lip16

Tags

Related Posts

BAŚNIE Z TYSIĄCA I JEDNEJ NOCY

Marudziliscie w komentarzach i mailach, ze nie pisze wszystkiego, ja odpowiadalem, ze na wszystko nie starcza mi miejsca i czasu i wybieram najlepsze.

 

Ale skoro chcecie wszystko to wrzucam wam te akapity, ktore zachowalem na czarna godzine i tak naprawde nie mialem zamiaru ich publikowac z jednego powodu – nie sa tak dynamiczne jak inne.
To jedyna notka, za jakosc ktorej nie biore odpowiedzialnosci.
Ale przynajmniej przekonacie sie, ze dotychczas wybieralem najlepsze historie.
Wyjatek stanowi watek krokodyla, ktory mialem zamiar opowiedziec wlasnie dzisiaj.WIELKA MILOSC ANDRZEJOWANie znam tej kobiety, nie widzialem jej na oczy i wedle zapewnien Andrzeja nigdy nie zobacze. Bo nie moge. Bo nikt nie moze jej zobaczyc. Bo ona jest inna. Inna niz wszystkie, niepowtarzalna i magiczna. Przypuszczalnie gdy laska rano budzi sie i patrzy w lustro to takze widzi kogos innego i wyjatkowego. Moglaby z powodzeniem grac w reklamie proszkow do prania, tam tez kazdy jest inny.
Kim jest?
Najpierw dowiedzialem sie, ze mieszka „po sasiedzku”. Pozniej, ze jest mloda, szprechuje po angielsku, nie daje dupy, nie jest cipa i trzeba ja szanowac. W autobusie na Sahare dowiedzialem sie jeszcze wiecej. „Po sasiedzku” mamy siedzibe prezydenta Tunezji.
Wierzcie mi na slowo – gdy to uslyszalem, smiech moj byl tak ogromny, ze zatrzeslo autobusem, a przypuszczam, ze jego echo dalo sie takze slyszec w kraju nad Wisla.
Wtedy Andrzej zamknal sie w sobie, ale nie na dlugo. Wyjawil, ze jeszcze sam nie wie kim on jest. Moze jest corka prezydenta, moze kims bliskim dla jego rodziny. Na moja sugestie, ze byc moze pracuje u niego jako obierarka do kartofli, obrazil sie, zaciagnal czapke i zasnal.
No w kazdym razie posrod tych nieprawdopodobnych historii z Tunezji macie jeszcze jedna do kolekcji. Nie obraze sie, jesli tym razem ze mna posmiejecie sie z Andrzeja.
Az mi sie przypomnialo jak kiedys zapytal, czy czytalem Kopciuszka, hehe. Cos czuje, ze musze mu sprawic jakis pocieszne pantofelki.
A tak bardziej powaznie – nasza ksiezniczka zawrocila mu ostro w glowie. Wprawdzie cale dnie jest normalny i funkcjonuje jak dawniej, ale ma takie momenty zadumy i milczenia. I zadaje glupie pytania o sens milosci. Az mam ochote wtedy pojsc pod te prezydencka brame i krzyknac wnieboglosy: Ty suko, dlaczego ze wszystkich Andrzejow na swiecie musialas trafic wlasnie na mojego!HOTEL JUZ NIE DLA NASOd wtorku nie mieszkamy juz w hotelu.
Przetransferowalismy sie do bungalowow, bo w naszej lazience cos pierdyklo i z kranu zaczela leciec brazowa woda, a w kiblu cala wode wysuszylo. To nie byla moja wina, bo ja i tak zawsze kapalem sie pod prysznicem na basenie, a Andrzej zarzekal sie, ze golil tylko wlosy lonowe, ale…
– Nie bylo ich tak duzo, by mogly zapchac rury!
On naprawde dziwaczeje dla tej kobiety, chyba sa coraz blizej swojego pierwszego razu. Musi sie spieszyc, bo jesli dalej bedzie sie z nia tak cackal, to niedlugo pozostanie im tylko seks przez smski, hehe.
Robotnik nie dal rady naprawic rur. Powiedzielismy, ze albo nam dadza drugi pokoj, albo zaczniemy srac przez balkon i brac prysznic pod kranem w publicznej toalecie nieopodal recepcji.

Bungalowy sa naprawde fajne.
Wrzuce wam pare fotek w najblizszym czasie. Gdy weszlismy do pomieszczenia, przywitaly nas serdecznie dwa robaczki wielkosci mojego penisa. W toalecie byla zolta woda, prawdopodobnie ktos sie odlewal i zapomnial, ze wynaleziono spluczki. Lozka znowu(!) byly zlaczone w jedno malzenskie loze, a w telewizji znalezlismy 8 kanalow francuskich, 6 arabskich i dwa ruskie. Dinarek dla robotnika wystarczyl, aby ustawil kanaly i w naszym gniazdku rozlegl sie znajomy glos TVN-owskich dziennikarek. Poczulismy sie jak w domu, tylko jakos tak czysciej tu jest.

