsca. Masz tu na mnie czekać, rozumiemy sie?
– Za kilkanaście lat tego drzewa tu nie będzie. Może lepiej na wydmach. Bardziej symboliczne, bo tam dałem ci pierwszego buziaka. Centralnie w kilogram błyszczyka na ustach.
– Ej, to ja ci dałam! Ale pierwszą noc przegadaliśmy pod moją klatką, choć… zakochałam się w Tobie, gdy zostawiliśmy resztę i usiedliśmy przy fontannie. Sporo tych miejsc… To może po prostu, jeśli będziemy chcieli się odnaleźć, zapukasz do moich drzwi?
– Dobrze. Dwa razy. Jeśli nie otworzysz, będę cię szukał wszędzie tam, gdzie byliśmy razem.
Zamyśliła się i rzekła po chwili
– Myślę, że będę tu wracała. Na naszą ławeczkę. To było pięć najpiękniejszych… no może po prostu całkiem udanych dni mojego życia.
– Ale ci ciężko te komplementy przechodzą przez gardło.
– Bo wiem, że im więcej powiem tym bardziej będę tęskniła.
– To nie wyjeżdżaj. Potrzebna ci ta cała Francja.
– Pół roku, może trochę dłużej. Będziemy do siebie pisać. Ja będę. Nawet jeśli Tobie nie będzie chciało się odpisywać, co znając Ciebie jest całkiem prawdopodobne.
– E tam!
CZAS PRZESZŁY
To było 10 lat temu, może mniej.
Napisała do mnie kilka razy. Jakoś nie mogłem zdobyć się na sklecenie kilku słów, odkładałem to na później, a czas sobie mijał. Gdy odpisałem po kilku miesiącach, już nie otrzymałem odpowiedzi.
Nigdy więcej się nie zobaczyliśmy. Nie mieszkała w moim mieście, wtedy wakacje spędzała u babci, ale nie znałem dokładnego adresu, nie znałem jej nazwiska, nie mieliśmy komórek, internetu. Cytując klasyka – nie było niczego.
Ale wracałem na naszą ławeczkę. Bardzo często. Tam siadałem, gdy byłem smutny, gdy dostałem pałę ze sprawdzianu, gdy znowu coś mi w życiu nie wyszło. Tam w ciszy i spokoju uczyłem się do matury, tam pojechałem, gdy już ją zdałem, aby zastanowić się, co jest lepsze w życiu – bezrobocie, wojsko czy może jakieś studia?
Nigdy nie zabrałem tam żadnej innej kobiety.
Nie wiem, jak wiele godzin spędziłem na naszej ławeczce, łudząc się na romantyczne zakończenie tej historii. Nie wiem, jak wiele razy czułem się tam bardzo samotnie.
Aż dwa lata później okazało się, że ta ławeczka należała do kogoś innego.
STARY DZIAD
Siedział bezczelnie na naszym przewróconym drzewie. Dziwny, bo z pozoru zaniedbany, ale idealnie czyste buty, a obok niego leżał tulipan. Taki dosyć mocno obcięty, nie wiem jak to opisać. Nieważne.
I ten dziad tam siedział!
Akurat wtedy, kiedy ja chciałem. Cały rok mnie tam nie było! Czy nie mógł przyjść godzinę później? Albo nigdy? Stary już był. Zapomniał umrzeć czy co?
Pomyślałem – tylko się z nim przywitam. I tak nie mielibyśmy o czym gadać, gówniarz przecież jestem, a ten pewnie prawiłby mi o wojnie. Choć był tak stary, że pewnie pamiętał czasy zaborów albo średniowiecza.
– Widzę, że pan czeka na kogoś. Ja też tu przychodzę czasami – zagaiłem nieśmiało.
– I też czekasz.
Dziwne. W jego odpowiedzi nie było pytania.
Chyba chciałem to z siebie wyrzucić, bo ani się obejrzałem, a to ja stałem się starym dziadem opowiadającym o przeszłości.
– … i tak sobie tu wracam od paru lat – stwierdziłem na koniec.
– Z miłości?
– Sentymentu.
– Nie. Takiego sentymentu nie ma bez miłości.
TAM, GDZIE JUŻ NAS NIE MA
Stary dziad podniósł tulipana, pogładził płatki, uśmiechając się pod nosem.
– Dobrze wam tu razem? – zapytał.
– Słucham?
– Niewygodnie wam tu. Z całym szacunkiem do tego przewróconego drzewa, ale kiedy my tu przychodziliśmy, po prostu rozkładaliśmy koc.
