Continue Reading"/>
f876a3baf9a41f2aa09833ad55e568d5

Co się zdarzyło w Las Vegas

Część 1.

 
Nawet nie wiem, kiedy minęły mi te trzy tygodnie. Warszawa – Nowy Jork – Miami – Los Angeles – Las Vegas.
A to jeszcze nie koniec, bo los już rzucił mnie do kolejnego miasta. Piszę teraz do was z miejsca, w którym nie ma ze mną Andrzeja, pod moim oknem słychać strzały, rapujących czarnuchów, piszczące prostytutki i aż boję się wyjrzeć za okno, bo wiem, że posród nich dostrzegłbym także co najmniej jednego obserwującego mnie Koreańca.

Ale idźmy po kolei, bo przecież jeszcze nie opowiedziałem wam, co wydarzyło się w Las Vegas i dlaczego wyleciałem stamtąd sam.


TRZY DNI WCZEŚNIEJ…

Tylko w Las Vegas mogli zbudować takie lotnisko. Automaty do grania w jednorękiego bandytę ustawione na każdej wolnej przestrzeni. Wszystkie zajęte przez żądnych milionów naiwniaków. Tu każdy przyjeżdża wiedząc, że kasyno zawsze wygrywa. Każdego też spotyka moment, w którym o tej zasadzie zapomina.
Siedzący w pierwszej klasie wyszli oczywiście przodem, a Andrzej jak na dobrego kolegę przystało nie poczekał na mnie tylko pognał po bagaże. Dotarłem do niego po kilku tygodniach wędrówki przez lotnisko, na którym po odbiór walizki trzeba najpierw przejść niekończącym się korytarzem, potem drugim korytarzem, następnie schodami, a na końcu… wsiąść w metro.
Po wyjściu z metra musisz pokonać jeszcze pincet kilometrów korytarzy aż dojdziesz do wielkiej sali, która wygląda jak kasyno i w istocie nim jest. Pomiędzy automatami do gry ustawiono taśmy, na których spokojnie jeździły sobie walizki.


LOTNISKO LAS VEGAS

Andrzej czekał na mnie przed wyjściem głównym. On i jego dwie walizki.
Zaraz, zaraz…
– Andrzej, miałeś jedną walizkę. Teraz masz dwie. Ta druga nie jest moja, bo ja swoją mam. Ktoś leciał z nami?
– Nie.
– Więc?
– Musimy wezwać taksówkę do hotelu.
– Pytam o tę drugą walizkę.
– Aaa, to. A nikt jej nie chciał.
– Co w niej jest?
– Nie wiem.
– A dlaczego ona stoi przy tobie?
– Bo ją wziąłem?
– Tak po prostu?
– Nio.
Witamy w Ameryce. Pierwszy raz spotkałem się z tym już w Miami. Tutaj taśmy z walizkami są ustawiane tuż przy wyjściach z lotniska i generalnie rzecz biorąc, jeśli wleczesz się z samolotu, a ktoś z ulicy postanowi wziąć twoją walizkę to jedyną przeszkodą dla niego będzie pokonanie rozsuwanych drzwi. Amerykanie mają chyba duże zaufanie do uczciwości swoich obywatelli.
– Wiesz, że jak ktoś cię zobaczy z tą walizką to zostaniesz deportowany takim kopem w dupę, że przelecisz Atlantyk?
– Ale z ciebie suchar.
– Andrzej, nie weźmiesz tej walizki.
– Nie to nie.

Las Vegas na pierwszy rzut oka robi fatalne wrażenie. Jedziesz taksówą z lotniska i właściwie nic ciekawego nie widzisz poza niską zabudową.
– Gdzie są kasyna? – zapytał Andrzej kierowcę.
– Wszędzie.
– Komin, czy ty widzisz tu jakieś kasyno?
– Też mnie to niepokoi.
– Na filmach wygląda to lepiej.
– Andrzej, ty naprawdę wziąłeś cudzą walizkę? Tak po prostu?
– Nio. A co?
– Nie, nic.
W końcu wjechaliśmy na the Strip. Taką najsłynniejszą ulicę z tymi wszystkimi wielkimi kasynami. Mijaliśmy Luxor – piramidę co to w nocy takim białym światłem prosto w niebo strzela, Bellagio, w którym kręcono „Ocean’s eleven”, słynny i przeogromny Ceasars Palace, w którym kręcono wszystkie inne filmy, a ostatnio „Kac Vegas”.

HOTEL

Mirage.
Wielki hotel- kasyno. Otworzony ponad 20 lat temu dał początek erze wielkich kasyn.
Tu mieliśmy mieszkać.
No tak może nie do końca „my”.

