Continue Reading"/>

DZIEŃ, W KTÓRYM UMARŁEM

Zaprawdę powiadam wam, nie ma nic gorszego niż przekonać się, że po śmierci nie trafiamy do ciemnego tunelu z jasnym światełkiem na końcu.

 

Umarłem szybko.
Nie dano mi czasu do namysłu, nie spełniono ostatniego życzenia, nie wykonałem nawet telefonu do przyjaciela. Stało się to przy kuchennym stole, podczas śniadania i porannej lektury gazety. Jeden strzał w tył głowy wystarczył, aby dokonało się to, czego za życia żadne z was nie jest w stanie pojąć – uwierzyć we własną śmierć.

Nie umarłem w samotności, ale umarłem w milczeniu.

A niech to! Tyle razy zastanawiałem się, jakie byłyby moje ostatnie słowa przed śmiercią?
Czy będę zdziwiony jak burmistrz Hiroshimy, którego ostatnie słowa ponoć brzmiały: „A co tak pierdolnęło za oknem?”?
A może będę jak W. Churchill, który rzucił „Już mnie to wszystko potwornie nudzi” i zasnął na wieki.
Albo jak Goethe krzyczący tuż przed wydaniem ostatniego tchnienia – „Więcej światła!”, albo jak Jezus ukrzyżowany, który za późno się ocnkął pojmując, że ma przejebane – „Boże mój, czemuś mnie opuścił?„, albo jak Jan Paweł II – „Czytajcie Kominka i miłujcie Andrzeja!”.

Nie dopuszczałem myśli, że śmierć przyjdzie z zaskoczenia lub co gorsza – sam się pośrednio przyczynię do swego nagłego zgonu poprzez wypowiedzenie kilku słów za dużo. Jakby to wyglądało, gdyby kumple wspominali mnie przy piwie śmiejąc się, że ostatnie słowa, jakie wypowiedziałem przed śmercią to „wszystkie orgazmy udawałem”, „ty jednak masz małe cycki”, „zostańmy przyjaciółmi” lub „z tym ślubem to był tylko taki żart”.

Nie wydaje mi się, aby po śmierci ubyło mi na wadze 21 gramów, stąd przypuszczam, że od urodzenia byłem pozbawiony duszy. Nie było mi zimno, ciepło, nie zrobiłem kupy i nie popuściłem w majtki.
Głowa bezwładnie opadła na blat. Kominek przestał żyć.

Moje ciało leżało w tej pozycji jeszcze przez kilkanaście minut. W tym czasie morderca plądrował mieszkanie tłukąc talerze, zrzucając książki z półek, a następnie poszedł się odlać i nie spuścił po sobie wody.
Wziął mnie i zaniósł do dużego pokoju. Tam owinął ciało w dywan, przełożył go przez ramię i wyszedł z domu. Niezbyt delikatnie zapakował do bagażnika i odjechał.

Minęło kilka godzin.
Wiecie, co stało się w tym czasie?
Odpowiedź może nieco dziwić, zważywszy, że zostało popełnione morderstwo.
Otóż nic się nie stało.
Świat kręcił się dalej, słońce świeciło na niebie, ptaszki ćwierkały, a ten pieprzony dziadek z naprzeciwka, który dokładnie widział całe zajście – dalej siedział w oknie i gapił się na podwórko.
Nic się nie stało.

– Od początku ci mówiłem, że powinienem Komina zrzucić z okna, a nie strzelać mu w tył głowy – stwierdził poirytowany Andrzej.
– Z okna na klatce w kamienicy dziadka widać większość część kuchni jak na dłoni. Sam mówiłeś, że dziadek odwrócił się w twoją stronę w momencie wystrzału – powiedziała Monia, która w czasie morderstwa stała w głębi kuchni i odpalała petardę. Nasz pistolet był pistoletem zapalniczką i nie wydawał dźwięków strzału:)
– To zabijmy Kominka jeszcze raz, ale teraz na balkonie. Lepszy widok będzie – zaproponował.
– Ni chuja. Nigdy więcej nie dam się zabić – odparłem wskazując palcem na swoją, poczerwieniałą od obtarć o dywan, twarz. Piekło mnie jak cholera.
– Ja mu jednak złożę wizytę – zakomunikowała Monia i nie czekając na naszą reakcję wyszła z domu.
My biegiem do okna. Wzrokiem odprowadzamy koleżankę, która znika w klatce schodowej sąsiedniego budynku.
Wróciła po paru minutach.
– No mów! Co się dowiedziałaś? Ślepy jest i głuchy?
– Jakby to wam dowcipem odpowiedzieć – widzieliście może jego żonę?
– Nie! – krzyknęliśmy.
– On też nie widział.
Dziadek nie okazał się ślepy, ale bardzo niedowidzący i bardzo niedosłyszący.
– Powiedział mi, że bez okularów to on nawet nie widzi, że coś widzi, a dopiero z okularami widzi, że coś widzi.
– Te, Monia, a jak ty wpadałaś na to, że dziadek może mieć problemy ze wzrokiem? – zapytałem tego samego dnia wieczorem.
– On od początku mnie irytował, bo czasami jak siedziałam w kuchni to się patrzył, a czasami odwracał wzrok.
– No i?
– No i nie pasowało mi, że odwraca ode mnie wzrok do cholery, więc wyszłam wczoraj na balkon całkiem naga. I znowu to samo. Nie jesteś kobietą to nie zrozumiesz, jakim policzkiem dla nagiej kobiety jest widok starego dziadka, który na jej widok odwraca wzrok. Gdybym nie przyjęła tezy, że staruszek jest ślepy to bym chyba wyskoczyła z tego balkonu.

I wtedy sobie pomyślałem, że ostatnimi słowami, jakie powiem przed śmiercią – o ile nie zaproponujecie mi lepszych – będą: kobiety są głupie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>