FUTRZANA HIPOKRYZJA
Nie lubię futer. Podobają mi się kobiety w futrach, ale tylko na zdjęciach. Nie chciałbym chodzić obok takiej na mieście, bo w dzisiejszych czasach i nie wypada i można dostać farbą od jakiegoś futrzanego oszołoma.
Jednak bardziej od futer nie lubię przeciwników futer. W tym tygodniu wybuchła miniafera, bo Anna Mucha na premierę nowego filmu przyszła w futerku, co sprokowowało Joannę Krupę do wyjścia z kina, a media do poruszenia tematu, którym i ja się dziś zajmuję.
Nie mam nic przeciwko obrońcom zwierząt. Jeśli ktoś nie jada zwierzaków, nie chodzi w skórach, futrach i nawet jajka jada prosto z kurzej dupy – pełen szacun. Ma pełne moralne prawo nie szanować osoby pokroju Muchy.
Ale większość tych zaplutych obrońców to hipokryci, którzy jedną dłonią wymachują „stop skalpowaniu norek!”, a drugą wpieprzają kurczaczka z KFC. Większość z nich futra nie założy, ale skórzane buty owszem.
Rani ich futerko, ale dobrym stekiem nie pogardzą.
Słyszałem ich tłumaczenie – bo zwierzęta na futra zabija się tylko dla futer kupowanych przez lansujące się gwiazdeczki, a krowy i świnki służą nam w całości do jedzenia.
Acha. Czyli dlatego, że się mniej marnuje, to jest to dozwolone?
Co byście woleli? Zostać pośmiertnie obdartym ze skóry czy obdartym i jeszcze w całości zjedzonym?
A może zwierzęta na futra zabija się w mniej humanitarne sposoby? No to włączcie sobie pierwszy lepszy film na youtube z rzeźni albo nawet z hodowli drobiu. Notabene ja zawsze kupuję jajka „jedynki” lub „zerówki”. Nie żebym miał coś przeciwko chowu klatkowemu, ale lepiej się czuję wiedząc, że kura przed zrobieniem jaja biegała sobie swobodnie.
Nie rozumiem obrońców zwierząt, którzy chcą je zjadać, ale nie ubierać się w nie. Pachnie mi tu paskudną hipokryzją. Jak wspomniałem na początku – nie chciałbym, by moja kobieta chodziła w futrze, ale nie mam nic przeciwko futrom, nic przeciwko zabiijaniu i zjadaniu zwierząt, ba – nie jestem przeciwny cyrkom, małpkom na uwięzi, psom na smyczach, rybkom w akwariach i tasiemcom w jelitach.
Much, pająków i pszczół nie jadamy, a też zabijamy, choć gdyby tych ostatnich zabrakło, to ludzkość wyginęłaby w ciągu kilkunastu lat.
Wszyscy znęcamy się w ten czy inny sposób nad zwierzętami. Przyklaskując przeciwnikom futer nie tylko pokazujecie swoje zakłamanie, ale przyczyniacie się do ekspansji ślepej mody na niezabijanie zwierząt, co w końcu doprowadzi do tego, że pewnego dnia zamiast mięsa, na obiad będziecie mogli żreć tylko trawę.
Racja ,racja, racja – jak zwykle. Ale. Też jadam jedynki albo zerówki. Nie jadam mięsa -żadnego – ani pływającego, ani biegającego za życia. Noszę skórzane buty, bo ktoś zawartość tej skóry pożarł. Noszę więc resztki z czyjegoś talerza. Futra sztuczne są lepsze bo nie śmierdzą i nie linieją. Nie mam pretensji do mięso-fanów. Nawet, gdyby stał się cud, gdyby nastąpiło spełnienie marzeń wszystkich wege-ortodoksów, nie żywilibyśmy się trawą, spokojnie. Jest jeszcze fasola. Polecam.
Popieram. Zero hipokryzji. Nie jem mięsa, jajka ze wsi, mam skórzane buty, bo nie było modelu z ekologicznej. Nie mam nic do ludzi, którzy mięso jedzą. Niech jedzą, co mi do tego? Najgorsze jest tylko kiedy słyszę: no zjedz mięso, przecież Ci nie zaszkodzi! No owszem, nie zaszkodzi, ale tępy matole, jak bym chciała to bym jadła! Kiedy wreszcie ludzie zrozumieją jak wielkim nietaktem jest proponowanie mięsa wegetarianinowi? To jak częstować tortem cukrzyka typu 2. Po prawie pół roku wegetarianizmu spróbowałam mięsa. Nic specjalnego. Ani smaczne, ani niesmaczne. Ot, mięso.