Recepcjonistka z nieukrywaną radością stwierdziła, że owszem – mamy pokój na ostatnim piętrze z prywatną windą, jacuzzi, maszyną do lodów, czterema dziwkami i widokiem na całą galaktykę, ale…
– Małżeńskie łoże???
– Sorry, sir.
– Nie będę spał z Andrzejem w jednym łóżku. Dawaj no inny pokój.
– Sorry, nie ma innych. Wszystkie zajęte. Przykro mi. Wiem, że to kłopotliwa sytuacja. Wezmą panowie ten pokój?
No jak miałem nie wziąć, skoro Koreańce za niego zapłaciły.
– Andrzej, mamy problem.
– No widzę po twojej minie i jej łzach. Co jest?
– Pokój jest jednoosobowy.
– Szkoda.
– Poczekaj, pogadam z nią – odparłem i zwróciłem się do recepcjonistki – Kolega Andrzej jest przyzwyczajony do życia w nędzy. Ja mu znajdę inny hotel na mieście. Wezmę ten pokój.
Pani się uśmiechnęła.
– Co załatwiłeś?
– Niestety, tylko jedna osoba może w nim mieszkać. Poszukamy ci czegoś ładnego.
– Ee tam, trzeba Koreańcom powiedzieć, ze chcemy mieć dwa łóżka. Oni wszystko mogą.
– A to se dzwoń.
– Ni umiem. Ty zadzwoń. Powiedz im, że nie mam hotelu.
– Dobrze.
Zadzwoniłem do Koreańca i mówię mu, że go bardzo lubię, ale mamy małżeńskie łoże i niech kombinuje drugie łóżko lub inny hotel dla Andrzeja. Koreaniec przeprosił, obiecał, że coś załatwi.
Gdy ulokowaliśmy się w pokoju, odbyliśmy stosunek i nakarmiliśmy rybki, do drzwi zapukała recepcjonistka.
Ponownie przeprosiła za małżeńskie łoże i oznajmiła, że skoro ja biorę ten pokój to Andrzej będzie mieszkał wi nnym hotelu.
Andrzej przeniósł się do sąsiadującego Caesars Palace.
Plus tysiąć punktów do lansu.
Mógłbym przysiąc, że gdy szedł korytarzem to widziałem jak sikał ze szczęścia. Nawet nie zaproponował, bym ja tam zamieszkał, a on został tutaj. Taki to kolega.

MOJE ŚMIECI

A mnie znowu przyszło żyć w skromnych warunkach. Nie śmiejcie się ze mnie, was też to może kiedyś spotkać.

LAS VEGAS NOCĄ

Andrzej zaprosił mnie na kolację do swojego wypasionego hotelu. Odkrył cudowny komfort zamawiania w hotelu wszystkiego na kredyt, który zostanie spłacony przy wymeldowaniu.
– Niby jak? Jesteśmy średnio bogaci. Właściwie to nie wiem czy mam jeszcze kasę na powrót do Polski. A ty chyba nawet nie wiesz czy masz kasę na kupienie wody mineralnej.
– Wygramy z kasynem.
– Niby jak?
– Znajdę sposób. Przyjechaliśmy tu biedni, wylecimy milionerami.
– O, Andrzej, lecisz dalej ze mną?
– A nie, ja wracam do Los Angeles. Pracować trzeba. A dokąd ty chcesz lecieć?
– Nie mam pojęcia. W Vegas nie możemy zostać. To miasto nas zabije finansowo.
– Znajdę sposób jak przeżyć tu za 10 dolców dziennie i dobrze się bawić.
– Niby jak?
– Jeszcze nie wiem. A ty kiedy mi powiesz, że planujesz odwiedzić Anitkę? Ile to już? 8 lat?
– Andrzej, ty naprawdę wziąłeś cudzą walizkę? Tam był jakiś haczyk, tak? Ona była pusta?
– Nie.
– Co nie?
– 10 lat czy 9? Chyba 9. Ostatni raz widzieliście się w 2001 r. Dobrze pamięam?
– Trochę więcej. Może ją odwiedzę, może nie. Zależy.
– Ale wiesz gdzie ona mieszka?
– Teksas.
– No. Daleko stąd. Dlaczego nie polecialeś tam prosto z Miami? To godzina lotu. Miało się ten strach, co?
– Konkurs niewygodnych pytań? Dlaczego wolisz być nikim w Stanach zamiast w Polsce?
– Dlaczego nigdy do niej nawet nie zadzwoniłeś?
– Dlaczego większość kobiet ucieka na twój widok?
– Jesteś praktycznie łysy.
– Przytyłeś.
– Nadal odruchowo pogrubiasz głos gdy odbierasz telefon od kobiety?
– Wciąż kradniesz moje anegdoty, gdy podrywasz laski?
(kilka godzin później)
– Mam dłuższego.
– Mam lepszą kondycję.
– Depilujesz barki.
– Obgryzasz paznokcie.
(kilka godzin później)
– Chodźmy pić. Potem przekonam cię do Teksasu.
– A ja ciebie.
– Wątpię.

Stety niestety z przyczyn obiektywnych plany uległy zmianom.
Pewne okoliczności sprawiły, że musieliśmy wsiąść do różnych samolotów, aczkolwiek na obecną chwilę nie jest wykluczone, że nasze drogi ponownie się zejdą i to już niebawem. Jesteśmy w stałym kontakcie telepatycznym, bo Andrzej potrafi tylko odbierać smsy, ale jeszcze nie nauczył się na nie odpowiadać.
Las Vegas pokochałem od drugiego wejrzenia, Andrzej też czuł się jak ryba w wodzie.
Ale o wszystkim opowiem wam drugiej części tego tekstu i wyjątkowo długo na niego nie poczekacie, bo tylko jeden dzień.

Komentarze

  1. Pingback: Dlaczego duże hotele są lepsze od małych | Kominek ES

  2. Pingback: Teksty z wyprawy do USA | Kominek IN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>