Jak uratowałem naród od zagłady
Niedziela rano. Czwarty dzień po przylocie.
Stoję na przeciw Niemca, który jest Duńczykiem. Na oko wygląda jakby mial 150 lat. Duńczyk stoi nad moim łóżkiem w samych gaciach, wystraszony jak moja była przy sikaniu na test ciążowy.
– Trzeba powiadomić kogoś! – krzyczy – Ja panu wierzę, że to nie pan, ale jeśli nie pan to kto? Żona całą noc umierała ze strachu!
– Dobra, pogadam z manadżerem hotelu i wyjaśnimy zagadkę naszej nocy.
– W tym hotelu są duchy!
Tak. Duchy hotelowe to była główna atrakcja dzisiejszego poranka. Zanim jednak o tym opowiem, cofnę się do dnia poprzedniego, który był równie ciekawy, bo całkiem przypadkowo i niejako z przymusu znalazłem się w miejscu, w którym nie chciałem być i tam zostałem zdemaskowany przez jedną z czytelniczek i komentatorek bloga.
Zatem po kolei.
PIERWSZY PORANEK
Był fatalny. W tym hotelu nic nie działało tak jak powinno. Jeszcze przed śniadaniem kazałem sprzątaczce zrobić w tył zwrot i umyć panu kibel. Potem ściągnąłem Boba budowniczego, aby zrobił mi zamek w drzwiach. Następnie wróciłem do recepcjonisty i mówię mu.
– Wiem, że jak się podróżuje z Polski to ma się zawsze najgorsze pokoje, ale chodzi o to, że od śmietnika dzieli mnie długość mojej ręki wyciągniętej przez balkon. Czy moglibyśmy zwiększyć tę odległość choćby o jedno piętro?
– Sorry sir. Wszystkie pokoje zajęte. Mamy cały hotel.
– Jest pan pewien?
Recepcjonista sprawdza w komputerze.
– Tak, sir. Naprawdę nie mogę pomóc.
Dyskretnie wskazuję na niego palcem.
– 20 dolarów tylko dla ciebie, jeśli do końca dnia znajdzie się dla mnie pokój.
– Ok, sir. Dam panu znać.
Przeciętny Polak woli przez cały pobyt narzekać na dupny pokój niż dać w łapę parę dolarów i cieszyć się warunkami takimi jak mają sąsiedzi z Zachodu.
Recepcjonista znalazł mi pokój, ale był bez telewizora. Nie zgodziłem się. Wróciłem do swojego. Wolę beznadziejne lokum z „Plebanią” niż apartament, w którym z nudów musiałbym czytać książki.
Ale najcięższy bój był dopiero przede mną.
INTERNET
Tradycją moich wypraw jest, że nie podaję od razu miejsca mojego pobytu i sami macie zgadywać, dlatego nie mogę napisać o jaki kraj chodzi, ale znalazłem się w kraju, w którym sieć bezprzewodowa nie działa na Windows 7. System miał premierę dopiero pod koniec ubiegłego roku, ale zniszczenia jakie spowodował wśród tutejszej ludności są ogromne.
– Zawsze tak było. Działa tylko na windows XP albo starszych.
– Jak możecie się na to godzić? Gdzie się podział wasz duch walki?
– Zrobiliśmy wszystko co możemy.
– Dobra, zanim się tym zajmę, musimy się na wszelki wypadek dogadać, bo ja bez sieci sobie tu nie poradzę. Sex juro to za dużo jak dla mnie.
– Takie są ceny.
– Rozumiem, ale jestem tu po to, aby pisać o tobie i o tym hotelu, rozumiesz? Wybrałem ten hotel, bo miała być sieć za darmo. I co ja mam teraz napisać Polakom?
O dziwo odpowiedź uzyskałem natychmiast.
– Dam panu klucz do pokoju z internetem płatnym. Jeśli nie będzie tam ludzi, może pan tam siedzieć ile chce i kiedy chce, ale tylko na mojej zmianie, ok?
– Rozsławię twoje imię.
Niestety zapomniałem jak się nazywał.
HEROICZNA WALKA
Problem braku bezprzewodowej sieci na Windows 7 trapił ten kraj od wielu pokoleń. Wielu dzielnych mężów zginęło szukając właściwego rozwiązania, wiele rodzin straciło swych ojców dziadków i synów. Wszystkie krucjaty kończyły się niepowodzeniem, a ci nieliczni, którym udało się wrócić z poszukiwań świętego Graala internetu, opowiadali historie o wybrańcu, który miał przybyć tu za dalekiej północy i położyć kres złodziejskim opłatom z drogi hotelowy internet po kablu.
