Nienawidziłem 1 września. No nie pamiętam, abym choć raz z przyjemnością wrócił do szkoły, nie pamiętam, aby jakieś wakacje mi się dłużyły, ale za to pamiętam, jaki dół towarzyszył mi tego dnia.
Znowu pięć dni w budzie i dwa na weekend.
Znowu jesień, znowu czekanie do ferii zimowych i jeszcze tyle miesięcy do lata.
Nie mam pojęcia jak ja mogłem przeżyć te 12 lat chodzenia do szkoły. Od rana do popołudnia nuda, potem odrabianie lekcji i następnego dnia powtórka z rozrywki. Codzienny stres „czy wyczyta moje nazwisko i wezwie do odpowiedzi?”, „czy zrobią kartkówkę?”, „czy wypada pić wódkę na matematyce?”.
Dziś trochę brakuje mi tego klimatu, nawet łapię się na myśli, że wróciłbym do szkoły. To, czego brakuje to ten codzienny kontakt z legionami rówieśników, wspólne radości i problemy, codzienne udręki i wymyślanie tysięcy sposób jak się nie uczyć, aby się nauczyć. Teraz tęsknię za tym. Za 10 lat pewnie będę tęsknił za młodością.
Czas otrzeźwieć.
Wstałem o 11 rano, zjadłem śniadanie, piszę tekst, pję kawkę, za godzinę sauna, po saunie pogram sobie w coś, potem wyskoczę na miasto, wieczorem znowu w coś pogram i bzyknę sąsiadkę.
Nie mam ani jednego powodu, by zamienić ten dzień na szkolną ławę. Mimo tego z nutką zazdrości będę dziś spoglądał na elegancko ubranych nastolatków kroczących w stronę budy.
Uwielbiam twoje puenty, w każdym tekście.
Probably the best read to date.
Extraordinarily well executed piece of writing!!
Zawsze lubiłam szkołę!