Continue Reading"/>
62352bd05ca6660f7df68bd05a77524c

KSIĘŻYC NAD MARZENIAMI

Jak wiele czasu dałeś sobie na realizację marzeń i dlaczego nic nie robisz, by je zrealizować?

 


NASZE NAJWIĘKSZE MARZENIE


Sierpień. Wiklinowy koszyk na nadmorskiej plaży. Siedzę w nim razem z kolegą Andrzejem. Pamiętacie go jeszcze? Jeśli nie, to koniecznie przeczytajcie ANDRZEJ: HISTORIA CHOROBY

– Andrzej, co z nami teraz będzie?
– A bo ja wiem – odparł przypalając sobie zapalniczką włoski na dużym palcu nogi – Ej, a próbowałeś kiedyś depilować sobie włosy w nosie wciągając ogień z zapalonej zapalnczki?
– Każdy próbował.
– A myślałem, że to ja jestem dziwny.
Pamiętam jak dziś – księżyc był w pełni. Wiele razy w swoim życiu patrzyłem na księżyc w pełni, ale pamiętam tylko cztery takie księżyce.
– Andrzej, nasze życie jest jakie jest. Ani dobre, ani złe, ale trzeba coś zmienić. Gdzie chciałbyś być za rok o tej samej porze?
Na odpowiedź musiałem poczekać aż kolega skończy pocierać poczerwieniony nos z poparzeniami trzeciego stopnia.
– Ty wiesz, gdzie zawsze chcieliśmy być.
– Ale byliśmy za mali.
– No teraz też nie jesteśmy jeszcze pełnoletni.
– Myślisz, że to już czas?
– Widzisz ten księżyc? Daj mi jeden powód, dla którego za rok o tej porze nie moglibyśmy oglądać go z tamtego miejsca.
– Kasa?
– Zarobimy.
– To lecimy.
– To lecimy!
Nigdy nie zapomnę tej nocy. Siedzieliśmy do rana w wiklinowym koszu i jak małe dzieci jaraliśmy się swoim najnowszym planem na życie.

Postanowiliśmy polecieć do Stanów Zjednoczonych i spełnić tam kilka prostych marzeń, w rodzaju: zagrać w filmie z Tomem C., przejechać się żółtą taksówką, zjeść z ulicy hot-doga, poderwać laskę na plaży w Miami, obsikać napis Hollywood, itd…
Wiele razy na blogu czy to w tekstach czy w komentarzach wspominałem, że zobaczyć USA to moje największe niespełnione marzenie.
Daliśmy sobie na to rok. Uczciwie zarobić pieniądze i ruszyć w największą przygodę naszego życia. Sprawić, by jedyna różnica między naszym życiem a filmem polegała na tym, że nad naszymi głowami nie pojawiałyby się napisy.
To była druga pełnia księżyca, jaką pamiętam.
To było 11 lat temu.

 

PIERWSZA PEŁNIA KSIĘŻYCA 


Mały Kominek nie mógł spać. W pokoju było tak widno, że mogłem czytać książki. Gdybym tylko lubił to robić, a wtedy chyba jeszcze nie lubiłem. Całą noc podziwiałem cudowny księżyc walący mi swoją poświatą centralnie w okno. Miałem wtedy lornetkę od dziadka. Próbowałem dojrzeć przez nią, czy ktoś na nim nie mieszka.
Następnego dnia powiedziałem o wszystkim cioci.
– Nie mogłem zasnąć, bo cały czas gapiłem się na księżyc. Co jest w nim takiego fajnego?
– Na księżyc patrzą się zakochani. Pewnie zakochałeś się. No przyznaj się…
Cholera, to była prawda. Na imię jej było Anita.  

Poznałem ją na plaży, zwyczajne poznanie się, jakoś tak wyszło, że oderwaliśmy się od ekipy i poszliśmy na spacer. Spacer, który skończył się dopiero nad ranem, gdy już całą plażę zaoraliśmy w każdą stronę.
To była jedna z tych nocy, które dla niektórych istnień kończą się wyznaniem miłości.
O ile dobrze pamiętam – dla mnie skończyła się pierwszym pocałunkiem.

Później nasze drogi to się łączyły, to znowu rozchodziły, ale Anita była cały czas obecna w moim życiu. Jako ta, która kiedyś będzie moją żoną. Nie przeszkadzało jej, że w międzyczasie podkochiwałem się w innych. Wiedziała, że młodość musi się wyszumieć. Trwała przy mnie lub tuż obok przez wszystkie lata liceum.
Aż przyszedł moment, który wszystko zmienił.

