Jak poszedłem na zakupy w Miami
Oglądając półki z produktami można odnieść wrażenie, że najważniejszym meblem w kuchni Amerykanina jest kuchenka mikrofalowa.
To ja może zacznę od dobrej wiadomości, choć nie wiem czy aż tak dobrej, ale i tak dobrej. Z tym Andrzejem to tak nie chciałem zapeszać, bo mam doświadczenie z Tajlandii, gdzie mieliśmy się z nim spotkać, ale wyszło, że wylądowaliśmy na dwóch różnych krańcach kraju i dupa z tego wyszła.
Jestem już w LA, siedzę w hotelu, Anrzejek jeszcze kima kilka pięter wyżej. A ma co odsypiać. Dwa litry z Polski przywiozłem…
Wszystko opiszę następnym razem, bo dziś jeszcze „jesteśmy” w Miami. Mamy lekką obsuwę czasową, ale to przez te czasowe różnice. Gdy ja piszę te słowa jest u mnie wczesny ranek, u was wczesny wieczór. Rano pisać nie lubię, a w nocy padam ze zmęczenia. No i tak wychodzi jak wychodzi, że najczęściej daję krótkie wpisy na Facebooku. Ale to się zmieni, obiecuję i teksty będą nie tylko na www.kominek.in, ale i na kominek.tv, gdzie chcę wrzucać fotki różnych śmiesznych dziwnych produktów, reklam, znaków, itd… Sporo tego uzbierałem.
Wciąż jesteśmy w Miami. W dodatku z chorym Kominkiem. Coś mnie dopadło i rano obudziłem się oddychając uszami i zwieraczem, bo cały nos był zapchany jakimś szlamem.
Udałem się więc do apteki.
– Dzień dobry jestem z Polski daj mi coś, bo jestem chory.
Sprzedawca prowadzi mnie do półki z lekami.
Coś na vaginę. Cała półka zawalona medykamentami na kobiece dolegliwości po seksie z takimi przypadkowymi turystami jak ja.
Obok druga półka…
Testy ciążowe.
Przy mnie kobieta wzięła trzy, ale nie wyglądała jakby się miała posikać ze szczęścia, że je kupiła.
Nieco dalej stała półka z różnymi lekami na moją dolegliwość. Były setki produktów. Zdecydowałem się na ibuprofen, bo nazwa znajoma (w środku ze 100 tabletek) oraz Tylenol, bo to taki lek na wszystko.
Następnego dnia byłem zdrowy. Kocham Amerykę.
Zgłodniałem.
Co by tu zjeść? Można tę sympatyczną bułkę z cholera wie czym w środku?
Może buritto?
Może wrapy na zimno?
Czy oni naprawdę to kupują??
Chleb po amerykańsku.
Dotykasz, a on znika.
To jest hit.
Gotowe jajka na twardo…
Słynne zupy Cambell’s. U nas chyba kompletnie nieznane i nie do dostania?
Kolejny hit. Krakersy z szynką.
Nie mogąc znaleźć dla siebie niezdrowego śniadania, udałem się na półkę ze zdrową żywnością.Zauważcie, ile miejsca zajmuje tam milka – czekolada, która dominuje w polskich supermarketach.
Zapamiętajcie tę markę.
Robią dobre czekolady. Jem je codziennie, nawet teraz gdy piszę tekst leży obok mnie. To jest jeden z tych produktów, za którymi będę w Polsce tęsknił.
Jeśli czyta mnie ktoś z koka-koli to ja bardzo proszę o wyjaśnienie, dlaczego nie ma u nas w Polsce cherry coke light, waniliowej, sprite diet, i coli bezkofeinowej?
W drodze do kasy zahaczyłem jeszcze o półkę z kosmetykami do farbowania włosów. Ponoć siwieję, a i pod pachami przydałoby mi się więcej blondu.
…i obowiązkowo pampersy dla mężczyzn, abyście nie zauważyli mojego lekkiego nietrzymania moczu.
Tuż obok marketu trafiłem na sklep mych marzeń. Wyrabiają na miejscu różne czekoladowe smakowitości. Jak zobaczyłem urąbany kawałek czekolady, to musiałem go mieć. Zapakowano mi go w piękne pudełko.
No cholera, czemu w Polsce jakiś Wedel na coś takiego nie wpadł?
Ostatecznie wylądowałem z cup-cake w rączce.
Wziąłem czekoladowego, bo ja wszystko, co czekoladowe zjadam, ale po mojej minie możecie wywnioskować, że nie miałem pojęcia od której strony należy to ugryźć.
Ameryka to nie jest kraj dla głupich. Ja się tu po prostu gubię w tym wszystkim. Aż się nie mogę doczekać spotkania z Andrzejem, bo o ile ja mam jeszcze dużo wyrozumiałości dla debili, co sobie kupują jajka na twardo, to on taki łaskawy by nie był.
Pingback: Teksty z wyprawy do USA | Kominek IN
I smakował Ci ten cup cake? 🙂
też nie pojmuję, czemu Dunkin Donuts się nie przyjęło. Hersheys smak pamiętam do dziś mimo, że w USA byłam 15 lat temu. I te ich lody.. inne niż wszystkie. Dziś rozumiem czemu laski w filmach pożerają je całymi pudełkami w filmach.. w rzeczywistości zresztą też 🙂
Zawsze kiedy jadłem czekolady i czekoladki Hershey’s (zresztą innych amerykańskich producentów też) na języku czułem lecytynę sojową, i zawsze mnie to mierziło. Żeby jednak swojego pierwszego tu posta nie zaczynać od tylko i wyłącznie krytyki, muszę zaznaczyć że Hershey’s jest właścicielem marki Reese’s, która to nie ma sobie równych jeśli chodzi o słodycze w tej klasie cenowo-jakościowej.
Natomiast będąc w USA zamiast zapychać się ichnimi czekoladami, wolałem zapychać się czekoladami i kulkami czekoladowymi Lindt’a (oni nie dodają lecytyny sojowej), które to nie tylko były / są w mniej więcej tej samej cenie co w Polsce (czyli ok. $3-4 za tabliczkę) ale i wybór jest ciekawszy.
Kominku,
u nas są/ były targi czekolady. Przynajmniej w pomorskim. W gdańsku. I w Paryżu na przykład.