ANDRZEJ: HISTORIA CHOROBY
Kim on jest?
Legendarna postać tego bloga. Ma więcej fanek niż Kominek. Ale w przeciwieństwie do mnie, jego istnienie poddawane jest w wątpliwość.
Niesłusznie. Oto skrócona historia przygód Andrzeja opisanych w ciągu ostatnich 6 lat na tym blogu. Niestety część tekstów jest chwilowo niedostępna, dlatego tym bardziej nowi czytelnicy powinni zapoznać się z tym tekstem.
ON, ANDRZEJ
Znamy się praktycznie od urodzenia, choć ma pamięć aż tak daleko nie sięga. Jego tak. Razem chodziliśmy do szkół, choć do innych klas, razem kochaliśmy te same osoby. On swoją siostrę i ja jego siostrę. Miałem wtedy 15 lat, ona chyba 12 i gdyby nie prośba Andrzeja, abym z z seksem z nią poczekał chociaż do pierwszej miesiączki, dziś pewnie byłbym ojcem, a wciąż jestem prawiczkiem. Na wszelki wypadek w torebce zawsze noszę podpaskę i czekam na okres.
On nauczył mnie picia, ja nauczyłem go, że parówki się nagrzewa. I zjada, bo wcześniej tego szajsu nie tykał. Dziś stanowią jego podstawowy pokarm.
Na blogu pojawił się już w marcu 2006 r. w paru tekstach, następnie w dwóch pisanych latem, ale na stałe zadomowił się, gdy na przełomie 2006 r. i 2007 r. przeprowadził się do Warszawy. Już wtedy widziałem w nim potencjał i zapowiedziałem czytelnikom, że Andrzej dostarczy nam sporo zabawy. Czytelnicy kazali mi się pieprzyć. Akceptowali go tylko dlatego, że nie mieli innego wyjścia
Aż do czasu pierwszej wyprawy do Tunezji, podczas której kupił sobie ich sympatię, a ja byłem na tyle ślepy, ze nie zauważyłem, iż wtedy zaczęto czytać bloga nie dla Kominka, a dla Andrzeja.
MYŚL PROSTA I INTELEKTEM NIESKALANA
Nigdy nie cierpiał na polityczną poprawność, a że wychowywany był w biedzie i bez dostępu do wynalzków w rodzaju komputer, mydło czy telewizor, nie można mu się dziwić, że widząc pierwszy raz w życiu Murzyna w basenie, stał i zastanawiał się, dlaczego ten się nie rozpuści.
Gdy poznał Japonkę, zapytał wprost, czy ta ma takie krzywe gały, bo matka w ciąży azbest z dachów zrywała?
Żydom Dwóm, którzy podróżowali z nami po Egipcie groził gazem i używał jako przynęty na strażników piramidy Cheopsa, na którą się wdrapał. Ponoć od ćwierćwiecza nikt nie wszedł wyżej od niego.
Spił marynarzy sterujących naszym statkiem i wobec realnej groźby zatonięcia pocieszał, że w razie problemu pozbędziemy się zbędnego balastu – dwóch murzynów z naszej ekipy.
Gdy poznawalem go z Beatą, co to miała ogrooomne piersi, najpierw przywitał się z jej cyckami i wcale nie krył, że nic poza nimi go nie interesuje.
Do legendy przeszedł jego wyczyn, gdy na przejściu granicznym egipsko – izraelskim, z którego roztaczał się widok na także na Autonomię Palestyńską i Jordanię, nie wytrzymał zemsty faraona i tuż pod drzewew zrobił wielką kupę. Ku zdziwieniu obserwujących go wojskowych, którzy obserwując kierunek, jaki wskazuje dupa Andrzeja, tłumaczyli sobie na kogo on sra. Żydów czy Arabów? Obeszło się bez rozlewu krwi.
W czasie pobytu w Sharm el sheik kilka ulic od naszego hotelu odbywała się międzynarodowa konferencja z udziałem George’a Busha. Andrzej nie znalazł czasu na spotkanie z nim, choć rok wcześniej nie posiadał się z radości, że w naszym hotelu przebywa także słynna gwiazda porno – Clara Morgane. Notabene przebywał też Carlos z „Gotowych na wszystko”, ale zgasiłem podnietę Andrzeja twierdząc, ze z drugoplanowymi aktorami się nie zadajemy.
O ile jego kupa mogła wywołać wojnę, o tyle mocz uratował sympatycznego dresiarza od samobójczej śmierci. Poznalśmy gostka siedzącego na drzewie z liną wokół szyi i nie mogąc zdecydować się, jaki nick mu dać, nazwaliśmy go Drzewman – Batman. Szczegółów tego zdarzenia nie opowiem, bo wszyscy powinniście znać na pamięć ten tekst.