Gdyby tylko był ze mną Andrzej, nie miałbym wątpliwości, że przepowiednia mówiła o nim. Niestety wbrew plotkom, doniesieniom prasowym i setkom publikacji podważających jego istnienie, jedno zawsze jest pewne – Andrzej żyje i gdybym tylko wiedział, gdzie jest – byłby tu ze mną. Przecież wiem, że bez niego teksty nie są tak ciekawe.
Jednak jego nie było, a ja idąc ulicami zasłanymi trupami ludzi trzymającymi kurczowo w pośmiertnym uścisku pordzewiałe laptopy, na których sieć nigdy nie zajrzała, nabierałem przekonania, że moim celem jest przywrócić im radość życia. Dać darmowy bezprzewodowy internet. Byłem Wybrańcem, the chosen one, byłem ostatnią nadzieją białych.
I jedynym białym tak przy okazji.
Wszedłem więc na kominek.tv (to taki blog, też pisany przeze mnie) i zwołałem do boju najdzielniejszych mężów, jakich wydała matka ziemia. W przemowie, której echo rozniosło się światłowodami po całym świecie i które słyszalne będzie przez 7 pokoleń (wstecz) poprosiłem o pomoc w skonfigurowaniu tego cholernego internetu, bo może i ja jestem głupi, ale nikt mi nie wmówi, że Windwos 7 ma wrodzoną wadę i nie da się na nim ustawić bezprzewodówki!
Problem z otwarciem sezamu polegał na tym, że do połączenia trzeba było wpisać login i hasło, a nie istniał żaden login, bo istniało tylko hasło. Windows 7 nie rozumiał, że loginu nie trzeba. Wielu wojów stchórzyło doradzając mi poddanie się, bo nic się nie da zrobić, bo router to, router tamto, ale wśród nich znaleźli się ci, których przeznaczniem było znaleźć sposób. Mówili „zmień we właściwościach szyfrowanie na WEP! i wtedy przestanie wołać o login!”.
Czy to możliwe? Trzy kliknięcia dzieliły mnie od największego odkrycia w dziejach ludzkości?
Zrobiłem jak kazali i nastała jasność.
Wierzcie lub nie, ale połowa hotelu zwaliła się do mnie z laptopami, a jak jak ten baran mając po lewej stronie swojego po polsku, a po prawej cudzego, krok po kroku poruszałem się po ich niemieckich, chińskich i arabskich systemach ustawiając im właściwe szyfrowanie. Pan z lobby baru nareszcie mógł przestać obsługiwać gości i zająć się pasjansem.
Tak oto stałem się narodowym bohaterem, ludzie wyszli na ulice, układali pieśni na moją cześć, kobiety wchodziły do łóżka, wybudowano mi nawet pomnik:
Ale nie w głowie, mnie skromnemu chłopowi z Polski, sława i pieniądze. Nie dla mnie wywiady, autografy, wizytacje w zakładach pracy. Smak sukcesu smakowałby lepiej, gdyby był ze mną Andrzej. On byłby ze mnie dumny.
Wróciłem do hotelu. Tamtej nocy nie mogłem zasnąć, głównie z powodu gorąca. Przy włączonej klimie było za zimno, przy wyłączonej – pociłem się jak moja była przy tabliczce mnożenia.
Rano o 9:00 była zbiórka i wyjazd na zwiedzanie zabytków, konkretnie trzech galerii handlowych i portu.
Wiedziałem, że nie pojadę.
POJEDZIESZ
8:00 rano dzwoni budzik. A idź w cholerę. Kimam dalej.
8:30 budzik znowu o sobie przypomina. Przecież śpię!
8:50 budzą mnie wyrzuty sumienia. Za 10 minut wyjazd i jeśli się nie pojawię przy recepcji i nie powiem, że nie jadę, to sami po mnie przyjdą.
Dobra, wstałem. W łazience brak wody. Zęby płuczę we wczorajszej koka koli i z pastą na koszulce, ropą na oczach schodzę w laczkach na dół. Tam już na mnie czekają.
– Nie jadę.
– Ciemu?
– Zaspałem, zmęczony jestem, trochę mnie brzuch boli, muszę zjeść śniadanie i przypomnieć sobie kim wy do cholery jesteście i co tu robicie.
– Oj daj spokój. Jedź!
– Nie jadę.
– Oj daj spokój. Jedź!
– Dobra. Dajcie mi 5 minut, zmienię tampona i schodzę.
Po drodze wziąłem z jadalni kilka wafli, aby nie paść z głodu. W cudowny sposób w autobusie te wafle przemieniły się w podstawki pod szklanki.
– Ma ktoś coś do jedzenia? – krzyknąłem do zebranych.
Odpowiedzieli śmiechem.