– Za dużo robaków.
– Ech, to że z ciebie gówniarz to pół biedy. Baba z ciebie rośnie. Robaków się boi!
Wzburzył się stary dziad, no. Ale podobało mi się. Miał rację. Zresztą my też mieliśmy koc, ale kładliśmy się na nim na plaży. Ale kiedy powiedział „przychodziliśmy”, zrozumiałem coś.
– Ta ławeczka najpierw należała do pana.
Zaprzeczył i ponownie zapytał:
– Zapytałem, czy dobrze wam tu razem, ale ty nie widzisz jej, prawda?
– Tak naprawdę to nie rozumiem tego uczucia, ale…
Każdy z nas ma swoją ławeczkę. Nawet nie jedną. Mamy takie miejsca, do których potrzebujemy wracać, nawet jeśli pamięć o nich budzi w nas tęsknotę. Miejsca, które opowiadają naszą historię, piękne chwile z tymi, którzy kiedyś byli nam bliscy. To podwórka naszego dzieciństwa, domy naszych rodziców, dziadków, pierwsze pocałunki, spacery, obietnice, wyznania, rozczarowania. Gorycz rozstań. To piosenki, które razem słuchaliśmy, słowa, których nie chcemy zapomnieć. Często łapiemy się na naiwnej wierze, że może one wcale nie były ulotne i musimy jeszcze trochę poczekać?
To miejsca, w których zawsze czujemy się samotni i wcale z tym nie walczymy, wręcz pogłębiamy uczucie bezsilności, zastanawiając się… czy ta druga osoba też o nas pamięta, czy to samo czuje, czy należąc już do kogoś innego, wciąż darzy szacunkiem wspomnienia chwil spędzonych z nami? I czy też lubi do nich wracać?
W myślach, bo wstydzimy się na głos, pytamy ich: gdzie teraz jesteś? czy wciąż nas pamiętasz? Czy wiesz, że ja pamiętam?
To miejsca, w których wszystkie pytania, jakie sobie zadajemy, pozostają bez odpowiedzi.
TAM, GDZIE WCIĄŻ JESTEŚMY
– To tak jakbym nie potrafił pogodzić się z tym, że wszystko przemija. Że tu, w tym miejscu, w którym pan siedzi, kiedyś siedziała ona… i już jej nie ma. Tak jakby nigdy nie było. I nikt o tym nie wie. Cały świat jest kompletnie nieświadomy tego, co tu się wydarzyło, tak samo jak pozostanie nieświadomy naszego spotkania. A ja wciąż tu będę wracał i będę pana pamiętał. Jak to jest, że wszystko sobie po prostu tak przemija? I zastanawiam się, czy jestem jedyną osobą na świecie, która tak właśnie myśli. To głupie.
Stary dziad zamyślił się, po czym odparł.
– Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić. Uczuciami, które należą tylko do nas. Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział kiedyś, że to, co zachowujemy dla siebie, umiera z nami, lecz to, co przekazujemy innym, staje się nieśmiertelne.
– Ale inni nie rozumieją naszych uczuć. Zrozumienie wyrażają poprzez współczucie, lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymi sami.
Stary dziad na chwilę zamilkł.
– Przyjrzyj się mi. Poznajesz?
Odwróciłem się w jego stronę. W pierwszym odruchu pomyślałem, że mogliśmy się już kiedyś spotkać, ale nie. Nie o to mu chodziło. Chciał mi dać do zrozumienia, że nie jestem nikim wyjątkowym ze swoimi myślami.
– Nie ma nic złego w rozpamiętywaniu przeszłości, bo ja też mam powód, by tu wracać.
Po tych słowach zrozumiałem, że stary, posiwiały dziad był tym, kim ja kiedyś będę. Nim. Starym dziadem rozpamiętującym coraz więcej tego, co minęło. Tym samym sentymentalnym idiotą, jakim jestem teraz. Wracającym do miejsc, w których nie pozostało już nic z przeszłości.
– Mylisz się. Ty wracasz tutaj i czujesz się samotny. Ja w takich miejscach nigdy nie jestem sam. Próbowałeś kiedyś wyobrazić sobie, że to, co się działo tutaj między wami, wciąż trwa i nigdy się nie skończyło? Rozejrzyj się i najzwyczajniej w świecie zawołaj ją.
Jeśli tylko uwierzysz, że ona usłyszy Twoje wołanie, za chwilę znowu będzie tu z Tobą.