KOBIETY W ŻYCU ANDRZEJA
Mężczyźni zazdrościli mu szczęścia do kobiet, kobiety współczuły braku szczęścia w miłości.
Andrzej prawie zawsze nieszczęśliwie się zakochiwał. W Tunezji związał się najpierw z Wielkim Dmuchanym Krokodylem, następnie znalazł gdzieś na śmietnisku jakąś tunezyjską piękność, która ponoć była córką jakiegoś ważnego polityka. Trzy miesiące później rzuciła go przez sms.
Obolałe serce zagoiło mu się już pół roku późnieij podczas rejsu po Nilu, gdzie poznał Japonkę, co to włosów łonowych nie goliła.
Obiecali se miłość aż po grób i na dobrą sprawę sam nie wiem dokładnie jak się to między nimi skończyło, ale trwało to długo. Pół roku później podczas kolejnej wyprawy został razem z nią w Izraelu na parę miesięcy.
Znowu nie wyszło, ale w styczniu br. w Meksyku poznał Tanię, z którą przeżył coś, co nazywał najczystszą formą miłości i bynajmniej nie miał tu na myśli kwestii higienicznych, z którymi zawsze był na bakier. Z Tanią też mu nie wyszło. Była motylkiem, którego musiał poświęcić, by nie spełniła się pewna przepowiednia.
WOJOWNIK
Był wielkim wojownikiem, ale miał dobre serduszko. W Tunezji podczas jazdy quadami zatrzymał się przy czyjejś posiadłości, aby wypuścić na wolność Strusia Pędziwiatra. Pojedynek ze strusiem przegrał i on i mój aparat.
Gdy wypłynęliśmy na rafy koralowe, on jeden zadziwił całą ekipę, gdy tuż po skoku do wody okrążyły go dziesiątki tysięcy kolorowych rybek. Już wtedy pomrukiwano, że prawidziwie on świętym jest, bo do nikogo tak nie lgnęły. Sekret był w śniadaniu, które trzymał w swojej kieszeni i które wskoczyło do wody razem z nim. Obiecał mi wtedy, że kiedyś ten sam czyn powtórzy z rekinami.
Jednakże największą obsesją Andrzeja oraz tematem niezliczonych tekstów z były jego polowania na najstraszliwsze potwory tego świata. Do dziś pamiętam Andrzeja na tle zachodzącego słońca z maczetą w ręku, tuż po spoktaniu z krokodylem.
POSZUKIWACZ
Dziś mogę wam zdradzić, bo półtora roku temu nie chciałem zostać wyśmiany, ale podczas naszych przygód w Jerozolimie pomagałem Andrzejowi szukać Arki Przymierza. Ponoć później odnalazł ją, ale musiał sprzedać, żeby mieć kasę na powrót do Polski. To dzięki Andrzejowi dowiedziałem się, kto strzeże Arki, dlaczego sfinks nie ma nosa i co naprawdę wydarzy się 21 grudnia 2012 r.
To on pokazał mi jaką frajdę daje odłupywanie ze ścian starych egipskich malowideł w Dolinie Królów i przy nim mogłem zapomnieć, że pod paznokciami zostaje mi historia sprzed tysięcy lat.
BIZNESMEN
Gdy na jeden dzień zostawiłem go gdzieś w Tunezji, ten otworzył interes – sprzedawał polskim turystom kamyczki wyłowione ze strumyka, wmawiając, że mają lecznicze właściwości.
Miał ręce, które leczą – osobiście smarował staruszki maścią, którą nazwaliśmy „Boże dmuchnięcie”. Zapewniał, że będą wiecznie młode.
Wiedział, jak się zarabia „na torebkę”, „na łabędzie”, „na księdza”.
Odmówił pracy w makdonaldzie, bo nie pozwolono mu zostać kierownikiem.
Do dziś nie wiem z czego żył, choć w jego domu był taki burdel, że można było znaleźć wszystko – od ubranek zaginionej w Portugalii Madaleine po szczątki nieznanych gatunków dinozaurów.
ŚMIERĆ
Został świętym za życia.
Lubił wąchać falamastry, jeść klej biurowy, sikał do dżakuzi, nie lubił toalet, które podczas robienia kupy pluskały go w tyłek, nie cierpiał myć talerzy z zaschniętą musztardą, bo śmierdziały. Kiedy brakowało mu czystych skarpetek, zakładał brudne, gdy zapominał szczoteczki do zębów, kupował więcej gum do żucia, gdy reszta antyperspirantu starczyła mu tylko na jedną pachę, kazał mi iść z drugiej strony.
Za swoją największą życiową porażkę uznał przegrany casting do roli Maciusia z Klanu.
Miał wiele imion,w zależności od kraju, do którego jechaliśmy i humoru czytelników: Andrzej, Endriu, Anszei, Anszej, An Dzej, En Dżel.