ZDEMASKOWANIE
Jaka jest szansa, że pracujesz sobie w jakiejś galerii złota gdzieś w połowie drogi na koniec tego świata i pewnego dnia przed tobą staje Kominek? Mniej więcej taka jak trafienie w szóstkę.
Zdemaskowanie odbyło się w bardzo przyjaznej atmosferze.
Grupa oglądała złoto i udawała, że każdego stać na zapłacenie 400 tysięcy euro za pierścionek, ja zaś popędziłem przed siebie byle szybciej do wyjścia, bo tam gdzie wyjście, jest i jedzenie.
– Aż mnie zatkało gdy cię zobaczyłam tutaj – odezwało się dziewczę stojące w jednym z pomieszczeń ze złotem. To samo dziewczę, które kilka minut wcześniej objaśniało nam gdzie jesteśmy i dlaczego warto tu robić zakupy.
Nie pamiętam nawet co odpowiedziałem, ale rozmowa była przyjemna. Później jeszcze pogadaliśmy na zewnątrz. Z wielką ulgą przyjąłem, że nie zadawała pytań w rodzaju „a gdzie Andrzej”, „a ty istniejesz naprawdę?” ani też nie wnioskowała „wyglądasz inaczej niż myślałam”. Życzyłbym sobie więcej takich bezproblemowych zdemaskowań.
I lepszego jedzenia niż tam mają.
PAN DUCH PUKACZ PUKA DRAPACZA
Co się działo dalej tego dnia, to opowiem następnym razem, ale najważniejsze jest to, co się działo w nocy. Znowu nie mogłem spać. Tym razem przez sąsiada idiotę, który w środku nocy postanowił puknąć żonę. I pukał ją tak dobre 3 godziny. Oboje byli cicho, ale ściana nie kłamie, a ściana wydawała z siebie na przemian to drapanie to pukanie.
Jak już wiecie ze wstępu, rano miałem spotkanie z tym Niemcem, który jest Duńczykiem. Widziałem też jego żonę i z miejsca zrozumiałem, że tego się pukać tak długo nie da. Kobieta sypie się w oczach.
Wspólnie ustaliliśmy, że w hotelu mieszkają Duchy Pukacze, które w nocy pukają Duchy Drapacze.
Czując w moczu, że to będzie zabawne, postanowiłem wkręcić w to recepcjonistę hotelowego. I jakieś było moje zdziwienie, gdy pan z recepcji wcale nie był zaskoczony moją skargą na dziwne odgłosy. I faktycznie było zabawnie.
Do czasu aż opowiem resztę, macie wierzyć w istnienie duchów.
Kurwa … jak bym czytał relacje ze swoich wakacji … nie jesteś osamotniony w takich przeżyciach … przez przypadek trafiłem na Twoja stronę … jak to zwykle pewnie bywa w takich przypadkach … powiem jedno … pisz … bo fajnie się to czyta … Pozdro … Adam (nie Andrzej bynajmniej) …
Sir Galahadzie. Jestem z Ciebie dumna, że wniosłeś kaganek oświaty w świat pozbawiony Win 7. Pomnik postawili Ci cudny, cudny tylko dlaczego do cholery owinęli Ci głowę tym turbanem, zamiast wyrzeźbić w czapeczce. Czytam jednym tchem, wybuchając co chwila radosnym śmiechem. Bardzo dobrze się czyta a jestem dopiero przy drugim rozdziale. Ciekawe co dalej? Spadam do czytania.
…, Fajny blog jak zwykle tytuł i treść bardzo ciekawa, widzę że masz wielki talent i zaangażujesz się w to co robisz… Pozdrawiam Czytacz bloga.
Sorka z posta wyżej ponieważ źle napisałem, więc postanowiłem go edytować lecz wyszło jak wyszło… Lecz blog podoba mi się, tak jak wszystkie twoje inne blogi. Uważam że jest to bardzo ciekawe i interesujące gdy czytałem nie mogłem się oderwać i zrezygnowałem z kolacji, lecz było warto blog po prostu cudny!…
Było także dużo zabawnych momentów np jak ten z pomnikiem i innymi.
Teraz to już naprawdę koniec mojego wpisu Pozdrawiam Eryk.
PS: Napisz coś nowego lub nagraj kolejny let’s play, lub coś tego typu gdyż jest tak samo interesujące w twoim wykonaniu jak twoje blogi.
Pingback: Teksty z Turcji | Kominek IN
No fakt ale pisać to ty umiesz niesamowicie. Jestem pod wrażeniem i chyba będę tu częściej zaglądał. Dowiedziałem się o twoim Blogu z filmu Blogersi i teżą jestem zdania że internet powinien pozostać wolny i otwarty dla nas wolnych ludzi