Tamtego roku było to moje jedyne spotkanie z nim. Ponownie spotkaliśmy się rok później. Ale wtedy byłem już trochę mądrzejszy i ciekawszy jego życia. On sam czuł potrzebę przekazania tego mi, pewnie nie chciał, by odeszło razem z nim.
Opowiadał mi o tym, co już wam pisałem – uczuciach, które wolał ukrywać w milczeniu, o historii tulipana, kobietach swojego życia, przyjaźni, rozstaniach, kiedyś napiszę wam, co radził na złamane serce, bo to także bardzo dobrze zapamiętałem. Oczywiście sprzedał mi też kilka bzdur o wojnie, bo pomimo wszystkich swoich zalet był tylko starym dziadem.
Gdzie jest teraz? Chyba w niebie, ale nie mam tej pewności, bo nawet na starość nie chciało mu się uwierzyć w Boga i nie sądzę, by przed śmiercią zdobył się na ten zbyteczny wysiłek.
Wiem natomiast, gdzie spotykam go każdego roku, na przełomie lipca i sierpnia. Tam, gdzie kiedyś leżało przewrócone drzewo. Dziś już go nie ma. Nie ma naszej ławeczki, ale nic nie szkodzi, bo zabieram ze sobą koc.
On siada razem z nami. Czasami każę mu znikać, bo nie o wszystkim musi słyszeć. Czasami każę znikać jej, bo nie wszystko muszę jej mówić. Trochę zostawiam na dzień, kiedy tam wróci, choć wiem, że to nigdy nie nastąpi, ale nie żałuję, bo to jest ten rodzaj uczucia, które jest najpiękniejsze wtedy, kiedy nie możemy go zrealizować.
Kiedyś myślałem, że w tych miejscach, do których tak lubimy wracać, już dawno nas nie ma.
To nieprawda. Przyjrzyjcie się im kiedyś. Nawet w tej chwili. Dostrzeżecie samych siebie sprzed lat. Uśmiechniętych, naiwnych, szczęśliwych. Razem z tymi, których kochaliście. Tymi, których chwilami tak bardzo wam brakuje, bo umarli, bo poszli swoją drogą, bo pozwoliliście im odejść. Łatwo jest wspominać i patrzeć na te puste miejsca, pamiętać, że kiedyś byliście tam razem i to wszystko się skończyło, ale o wiele piękniej jest uwierzyć, że tam wciąż toczy się wasze życie. Wciąż tam jesteście.
c.d.: Ławeczka II
To chyba jeden z tych piękniejszych i bardziej romantyczniejszych wpisów na tym blogu.
Dokładnie, każdy z nas ma takie „ławeczki”.
Pingback: ŁAWECZKA II | Kominek IN
Pingback: ŻYCIE UKRYTE W MILCZENIU | Kominek IN
Jestem zachwycona Twoją umiejętnością pisania, opisujesz wszystko tak prawdziwie, skłaniasz do refleksji…Mam nadzieję, że będziesz kiedyś sławnym na całym świecie pisarzem, blogerem i co jeszcze chcesz. Od kilku dni czytam Twoje teksty i chciałabym przeczytać również książki, które napiszesz..ja wolę wersję papierową.
Zatkało mnie.
Pingback: Kominek wróci do ciebie jutro | Kominek IN
Takie wpisy jak ten przywracają mi wiarę w to, że delikatne uczucia, jak np. sentyment, w dzisiejszych czasach jeszcze nie umarły, że są ludzie, którzy potrafią je odczuwać prawdziwie i realnie, nie tanio jak nas tego uczą niektóre amerykańskie filmy. Przywraca mi też wiarę, że pod tą cyniczną kominkową powłoką kryje się wrażliwe serce prawdziwego romantyka 😉
Nie wiem po co czytam ten tekst po raz kolejny, zamiast dokończyć pakowanie przed jutrzejszym wyjazdem siedzę i pogrążam się w sentymentalnym wspominaniu, przy ulubionym „Last Kiss” PJ oglądam zdjęcia z żagli, z gór, ze spacerów i wspólnych imprez.. z każdym moim ukochanym to były dobre chwile, ale od jutra zaczynam gromadzić „nowe dobre”.
to zdecydowanie mój ulubiony tekst 🙂
Pingback: 10 najlepszych tekstów 2012 roku | Kominek IN
najpierw przeczytałam II, ale musiałam przeczytać I ! wzrusza.. łapie za serce 🙂 zatrzymałam się na chwile i przeniosłam się tam, zostawiając zgiełk dnia codziennego.