LISTA KOLEJKOWA
Jedzenie jest coraz gorsze.
Mieso tutaj maja takie jakby pochodzilo od krowy, ktora zapomniala zdechnac 40 lat temu.
Prawie nic mi nie smakuje, tesknie za domem, w ktorym zawsze mialem do wyboru – albo parowki, albo zdychaj z glodu. Tu jest tyle zarcia, ze czlowiek nie moze sie zdecydowac i wychodzi glodny. Andrzej chudnie w oczach, ale poprawil mu sie humor, gdy w niedziele sprowadzono parowki. Niestety te glupie czarnuchy nie wynalazly jeszcze musztardy i mimo wielu nalegan – nie chcieli sprowadzic ani pysznej polskiej sarepskiej, ani nawet pedalskiej kremowej.
W zwiazku z tym faktem we wtorek rano Andrzej zrobil wielkie tournee po wszystkich stolikach w restauracji przerywajac konsumpcje zdziwionych francuzow, arabow, wlochow, anglikow i chinczykow. Podsuwal im pod nos kartke i kazal sie wpisywac. Niestety nie wiedzial (ja tez nie wiem) jak po angielsku jest musztarda, wiec tlumaczyl ludziom, ze chodzi o „brazowy keczup”. Bylem cholernie zdziwiony gdyz podpisali sie praktycznie wszyscy. Oczywiscie calosc byla robiona z usmiechem i nikt nie bral tego tak powaznie jak zdawal sie brac to Andrzej. Liste zostawil w recepcji. Wczoraj pani recepcjowa powiedziala nam, ze musztarda bedzie. W przyszlym tygodniu.
W przyszlym tygodniu, to my, kurwa, bedziemy w Polsce.

KONTRABANDA

W hotelowym barze wyrobilismy sobie dobra marke. Nie robimy trzody, jestesmy tam lubiani przez barmanow. Rano gdy wracam z basenu barman o wdziecznym imieniu Radia nie czeka az podejde. Bez pytania nalewa mi szklanke koli, bo wie, ze Pan rano pije kole. To samo w poludnie. Wieczorem sa alkohole. W poniedzialek jednak zdziwil mnie, gdy w samo poludnie nalal mi wodki z tonikiem.
– Zglupiales Radia? Later, later. Teraz jest kola!
– A mister Anszej juz pije…
– Ile?
– Cala wanilia. (wodka waniliowa, przyjmowana w dziennych dawkach nie nizszych niz 200 gram – przyp. kominek)
Zmartwiony, ze moj drogi przyjacielo chleje na umor z powodu utraconej milosci pobieglem do naszego bungalowa. Po drodze sie zgubilem, bo zapomnialem zapamietac, pod ktorym numerem dostalismy pokoj, ale jakos dotarlem. I co widze?
Trzezwego Andrzeja.
– Andrzej, dlaczego jestes trzezwy?
– Bo nie pilem.
– Andrzej, dlaczego nie piles?
– Bo w dzien nie pijemy.
Barman w chuja by mnie nie zrobil. Polozylem sie na tapczanie i zaczalem rozmyslac. Andrzej nabral wody w usta i milczal. Oboje czulismy, ze kwestia czasu jest az zadam mu kolejne niewygodne pytanie i tym razem trafie.
– Andrzej…
– No…?
– Natychmiast wyciagnij kontrabande i wylej wszystko do wanny.
– Skad wiedziales?
Wiedzialem, bo dostrzeglem jak rano przyniosl do pokoju (jeszcze w hotelu) pare pustych butelek i myslac, ze nic nie widze schowal je na balkonie.
Przyniosl dwie pelne buteleczki.
– Kominek, daja nam alkohol za darmo. Bedziesz frajerem, jesli to wylejemy i nie wezmiemy do Polski. Do konca tygodnia jestem w stanie zlac do tych butelek co najmniej 10 litrow i nie wzbudzic podejrzen. Przemysl to…
Przemyslalem. Glupota byloby kazac mu wylewac drogocenny nektar, ale ustalilismy, ze nie bedziemy robic wiochy i zachowywac sie jak glupie polaczki. Wypijemy wszystko na miejscu.
Niestety nasz misterny plan sie nie powiodl.