Nigdy nie jest zbyt późno, by kogoś uratować

Te słowa usłyszałem pierwszy raz na przełomie wieków i wryły mi się w pamięć, bo osoba, która je wypowiedziała, obiecała, że kiedyś zrozumiem ich znaczenie.
– Nie prosiła mnie o pomoc – broniłem się.
– Błagała cię o nią. Pamiętasz, jak mówiłem ci, że lubimy pamiętać to, co nigdy się nie wydarzyło? Skrywamy życie w milczeniu, niewypowiedzianych słowach, obietnicach, wyznaniach, których nigdy nie zamieniliśmy na słowa. Później tęsknimy do życia, którego nigdy nie było, bo żałujemy tego, czego na własne życzenie nie chcieliśmy przeżyć.
– Ale to wciąż dotyczy tylko nas. Naszej prywatnej odpowiedzialności za własne życie, tak?
– Otóż to.
– Na czym polegał mój błąd?
– Myślę, że nie tylko nie miałeś odwagi usłyszeć jej wołania o pomoc, ale przede wszystkim zrobiłeś wszystko, by tej pomocy nie udzielić.
– Gdybyś był na moim miejscu…
– … zachowałbym się tak samo. Ale kiedyś, niestety wtedy, kiedy już nic nie będziesz mógł zrobić, przypomnisz sobie jak mówiłem, że nigdy nie jest za późno, by kogoś uratować.
– To nie ma sensu.
– Cierpliwości.

PRAWA I OBOWIĄZKI


Ponad rok temu opublikowałem tekst pod tym tytułem i zapowiedziałem ciąg dalszy, ale ciągu dalszego nie mogło być.
W tym tekście wspominałem o kobiecie, której spieprzyłem życie, o co miałem do siebie zawsze żal. Andrzej ją spotkał, na ławce, na której razem z nią siedziałem przed laty. Obok niej biegał jej syn. Powiedział, że pomaga matce w prowadzeniu sklepu.

Myślałem, że spotkam się z nią i po tym spotkaniu napiszę drugą część tekstu, ale gdy pojechałem do rodzinnego miasta okazało się, że owszem, była tam, owszem pomagała mamie, ale tylko przez chwilę. Po prostu przyleciała na wakacje. A dziecko, którym się opiekowała nie było jej. Nawet nie wiem kogo. Może jej brata. Nieważne.
Była w Polsce tylko przez parę tygodni i wróciła do Stanów, gdzie mieszkała od czasów, gdy widziałem ją ostatni raz.

Przez ostatni rok wiele razy łapałem się na myśli, że chciałbym się z nią spotkać. Będąc w domu na święta wypytywałem czy jest w mieście, ale nie było jej. Byłem ciekaw, jak sobie ułożyła życie beze mnie, byłem i jestem ciekaw, czy ma do mnie żal, byłem i jestem ciekaw, czy to uczucie, przed którym skutecznie się bronię, na nowo mogłoby się we mnie rozpalić, gdybym ją ponownie zobaczył.
Gdy ją zostawiałem była jeszcze nastoletnią dziewczynką, dziś jest już dorosłą kobietą.
Potrzeba zobaczenia jej osiągnęła swoje apogeum parę tygodni temu…

 

 

DRZEWMAN – BATMAN


– Wiesz, Komin, po tej historii z Japonką było z nim źle… – powiedział mi osobnik, którego wy znacie pod pseudonimem Drzewman-Batman. Jedyny żyjący przyjazny dresiarz. Urodził się z Nokią w dłoni, od razu w dresach i mówi z błędami ortograficznymi.
Legendarny tekst ze starcia Drzewmana i Andrzeja przeczytacie w: HISTORIA DRZEWMANA – BATMANA

Japonka to skośnooka kobieta Andrzeja. Poznali się podczas naszego rejsu po Nilu trzy lata temu.
– Gówno, a nie źle! Ten baran uciekł na koniec świata przed kobietą, która go niby odrzuciła, a to była nieprawda, bo gadałem z Japonką i było dokładnie na odwrót! Ona chciała nawet do Polski się przeprowadzić, aby z nim mieszkać! Po to właśnie poleciałem za nim do Azji.
– On był w tym Tajwanie?
– Tajlandii.
– Jeden hój.
– Był. Ale ja byłem na Phuket, a on na dupach w Bangkoku. Nie miałem kasy, aby do niego dolecieć.
– No ale mówił mi, że gadaliście.
– Przez telefon.
– Jaki?
– Komórkowy. Mówił, że chce jeszcze polatać po świecie i wróci do kraju.
(wybaczcie, że podczas wyprawy do Tajlandii wam o tym nie powiedziałem, ale nie pasowało mi to do fabuły skupionej na poszukiwaniach Andrzeja :-))