Należał do tego nieistniejącego gatunku ludzi, którzy żyją z dnia na dzień. Gotowi zostawić wszystko i płynąć z wiatrem. Nie dbał o pieniądze, do niczego nie tęsknił, nie rozpamiętywał i był zbyt głupi, aby patrzeć w przyszłość dalszą niż poranny kac. Wywoływał skrajne emocje, bez wątpienia czynił też wiele szkód, ale był jak Mefisto u Goethego – „tej siły cząstka mała, co złego pragnie, a dobro wciąż działa”. Ze wszystkich kłopotów, w jakie nas wpędzał, głównie te z obsługą hotelową, krwiożerczą Zytą czy bydłem turystycznym, którym podczas jednej z wycieczek musieliśmy się opiekować – zawsze wychodził obronną ręką.
Buk wiedział, że wszystko, co robił Andrzej było dobre, ale zabrał nam go w najbardziej symbolicznym miejscu, jakie można sobie wymarzyć – Ziemi Świętej.
Umarł w Izraelu pod koniec maja 2007 r., opłakiwany przez czytelników, którzy wiedzieli, że kończy się pewna era i odchodzi to, co w ich życiu było najpiękniejsze. Wielu nie pogodziło się z jego odejściem, statystyki samobójstw i rozwodów poszybowały, mnożyły się rozboje i zamieszki na ulicach.
Ale czasu nie można już było cofnąć. Pokolenie Andrzeja umarło razem z nim.
A on zmartwychwstał pół roku później, bijąc rekord Chrystusa o ponad 150 dnii.
NIEZNANE PRAWDY:
1. Gdy zaczynałem pisać o nim, postanowiłem, że muszę przerysować jego postać, aby czytelnicy zaakceptowali, że bohaterem tekstów nie będzie już tylko Kominek. W efekcie doprowadziłem do tego, że bardzo wielu czytelników przestało wierzyć w jego istnienie. Andrzej istnieje, choć sam nie wie, że go opisywałem.
2. Na dwóch z czterech wypraw byli z nami członkowie naszych rodzin, ale już dawno podjąłem postanowienie, że rodziny nie będę do bloga mieszał, dlatego nigdy nie wspomniałem o nich nawet słowem. Poza tym oni mieli tam swoje życie, my z Andrzejem swoje.
3. Podczas wyprawy na saharę byłem sam, bo andrzej musiał cofnąć się po zagubioną torbę. W rzeczywistości w ogóle nie pojechał ze mną na wycieczkę.
4. Historia z Drzewmanem Batmanem została opisana latem 2007 r. W rzeczywistości wydarzyła się 6 lat wcześniej.
5. Historia z Andrzejem u dentysty (wtedy co dostał wbrew swej woli narkozę) została napisana w listopadzie 2007 r. W rzeczywistości wydarzyła się wiele lat wcześniej i nie brał w niej udziału Drzewman.
8. W tekstach Andrzej zwraca się do mnie „Kominku”. W rzeczywistości zawsze po imieniu, bo nie zna mojego nicka.
9. – Nigdy nie wystarczało czasu i miejsca, by opisać wszystkie historie, dlatego niektóre opowiadałem na kolejnych wyprawach udajac, że dzieją się aktualnie. Zaliczyłem raz przez to wtopę dwukrotnie opowiadając pierwsze spotkanie andrzeja z langustą.
Aktualnie o Andrzeju możecie przeczytać tylko w tekstach z wyprawy do USA oraz w niektórych rozrzuconych po całym blogu. Warto skorzystać wyszukiwarki, którą macie po prawej.
W planach mam wrzucenie na tego bloga pozostałych przygód z Andrzejem, ale muszę się bardziej zmotywować.
Pingback: Teksty z wyprawy do USA | Kominek IN
Pingback: KSIĘŻYC NAD MARZENIAMI | Kominek IN
Pingback: Stary człowiek i jego budka | Kominek IN
Andrzej to nie imię – Andrzej to styl życia
Pokochalam Andrzeja chociaz tego nie chcialam. Nie chcialam, ale to sie stalo. I teraz juz zawsze bede go kochac. Zawsze bede go kochac. Anszei, wroc!!
Tak, tak, pamiętam te czasy gdy Anszej był wśród nas…
Chwała Ci o Wielki Anszeiu ! Tyś wielkim wodzem a mądrość Twa wyprzedzała Twoje lata. Tyś nieśmiertelnym władcą naszych umysłów albowiem w Pamięci zachowamy Cię po wsze czasy.
Tak nam dopomóż Buk.
Pokochałam Andrzeja
Pingback: Majówka z kolegą Andrzejem | Kominek IN
Pokochałam Andrzeja od jego spotkania z krokodylem.