KORUMPOWANIE ARABA

Widzialem taka scene w serialu „Rzym”. Glowny bohater placi lekarzowi. Rzuca mu na dlon monety tak dlugo jak dlugo lekarz wymienia co zrobil, by uleczyc chorego.
Nastepnego dnia w poludnie odwiedzil nas znajomy ciec hotelowy. Wiedzialem, ze nie przychodzi po krokodyla, bo krokodyla nie tylko juz dawno nie bylo, ale Andrzej chyba postanowil, ze czesc pieniedzy zarobionych na sprzedazy kamieni, przeznaczy na zakup swojej wymarzonej zabawki, wobec ktorej mial „wielki plan”. Widzialem go u hotelowego sprzedawcy pamiatek, wielorybow i krokodyli w poniedzialek, widzialem go takze we wtorek. Stal i sie wyklocal o cene. Chyba pozazdrosil mi umiejetnosci targowania, ktora zaprezentowalem mu w medinie 🙂

Okazalo sie, ze sprzataczka codziennie rano wymieniajaca nam reczniki doniosla do szefostwa, ze w naszym pokoju mieszkaja nielegalnie dwie butelki alkoholu. Grozny arab krzyczal na nas jakby byl naszym ojcem, wzial oba nektary i juz chcial zabrac ze soba, gdy droge zagrodzil mu Andrzej.
– Komin, zrob cos. Ten alkohol z tego pokoju nie wyjdzie!
– Andrzej, wez aparat i zrob to co z Helmutem w autobusie – powiedzialem do kolegi po polsku i po angielsku do araba – Dogadajmy sie. Krzywda ci sie nie stanie, jesli zostawisz te dwie butelki i przykniesz oko na kolejne.
Wyciagnalem z kieszeni monety jednodinarowe, chwycilem jego dlon i poczalem klasc po jednej proszac, aby powiedzial „STOP” gdy zapomni, ze cos w tym pokoju znalazl.
Skurwiel naliczyl sobie 17 dinarow! Ale mnie wkurwil. Jebaniec powinien skonczyc po maksymalnie dwoch! Za 17 dinarow to my sobie dwie flaszki w sklepie kupimy do chuja pana!
Usmiechniety podziekowal i skierowal sie do wyjscia.
– Ee ee! – jeknalem do niego. – Nie tak szybko, maj frend.
Andrzej wstal i bez slowa podszedl do araba. Pokazal mu na aparacie filmik. Na filmiku bylo nagranie jak placilem cieciowi hotelowemu za milczenie.
Wyciagnalem otwarta dlon i zwrocilem sie do ciecia:
– Jak myslisz, ile monet polozysz na tej dloni zanim zapomne, ze cie skorumpowalem i nie doniose o tym twojemu szefowi?
Oddal wszystko 😉

WIELKI DMUCHANY…

Noc z wtorku na srode.
Ja juz w pokoju, czytam sobie jedyna polska gazete, jaka wzialem ze soba. Notabene czytam ja juz trzeci raz i jeszcze kilka dni, a zaczne sie uczyc na pamiec artykulow albo czytac teksty wspak. Tutaj polskich gazet nie ma, nie bylo i nie bedzie.
Slysze na zewnatrz kroki. Ktos idzie. Otwieraja sie drzwi. Najpierw wchodzi wielki dmuchany krokodyl, a za nim usmiechniety od ucha do ucha Andrzeja. Trzyma w lapach tego przekletego potwora i gapi sie na mnie.
– No co jest? Nie zapytasz mnie skad mam wielkiego dmuchanego krokodyla?
– Nie dam ci tej satysfakcji – odpowiedzialem nie odrywajac wzroku od gazety, choc ciekawilo mnie za ile go utargowal i szedlem o zaklad, ze przeplacil.
Polozyl swoje malenstwo obok lozka, poglaskal, przytulil i wsunal sie pod koldre. Jeszcze chwile porozmawial ze swoim towarzyszem, mowil cos o rodzinie, dzieciach, domku na wsi…
Rano rozlega sie pukanie do drzwi. Andrzej jak zwykle zakopany w poscieli ani pomysli ruszyc dupe i otworzyc, mimo iz poranne pukanie zawsze ale to zawsze oznaczalo problemy zwiazane z nim. Tym razem problemow mialo nie byc.
Otwieram drzwi. Stoi ciec hotelowy, jakis nowy, ten skorumpowany chyba bal sie przyjsc.
Wyciaga reke, otwiera dlon tak jak zwykle robia to ciecie czekajacy na napiwek i czeka.
– Ochujales? – pytam sie go. – Za co mam ci, kurwa, placic?
Ten milczy.
– Spierdalaj. Sami nosilismy bagaze do bungalowa!
Ten milczy.
– Oddaj im go – slysze nagle spod koldry glos Andrzeja.
– Co…?- mruknalem nie bardzo kumajac o czym on mowi i nagle wszystko sie stalo jasne…- Nie, Andrzej, powiedz mi, ze to nie jest prawda!
Ale to byla prawda. Andrzej nie kupil krokodyla. Ten bezczelny gnojek ponownie zapierdolil go z basenu!
Wpuscilem ciecia do srodka i pokazalem mu lezacego obok andrzejowego lozka krokodyla. Arab wzial go pod pache i bez slowa pozegnania wyszedl.
Usiadlem na lozku i zwrocilem sie do spiacego kolegi.
– Wyjasnij mi to, bom za glupi by pojac co czujesz do tego krokodyla?
Pan Andrzej nie raczyl odpowiedziec.