– Nie wróci.
– Bo?
– Bo nie ma do czego wracać. Jak gadał z Polejem (nasz kolega) to coś chrzanił, że jego życie nie ma sensu i chce już tylko przeżyć największą przygodę w Stanach, a potem skoczyć z wielkiego kanionu. Wiesz, rzucał mi takie pijackie teksty na litość.
– Gdzie on teraz jest?
– Zadzwoń i zapytaj. Chcesz numer?
– Masz numer do Andrzeja?!?!? Dawaj mi go baranie, a nie mi tu kawałki o księżycach zapodajesz.
– To ci wyślę. Mam wbity w Nokię moją. Ty, a dlaczego on do ciebie nie zadzwonił?
– Pewnie dlatego, że numer, który miał jest nieaktywny. A może wie, że zrobię to, co zimą. Przylecę po niego.
– No dobrze by było. Kaskę mi wisi.
– Ile.
– Za piwo. Ale wiesz.
– No. Wiem. Odzyskam dla ciebie te pieniądze, Drzewman. Co do grosza.


ROZMOWA Z ANDRZEJEM

Szczegóły rozmowy zostaną opublikowane innym razem. Mogę tylko zapewnić, że Andrzej jest tam szczęśliwy. Trochę zagubiony, stęskniony, samotny, ale zapewnił mnie, że dużo pracuje, aby zarobić pieniądze i ruszyć w kraj w podróż swego życia. Czeka aż przylecę, bo on sam boi się ruszać poza swoją dzielnicę. Kurtuazyjnie obiecałem mu, że nastąpi to w ciągu roku, choć sam w to nie wierzę i chyba powinniśmy zacząć uważać go za zamknięty rozdział tego bloga.
Dementuję pogłoski jakoby miał cokolwiek wspólnego z wyciekiem ropy w Zatoce Meksykańskiej.

TAM, GDZIE NAS NIE BĘDZIE


Jest pierwsza połowa lipca. Jestem w Turcji i piszę ten tekst, choć wiem, że go jeszcze nie opublikuję. Wiem, kiedy to zrobię. Jak na złość niebo jest dziś zachmurzone. Chrzanić księżyc.
Rozmyślałem nad momentem życia, w którym jestem teraz. Nad życiem, które planowałem przed laty, nad marzeniami, które wciąż pozostawały w fazie realizacji.
Albo zapomnienia. Bo z marzeniami jest tak, że mało robimy, by je realizować, ale potrafimy doskonale oszukiwać samych siebie, że kiedyś je spełnimy. Gówno prawda. Życie nam mija na realizowaniu codziennych, przyziemnych spraw.

Dwie osoby bliskie memu sercu są w miejscu tak niedostępnym. Z obiema mam niedokończone historie. 
Nic już nie mogę zrobić. Wiem, że w odpowiednim momencie nie zmieniłem ich życia, choć mogłem.
Wystarczyłaby jedna rozmowa, inne decyzje.
Zawsze tak jest. Jedna rozmowa, inne decyzje i nasze życie biegłoby innym torem.
Oboje mieli wybór: pozostać dzieckiem czy pogodzić się z dorosłością?

Ona przeze mnie musiała dorosnąć, on od tego ucieka.

Intuicyjnie wyczuwam, że oboje odegrają jeszcze jakąś rolę w moim życiu. Coś mi mówi, że bardzo dużą i jest to wystarczający powód, aby w ciągu roku do nich dotrzeć. O ile nie będzie za późno – wyobrażacie sobie Andrzeja w USA? Ten kraj nie obroni się przed nim, a im dłużej on tam przebywa tym większe szanse, że dojdzie do zagłady. Andrzej w Ameryce. No sami powiedzcie – czy jest lepsze miejsce na świecie dla takiego agenta jak on? Heh, w pale mi się to nie mieści. Klasyka rocka. Szkoda, że mnie tam nie ma. Tam się dzieje historia.

Zazdroszczę mu umiejętności rzucania wszystkie w cholerę i życia z dnia na dzień. Ja tak potrafię tylko z kobietami. Dziś jesteś ty, jutro twoja koleżanka. Andrzejowi nigdy nie udało się od niczego uzależnić, ale nie jestem pewien, czy życie bez zobowiązań byłoby takie fajne?
Jestem natomiast pewien, teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, że pewnego dnia znowu spojrzę na pełnię księżyca, piąty raz w życiu ją zapamiętam i będzie to pierwsza pełnia, przy której pomyślę, że nie tylko wciąż mam marzenia, ale właśnie zacząłem je realizować.
Czego i wam życzę.

 

 

 

Komentarze

  1. Pingback: Teksty z wyprawy do USA | Kominek IN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>